Zrodzony z fantastyki

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 8
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

wt mar 29, 2005 11:56 pm

Odwieszam co zawiesiłem. Mam deklarację większości BG więc tego się potrzymam. Dla odmiany zaś pozwolę sobie zmienić nieco klimacik. Oddechniemy, przeżedzimy się i będzie okej.

Pozdrawiam i życzę miłej zabawy.
B.



--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

<span style='color:red'>Epizod 6: Dominium - Starzy znajomi</span>



Pole bitwy pod Brodami już dawno zostawiliście za plecami. Pochód wasz dawno przestał być imponujący. Niegdysiejszy zastęp zbrojnych wykruszał się co dnia gdy poszczególni wojownicy Wolnego Ainoru opuszczali wasze zastępy podążając w rodzinne strony i obiecując wrócić do Dorion jeżeli Klany tak uradzą. Podobnie krasnoludy pod wodzą Gnara, ktore zebrawszy na polu bitwy masę wojennego sprzętu, pełnych zbrój rycerskich, kirysów i kolczug, wieźli to wszystko na zdobytych w obozie zielonoskórych wozach. Kiedy więc dotarliście do podnóży Krwawych Garbów wasz orszak składał się jedynie z kilkunastu wojowników plemienia Dorion, którzy parli naprzód co sił, chcąc jak najszybciej zobaczyć rodzinne strony i dowiedzieć się o losie swoich bliskich. To oni też zajmowali się czterema wozami, na których jechał wasz i ich łup wojenny. Tormundowi udało się wybrać sporo dobrych pancerzy i tarcz jednolitych, które miały posłużyć jako pierwsze uzbrojenie armii Dorion.

Zostawiliście za plecami kamienny masyw Młota Ainoru, górującego nad przeprawą przez Strumień Real i pokonawszy jego wezbrane wiosną wody ruszyliście ku Przełęczy Białej Kozicy. Z każdą pokonaną milą, z każdym pokonanym wzniesieniem byliście coraz czujniejsi. Rozbici pod Brodami Orkowie mogli wszędzie czychać w mniejszych niż tam bandach. Tyle, że was było też znacznie mniej. Mimo to wasza podróż przebiegała spokojnie, choć straszyły was spalone domostwa niewielkich ludzkich sadyb i białe szkietely kolące oczy swą nagością wśród zieleniejących traw. Już po tym zastanawiającym było co zastaniecie w Dorion.

Pokonanie Przełęczy Białej Kozicy o tak wczesnej porze roku zawdzięczaliście jedynie temu, że wiedli was doriońscy górale, towarzyszył krasnolud znający góry jak mało kto a i sami do ułomków nie należeliście. Faktem jednak było, że jeśli Dorion miało być waszym domem a Przełęcz była jedyną bezpieczną drogą wiodącą do cywilizowanej części doliny a nie do dzikich leśnych ostępów, należało pobudować tu zajazdy by wędrowcy i kupcy mogli przeżyć tę wyprawę. I strażnicę, coby myta ściągać. Nagie, szare skały porośnięte w dolnej części iglastymi lasami, były niegościnne, zdradliwe i niebezpieczne. Mało kto mieszkał na takich wysokościach, stąd przestały was straszyć zgliszcza i szkielety. Jedynie gdzieś nad głowami, złowróżbnie kołowały drapieżne ptaki, które Laucian szybko rozpoznał jako jastrzębie. I kozice umykały małymi stadami poprzez niedostępne dla kogoś innego, skalne ścieżki. I wilki nocami dodawały otuchy. Sobie.

Po bez mała tygodniu w górach waszym oczom ukazała się wreszcie zalesiona, zieleniejąca obficie soczystą zielenią, Dolina Dorion. Z każdą kolejną godziną zbliżaliście się do lepszych terenów i wnet dostrzegliście na powrót zgliszcza i szkielety porośnięte już mchami lub trawą. Proza życia. Mimo to nie niepokojeni przez nikogo dotarliście aż do niewielkiej osady, której dymy widzieliście już od jakiegoś czasu. Droga, ktorą jechaliście, małymi zakosami schodziła w dół zbocza. Opuszczeni przez Doriończyków, którzy gdy tylko dotarli do doliny swymi skrótami ruszyli do zostawionych gdzieś w górach rodzin, z niemałym trudem sprowadzaliście wozy ku kilkunastu domostwom niedawno wybudowanym wokół większego budynku wziesionego nad obficie się pieniącym strumieniem. Zapachy dochodzące z kuchni wabiły a strzechy obiecywały wreszcie suchy nocleg.

Z chałup powoli wychodzili kmiecie nakazując babom skrycie się w domostwach wraz z dziatkami i trzodą. Oni zaś dzierżyli w dłoniach widły, grabie, kosy i cepy. Zachęcając was całym tym arsenałem do bliższego się poznania. Z większej chałupy wylazło dopinając naprędce pasy z wiszącymi w jaszczurach mieczami, pięciu zbrojnych ubranych w ćwiekowane wysłużone skórznie z wprawionym na piersi jakowymś ryngrafem. Zaś największy z nich, wychodzący jako ostatni, stanął po przejściu kilku zaledwie kroków i zachęcająco krzyknął ku wam:

- Coście za jedni i czego?!
Cóż, gościnności to tutaj nie znali zbytnio.
 
Gorlatan
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 348
Rejestracja: pt paź 22, 2004 9:16 pm

śr mar 30, 2005 1:09 pm

Tormund

Krasnolud w górach odzyska³ dawn± rado¶æ ¿ycia a fakt, i¿ druh, Blaise z lorda przemieni³ siê znów w narwanego kompana pykaj±cego z fajki wieczorami jedynie umacnia³ go w tym. Tak wiêc pod±¿a³ na ko¼le jednego z wozów powo¿±c nim i ¶piewaj±c gromko spro¶ne piosenki o wszelkim kurrestwie znanym ludziom, wszetecznych dziewkach, pijañstwie, bójkach i bitce. Ka¿dego te¿ wieczoru wyzywa³ elfiego maga na mocowanie siê bez broni, pamiêta³ bowiem, ¿e ten chcia³ sobie z nim kilka spraw wyja¶niæ. Zreszt± mocowa³ siê z ka¿dym chêtnym a po tych bitkach siada³ spo³em z innymi przy ognisku i jad³ posi³ek przyrz±dzony przez doskona³ego w tej subtelnej sztuce, jak i innych subtelnych sztukach, Daine i Lauciana. I cieszy³ kompanów roziskrzonym wzrokiem kogo¶, kto w górach znalaz³ drugie dzieciñstwo. Nie straszne by³y dlañ strome podej¶cia, chêtnie chwyta³ za liny i spo³em z innymi w mozole wci±ga³ na nie wozy. Nie straszne by³y stoki, na których zapiera³ siê co si³ by nie pozwoliæ wozom siê zsun±æ. Nie straszne by³y przepa¶cie, osuwiska, zi±b i pustota gór. By³ radosny za wszystkich wêdrowców. A¿ ujrza³ wioskê i czu³e powitanie nowego w³adcy Dorion przez lokalnych patriotów.

Widz±c co siê ¶wiêci ju¿ wcze¶niej, chowaj±ce siê do izb dziatki i baby czyni³y wszak wrzawê okrótn±, na³adowa³ sw± kuszê, która teraz spokojnie le¿a³a mu pod rêk±. Jak i topór i tarczê. Kiedy wiêc pojawili siê zbrojni by³ gotów jak zawsze. Za¶ górskie powietrze tak silnie odczuwalne w Dolinie Dorion jedynie dodawa³o mu animuszu i fantazji.

- ¯e jak?? - zapyta³ gromko - Aaa, pytacie po co tu przybyli¶my?? I kim jeste¶my?? Tak, no có¿, jak by wam to przekazaæ. Jeste¶my grup± pielgrzymów, którzy nios± przez ¶wiat szeroki pochodniê wiary i pokoju. G³ównie pokoju, tfuu - tu splun±³ pod nogi najbli¿szego z ¿o³daków i po³o¿y³ topór na kolanch przeci±gaj±c kcikiem po jego ostrzu i kalecz±c siê jak zwykle do krwi - No a to jest mój drogi "Grzechomierz"! - doda³ podnosz±c topór w górê.

.
 
Awatar użytkownika
Widz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1215
Rejestracja: śr gru 17, 2003 8:46 pm

śr mar 30, 2005 5:29 pm

Hans "Joseph" Midrith

Joseph, milczacy od jakiegoś czasu w zadumie przemierzał szlaki wraz z resztą kompanii. W zadumie, gdyż zastanawiał się, kiedy limit szczęścia wybrańca w końcu się skończy. I jednocześnie kiedy skończy się jego limit szczęścia. Ale, jak to miał w zwyczaju, należało wykorzystać sytuacje. Mógł teraz założyć własną organizacje i to całekim legalnie. Znaczy z poparciem jakiśtam władz. Obawiał sie, że to szystko nie będzie proste, w zasadzie chyba tylko Uther znał się na czymś innym niż wojaczce, z całej tej komapnii podarzającej za Wybrańcem. A sam wybraniec... do polityki to on sie nie nadawał jak na gust Josepha. Ale w końcu polityce trzeba pomagać, tak więc zdecydował, że zacznie szkolić ludzi, w tym w czym sam jest najlepszy. Ale najpierw były pilniejsze sprawy, choćby ci co teraz wyszli im naprzeciw. Łotrzyk widząc zbrojnych i cały ten komentarz krasnoluda głośno się rozesmiał. I dodał swoje:

-O tak, jesteśmy głosicielami pokoju.. eee chyba pokręciłem. No ale pokoju szukamy, to prawda. Na razie na noc. A co do tego kim jestesmy... myśle, że inni przedstawią to lepiej. Bo widzisz, ten jednoręki to Wybraniec, Sir Blaise Storm. Co tu robimy? To teraz ja, jako komendant służb specjalnych Lorda Storma, właściciela i pana na tych ziemiach pytam się was: co tu robicie?

Taak... zaczynało mu się to podobać.
 
Christoff
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 513
Rejestracja: pt gru 03, 2004 2:06 pm

śr mar 30, 2005 5:59 pm

Laucian

Przez ostatnie dni by³ du¿o pogodniejszy ni¿ zwykle. Sk³ada³o siê na to wiele rzeczy - zwyciêstwo pod Kliñcem, perspektywa znalezienia sobie w koñcu jakiego¶ sta³ego miejsca u boku Blaise, a tak¿e obecno¶æ ukochanych lasów, które, choæ splugawione przez orków, odradza³y siê, nape³niaj±c go rado¶ci±. W rezultacie Laucian sta³ siê bardziej otwarty, chêtniej wdawa³ siê w d³u¿sze rozmowy z towarzyszami i niekiedy porzuca³ nawet swój zwyk³y, pesymistyczny ton. Nadal jednak nie przepada³ za Dainem i unika³ jego towarzystwa.
W czasie marszu znalaz³ w¶ród pod±¿aj±cych z nimi wojaków piêciu, którzy mieli jakie¶ do¶wiadczenie w strzelaniu i na postojach rozpocz±³ z nimi treningi. Marzy³a mu siê elitarna dru¿yna strzelców, na razie jednak mia³ do dyspozycji tylko narybek, który szkoli³ pieczo³owicie.
Darowanego przez margrabiego konia z rzêdem elf odda³ do taborów. Nie potrzebowa³ drugiego rumaka, wierny Asfalot by³ mu idealnym towarzyszem. Dwa razy w trakcie podró¿y wywêszy³ orczych maruderów, których tropiciel nie omieszka³ wystrzelaæ. Koñ zdradza³ coraz wiêksze przywi±zanie do pana a i Laucian nie zapomnia³ mu ratunku udzielonego pod Kliñcem.

Kiedy dotarli do Doliny Dorion, Laucian z ironicznym u¶miechem przyj±³ demonstracjê rycerzy, a niemal parskn±³ po odpowiedzi Tormunda. Krasnolud najwyra¼niej nudzi³ siê. Gdy Joseph przedstawi³ knechtom Blaisa, tropiciel nie uzna³ za stosowne nic dodaæ. Wyprostowa³ siê tylko na koñskim grzbiecie i pog³adzi³ znacz±co stylisko ³uku, daj±c ¿o³dakom do zrozumienia, ¿e atakowanie ich jest z³ym pomys³em.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

śr mar 30, 2005 6:00 pm

Największy z wojaków zczerwieniał na twarzy a jego dziury po ospie pobladły przez co zdał się być obsypany bialymi piegami na czerwonej twarzy.

- O wy zbóje! Już my z wami zatańcujem tak, że się wam żartów odechce. Ta ziemia do możnego Routaruka należy i jesli szybko nie odpowiecie na moje pytanie to znajdziecie wnet izbę. W wieży!! Więc!? - był wściekły a jego ludzie obnażyli miecze, których brzeszczoty choć nie lśniły w słońcu jak te na polu bitwy, jednak wyglądały na używane. Widać było, że nie pali im się do walki z grupą zbrojnych, ale też nie pali do podpadnięcia swemu dowódcy. Niespodziewanie w sukurs przyszli im kmiecie, którzy choć stroniący od zbrojnych, jednak nadal stali tam gdzie wcześniej. Z cepami, kosami, widłami i innymi akcesoriami.

- Lepiej ich posłuchajcie obcy! Łoni możnemu czarodziejowi służą, wielmożnemu Rautorukowi. A ten pamiętliwy wielce. I pierworodnych naszych trzymiom w wieży. Tak więc lepiej po dobroci! Prosimy...

W ich twarzach dostrzegliście i prośbę i determinację.
 
Blaise
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 753
Rejestracja: wt wrz 23, 2003 8:39 am

śr mar 30, 2005 6:40 pm

Blaise

Blaise mial dobry humor. Od d³u¿eszgo czasu. Jego sumienie, wytr±cone ze spokoju po ca³ej drace z Wernem i jego szlachetn± ofiar±, da³o mu wreszcie spokój. Tak na dobr± sprawê to spokój mia³ ju¿ od czasu pierwszej potyczki pod Kliñcem ale dopiero teraz mia³ czas ¿eby sobie to u¶wiadomiæ. Tak zdecydowanie wyr¿niêcie kilku tuzinów orków, by³o tym czego potrzebowa³. Gdy jeszcze doda³o siê do tego radosn± podró¿ do swoich w³asnych w³o¶ci w towarzystwie starych druhów, dawa³o to chyba najbardziej weso³ego i nieprzewidywalnego Blaise'a jakiego nosi³a ziemia.

- Po dobroci? - spyta³ wreszcie, nieco ospale, produkuj±c przy ka¿dej g³osce spore k³eby fajkowego dumu - Ale¿ my niczego innego nie pragniemy jak po dobroci dostaæ sie do pokoju w jakie¶ go¶cinnej izdebce. Nigdzie indziej po dobroci nie pójdziemy a gwarantujê, ¿e ani nam ani wam (a chyba szczególnie wam) to nie na rekê. - Blaise prze¶widrowa³ wzrokiem dowódcê zbrojnych zaci±gn±gaj±c sie g³êboko. Potrzebowa³ chwili by jego przytêpiony umys³ przetrawi³ wszystkie informacje. - A co wy¶cie tam mówili o czarodzieju? Jakoby to on wasze dziadki wiêzi? Na mojej, od tygodznia, ziemi? No to my siê do niego przejdziemy z dyplomatyczn± wizyt±... z samego rana, zaraz po porannym kiliniku, hehe. No i opu¶cie ju¿ do jasnej cholery te wide³ki, bo se jeszcze który okole wykole, a szkoda by tak by³o na wiosnê... - Blaise u¶miechn±³ siê b³ogo i spoj¿a³ na wiosenne s³oñce. By³ w ¶wietnym humorze, w przeciwieñstwie do miejscowych, ale w obecnym stanie nawet tego nie zauwa¿y³.
 
Xargos__
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 259
Rejestracja: sob sty 22, 2005 3:14 pm

śr mar 30, 2005 7:20 pm

Xargos

Podró¿ dla elfa by³a ciê¿ka. Nie mia³ tego zami³owania do gór co krasnaludy, a i pogoda nie wp³ywa³a na niego koj±co. Wzgórza nie pozwala³y aby móc jechaæ na koniach, co jeszce bardziej przed³u¿y³o cierpienia elfa. W dodatku dochodzi³y do tego siniaki po wieczornych mocowaniach z Tormundem. Krasnalud przewysza³ go i to wiele tê¿yzn± fizyczn±, przez co nie mia³ ¿adnych szans w tych starciach. Jednak by³ rad, ¿e ten nie próbowa³ go ju¿ ukatrupiæ. Po d³ugiej podró¿y odetchn±l z ulg± gdy zobaczy³ ludzi. Jego niepokój szybko jednak wróci³, gdy uj¿a³ jak miejscowi sie usawiaj± z wid³ami obok nich, a s³owa zbrojnych jeszcze bardziej mu sie niespodoba³y. Szczególnie te o czarodzieju. Niezdziwi³a go jednak, taka spokojna wypowied¼ Blaisa, który od d³uszego czas by³ ca³y w skowronakch. Bez zastanowienia z¶ad³ z konia i podszed³ bli¿ej do zbrojnego. Stano³ jednak w oddleg³o¶ci takiej, ¿e nadal po³owa drogi go dzieli³a pomiêdzy zbrojnymi a jego kompanami.

- Panie, czy je¶li by¶my przyje¿d¿ali w z³ej wierze, to pchaliby¶my sie pomiêdzy was. Widze ¿e¶ dobry cz³ek i pilnujesz swojego dobytku. To dobrze, nie przyjechali¶my aby was ograbiaæ. Ja nawet zszed³em, aby stan±æ z wami na równej ziemi. Tak wiêc ty te¿ podejæ bli¿ej i schowaj swoj± broñ, jako my nawet swojej nie tkneli¶my. Podaj te¿ rêke na zgode i zapro¶ nas do ¶rodka, jako prawo go¶ciny nakazuje. Je¶li macie jaki¶ problem z owym czarodziejem to mo¿e mo¿emy wam jako¶ pomóc. Jednak je¶li owy czarodziej jest prawy i ma w³adze nad t± ziemi±, to by³oby najwiêksz± pomoc± gdyby¶ móg³ nam wskazaæ do niego droge.

Sam sie zdziwi³, ¿e móg³ tak spokojnie to powiedzieæ, po tymch wszystkich dniach podró¿y. Niewiedzia³ jednak, co naprawde my¶l± o owym czarodzieju, wiêc postanowi³ zachowaæ to, ¿e sam sie pos³uguje magi±, na razie dla siebie.
 
Awatar użytkownika
smaller
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1633
Rejestracja: śr lis 15, 2006 2:55 pm

śr mar 30, 2005 7:39 pm

Artemis

Elf odzyskał humor szybko, w drugim dniu jego wzrok latał po wszystkim i wszystkich, zaś coraz częściej zatrzymywał się na zbrojnych. Te wszystkie miecze, tarcze, zbroje i hełmy wywoływały u niego zawrót łowy. W jego stronach ktoś, kto walczył, zamieniał sie w niedźwiedzia, i nie bawił sie w zbędne dodatki. Wyjątkiem były kobiety zwane Strażniczkami, te używały łuków i glewii. Glewii, pomyślał, dotykając znajomego kształtu wyczuwalnego pod materiałem. Taak... Pamiętał.

- Tarcza przy tarczy! Musicie wytrzymać! O świcie nadejdą posiłki elfów! Do tej pory musicie sie wybronić!
Artemis był zwiadowcą, poruszał się pod postacią kruka. Kiedy przyprowadził swoje wojska do ludzi oczekujących na wsparcie, okazało się, że teraz elfy muszą bronić posterunku. Z ludzi przeżyło kilkunastu.

Nic się nie liczyło. Po prostu wytrzymać. Nieważne, że płonąca pięść właśnie zmiażdżyła ci rękę, przechodząc przez zbroję jak nóż przez masło. Stać! Ani kroku wstecz! To nic, że spada na ciebie deszcz ognia. Bo ich też dosięgają niewidzialni przeciwnicy, dalekosiężni strzelcy. Na ich głowy też spada deszcz lodowych odłamków wysyłanych przez Jainę. Po prostu stać, czekać i stać! Dać czas elfom na obronę Góry!

Artemis machnął ze złością pięścią, niemal spadając z konia i gwałtownie wyrywając się ze wspomnień. My przygotowywaliśmy obronę, pomyślał z goryczą. Przygotowywaliśmy pułapkę. Ale co z tymi, którzy byli w pierwszej linii, którzy własnymi ciałami blokowali przejście, opóźniali marsz wroga? To właśnie ludzie, rycerze i zbrojni. A nie łuczniczki i druidzi. Żeby was zaraza! Niezmierzona ilosć ludzi padła! Wielu elfów nawet nie widziało bitwy! O nie. Nie będę przygotowywał pułapki.

O, cholera. Zasnąłem w siodle? Chyba tak. Ciekawy sposób podróżowania. Artemis poklepał konia po szyi. Nigdy nie jeździł na takim stworzeniu, pamiętał je głównie z bitwy o Hyjal. Jakoś udało mu sie je oswoić, ale wciaż jeździł niezdarnie. Tym też trzeba sie zająć, pomyślał.

Z czasem, jak liczba żołnierzy malała, przestał poświęcać im uwagę, zajmując sie buszowaniem po wozach w podekscytowaniu przebierając w nieznanym mu dotąd ekwipunku. Coraz częściej wplatał te rzeczy do rozmów, chcąc sie dowiedzieć o nich jak najwięcej. Postanowił sobie, że kiedyś nauczy się, jak nimi władać.

Kiedy w koncu zostali sami, a drogę zastąpili im kmiotkowie, Artemis większą uwagę poświecał ich uzbrojeniu, niż samemu ich istnieniu, chłonąc z wypiekami każdy szczegół. Ciekawe, co taki cep może zrobić, kiedy uderzy w twarz, pomyślał. Zwrócił swoją uwagę na rozmowę akurat, kiedy chłopek skończył mówić. Sam nie uważał za konieczne odzywanie się, więc pozostał milczący w siodle.
 
Skrad
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 268
Rejestracja: ndz paź 29, 2006 11:54 am

śr mar 30, 2005 9:56 pm

Myśleliście że wieje, ale to nie możliwe żeby od kilku dni czoło wichury utrzymywało się za wami i nie mogło was przegonić. Chyba że to nie był wiatr? I kiedy tak rozmawialiście z chłopami dziwne zjawisko nie dawało wam spokoju.

____

- Ja wam ostrzegałem, zgubicie chociaż jedną a waszymi własnymi głowami uzupełnię braki!!! – Einbrod był wściekły. Bitwa pod Klińcem się skończyła, nasi wygrali, ale jego tam nie było, Bogowie się na nim mszczą w najokrutniejszy sposób jaki znają, tylko Kord jest z nim. Zmówił w myślach ciche dziękczynienie. Zamiast hordy, trafiła się mu tylna straż, nawet nie tylna straż tylko maruderzy, i to jeszcze na bogów jacy, podstępni i podli i tchórzliwy, skryci w wąwozie na zboczach z głazami gotowymi do zrzucenia na głowy podróżnych. Czego nie omieszkali zrobić. Wykrwawili mu trochę Kompanię, piętnastu ich legło, z czego tylko 3 w boju a reszta padła ofiarami podstępu, pluł sobie w brodę za to co się stało. Modlił się wtedy o przebaczenie do Korda i w sumie nadal nie wie czy je otrzymał. Co gorsza przez tych głupich zielonych spóźnili się na bitwę! Potem jeszcze rozminęli się z wybrańcem, którego musiał kiedyś poznać jeśli wierzyć w to co o nim mówili – HA!!! Znam wybrańca. Dacie wiarę. – nie pytał ale pokiwali głowami, tak na wszelki wypadek by go nie wkurzyć – Tylko nie zrzućcie tego wozu w przepaść!!! Bo będzie szukać tych głów!!! – jedyna jego pociecha. Niecałe dwie setki orczych głów, dokładnie 196! No i jeszcze trochę pancerzy i broni, która wyglądała na zdatną do użytku i niezbyt orczą.
- RUSZAć SIę!!! Prawie ich dogoniliśmy!!! – nie mógł się doczekać

____

Dla postronnych i niedoświadczonych to byłby dziwny widok. Małe mrówki sprowadzające dwa małe wozy po stromej ścieżce. Mrówki idące pod znakiem, nawet pod dwoma. Mrówki które szły karnym szykiem i które śpiewały.

Chwyćcie oręż w dłoń,
Unieście go do góry,
I tnij i rąb, nie żałuj orczych gąb,
W ziemie ścierwo bij,
Niech inni podeptają go!!!


Niecała setka, setka pancernych Krasnoludów, idących pod znakiem Wolnego Ainoru opierającego się na kowadle i Proporcem Tempusa, sześć skrzyżowanych strzał. Szli czwórkami, równo jak krasnoludy spod Klińca, prowadząc w środku szyku dwa wozy. To oni byli sprawcą tej „wichury”. Miarowy krok ponad setki buciorów robił swoje. Wszyscy stali i patrzyli się oniemiali, w pewnym momencie zarejestrowaliście brak kmiotków, zostaliście wy i strażnicy.

____

Oddział zatrzymał się jakieś sto metrów od wioski, chorążowie i dwóch innych krasnoludów skierowało się w waszą stronę, a za nimi wozy. Jeden wydawał się wam znajomy, szeroki w barach niczym Tormund i z obrzynem, obrzynem który zdawał się mówić.
- A nie mówiłem że to on, tylko trochę dziadek się zmienił – wydobywał się głos zza pleców krasnoluda.

To był on, przedstawił się wam kiedyś, Einbrod chyba. No i jeszcze ten dziwny miecz, Edgar?
- Kord ci sprzyja Sir Blaise, jam jest Einbrod Ein’kotrah właściciel Ochotniczej Kompanii Krasnoludów Wolnego Ainoru i pokorny sługa Korda, a to jest Tegbar jej dowódca. Wyjaśniać tego zamiaru nie mam, później. Ważniejszym jest powód naszego przybycia. Obiecałem chłopaki tysiące orczych głów i może lwów po bitwie, Bogowie mnie przeklęli i w bitwie wziąć udziału nie zdołalim, teraz jeno orcze głowy nam pozostały a tu w Dorion nigdy ich nie brakowało. Jeśli uważacie mnie dalej za łgarza nie godnego zaufania, zetnijcie teraz ten pusty łeb – Einbrod ukląkł – Jeśli nie, zaakceptujcie to do przywieźlim, sto dziewięćdziesiąt sześć orczych łbów, bez właścicieli – lekki uśmiech pojawił się na twarzy pokrytej bliznami a jakby ktoś się przypatrzył to zobaczyłby, że krasnolud rozmażył się trochę. Ale szybko wrócił do rzeczywistości – i oręż zdobyty na zielonoskórych i grasantach. Jeśli wierzycie w to co mówię, przyjmijcie te dary i weźcie nas na służbę pozwólcie Strażnicę postawić i myta ściągać a gwarantujemy że szlaki będą bezpieczne – to był warunek który postawili jego ludzie, byli najemnikami i im więcej lwów w kieszeni tym lepsi, chociaż jego nauki nie pozostały bez echa, powoli się to zmienia – Więc jak Blaise, przyjmiesz nas czy pozwolisz moim ludziom odejść a mi łeb zetniesz za kłamstwa i szachrajstwa.
Einbrod wstał, a Edgar skomentował:
- Pierdoliiiiiisz, krótko i konkretnie my przyszlim mordować, znajdzie się tu dla nas zajęcie?

Cała czwórka czekała na odpowiedź, a ci co przyszli z wozami prezentowali co ciekawsze i ładniejsze egzemplarze, głów i broni.
 
Blaise
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 753
Rejestracja: wt wrz 23, 2003 8:39 am

śr mar 30, 2005 10:45 pm

Blaise

Patrzy³ na krasnoludów mêtnymi, mlecznobia³ymi oczami. Oczami którym niezabardzo wierzy³ sk³adaj±c obraz 100 krasnoludzkich najemników pod sztandarem Wolego Ainoru na karb dymi±cej fajki, która ledwo, ledwo trzyma³a siê w otwartej ze zdziwnia szczêce. Uwierzy³ dopiero gdy zobaczy³ wyraz twarzy towarzyszy. S³ucha³ uwa¿nie s³ów krasnoluda mieni±cego siê "wla¶cicielem" oddzia³u, poczym parskn±³ radosnym ¶miechem gdy us³ysza³ Edgara.
- ¯artujesz Einbrod? Oferujesz mi setkê krasnoludzkich wojowników i pytasz czy przyjmê? Twój miecz ma racjê, hehe. (Wy mnie chyba naprawdê lubicie, co?) - Blaise swoim zwyczajem uniós³ oczy ku niebu i usmiechn±³ siê szelmowsko. - Narazie jednak, nie bêde mia³ chyba z czego zap³aciæ. Z tego co wiem, du¿a czê¶æ Dorion to pogorzelisko, a trakty raczej ¶rednio uczêszczane... ale o nie bedziemy o tym przecie¿ gadaæ pod otwartym niebem. Cholernie chce mi siê piæ. - dorzuci³ spogl±daj±æ z u¶iechem na Tormunda i resztê kompanii, poczym zwróic³ siê do ci±gle oniemia³ych stra¿ników. - Co tak na mnie patrzycie? Ja ich tu nie zaprasza³em. No dobra zaprowad¼cie nas do jakie¶... stodo³y i tam powiecie co i jak z tym magiem, co siê w³dc± mieni i ludzi w niewolê bierze.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

czw mar 31, 2005 11:10 am

Widząc, że nastąpiła zupełna dysproporcja sił Ospowaty zarządził krótko - Schować broń!! - na co jego ludzie wsunęli nagie miecze w jaszczury przy pasach i cofnęli się ku swemu dowódcy. Ten zaś wyraźnie speszony tym co się zdarzyło popatrzył groźnie na kmiotków i warknął jeszcze do nich - A wy tu co?! Do domów ciżmopsuje!! - po czym spojrzał raz jeszcze na Blaise uprzednio oglądając powoli krasnoludy.

- Mnie tam za jedno. Nie sposób mi wam zabronić w osadzie się zatrzymać, tedy już chodźcie. Stodoły tu nijakiej wienkszej ni ma, ale nasza gospódka większa, nada się choć wszystkich nie pomieści.

Co powiedziawszy wskazał wejście do izby, z której ledwie przed chwilą w takim pośpiechu wybiegli on i jego ludzie. Szybko też wydał im rozkazy i żołdacy w pośpiechu jęli wyganiać młode baby z budynku, które zadzierając kiecki i poprawiając rozchełstane koszule w towarzystwie śmiechów i gwizdów, czerwone jak buraki skryły się szybko w domach swych rodzicieli. Wraz z nimi wyrzucono też kilka kur, które teraz gdacząc łaziły na podworcu uciekając spod kopyt koni.

- Czem chata bogata tym rada - stwierdził Ospowaty stając w progu i wpuszczając was od środka. Widać było, że nie na rękę mu to co się zdarzyło, lecz robi dobrą minę do złej gry. Wyjścia za bardzo nie miał.
 
Kiaryn'Veil Duskryn
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2940
Rejestracja: wt lip 01, 2003 11:17 am

czw mar 31, 2005 4:33 pm

Daine

Pe³en zapa³u i rado¶ci ¿ycia. Tak mo¿na by³o okre¶liæ stan, w którym znalaz³ siê Daine w czasie ca³ej podró¿y. Elf wiêksz± czê¶æ czasu spêdza³ z Utherem, który zaskarbi³ sobie sympatiê wojownika swymi manierami i dobrze wyrobionym smakiem, oraz Xargosem, któremu postanowi³ pokazaæ, ¿e nie taka potworna i nieprzyjemna by³a ta kompania, jak to siê mog³o wydawaæ na pocz±tku.

Elfi zbrojny z niema³± satysfakcj± zauwa¿y³, i¿ Specjalno¶æ Wujka Daine'a mi³o ³echta³a podniebienia wiêkszo¶ci jego towarzyszy. Nieraz ju¿ go proszono o przyrz±dzenie tego przysmaku, co te¿ zawsze czyni³ z wielk± przyjemno¶ci±. Chyba tylko Laucian zbywa³ propozycje spróbowania jego potraw machniêciem rêki. Ju¿ od pewnego czasu Daine nie ¿ywi³ praktycznie ¿adnych negatywnych uczuæ wzglêdem swego elfiego ziomka. Jednak musia³ przyznaæ, i¿ zachowanie tropiciela, który w swym uporze wrêcz ostentacyjnie okazywa³ mu sw± niechêæ, wzci±¿ uwa¿a³ miejscami za odrobinkê niedojrza³e.

Wojownik z Highfolk mia³ równie¿ okazjê podj±æ niedokoñczon± rozmowê z Blaisem i wys³uchaæ ca³ej opowie¶ci o nim i o Tormundzie, ich przygodach i przebytej wspólnie drodze. Sam elf za¶ nie pozostawa³ Wybrañcowi d³u¿ny i podzieli³ siê paroma ciekawszymi historiami wziêtymi ze swego ¿ycia. Omin±³ jednak pewne kluczowe zdarzenia - te, które do tej pory wci±¿ rzuca³y ponury cieñ na jego ¿ycie. Nie by³ to jednak odpowiedni moment na to, by obci±¿aæ innych swymi tragediami. Nie teraz... O ile kiedykolwiek nadejdzie taki moment... Jego pogodna natura mu na to nie pozwala³a.

---

Szorstkie powitanie w ma³ej miejscowo¶ci, do której dane mu by³o wjechaæ wraz z reszt± grupy, wywo³a³o na twarzy Daine'a lekki u¶miech. Rozwi±zanie ca³ej tej sytuacji pozostawi³ swym towarzyszom i gdy atmosfera siê odrobinê rozlu¼ni³a, ruszy³ ra¼nym krokiem w stronê "gospódki". Gdy mija³ jednak Tormunda, zatrzyma³ siê na chwilkê.
- S³ysza³em gdzie¶, ¿e w piciu krasnoludy nie maj± sobie równych... - rzuci³ weso³o w stronê krasnoludzkiego wojownika - Pokazaæ ci, jak lata picia "elfiej lury" g³owê hartuje, mon ami? Stawiam dziesiêæ z³otych lwów, ¿e ty siê pierwszy pod sto³em znajdziesz.
Koñcz±c to zdanie, Daine b³ysn±³ swym zwyczajowym u¶miechem i znów skierowa³ swe kroki ku wej¶ciu do gospody. Po drodze klepn±³ przyja¼nie Xargosa po ramieniu.
- Trzeba bêdzie wreszcie porz±dnie siê zabawiæ. S±dzisz, ¿e odst±pi± nam jedn± z tych ³adnych kurek, które w³a¶nie z tego budynku wypêdzili?
 
Christoff
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 513
Rejestracja: pt gru 03, 2004 2:06 pm

czw mar 31, 2005 6:19 pm

Laucian

Tropiciel uniós³ zdumion± powiekê na widok krasnoludów. Niemal jakby spadli z nieba. Taka pomoc mog³a siê bardzo przydaæ. Zastanawia³ siê tylko, czy brodaci najemnicy bêd± pamiêtaæ o swoich zobowi±zaniach gdy braknie dukatów. Taki sojusznik móg³ byæ niepewny. Propozycjê odpoczynku w karczmie przyj±³ z zadowoleniem. Kiedy wiêkszo¶æ kompanów uda³a siê do budynku, on wprowadzi³ najpierw Asfalota do stajni i dopilnowa³, by podano mu paszê. Gdy uzna³, ¿e jego pupilowi niczego nie brakuje, pod±¿y³ do gospody.
 
Awatar użytkownika
Widz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1215
Rejestracja: śr gru 17, 2003 8:46 pm

czw mar 31, 2005 7:11 pm

Hans "Joseph" Midrith

Uniósł w góre brwi, gdy zobaczył nadchodzących krasnoludów. Po tym jak ich dowódca wygłosił piękną przemowe, skwitowaną dobrze przez miecz Joseph uśmiechnął się kwaśno. Nie powiedział nic, lecz tacy najemnicy to tyle pozytku co kłopotu. Gdy tacy jak oni będą strzec przełęczy to rzeczywiście - rzaden zielony nie przelezie, ale jeśli tacy mają pobierać opłatry od kupców i innych pokojowo podróżnych... to ci juz mogą tu nie powrócić. Powiedizał sobie w duchu, że potem pogada o tym z Blaisem, a jescze lepiej z Utherem, teraz jednak rozejrzał się po towarzyszach podchodząc do Xargosa. Raz elf go zawiódł, czas na drugą próbe. Ta byłą przynajmneij łatwiejsza.

-Słuchaj elfie. Gdy te wymoczki wleza do karczmy to idziemy wypytać mieszkańców co i jak. Od zbrojnych nie dowiemy się nic konkretnego. Ale mieszkańcy i te dziewki moga coś wiedzieć. Mówiłeś żeś w dyplomacji dobry, to sprawdzimy teraz. W razie czego udawaj, że ty też chcesz zobaczyć co jakaś panna pod koszula nosi.

Łotrzyk odczekał jeszcze chwile, po czym mrugnął do wchodzącego do karczmy Blaisa. Gdy już wszyscy zbrojni byli w środku, Joseph przestając udawac, że zajmuje się końmi ruszył w kierunku jednej z chat, jednej z tych do których wbiegła jakaś dziewka. Załomotał zdecydowanie do drzwi, i gdy wreszcie wyjrzał jakiś kmieć odezwał się, spokojnie, acz zdecydowanym i pewnym tonem:

-Witaj drogi panie. Jak widzisz, jesteśmy podróżnymi, obytymi ze światem i tymi którzy zwiedzili go wzdłuż i wszerz. Świadczą o tym nasze ubiory, a takze my sami, gdyż zapewne niektórzy znas wydają się dość nietypowi. Zawsze przybywając do jakiegoś miejsca, staramy się rozwiązać problemy mieszkańców. Niskie plony, powodzie, czy problemy z jakimś lokalnym władyką. Niektórzy z nas mają moc, którą się posługują, inni to wojownicy. Jednak my, to znaczy ja Hans Midrith oraz towarzyszący mi elf, tak tak, prawdziwy elf z lesnych ostępów, o imieniu Xargos, jesteśmy tymi, którzy zbierają informacje, słuchają legend i takie typu rzeczy, wszystko o okolicach, w których obecnie przebywamy. Zechciałbyś, panie, opowiedzieć nam coś o tej ziemi? Słyszałem też, że włada nią jakiś mag? Ja osobiście moge zapewnić pełną dyskrecje jeślibyś tego pragnął, pozatym jak widzisz, nasza liczna kompania może rozwiazać również wszelkie wasze problemy. Oczywiście za informacje, będzie sowita zapłata, a nasza pomoc bezinteresowna.

Joseph skłonił się lekko, przerywając gadanine. Blefował i łgał ile wlezie, ale informacje były potrzebne. Miał nadzieje zagadać i jakoś zafascynować kmiecia, jeśli jednak by się nie udało, były jeszcze inne chaty i inne sposoby na zdobycie informacji. Gdy wyprostował się po ukłonie, sięgnął do sakiewki wydobwajac złotą monete. Jak nie słowa to może chociaż pieniądze... to bardzo często działało.
 
Xargos__
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 259
Rejestracja: sob sty 22, 2005 3:14 pm

czw mar 31, 2005 8:22 pm

Xargos

Patrzy³ na najemników. – O kurcze – pomy¶la³ – tylko tego nam jeszcze brakowa³o. – spokojnie wróci³ do swojego konia, zaprowadzi³ na ty³y czego¶ w czeym mieli dzisiaj nocowaæ. Konia przywi±za³, pochowa³ ³adunki jak sie da³o i wzio³ ze sob± miecz. Widzia³, ¿e nie wiele móg³ nim zdzia³aæ, ale zawsze móg³ sie przydaæ. Wyszed³ z ty³ów i w tym samym momencie zagada³ do niego Daine.
- Na pewno przyda sie troche ciepa³ka po tej podró¿y. Mo¿e sie troche wreszcie zabawimy.
Odpowiedzia³ z u¶miechem na twarzy. Nie czekaj±c jednak na odpowied¼ ruszy³ w strone wej¶cia do chaty. Jednak zatrzymany przez Josepha, musia³ zrezygnowaæ z tymczasowego odpoczynku. Po podej¶ciu do pierwszej chaty i us³yszeniu s³ów jego towarzysza za¶mia³ sie przesadnie w duchu. Do takiego k³amstwa nie mo¿na by³o ju¿ wiêcej dodaæ.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

pt kwie 01, 2005 11:18 am

Grupa:

Idąc za żołdakami weszliście do większego budynku. Nie był wyposażony w jakiekolwiek zbytki. Była to większa, lecz chłopska chata, na środku której znajdowało się obmurowane palenisko. Na nim wesoło trzaskał ogień grzejąc wiszący nad nim kociołek. Poza paleniskiem w izbie były jeszcze niedbale rozrzucone ławy i zydle przykryte futrami zaś na ławach widać było liczne drewniane i gliniane misy i dzbany. Musiał ktoś dopiero co biesiadować i wasze pojawienie się zepsuło mu to późne śniadanie.

Krasnoludzcy funkcyjni wleźli do izby jak do swojej i szybko zajęli jedną z ław strącając na ziemię z zydli większość pustych mis i garnków. Myszkując wśród pozostałych z głośnym komentowaniem znalezisk zebrali kilka pętów kiełbasy, jakieś sery i zabrali się do biesiady rozlewając resztki znalezionego piwa i cieńkusza do wyprużnionych na ziemię kubków. Zaraz też wołali do swej kompanii Einbroda, Tormunda i Daine, którego wyzwanie rzucone Tormundowi usłyszeli. I spodobało im się nawet.

Żołdacy z Ospowatym ponuro zerkali na was, lecz nie komentowali tego ci się dzieje. Nie szukali też zwady świadomi tego, że po jakimkolwiek starciu zostało by z nich tylko wspomnienie. Ospowaty, będący najwidoczniej ich dowódcą, wysłał dwóch ludzi by od kmieciów jadło przynieśli i jeden z nich szybko wrócił z kilkoma sporymi chlebami, plackami ryżowymi i garńcem gularzu. Sam zaś Ospowaty podszedł do stołu przy którym siedział Blaise i przysiadł się jak do swego.

- Johan jestem. Nie złośćcie się za me gadanie, żołnierska służba. Kazali strzec, strzeglim. - Tu łypnął chytrze na krasnoludy, które siedziały przy sąsiednim stole i głośno by i one słyszały jął dalej opowiadać - Pytaliście o tego czarodzieja co włada tom ziemiom? To bardzo możny mag! I wielkiej mocy. On nawet do ruin krasnoludzkiej świątyni, które znajdują się opodal, za lasem i jeziorem, w których moc się ma skarbów mieścić a oblicze świętego pośród nich Moradina bezczeszczą orcze malunki, posłał ludzi. Jeno mu zielonoskórzy odpór dali. To dobry pan. O ludziska dba. I płaci nam a my za to ludźmi się opiekujem. A jak Świątynię odzyszcze... - Krasnoludy przy sąsiednim stoliku słuchały w napięciu i podnieceniu jego słów. Ich oczy mówiły wszystko...


Joseph, Xargos:


Kmiotek wpuścił was po chwili do izby, w której siedziała baba i jaj dwie córy. Kudłaty pies warczał wściekle, lecz uciszony machnięciem szmaty jeno już powarkiwał. Kmiotek zaś wskazał wam zydel i gniewnym gosem warknął, jako pies, na swą babę: - Miodu daj Matka!!

Kiedy zaś dzbanek i kubki pojawiły się na stole przemówił wreszcie ludzkim głosem drapiąc się w łysawą czaszkę. Jego głęboko osadzone oczy patrzyły na was z nadzieją. Usta zaś mówiące drżały.

- Mag powiadacie włada ziemią? Bydle to nie mag. Kanalia, dziatki nasze w jasyr wziął i w lochach trzymie a ponoć nawet w Szczelinie pod ziemią każe im ryć!! Mój synalek!! Już dwa miesiące będą jak go wzięli!! I inkszych takoż. A i z innych wiosek też wizęli cobyśmy się nie buntowali. I tera na zamku on żądy sprawuje. I z orkami zza jeziora trzyma. Wojaków ma w zamku i po wsiach jako i u nas siedzących. Coby się chłopy nie buntowały. Ale kto by się im buntował jak oni nasze dziatki w lochach trzymiom. Chyba, że wy pomożecie, jako żeście obiecali Pomożecie?? - jego oczy mówiły o tym jak wielką w obietnicy Josepha pokłada nadzieję.

Wracając zaś do wojaków stacjonujących w wiosce to jeden z nich właśnie wam śmignął przed oknem jadąc na koniu jakby go wicher gnał. Tenten jego konia oddalał się aż ścichł zupełnie...
 
Skrad
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 268
Rejestracja: ndz paź 29, 2006 11:54 am

pt kwie 01, 2005 12:49 pm

Wyżerka była, napitki były i elf samobójca był. Czyli zapowiadało się całkiem przyjemnie. Ale wszystko co dobre szybko się kończy. Ospowaty zaczął gadać coś o świątyni że niby Moradina i że niby pełno skarbów tam jest. Ino czy prawdę gadał, to jest inna inszość. Jeśli prawdę mówił to źle a jeśli łgał to jeszcze gorzej. Chłopaki będą to chcieli sprawdzić a prowadzenie oddziału zbrojnych łąknących bogactw po podziemiach do przyjemnych nie należy, nie chciał też myśleć o tym co się stanie jak Ospowaty łgał.
W sumię też nie miał zabardzo czasu żeby myśleć o tym, Edgar zwyzywał elfa od dzieciaków którym po szklance wody we łbie się kręci i że dzieciak z krasnoludem równać się nie może. Einbrod musiał to udowodnić, i szybko wychylił kubek okowity podany przez elfa.

Pomyśli później.
 
Gorlatan
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 348
Rejestracja: pt paź 22, 2004 9:16 pm

pt kwie 01, 2005 1:46 pm

Tormund


Krasnolud pi³ jak i pozosta³e krasnoludy. Einbroda obserwowa³ widz±c potê¿n± muskulaturê krasnoludzkiego woja. Zastanawia³ siê co by by³o, gdyby tak siê razem zwarli w u¶cisku. Albo na rêkê. Który by którego? Jak?? Jak d³ugo by siê mocowali?? No, ¿e na arenie by mocarza ut³uk³, to by³o pewne, ale w prymitywnej sile?? Tu mog³o byæ ró¿nie.

S³owa Ospowatego wyrwa³y go z zadumy. Powsta³ z ³awy i siad³ po jego drugiej stronie tak, ¿e wojownik musia³ siedzieæ miêdzy nim a Einbrodem. To z pewno¶ci± sprzyja³o prawdomówno¶ci.

- Tak wiêc prawisz przyjacielu, ¿e tu orki jak±¶ ¦wi±tyniê Wszechmocnego Moradina bezczeszcz±? Mów, mów dalej. Chêtnie pos³uchamy. Mów, przyjacielu... - doda³ poklepuj±c go po przyjacielsku po ramieniu. By³ niemal pewnym, ¿e wojak opowie wszystko. Pocz±wszy od swego dzieciñstwa a skoñczywszy na wystêpnym z klaczami obcowaniu. Wszystko. Wydatnie mu w tym z Einbrodem pomagali. - Otwarto¶æ to rzecz wa¿na w¶ród przyjació³. Wiêc?? Mów, przyjacielu...


.
 
Xargos__
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 259
Rejestracja: sob sty 22, 2005 3:14 pm

pt kwie 01, 2005 6:00 pm

Xargos

Elf rozgl±da³ sie spokojnie po chacie domu. – Straszna tu biedota, - pomy¶la³ – Blaise bêdzie musia³ z tym co¶ z robiæ.

Gdy wie¶niak zakoñczy³ b³agalnym g³osem, odpowiedzia³:
- Ale¿ oczywi¶cie, ¿e pomo¿emy dobry panie. I znajdziemy pañskiego syna. Jednak bardzo prosze opowiedzieæ nam troche dok³adniej o tym zaj¶ciu. Kto zabra³ pañskiego syna? Wiem, wiem, ¿e jest przytrzymywany przez czarodzieja. Chodzi mi oto kto tu po niego przyszed³. Czy czarodziej sam sie pofatygowa³. Nie s±dze. Musimy wiedzieæ z kim mamy do czynienia. A i o samym czarodzieju przyda³o by sie nam troche informacji. Na prawde ich potrzebujemy do tego. Nie bójcie sie o tym mówiæ. Przecie je¶li zataicie przed nami jak±¶ wa¿n± informacje to, co je¶li czarodziej wróci. Tym razem przyjdzie po wasze córki jako syna ju¿ nie macie. Tak wiêc spokojnie nam powiedzcie, ale ¶pieszcie sie mo¶ci panie. Nie mamy wiele czasu.

Us³yszawszy têtent szybko spoj¿a³ na Josepha. By³ prawie pewien, ¿e ten pojecha³ powadomiæ o jego niechcianych go¶ciach swojemu tajemniczemu magu. Mag móg³ zapewne przyjechaæ do owej wioski i spokojnie sprawdziæ kim Blaise i jego towarzysze byli. Jednak, móg³ równie dobrze przyjechaæ na czele zbrojnego orszaku i dosz³o by ponownie do bitwy. Spogl±da³ skrycie na jego kompana i zastanawia³ sie co zrobiæ.
 
Skrad
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 268
Rejestracja: ndz paź 29, 2006 11:54 am

pt kwie 01, 2005 6:27 pm

Einbrod

Strażnik nie miał wyjścia, zaczął mówić. Dobrze dla niego. Coś dziwnie się ociągał z przejściem do sedna, ale Einbrod nie śpieszył się z poganianiem go miał ku temu środki ale na nie przyjdzie czas. Tymczasem ktoś pochylił się ku niemu i szepnął mu coś do ucha. To był Turgan, jeden z tych co zawsze wiedzą co się dookoła niego dzieje. Za to go lubił.

- Panie, jakiś konny wyjechał z wioski jakby go ognie z najgłębszych kuźni goniły. Co robić? - Mówił tak cicho, że nawet Einbrod miał problemy z usłyszeniem wszystkiego, ale co usłyszał to usłyszał i powiedział równie cicho:
- Posłać czterech chłopaków na czujkę i meldować jakby ktoś się zjawił. Inni niech nie piją za dużo, mają być gotowi gdy przyjdzie co do czego - teraz podniósł głos - Na miecz Korda! Jak to nie masz pojęcia gdzie zgubiliście trzy głowy. Znajdzcie je!
 
Awatar użytkownika
Widz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1215
Rejestracja: śr gru 17, 2003 8:46 pm

pt kwie 01, 2005 9:35 pm

Hans "Joseph" Midrith

Na słowa kmiotka pokiwał wolno głową. To było do przewidzenia. Po chwili wysłuchał Xargosa. I prawie nie uśmiechnął sięironicznie. To nie były prawidłowe pytania. Ale robił dobrą mine do złej gry, gdy skończył elf on dodał swoje trzy grosze:

-Tak, musimy wiedzieć więcej. Opowiedz więc temu poczciwemu elfowi wszystko, wtedy my pomożemy jak możemy najlepiej. Ale odpowiedz też na moje pytania: Gdzie znajdziemy tego maga, jak wiele ma takich zbrojnych jak ci w tej karczmie tutaj, gdzie jest to jezioro i ile jest tam orków, gdzie jest ta Szczelina. Oraz jakie bogactwa posiada ten mag. Czyli chodzi głównie o lokalizacje i liczebnośc sił, którymi ten mag rozporządza. Gdy opowiesz nam wszystko wtedy masz moje słowo, że pomożemy. A teraz masz jeszcze te złota monete, za gościne, pomoc i na wspomożenie twoich spraw. Opowiedz wszystko elfowi, ja musze na chwile opuścić twoje domostwo.

Łotrzyk rzucił chłopowi złota monete. Po czym skłonił się i wyszedł z chaty. O dziwo wcale nie kłamał z tą pomocą, tyle, że ostatnie pytanie było dośc istotne. Magowie zazwyczaj mieli sporo przydatnych przedmiotów. Przydatnych w takim sensie, że można było je sprzedać. Ale to nie był też jedybny powód zaangażowania łotrzyka, musieli przecież wykurzyć maga, aby Blaise mógł spokojnie zarzadzać tymi ziemiami. Korzyść obupólna. Po wyjściu z domu kmiecia Joseph ruszył natychmiast do karczmy, po wejściu rozejrzał się i gdy zobaczył Lauciana skinął na niego, aby podąrzył z nim do wyjścia. Wtedy odezwał się:

-Przed chwilą wyjechał stąd posłaniec, pewnie jeden z tych zbrojnych. Popedził ile sił ostrzec kogo trzeba. Potrafiłbyś go wyśledzić? Przynajmniej przez kawałek, aby dowiedzieć się mneij więcej, gdzie się udał. Kierunek wystarczy, o ile nie ma tu zbyt wielu rozgałęzień traktu czy czegoś takiego. Jeśli potrafisz coś z tym zrobić, tedy ruszajmy.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

pt kwie 01, 2005 10:48 pm

Joseph, Xargos:

Kmiotek słysząc wasze pytania spojrzał na was zdumiony. Potem przeniósł wzrok na swą babę, która zaplakana tuliła dzieci przy piecu. Jego spojrzenie mówilo wszystko. "Kpią?" zdało się pytać jego oblicze. Wreszcie zrezygnowany machnął ręką i zaczął opowiadać.

- Nasz Mag to zajął zamek, jak ser Barkel na wojnę wyruszyli. Zaraz po tym jak Orkowie łupić nas przyszli a nasz Pan ich przegnał. Jak on przyszedł, to jeno kilkunastu ludzi z nim było. I też elf on. I brata rannego a podobnego doń jak dwie krople wody na wozie wieźli. Zaklęciami swemi orków on pogonił a potem do Mott ruszył, na zamek przy Szczelinie. No a kilka dni potem to już on był Panem na Mott. A ludzi u niego wiele? Ja wiem? Tyle - to mówiąc wyprostował obie dłonie i wszystkimi palcami wskazał trzy razy. - A na jeziorze, co to przy Stanicy, za zamkiem się mieści, to jest wieża, a raczej jej ruiny. Ale nie one ruiny wam chodzi jeno o orki, co za jeziorem w górze w lesie siedzą. Łone od Gurum Gusza są, co to je zostawił na wojnę leząc. Ale teraz to one nawet i tu czasem do zamku przychodzą. A synka mego porwali jakeśmy chopy zbiesili się płacić obcemu. To przylazło ich z tylu - to mówiąc wyprostował dwie dłonie - i wzięli od każdego kmiecia najstarszą pociechę i do lochów wtrącili. I ponoć kopać każą w Szczelinie. W jaskiniach. Ech, szkoda gadać
 
Christoff
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 513
Rejestracja: pt gru 03, 2004 2:06 pm

sob kwie 02, 2005 8:42 am

Laucian

W karczmie usiad³ z boku, nie w³±czaj±c siê do ogólnego rozgardiaszu. Nie mia³ nic przeciwko krasnoludom, ale pragn±³ odpocz±æ a nie bawiæ siê. Siêgn±³ wiêc tylko po przyniesion± strawê i posila³ siê bez po¶piechu. "Rozmowê" Einbroda i Tormunda z ospowatym skomentowa³ tylko ironicznym u¶miechem. Wiedzia³, ¿e ¿o³dak wy¶piewa jego kompanom wszystko. Tropiciel uniós³ puchar i przepi³ do Blaisa, Daina i Pisanki. Mia³ dobry humor.
Humor prys³, kiedy do izby wpad³ zaaferowany Joseph. Po wys³uchaniu go, elf skin±³ tylko g³ow±, wzi±³ oparty o ¶cianê ³uk i ruszy³ z ³otrzykiem do stajni. Wyprowadzaj±c Asfalota, powiedzia³ - Z odnalezieniem tropu nie powinienem mieæ problemu, konnych tu niewielu a my wje¿d¿ali¶my a nie wyje¿d¿ali. ¦lady powinny byæ dobrze widoczne. Wskakuj - zawo³a³ ju¿ z koñskiego grzbietu. - Podjedziemy za wie¶, obejrzymy ¶lady a potem albo ruszê za nim w po¶cig, albo obaj zakradniemy siê na zwiady.
Laucian pomóg³ Josephowi wgramoliæ siê na grzbiet konia, po czym ruszyli lekkim k³usem w stronê, gdzie wed³ug ³otrzyka pojecha³ konny.
 
Bielon
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2193
Rejestracja: czw maja 06, 2004 11:28 am

sob kwie 02, 2005 9:12 am

Grupa:


Johan łypnął na krasnoludy siedzące po jego obu stronach i z trudem przełknął ślinę. Musiało zaschnąć mu w ustach. Uśmiechnął się jednak nerwowym uśmiechem człeka robiącego dobrą minę do złej gry i dalej prawił po swojemu. W izbie zaś robiło się coraz huczniej, krasnoludy znalazły rozrywkę robiąc zawody, który z nich więcej razy uniesie jeden z zydli na którym siedział inny krasnolud. Ubawu było po pachy zarówno z podnoszącego, jak i lecących jak gruszki z drzewa "jeźdźców".

- No Świątynia była tam prędzej, ino dla okupowana przez jakiegoś smoka czy innej cholery. Tak przynajmniej orkowie cośmy ich chytali prawili. No ale potem przyleźli tu jakieś witezie przed kilku laty i wygnali pewnikiem smoka. No ale łone poszły a przyszły gurumguszowe orki. Te zaś zajęły i świątynie i w górze, co to w niej Świątynia się mieści, wiercą. Skarbów hehe smokowych szukają. No a nasz Pan jak tylko tu na zamku się zadomowił orki precz przegnał a i Giganów i Olbrzymów co to po Szczelinie dziuple mieli i ludność straszyli takoż. Teraz do spokojny kraj. Jeno biedny. Tu dla takich jak wy ni spyży ni dorobku żadnego... - dodał ze smutkiem w głosie.

Joseph wpadł na chwilę i wywołał na zewnątrz Lauciana z którym razem odjechał.


Joseph, Laucian:

Asfalot niósł was szybko. Już po dwóch pacierzach znajdowaliście się na trakcie, gdzie bez trudu Laucian odkrył, iż świeży ślad jednego wierzchowca wiedzie na wschód, traktem. Były też inne śadly koni wiodące w tamtą stronę, ale mniej świerze, najmniej kilkudniowe. No i sporo śaldów pieszego luda, kmieci wyprowadzających bydło na pastwiska, do lasu idących po chrust i wiele podobnych. I trochę śladów zwierząt. Zarówno i tych domowych jak i tych dzikich.


Xargos:

Po wyjściu Josepha kmieć coraz bardziej markotniał, aż w końcu powiedział - Nic więcej nie wiem, więc nie pytajcie. Tu w wiosce jest Humba, on do zamku spyże wiózł to może wiedzieć więcej. No a najwięcej wiedzieć będzie z pewnością Johan i jego ludzie. Ich pytajcie - skończył rozmowę wskazując drzwi. Jeszcze jak wychodziłeś zatrzymał cię w progu silnym uściskiem dłoni na ramieniu - Oddacie nam dzieci? Syna mego jak żeście obiecywali? Oddacie ??- To było żebranie o nadzieję...

............................................................................................................................................................................................
 
Xargos__
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 259
Rejestracja: sob sty 22, 2005 3:14 pm

sob kwie 02, 2005 11:37 am

Xargos

Wys³uchawszy wie¶naka i na chwile sie zamy¶li³.
- Dzieci przywie¼emy tak jak wam obiecali¶my, a i z czarodziejem sie rozprawimy. Mam ju¿ tylko jedno pytanie. Gdzie znajde owego Humba, o którym mówili¶cie?

Mia³ na dzieje, ¿e Joseph powiadomi³ o tym je¼dzcu reszte, bo mog³y byæ z tego na prawde wiele nie przyjemno¶ci. Gdy tylko wie¶niak wskarze mu gdzie szukaæ owego Humba, mia³ zamar do niego i¶æ. Johana i jego towarzysze przepytywa³a reszta. Jednak Xargos si±dzi³, ¿e od nich nie wiele bêdzie mo¿na sie dowiedzieæ bo to raczej s³ugusy czarodzieja i wiedz± co sie ¶wieci. Jednak ten Humba wydawa³ sie elfowi, ¿e bêdzie raczej jakim¶ prostym ch³opem i nie bêdzie problemu wyci±gaj±c od niego informacji. Mia³ tak± nadzieje...
 
Awatar użytkownika
Widz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1215
Rejestracja: śr gru 17, 2003 8:46 pm

sob kwie 02, 2005 5:02 pm

Hans "Joseph" Midrith

Jechał z tropicielem, zastanawiając się co najlepiej teraz uczynić. Najlepszym rozwiązaniem było raczej szybkie działanie, pozbycie się tego maga zanim ten zdąrzy się przygotować. Problem w tym, ze Joseph nie wiedział jak daleko rezyduje ów elf. Gdy przejechali kawałek po śladach konnego, odezwał się do Lauciana:

-Przejedźmy jeszcze kawałek, moze będzie jakieś rozgałęzienie czy coś. Przydałoby się wiedizeć czy ten pajac pojechał od razu do zamku czy może w jakąs inną strone. Jeśli za chwile nic nie znajdziemy to wracamy do reszty i ruszamy tam kupą. Nie można dać im czasu na przygotowania. Ten pieprzony mag to podobno elf. Mający brata, którego se tu na wozie przywiózł. Ja tam nie walczyłem z tymi cholerami przy kurhanie, gdyśmy tego pierścienia szukali, ale wydawało się, że nieźle nabroili. Stąd trzeba szybko ich się pozbyć i tak żyją już za długo, biorac pod uwage, że już pod kurhanem powinni zdechnąć. Pozatym spółkują z orkami, więc trzeba będzie się pospieszyć, nie dać im szans na wzajemną pomoc. Blaisa raczej szybko przekonamy, ze trzeba się ich pozbyć hehehe. Mam nadizeje, że będziesz nadal w stanie tego konnego wyśledzić.

Łotrzyk nie miał konkretnego planu. Jego działania polegały na szybkości. Nie przypilnowali zbrojnych i teraz mogą za to zapłacić. Ale miał nadzieje, że zdąrzą. Zawrócił z tropicielem niewiele późneij, niezależnie czy znaleźli rozgałęzienie traktu czy nie. Nie był oczasu na zwiedzanie. Gdy wrócili do wioski zeskoczył z konia i ruszył w strone karczmy, z zamiarem podzielenia się z Blaisem i resztą tym co usłyszał od kmiecia. Na wypadek gdyby gapowaty elf jeszcze tego nie zrobił.
 
Awatar użytkownika
smaller
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1633
Rejestracja: śr lis 15, 2006 2:55 pm

sob kwie 02, 2005 5:53 pm

Artemis

Elf cieszył się dobrą rozrywką, nieznanymi trunkami i przyjacielską rozmową tak długo, jak się dało. Podejrzewał, że szybko do nich zatęskni podczas następnych dni. Ponownie zatęsknił za swoim własnym światem. Tam chodził, gdzie mu się podobało, awanturował się, gdzie miał ochotę, a kiedy znudziła mu się tułaczka, wracał na kilka dni do cywilizacji, by opić się w dobrym towarzystwie. Tutaj jednak miał niedwuznaczne wrażenie, że często okoliczności będą gnały go w drogę, rad czy nie rad. Tak więc jadł, pił, słuchał i opowiadał każdemu, kto chciał słuchać.

Historii krasnoluda słuchał z uwagą. Podziemia? Ciekawe. Mag uzurpujący sobie czyjeś prawa? Należało się tego spodziewać. No cóż, zaraz dowiemy się wszystkiego, pomyślał Artemis i uśmiechnął się na widok ochrony jaką dostał człowiek. Nie słuchał dalej, bo oto do budynku wszedł Joseph i wyszeptawszy kilka słów do Lauciana wyszedł razem z nim na zewnątrz. Zaintrygowany elf wyszedł za nimi, jednak ci już odjeżdżali. Skierował się z powrotem do środka. Jednak nie bawił się już tak dobrze jak wcześniej. Coś nie dawało mu spokoju, wydawąło mu się, że coś przeoczył. Wzruszając ramionami, zdecydował się nie zwracać na to uwagi.
 
Kiaryn'Veil Duskryn
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2940
Rejestracja: wt lip 01, 2003 11:17 am

sob kwie 02, 2005 8:13 pm

Daine

Gdy wzrok Daine'a pad³ na wychodz±cych na zewn±trz ³otrzyka i tropiciela, jedna z jego brwi - ta ze smug± w miejscu, gdzie ow³osienie nie chcia³o odrastaæ - podnios³a siê pytaj±co. Znów co¶ wisia³o w powietrzu, lecz jak zwykle nikt nie sili³ siê na to, by mu wyt³umaczyæ co siê w³a¶ciwie dzieje.
Elfi zbrojny od³o¿y³ na bok swój puchar wina i wyszed³ ¶ladem swych towarzyszy z gospody. Przez pewien czas sta³ wsparty o s³up ma³ego ganku, odprowadzaj±c spojrzeniem swych dwubarwnych oczu znikaj±cego w oddali Asfalota i dosiadaj±cych go kompanów.

---

Gdy Laucian oraz Joseph znale¼li siê poza zasiêgiem jego wzroku, Daine wci±¿ tkwi³ w swym miejscu, podziwiaj±c leniwe piêkno roztaczaj±cego siê nad nim nieba. Jedna z jego d³oni w skórzanych rêkawiczkach pod¶wiadomie powêdrowa³a pod kirys i wyci±gnê³a stamt±d czê¶æ rzemienia, któr± zwieñcza³ szlachetny zielony kamieñ. Elf przez d³ugi czas wpatrywa³ siê w b³yszcz±cy klejnot, przywo³uj±c wci±¿ oczyma swej wyobra¼ni moment, w którym spotka³ zielonook± ex-w³a¶cicielkê amuletu. Od bardzo dawna nie czu³ niczego podobnego. Od bardzo dawna nie spotka³ kogo¶ takiego... Jej u¶miech tak mu przypomina³...
Daine potrz±sn±³ g³ow±, by przywo³aæ siebie do porz±dku. Przesz³o¶æ powinna pozostaæ przesz³o¶ci±. Czym¶ wa¿nym, lecz nie rozpraszaj±cym. Elfi wojownik wepchn±³ amulet z powrotem pod sw± koszulê i z westchnieniem wmaszerowa³ znów do wnêtrza gospody.
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 8

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość