[c]TESTAMENT KOCHANOWSKIEGO[/c]
1. O wyborze systemu
Czemu Dzikie Pola? Z sentymentu do Sienkiewicza, z zamiłowania do Komudy, zachwytu nad utworami Kaczmarskiego i Kowalskiego o tematyce sarmackiej, nostalgii nad utraconymi Kresami... Poza tym, z czystej przyjemności zaczynania nie jako Hans z Imperium, biedny rzezimieszek, a jako mniejszego formatu Wiśniowiecki, Chodkiewicz, czy inny...
Rzeczpospolita jest wielka, była wielka i będzie- trzeba na to spojrzeć tylko z odpowiedniej perspektywy i dać z szabli tym, którzy się z nami nie zgadzają
2. Osoby dramatu
Jacek Królikowski, towarzysz lekkiego znaku z chorągwi królewicza jegomości, pan na Królikowicach. Śmiertelny wróg starościca zygfulskiego, Zygmunta Stadnickiego. Wrócił z wyprawy moskiewskiej królewicza Władysława.
Tomasz Łęski, hreczkosiej z sanockiego, wzbogacony na wojnie moskiewskiej, wykonawca testamentu Mikołaja Kochanowskiego, kluczowego dla całej akcji...
Jerzy Grudziński, rębajło z sanockiego, który więcej chleje, niż bije. Mógłby dachy malować czupryną, bo wielkolud. Siły wielkiej, fantazji nikczemnej.
Jest jeszcze ostatnia postać, ale jakoś nazwisko za trudne do spamiętania. Choć Polak, jakieś takie pludractwo z niego wyszło. Postać nazywa się Paweł, rębajło, razem z Łęskim i Kochanowskim był na wojnie moskiewskiej, drugi wykonawca testamentu.
3. Treść dramatu.
PROLOG
PIEŚŃ I: TESTAMENT KOCHANOWSKIEGO
Pan Mikołaj Kochanowski herbu Korwin, pan na kilku wioskach w sanockiem, wielki burda i zajezdnik, zginął w czasie nieudanego szturmu Moskwy w 1617. Przed bitwą spisał testament, którym uczynił dziedziczką całego majątku swoją córkę, Barbarę, z uwagi na to, że syn i żona przepadli przy najeździe tatarskim przed laty. Wykonawcami testamentu, i dzierżawcami jednej wsi, Gardoczy, uczynił pan Kochanowski Łęskiego i Pawła, którzy po skończonej wojnie wracają do rodzinnej ziemi sanockiej.
AKT I (Wola nieboszczyka)
SCENA I: ŻYDOWSKIE WIEŚCI
Sanok nie jest miastem dużym, ani nadzwyczajnym. Jest jednak miastem, który był osią wcześniejszego życia bohaterów. W karczmie prowadzonej przez Żyda Izajasza kompanija stara się uzyskać informacje o obecnej sytuacji w regionie. Arendarz narzeka, jak to Żydowinowi przystało (Złe to czasy, złeeeee... Ale dobre dla interesów), jednak panowie szlachta dowiadują się, że żyć nie daje tutaj Zygmunt Stadnicki, zwany Diablęciem. Jest to syn Diabła Łańcuckiego, nieodżałowanego Stanisława Stadnickiego herbu Śreniawa. Izajasz przypomina graczom znane epitafium wichrzyciela: Gdyby on tu, przechodniu, nie leżał, to ty byś tu leżał. Dowiadują się także, że Barbara Kochanowska jest pod opieką Lwa Niewiadomskiego, zwanego Lwem Sanockim, któren to z Batorym Psków przed laty jeszcze szturmował. Kompanija dochodzi do wniosku, że najlepsze co może zrobić, to się napić. Więc piją.
SCENA II: SABATOWIE STADNICKIEGO
W karczmie siedzi dwóch sabatów, którzy pilnie wpatrują się w Królikowskiego. Szepczą przez chwilę, po czym jeden wstaje i podchodzi do stołu kompaniji z pytaniem: Tyś jest Królikowski?, Ja żem, odpowiada szlachcic.
Sabat pozdrawia w imieniu Stadnickiego i zaprasza na "gościnę" do Łańcuta, Królikowski przyjmuje "zaproszenie" uprzejmie obiecując przybycie. Sabat rozpoczyna sprzeczkę, chcąc doprowadzić do burdy. Ostatecznie jednak do walki nie dochodzi, a sabaci opuszczają karczmę, obiecując rychłe spotkanie. Królikowski wzdycha, żałując, że nie zabił chamów.
SCENA III: LEW SANOCKI
Oto do karczmy wstępuje sam Lew Niewiadomski, szlachcic stary, dobrze znający kompaniję z lat wcześniejszych. Kpi okrutnie z każdego z panów braci, a szczególnie z pana Łęskiego, którego uważa "za stracha na stare baby" i uważa, że jeno od plagi much pan Łęski Rzeczpospolitą zbawić może. Niemal umiera ze śmiechu, kiedy pan Łęski zdradza się z tym, że będzie opiekunem Barbary Kochanowskiej. Lew Sanocki kocha Basienkę jak własną, twierdząc, że więcej w niej kawalerskiej fantazji niźli w kompaniji, z panem Łęskim na czele. Odradza panu Królikowskiemu wyjazd do Łańcuta. Kiedy gracze okazują mu testament, szlachcic marszczy brwi i wyraźnie jest zaniepokojony. Nie mówi nic jednak, zrzuca żartem, i pije. Panowie bracia takoż.
SCENA IV: NIE MASZ STAROSTY W SANOKU
Panowie bracia udają się do kancelarii starosty, by oblatować testament. Napotykają jednak jedynie pana podstarościego Karlicza, Rusina, który ma smutny obowiązek egzekwowania praw. Pan Karlicz także zna kompaniję z lat przed wyprawą moskiewską, nawiązuje się więc życzliwa rozmowa. Jednak starosty w Sanoku nie ma- razem z pachołkami wyjechał egzekwować wyrok. Panowie bracia przyjmują zaproszenie Niewiadomskiego do Gardoczy.
SCENA V: W GARDOCZY PRZYPADKI
Gardocz jest wsią dużą i bogatą, dwór stoi na wzniesieniu. Drewniany, lecz podmurowany. Świeciły się z dala pobielane ściany. Panowie bracia jedzą, piją i weselą się wraz z Niewiadomskim. Całą atmosferę psuje jednak wiadomość, że syn nieboszczyka Kochanowskiego, Stanisław, przeżył niewolę turecką i wrócił, wieszając się klamki Stadnickiego. Dokument nieoblatowany nie ma większej wartości prawnej, trudno też odmówić synowi praw. Dokument to jednak dokument, wola nieboszczyka wolą świętą... Zresztą, Gardocz w dzierżawę to nie w kij dmuchał, panowie bracia nie mają więc zamiaru dzielić się z dziedzicem. Scena kończy się pojedynkiem między Łęskim a Pawłem, który oskarżył hreczkosieja o tchórzostwo w wojnie moskiewskiej. Pojedynek wygrywa Łęski, co Niewiadomski skwitował następująco: kułeś waść jak komar, czas komara przytnąć, i spać wszyscy poszli.
AKT II (Do wojny przygotowania)
SCENA I: KANCELARIA STAROSTY, Z DIABLĘCIEM SPOTKANIE
Następnego dnia całą kompaniją, razem z pannami Kochanowską i Niewiadomską, córką Lwa, ruszono do Sanoka, by oblatować dokumenty. Pan Niewiadomski z pachołkami miał też jakowyś interes do pana Łukasza Opalińskiego, człowieka poczciwego, który z Diabłem przed laty wojował. Pan Przyjemski, starosta sanocki, ze swoim powiedzeniem Prawo jest prawem, nie przypada do gustu wykonawcom testamentu. Tylko Łęski i Paweł załatwiają sprawę ze starostą, Królikowski z Grudzińskim ruszają w tym czasie do karczmy.
Następuje pierwsze spotkanie kompaniji z Zygmuntem Stadnickim- w budynku kancelarii. Wyniosły, z pogardliwym stosunkiem do szlachty polskiej, dziedzic Łańcuta nakazuje Łęskiemu się przesunąć, kiedy lepsi od niego przechodzą. Pan Łęski nie słynie z odwagi, ustępuje. Znasz swoje miejsce, szaraczku, żegna go starościc.
Starosta Przyjemski mówi, że nie może oblatować testamentu. Ja waszmościom wierzę, ale... Prawo jest prawem, mówi. Poleca wysłać kogoś do Grodna na Sejm, by kancelaria hetmańska stosowne dokumenty wystawiła. Starosta nie wie nic o Stanisławie Kochanowskim, panowie bracia go z tej niewiedzy nie leczą. Zdenerwowani wychodzą z kancelarii. Do Grodna pojedzie Jakub Niewiadomski, syn Lwa. Ma być w ciągu miesiąca.
SCENA II: KRÓLIKOWSKI ZE STADNICKIM
Tymczasem Królikowski z Grudzińskim udali się do karczmy Izajasza, którą znajdują pełną... pachołków Stadnickiego. Nie przejmując się tym za bardzo, panowie bracia siadają w karczmie wołając piwa. Żyda nie było, tylko trzech pachołków, z czego jeden zaraz wybiegł z gospody.
Do karczmy wchodzi Stadnicki. Znudzony siada i popija z kufla. Jeden z jego pachołków coś mu szepcze. Starościc spogląda na Królikowskiego, uśmiecha się demonicznie. Chodź mi tu, panie Królikowski. Pana także zapraszam, panie Grudziński. Panowie bracia podchodzą, dosiadają się do stołu. No, panie Królikowski, jużem myślał, że cię Moskwicini wytłukli... Na nic innego nie zasługujesz, jak na to, by cię psy zjadły. No, ale wtedy nie mógłbym cię dopaść osobiście... ZA TO CO MI ZROBIŁEŚ, Z KURWY SYNU!. Rozpoczyna się krótka wymiana ostrych zdań, których cnotliwość nie pozwala przytaczać . W każdym razie, efekt jest jeden: dochodzi do burdy.
SCENA III: BURDA
Królikowski wypalił z pistoletu, okrutnie raniąc jednego z pachołków Stadnickiego. Szabli dobyć nie zdążył, rzuciło się na niego czterech. Pan Grudziński, chłop postawny na tyle, że czupryną zamiatał sufit gospody, chciał przewrócić stół. Byłby to uczynił, ale... W karczmie ławy przybite są do podłogi. Zdenerwowany rębajło gołymi rękami rzucił się na pachołków, starając ich się ogłuszyć. Królikowski próbował strzelić do Stadnickiego z drugiego pistoletu, ale ten, niezbyt odważnie, lecz rozważnie, skoczył pod stół.
Królikowskiego dopadło czterech, próbując go krępować. Wpadła do karczmy reszta drużyny. Kilka strzałów, kilka trupów i rannych. Dobyli szabel. Doskoczyli do nich pachołkowie. Pan Łęski zrobił taktyczny odwrót, umykając z karczmy, zostawiając Pawła na łasce nieprzyjaciela. Ten także poważnie dostał z ormianki. Jeszcze Łęski wrócił, próbując szczęścia, doszedł jednak do wniosku nader słusznego: bez pomocy z pewnością przegra. Skoczył więc na konia. Został jednak raniony w plecy, bo Stadnicki spod stołu strzelił do niego z dragońskiego pistoletu. Kurwiąc wniebogłosy, pan Łęski skoczył po Niewiadomskiego.
SCENA IV: WEJŚCIE LWA
Niewiadomski szybko, jak na swoją pokaźną tuszę, rusza z pachołkami do karczmy. Stadnicki wyłazi spod ławy i próbuje ratować swoją poszarpaną godność. Paweł jeszcze się broni, Królikowski próbuje brzytwą rozciąć węzły, Grudziński ogłuszony leży na posadzce. Diablę zwycięża, ale tylko na chwilę. Lew Sanocki wchodzi chmurny do karczmy. To moja karczma, mości Stadnicki. Zabieraj pan rannych i zabitych, i spieprzaj stąd, inaczej się porachujemy!. Dobrze, mruknie Stadnicki. Wychodzi. Niewiadomski wściekle spogląda na kompaniję. Zachciało się wam umierać?! Jeśli tak, to nie w mojej karczmie! Ruszyli do Gardoczy, gdzie zostali opatrzeni.
SCENA V: CI VIS PACEM, PARA BELLUM (Chcesz pokoju, gotuj się do wojny)
W Gardoczy następuje narada wojenna. Gracze zastanawiają się, co czynić. Pan Niewiadomski radzi czekać na oblatowanie dokumentu w Grodnie, Łęski waha się, czy nie zrezygnować w ogóle. Królikowski ma w głowie tylko jedno- dopaść Stadnickiego. Długie dysputy nie dają rozwiązania. Trójka z graczy postanawia udać się do kościoła, zgodnie z zasadą: jak trwoga, to do Boga. Poza tym, należy szukać pomocy ze Stadnickim. Sami rady na pewno nie dadzą.
SCENA VI: CZEGO NIE WIESZ, KSIĘDZA PYTAJ
W kościele sanockim cały zaścianek Karliczów zanosił modły. Podstarości Karlicz, też tam obecny, rozmawia z kompaniją na temat ostatnich wydarzeń. Gracze nie proszą o pomoc, a może powinni. Wchodzi do kościoła proboszcz. On też ma zatarg ze Stadnickim. Gotowy jest wspomóc kompaniję pachołkami i bronią, jeśli zdecydują się walczyć. Jednak do jednomyślności panom braciom daleko.
4. Wrażenia
Na tym sesję skończyliśmy. 3 godziny dobrego sarmacenia się. Drużyna była zgrana, choć przy końcu znać było, że nie za bardzo mają pomysł, jak rozwiązać sprawę Stadnickiego. Dobra gra Łęskiego i Królikowskiego, reszta graczy w odwrocie. Było nieźle, dużo się działo. Bez dłużyzn, gracze też nie odstawiali akcji jak w Monastyrze- dużo robią nic. Tutaj było działanie, była aktywność, była chęć. Byle więcej takich sesji.
5. Problemy techniczne i ich rozwiązanie
Nie było problemów technicznych. Za Punkty Walki używaliśmy zapałek, wypalone- rusznica, z główkami- szabla. Nie myliło się. Walka na wiele osób w Dzikich Polach nienajlepiej mi wychodzi, będę musiał nad tym popracować.
Posłowie:
Chyba to pierwsze raporty z sesji Dzikich Pól. Mam nadzieję, że mój opis przypadnie do gustu i się przyczynię do propagowania tego wspaniałego systemu.
Czołem!