kaduceusz pisze:Takie słynne "a teraz MG radź sobie sam" - w domyśle - "jak nie potrafisz zaimprowizować sobei samemu wszystkiego od poczatku do końca to nie mistrzuj".
Z mojego punktu widzenia, to wygląda, tak, że pomysły nigdy się nie marnują. Żadko w jakikolwiek sposób rozpisuje przygody, bo czas poświęcony na rozpisywanie wolę przeznaczyć na rozmyślanie nad przygodą.
Jeżeli BG nie odwiedzą jakiegoś miejsca, nie porozmawiają z jakąś osobą - to przeciez pomysł się nie zmarnuje. Zostaje w głowie razem z opisem i wyobrażeniem tej sceny.
Jak potem w trakcie innej sesji zrobią coś nieoczekiwanego, to mogę z uśmiechem iluzjonisty wyciągającego królika z kapleusza - 'wstawić' którąś z niewykorzystanych scenek/pomysłów/wątków w miejsce tego co BG 'powinni' aktualnie robić.
Więc nie jest to jakaś Wielka Improwizacja - a raczej mała improwizacja + niewykożystane lub odłożone na bok pomysły. Coś takiego jest już w zasięgu MP który poprowadził 2-3 własnoręcznie obmyślone przygody.
kaduceusz pisze:Dobra przygoda tworzy środowisko gry, w którym postacie graczy mogą się poruszac i na które moga wpływać.
True, true..Zwłaszcza z tym wpływaniem często jest problem.
ShadEnc pisze:Na "1" w rzutach obronnych oparte są jedne z najfajniejszych sesji, jakie pamiętam ze swojej kariery jako MG D&D.
Najfajniesza z sesji którą pamiętam - miała miejsce w Warhammerze (1 edycja)
Byłem 'tylko' graczem
Była oparta na przeciwnieństwie '1' - czyli sukcesie (moim w rzutach)
Mimo, że byłem schowany w krzakach na krawędzi lasu to mnie wypatrzył. Jakiś plugawy pomiot chaosu w zbroi i ze skrzydłami. Zaczął szarżować na mnie. Odległość była spora. Wbiłem trzy strzały w ziemię, czwartą wziąłem do ręki, uklękłem i zaczałem szyć do niego z łuku. Pierwsza strzała - pudło. Demon coraz bliżej. Druga strzała odbija się od pancerza. Demon coraz bliżej, trzecia strzała - pudło. MG zadaje mi coraz bardziej natarczywe (i sugestywne) pytania czy przypadkiem nie uciekam do lasu, że mam jeszcze czas by wstać i zacząć biec...
Ale ja w swojej upartości stwierdziełem, że to może być piękna śmierć.
Ostatania strzała - demon 10 metrów ode mnie.
Kafar w zbroi - a ja bez ukończonej 1 profesji.
Rzuty jawne (jak zawsze).
Już szykuję swój jedyny Punkt Przeznaczenia...
Ale najpierw...
Strzelam.
Trafiam!!!
W kolano.
Rzut na obrażenia = 6, sprawdzam czy będzie dorzut... JEST! - rzut na obrażenia 6, Znowu sprawdzam czy będzie dorzut... JEST!!! - rzut na obrażenia 5.
Strzała przebija kolano na wylot.
Od tamtej pory mam tendencję do nieustannego wspominania tamtej sceny.
...a co by było gdyby MG na upartego chciał zachować tą kreaturę przy życiu? Pewnie bym się strasznie wściekł.
Oczywiście jest taka możliwość (nigdy się nie przyznał) że nieco mi pomógł, dodając 1 lub 2 punkty obrażeń, ale w tym wypadku nie mam mu za złe, że dostosował opis do niespotykanego szczęścia.
Nie czuje się oszukany - było fajenie i o to przecież chodzi
Pewnych rzeczy w takich sytuacjach się nie robi bo są chamskie dla graczy
To tak jakby w opisanej przez
Enca sytuacji ze smokiem,
ShadEnc ze złośliwym uśmiechem na twarzy zaczął rzucać smokowi na obrażenia od upadku (bo pewnie smok by przeżył).
Oczywiście wtedy jest się 'chamskim' dla BNa lub jakiegoś potworka... ale to nie oni są bohaterami RPGa