Bardzo długo zastanawiałem się, czy warto poruszać zjawisko, które mam zamiar opisać w tym felietonie. Temat to trudny, gdyż tyczy się przestępstw, popełnianych przez wielu miłośników RPG, nie tylko w Polsce. Mowa o kradzieży własności intelektualnej, jaką jest kserowanie podręczników i ściąganie ich w formacie pdf. Problem elektronicznych wersji książek jest jak najbardziej namacalny i osiąga coraz większą skalę, dlatego też zdecydowałem się podjąć rękawicę i napisać to i owo na temat skanów. Wszelkie wnioski, jakie wysnułem w tym artykule pochodzą na podstawie moich doświadczeń, spostrzeżeń i rozmów z wieloma osobami – z oczywistych względów ich tożsamość pozostanie ukryta.
Kilka lat temu Ignacy Trzewiczek rozpoczął nagonkę na ludzi kserujących podręczniki, piętnując ich jako złodziei, pozbawiających autorów i wydawców zarobku za ciężką i w dodatku mało płatną pracę. Wiele osób przyznawało mu rację, inni twierdzili, że jest różnica między kopiowaniem podręcznika, którego i tak by się nie kupiło a kradzieżą samochodu, czy też komórki.
Różnica istnieje i jest jak najbardziej wyraźna – kraść gry fabularne, podobnie jak muzykę, filmy i komiksy jest nieporównywalnie łatwiej niż fizyczne przedmioty, co więcej dużo trudniej jest wykryć takie przestępstwo, ryzyko bycia przyłapanym i otrzymania kary jest praktycznie zerowe. Pytanie brzmi, dlaczego ludzie decydują się na sięganie po skany, zamiast wyłuskać kilkadziesiąt złotych na podręcznik, który będzie im służył przez lata?
Odpowiedź jest bardzo prosta: ponieważ mogą. Nikt nie wyciągnie względem pirata jakichkolwiek konsekwencji z powodu ściągniętego podręcznika, co najwyżej pdf zapcha łącze na kilkanaście minut (lub kilka godzin) potrzebnych do jego ściągnięcia. Wiadomo przecież, że wiele osób robi tak od lat z muzyką (mp3) i filmami (avi), nie mają więc problemu z przeniesieniem tych samych zwyczajów na RPG.
Dawno temu było nieco inaczej. Nie tylko dlatego, że dostęp do Internetu był mocno utrudniony. Jeszcze kilka lat temu, zanim ukazała się polska edycja D&D ludzie operowali bardziej na podręcznikach podstawowych i własnej inwencji, niż tysiącach stron dodatków. Nie odbierzcie mnie źle – nie mam Was za nie potrafiących napisać czegokolwiek samodzielnie ludzi, twierdzę jedynie, że znajomość dodatków nie była koniecznością a wyborem. Nikt nie piętnował braku wiedzy o jakiejś klasie prestiżowej, nieznajomości settingu, czy też dodatku do jakiegoś świata. Dziś informacja stała się potęgą w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Coraz częściej spotykam się z sytuacją, kiedy młodsi stażem forumowicze, nie mający dostępu do anglojęzycznych podręczników, zmuszeni są spasować w dyskusji ze starymi wyjadaczami, opisującymi materiały z „Races of...”, „Complete...” czy też environment booków – ciekawe, czy owi eksperci dysponują oryginalnymi podręcznikami, czy też ukradli je poprzez Internet?
Obserwując sytuację na forum zauważam jeszcze jedną, interesującą zależność. Młody fan d20, skutecznie punktowany przez znawców systemu, któremu podoba się rasa goliatha, chcący poznać mechaniczne smaczki dervisha, po jakimś czasie okazuje się być osobą jakimś cudem posiadającą dostęp do Complete Warriora, czy Races of Stone, mimo, iż wcześniej otwarcie przyznawał, że nie ma do nich dostępu. Niezwykła jest siła magii p2p!
Ciekawe, czy pdf miałby tylu zwolenników, gdyby nie presja środowiska, zmuszająca chętnych do dyskutowania o ich ulubionych grach do poznawania informacji zawartych w dziesiątkach dodatków. Ciekawe, czy ludzie ściągający skany „potrzebnych” im podręczników kradną je dlatego, że chcą zapoznać się z informacjami w nich zawartymi, czy jedynie chcą rzucić okiem na jakąś klasę, czy atut (ewentualnie nowe dyscypliny w WoDzie) a potem szkoda im usuwać z dysku coś, co ściągało się te kilka godzin. Ciekawe w końcu, co zyskają dzięki dotarciu do kolejnych mechanicznych smaczków, czy będą w stanie zapoznać się z ukradzionymi książkami z ekranu komputera, czy też spiszą mechaniczne smaczki i pokażą je swoim MG w nadziei akceptacji.
Moim zdaniem skórka nie jest warta wyprawki. Nie ma sensu popełniać przestępstwa tylko po to, by nakręcić spiralę zbrojeń, wprowadzić do systemu kolejne atuty, potwory, klasy i magiczne przedmioty. Co przyjdzie po prestiżu znawcy systemu, skoro wiedza na jego temat pochodzi z nielegalnego źródła?
Dlatego też miłośnikom skanów chcę uświadomić jedno – nie miejcie złudzeń, że kradzież podręczników nikomu nie zaszkodzi, że „i tak nie kupilibyście tej gry”. Producenci RPG to w większości zapaleńcy, którzy mieli ochotę pokazać światu efekt swojej ciężkiej pracy i kserowanie ich książek wręcz dosłownie pozbawia ich zarobku. Jedynie kilka firm, będących częścią większych koncernów lub posiadających na własność najbardziej popularne tytuły (White Wolf, WotC) nie poczuje po kieszeni ubytku spowodowanego przez „nabywane” drogą p2p podręczniki. Zamiast chwalić się znajomością setek książek kupcie tą jedną jedyną, która jest Wam naprawdę potrzebna. By być dobrymi graczami i MG nie musicie znać treści dziesiątków dodatków, nie musicie wykazywać się olbrzymią wiedzą na temat mechaniki, czy świata. Wydaje mi się, że dużo ważniejsza jest umiejętność wykorzystania tego, co się ma, tworzenie ciekawych i spójnych fabularnie postaci, fajnych scenariuszy, zaskakujących wydarzeń. Najlepszych pomysłów nie kupi się w sklepie – prawdziwą przyjemność przynoszą odkryte przez siebie samych rozwiązania, sprawdzające się podczas własnych sesji, dostosowane do charakteru prowadzonej przez siebie grupy.
Jeśli jednak wydaje się Wam, że lepiej jest korzystać z obcych źródeł, zaprojektowanych przez profesjonalistów i przetestowanych podczas setek godzin sesji lub nie macie czasu na pisanie własnych materiałów, miejcie szacunek dla ludzi nadających kształt i formę Waszemu hobby, pokazujących kierunek rozwoju gier fabularnych. Ci ludzie ciężko pracują (tak, pisanie podręczników jest dla ludzi zajmujących się tym zawodowo ciężką, mozolną pracą, jedynie czasami przynoszącą przyjemność), by zarobić na życie. Argumentacja „i tak nie kupiłbym tej gry, chciałem tylko spojrzeć” to najbardziej fałszywa rzecz, jaką możecie pomyśleć – skoro chcecie jedynie spojrzeć, po co te pdfy wciąż zajmują miejsce na dysku? Wyłuskajcie te kilkadziesiąt złotych, kupcie podręcznik - to nie piwo, kino czy pizza, nie jest przyjemnością jednorazowego użytku. Uwierzcie mi, z własnego doświadczenia wiem, że nie ma nic przyjemniejszego dla fana gier fabularnych, niż zapach papieru i farby, jaki roznosi się ze świeżo kupionej gry i widok równo ustawionego rzędu „hardbacków” czekających na przeczytanie po raz kolejny.
Pozdrawiam!
ShadEnc