Zrodzony z fantastyki

 
Awatar użytkownika
Zireael
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3534
Rejestracja: wt maja 24, 2005 3:11 pm

Opowieści z Cathair Cothrom [16+]

wt paź 09, 2012 10:37 am

Indeks

Prolog

Fragment 1

Fragment 2

Fragment 3

Fragment 4

Fragment 5

Fragment 6

Fragment 7

Fragment 8

Fragment 9

Fragment 10

Fragment 11

Fragment 12

Fragment 13

[url=http://forum.polter.pl/-vp1201159.html#p1201159]Fragment 14{/url]

Ponieważ ani na polterblogu, ani na mojej stronie nie ma komentarzy, stwierdziłam, że wrzucę jednak opowiadanie na forum. Trudno, będzie trudniej wprowadzać zmiany, ale może jakoś sobie poradzimy...

Zanim wszystkie fragmenty tu się pojawią, co może trochę potrwać (studia), możecie przeczytać opowiadanie na mojej stronie.
Ostatnio zmieniony śr lis 21, 2012 1:45 pm przez Zireael, łącznie zmieniany 16 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Zireael
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3534
Rejestracja: wt maja 24, 2005 3:11 pm

Re: Opowieści z Cathair Cothrom

śr paź 10, 2012 8:48 am

Morag Saos Lan, rok 2000

Pozwólcie, że opowiem wam historię Sneag mac Ceanag z Domu Cogadh Lan – zwanej Inion de Cogadh Banrion, córką Królowej Wojny. Zapytacie, jak to możliwe, że Sneag była jednocześnie córką Ceanag, śmiertelnej elfki, i Królowej Wojny – naszej bogini? Dla potęg, dla bóstw nie ma nic niemożliwego.

Sneag Cogadh Lan żyła ponad tysiąc lat temu. Nie żyje już nikt, kto by ją pamiętał, ale wciąż są między nami jej wnuki. Moim zadaniem jest opowiedzieć historię córki Królowej Wojny.

Opowiem również o innych, którzy żyli w czasach Sneag Cogadh Lan, Inion de Cogadh Banrion.

***

Przybyszom z innych światów czytającym moją księgę pragnę przypomnieć, że w tym świecie tydzień ma 8 dni.

DRAMATIS PERSONAE

Dom Cogadh Lan

Sneag, przywódczyni

Solamh, jej syn

Tearlag, jej córka

Dom Dibeartach Lan

Valmai, przywódczyni

Leagsaidh, jej rodzona córka

Angaidh, jej adoptowany syn

Dom Mian Lan

Solamh

Ceanag, siostra Solamha

Morag, siostra przyrodnia Ceanag i Solamha

Airril, brat rodzony Morag

Neasan, brat rodzony Airrila i Morag

Dom Uasal Lan

Ailios, przywódczyni

Iomhair, jej brat bliźniak

Diarmad, syn Iomhaira

Dom Saos Lan

Faolin, syn przywódczyni
Ostatnio zmieniony ndz paź 14, 2012 3:01 pm przez Zireael, łącznie zmieniany 2 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Zireael
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3534
Rejestracja: wt maja 24, 2005 3:11 pm

Re: Opowieści z Cathair Cothrom

czw paź 11, 2012 7:46 pm

Sneag Cogadh Lan, 1 stycznia 825

Na jednym z wyższych poziomów miasta elfów, zwanego Cathair Cothrom, stoi wspaniała forteca, nad którą powiewają czarno-czerwone chorągwie. Z jej wysokich wież wartownicy widzą wszystko, co dzieje się na pobliskich ulicach. Znacznie bardziej interesujące jest jednak serce tej imponującej budowli – sala tronowa, pełna rzeźb dawnych bohaterów wykutych z obsydianu i czarnego marmuru.

Na czarnym tronie siedziała młodziutka elfka, wydawałoby się zbyt drobna jak na zajmowane przezeń miejsce. Miała krwistoczerwone włosy i zielone oczy. Jej skronie zdobiła czarna korona ozdabiana rubinami – oznaczająca, że jest ona Banrion, przywódczynią domu. Kobieta ułożyła się wygodniej, poprawiając suknię w kolorze zieleni. Na ramieniu miała przyczepioną czarno-czerwoną wstęgę – symbol Domu Cogadh Lan.

Sneag Cogadh Lan miała zaledwie dwadzieścia lat, ale była Banrion od urodzenia. Tej samej nocy, gdy się narodziła, w tajemniczych okolicznościach zginęła jej matka, Ceanag, poprzednia Banrion. Do dziś Sneag nie wiedziała, kto uratował jej wówczas życie… i kto mógł nastawać na życie Ceanag Cogadh Lan.

Małą Sneag wychowywali wierni słudzy Cogadh Lanów w zamkniętej fortecy domu. Jako dziewczynka widziała swoje rodzinne miasto, Cathair Cothrom, jedynie z okien domostwa lub też zazdrośnie strzeżonej lektyki.

Cathair Cothrom było dumą Sneag – tak samo, jak każdego innego elfa. Jego nazwa znaczyła Miasto Poziomów, składało się bowiem z setek, jeśli nie tysięcy warstw pnących się w górę na wiele kilometrów.

Dzisiaj Sneag po raz pierwszy zasiadła na tronie swojej matki; po raz pierwszy mogła reprezentować Dom Cogadh Lan poza fortecą swojego klanu. Według praw potomków Królowej Wojny była już dorosła, mając dwadzieścia pięć lat – choć elfy wolały mierzyć czas w dekadach niż latach.

Do sali tronowej wszedł sługa, zginając się w ukłonach. Miał pospolite, ciemne włosy – ani śladu krwistej czerwieni, jaką odznaczali się potomkowie Królowej Wojny. Nosił proste ubranie z wyszytym na tunice herbem domu Cogadh Lan, przedstawiającym dwa miecze na czarno-czerwonym polu.

Służący podał swojej pani puchar. Jego śladem wszedł szambelan, który zaanonsował:

- Pani Morag Mian Lan!

Sneag zmarszczyła brwi. Dom Mian Lan nie należał do tradycyjnych sojuszników Cogadh Lanów – wręcz przeciwnie, bliżej mu było do Uasal Lan, tradycyjnych wrogów tego klanu. Mówiło się, że wrogość między Cogadhami a Uasalami odpowiada wrogości pomiędzy ich patronkami, Królową Wojny i Królową Szlachty.

Morag Mian Lan była młodszą córką obecnej Banrion Mian Lan – młodziutka Cogadh zapomniała w tej chwili imienia władczyni. W żyłach szlachcianki płynęła krew przybyszy, istot z innego świata. Mówiło się, że ojcem Morag był demon, podobnie jak jej dwóch braci.

Dziewczyna, która weszła, była praktycznie rówieśniczką Sneag. Miała śnieżnobiałe włosy, idealną twarz i czerwone oczy – znak obcej krwi płynącej w jej żyłach. Wielokolorowe szaty sugerowały – zgodnie z prawdą – że jej patronką jest Dawczyni Życia. Sneag mogła się jednak łatwo domyślić, w jaki sposób Morag oddawała cześć swojej bogini – w końcu Mian Lanowie byli znani ze swojego hedonizmu i umiłowania zmysłowości.

Morag Mian Lan złożyła idealny ukłon Banrion Cogadh Lan, a potem przemówiła.

- Moja matka, Banrion Aimil, chciałaby porozmawiać… oficjalnie… z Banrion Sneag. Proponuje, aby spotkanie odbyło się na terenie domu Mian Lan, aby Banrion Sneag mogła poznać inny styl życia, niż ten, któremu hołdują dzieci Królowej Wojny.

Sneag zmarszczyła brwi, bawiąc się od niechcenia lokiem krwistoczerwonych włosów. Przyglądała się srebrno-złotej wstędze na ramieniu Morag mac Aimil, zbierając myśli. Nie była już dzieckiem, musiała polegać tylko na sobie. A od jej decyzji zależał los domu. Domu, który wraz z jej matką Ceanag wyszedł z cienia, w jakim był od setek lat… Nie mogła teraz zaprzepaścić dzieła Ceanag Cogadh Lan.

- Nie widzę problemu – powiedziała wreszcie, dziwiąc się, jak prosto brzmi jej głos przy melodyjnym głosie Morag. Czyżby Dawczyni Życia obdarzyła Mian Lanów pięknem?

- Banrion Aimil proponuje, aby spotkanie odbyło się jutro – odparła Morag.

Sneag uśmiechnęła się. Bawiło ją, że jej rówieśniczka tytułuje ją Banrion… a jednocześnie obawiała się trochę spotkania ze starszą i znacznie bardziej doświadczoną elfką. Czy Aimil Mian Lan jest tak samo piękna, jak jej córka? – przemknęło jej przez głowę.

***

Kiedy następnego dnia czerwono-czarna lektyka przyniosła ją do fortecy Mian Lanów, nad którą łopotały srebrno-złote flagi, Sneag Cogadh Lan nie wiedziała, czego się spodziewać. Uważnie obserwowała żołnierzy i sługi domu, jednak nie dostrzegła nic niezwykłego w ich zachowaniu albo wyglądzie. Twierdza Mian Lanów nie mogła jednak być bardziej odmienna od jej domu rodzinnego – bardziej ozdoba niż warownia, podczas gdy Cogadh Lan stawiali przede wszystkim na obronność i mało ozdabiali swój dom w minionych stuleciach.

Morag Mian Lan i jej starsza siostra Ceanag zaprowadziły młodą Banrion do sali tronowej. Wyściełały ją miękkie dywany, a ściany osłaniały bogate arrasy – w większości przedstawiające elfie pary w różnych stadiach znajomości. Gdyby nie była Banrion, zapatrzyłaby się pewnie na jeden z nich, przedstawiający brązowookiego młodzieńca o srebrnych włosach… ale niestety, musiała się skupić na tym, z czym tu przyszła.

- Otrzymałam wasze zaproszenie, Banrion Aimil – powiedziała Sneag.

Czuła się bezpieczna tak długo, jak po obu stronach miała osobistą gwardię złożoną z najlepszych żołnierzy domu Cogadh Lan. Aimil Mian Lan – wyglądająca przy młodszej córce jak jej blady cień – nie dała w żaden sposób poznać swoich uczuć.

- Uważam, że Banrion powinna znać życie elfa w pełni. Dlatego też dom Mian Lan proponuje Banrion Cogadh Lan pozostanie jego gościem przez kilka miesięcy, aby mogła poznać inny tryb życia, niż ten któremu hołdują potomkowie Królowej Wojny.

Młodsza Banrion skinęła głową, nic nie mówiąc – czuła się postawiona w sytuacji bez wyjścia. Jak mogła bowiem odmówić potężnej Aimil Mian Lan? Nagle przyszło jej do głowy rozwiązanie.

- Zasięgnę porady, zanim podejmę decyzję, ale uważam, że każda Banrion powinna odebrać wszechstronne wychowanie – powiedziała powoli.

Jeden z żołnierzy w czerwono-czarnych barwach zasalutował krótko i wyszedł z pomieszczenia. Po kilkunastu minutach wrócił, prowadząc dwoje elfów. Morag wskazała gościom pobliską komnatę, po czym zamknęła drzwi, zapewniając Cogadhom dość prywatności, by spokojnie mogli omówić tę kwestię.

Sneag wróciła po kilkunastu minutach, a jej doradcy zniknęli z pola widzenia.

- Zgadzam się na twoją zaszczytną propozycję, Banrion Aimil.

Aimil Mian Lan pozwoliła sobie na mały uśmiech, widząc, jak szybko poddała się Sneag mac Ceanag. Widziała dobrze, jak bardzo młodej dziewczynie brakuje wykształcenia i wychowania…

Morag, zajmij się naszym gościem i upewnij się, że niczego jej nie będzie brakować. Posłałam już po twoich braci i po Solamha.
 
Awatar użytkownika
Zireael
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3534
Rejestracja: wt maja 24, 2005 3:11 pm

Re: Opowieści z Cathair Cothrom [16+]

czw paź 18, 2012 8:40 pm

Morag Mian Lan, 10 stycznia 825



Morag przeciągnęła się leniwie na swoim łóżku, obserwując Sneag Cogadh Lan spod półprzymkniętych powiek. Widać było, że młoda Banrion nie czuje się swobodnie w stroju, jaki przyszykowała dla niej Banrion Aimil Mian Lan. Prawdopodobnie zbyt wiele odsłaniał w porównaniu ze zbrojami, jakie często nosili wojowniczy Cogadhowie.

Młoda elfka przypomniała sobie, jak kilka dni temu Banrion Sneag nie najgorzej wybrnęła z trudnej sytuacji. Pamiętała, jak razem z Ceanag spojrzały na matkę, zastanawiając się, jaki też może ona mieć cel w zapraszaniu tutaj przedstawicielki domu, z którym Mian Lanom nigdy nie było po drodze… Morag nadal nie znała odpowiedzi na to pytanie, ale mogła zaprezentować młodej Sneag zdolności domu Mian Lan.

Do pokoju wszedł brat Morag, Airril, bawiąc się mieczem. Miał na sobie tylko spodnie z opuszczonym pasem i rozpiętą kamizelkę, co podkreślało jego mięśnie. Podobnie jak jego siostra, Airril miał czerwone oczy. Mówiło się, że ojcem Morag oraz jej dwóch braci – Airrila i Neasana – był ten sam demon.

Airril Mian Lan odstawił miecz, który bardziej służył dla ozdoby niż do walki, na bok. Uśmiechnął się lekko na widok siostry, a potem podszedł do Sneag i położył jej rękę na ramieniu. Kobieta zareagowała błyskawicznie – nóż, który nosiła w bucie, znalazł się przy szyi mężczyzny.

Brat Morag cofnął się o kilka kroków, podnosząc dłonie w obronnym geście. Wojowniczka nie dała jednak za wygraną, postąpiła krok w przód i zamachnęła się sztyletem. Airril uchylił się w ostatniej chwili i dalej się cofał. Sneag wyglądała na wściekłą.

Morag w końcu postanowiła interweniować. Wstała z łóżka – upewniając się, że jej barwna suknia odsłania wszystko, co ma odsłaniać i podeszła do młodziutkiej Banrion Cogadh Lan, swojej rówieśniczki, przytulając się do jej pleców i zgrabnie unieruchamiając jej ręce. Kobieta warknęła i spróbowała się wyrwać.

- Kochana Sneag, chyba nie chciałabyś skrzywdzić mojego przystojnego braciszka? On chciał tylko ciebie poznać… nosisz w końcu taką piękną suknię…

- Ta piękna suknia jest do niczego niezdatna – warknęła Cogadh Lan. – Za dużo odsłania. W sam raz, żeby ktoś wbił mi nóż w brzuch.

- Och, kochanie, jeszcze się nie przekonałaś, ile zalet może mieć taka suknia? – zamruczał Airril, klękając przed Sneag i wodząc dłonią po jej nodze.

Cogadh Lan kopnęła mężczyznę ze wściekłością, jednocześnie próbując uwolnić się z czułego, ale zdecydowanego uścisku kobiety. Nie udało jej się. Morag i Airril powlekli ją w stronę łóżka. Przywiązali ją do słupka tak, by nie mogła uciec z pokoju, ale by miała pewną swobodę ruchów.

- Zdrajcy! – syknęła Sneag – Zwabiliście mnie tu, by mnie uwięzić!

Morag parsknęła.

- W przeciwieństwie do tego, co się wam wydaje, świat nie obraca się wokół ciebie, Sneag Cogadh Lan. Nie jesteś tu uwięziona… Chcemy ci jedynie zaprezentować możliwości domu Mian Lan.

Młoda Mian Lan mogła dostrzec, że Cogadh Lan jest wbrew sobie zaintrygowana. Uśmiechnęła się więc i skinęła na Airrila, który jednym zgrabnym ruchem znalazł się na łóżku i oparł się o słupek, na którym wyrzeźbiono demony i elfy – ten sam, do którego przywiązali Sneag.

Mężczyzna posłał rozgniewanej Banrion krzywy uśmiech, po czym odwrócił się do siostry. Morag powoli rozpinała suknię, odsłaniając ciało kawałek po kawałku. Utkwiła spojrzenie w kobiecie, która była gościem domu Mian Lan, myśląc intensywnie – To będzie ciekawe przeżycie. Zobaczysz coś, czego nigdy nie widziałaś. Coś dużo lepszego niż walka.

Choć miała za sobą już kilka dekad, obserwowanie, jak ktoś powoli dostaje się pod wpływ uroku Mian Lanów zawsze fascynowało młodą elfkę. Spojrzenie Sneag powoli łagodniało, a jej ciało się rozluźniało. Cogadh Lan uklękła przy łóżku, obserwując ich z niekłamanym zainteresowaniem – nawet nie zauważyła, kiedy mężczyzna przeciął więzy łączące ją ze słupkiem łoża.

Morag uśmiechnęła się i przeniosła wzrok na swojego brata Airrila. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie użyć na nim swojego uroku, ale zrezygnowała. Mężczyzna i tak wydawał się dość chętny. Kobieta pochyliła się i rozpięła jego pas, a ten nie zaprotestował ani nie cofnął się.

Mian Lan zerknęła w bok i dostrzegła w oczach Sneag nagłe zrozumienie. Nikomu nie przeszkadzałoby, że Airrila i Morag łączą więzy krwi – nawet kapłankom Dawczyni Życia. Zresztą szanse, że kler by się w to wtrącił, były niewielkie. Żadne z nich nie miało określonego przez kapłanki partnera, byli więc wolni i mogli robić co chcieli, z kim chcieli.

Mężczyzna jednym ruchem rozpiął pas, a Morag powiodła czubkami palców po wewnętrznej stronie jego uda. Airril zadrżał. Kobieta uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła, jak zareagował jej brat.

Cdn.
 
Awatar użytkownika
Squid
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 706
Rejestracja: wt maja 09, 2006 2:22 pm

Opowieści z Cathair Cothrom [16+]

czw paź 18, 2012 9:33 pm

Obawiałem się, że opowiadanie rozwinie się w pornos - ale nie! Przynajmniej na razie. Zir, pod tym względem wygrywasz u mnie z niektórymi rozdziałami Martina :).

Na razie fabuła niewiele się rozwija i jest mocno epizodyczna - na filmie to by było może 5 minut. Ot, trochę poznaję postać Sneag, zaraz potem - Zauroczenie Osoby i gwałt. Nie widzę za bardzo budowania napięcia, ale może to tylko budowanie tła postaci do następnych części opowiadania.

A inna sprawa to kultura Twoich elfów. Nie znam się za bardzo na drowach, ale mam wrażenie, że opisujesz podobną społeczność, też z potencjałem na intrygi, wyniosłą szlachtą itp., ale opartą bardziej na mitach celtyckich i ogólnie nie zrzynającą z D&D. +1!
 
Awatar użytkownika
Zireael
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3534
Rejestracja: wt maja 24, 2005 3:11 pm

Re: Opowieści z Cathair Cothrom [16+]

czw paź 18, 2012 9:42 pm

Squid - dzięki za komentarz.

Muszę dodać na początku, że na razie są to luźne fragmenty. Jakiś wątek fabularny niby jest i są one chronologiczne, ale na tym się kończą powiązania między nimi.

Kolejny fragment jutro. Trochę się zagapiłam przez parę spraw do załatwienia na studiach.

Napisane jest 14 fragmentów, z punktu widzenia chyba 6-7 postaci - niektóre mają więcej niż jeden fragment.

Już mnie pytano o niektóre postacie, po co się pojawiły i co w ogóle - odpowiedź jest taka, że planuję pociągnąć to dłużej - żeby było więcej niż 14 odcinków. Niestety, mam czas tylko notować pomysły, a nie pisać kolejne fragmenty.

P.S. Co do drowów - no cóż, Treskri miało oryginalnie być "Underdarkiem z wywalonymi trademarkami", jak to ktoś określił w innym temacie. Dopiero potem się rozwinęło. Jakieś ślady tego, że drowy uwielbia(ła)m, zostały...
 
Awatar użytkownika
Zireael
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3534
Rejestracja: wt maja 24, 2005 3:11 pm

Re: Opowieści z Cathair Cothrom [16+]

sob paź 20, 2012 1:50 pm

Solamh Mian Lan, 15 stycznia 825



Solamh przeczesał leniwie dłonią swoje srebrzyste, długie włosy przyglądając się kobiecie, którą przyprowadzili jego słudzy. Dziewczyna – plebejuszka – była naga, a od jej pospolitego wyglądu odcinały się tylko jej wspaniałe, zielone oczy. Szlachcic zmarszczył groźnie brwi, kiedy zobaczył, jak niektórzy ze służących wyciągają ręce i obmacują elfkę, która skuliła się w sobie i próbowała się zasłonić.

- Zostawcie ją – warknął, a jego brązowe oczy rzuciły groźne błyski.

Służący cofnęli się pospiesznie. Solamh Mian Lan przyjrzał się uważniej dziewczynie. Miała pospolite, ciemnobrązowe włosy, ale jej twarz była wcale piękna. Pewnie dlatego mu ją przyprowadzono.

- Jak się nazywasz? – zapytał, przyciskając nóż do jej szyi na wypadek, gdyby próbowała uciec.

- Liosa, mój panie.

Uśmiechnął się. Z jakiegoś powodu to imię mu się spodobało. A może to jej oczy? Potrząsnął głową i spojrzał w twarz elfki, jednocześnie rozpinając kaftan lamowany złotą i srebrną nicią.

Zaufaj mi. To będzie dla ciebie przyjemne – pomyślał. Zobaczył, jak Liosa się rozluźnia – zadziałało. Nie po raz pierwszy korzystał ze zdolności, jakie dała mu krew domu Mian Lan. Odrzucił nóż na bok, a potem powoli rozpiął nabijany ćwiekami pas i obszerne, luźne spodnie jakie nosił, opadły na ziemię.

Dziewczyna wydawała się tego nie zauważyć, jej spojrzenie było wciąż utkwione w twarzy szlachcica. Solamh podszedł bliżej niej i delikatnie dotknął jej policzka. Liosa drgnęła, wyraźnie zaskoczona. Uśmiechnął się do niej, a potem zdecydowanie ją wziął.

Kobieta patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, ale się nie opierała. Usłyszał czyjeś kroki za drzwiami. Poruszył się nerwowo, zastanawiając się, czy to któreś z jego rodzeństwa.

- Krzycz – syknął do dziewczyny.

Liosa postąpiła, jak kazał. Solamh usłyszał kilka wulgarnych komentarzy, a potem kroki się oddaliły. Mężczyzna potarł palcami sutek partnerki i usłyszał jej westchnienie. Zawahał się na chwilę – w końcu była to plebejuszka, co go obchodziła jej przyjemność? – a potem zrobił to samo z drugą piersią.

Cdn.

-------------------------
P.S. Wiem, że krótkie, ale tu mi wątek nawiał. Te kroki za drzwiami miały być istotne i miała być jakaś konfrontacja na temat brania sobie plebejuszki na jedną noc - nieważne, że na jedną noc, ważne, że plebejuszki... pomocy?
 
Awatar użytkownika
Namrasit
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2079
Rejestracja: ndz maja 21, 2006 11:12 pm

Opowieści z Cathair Cothrom [16+]

pn paź 22, 2012 12:09 am

Ha, dawno mnie tu nie było.

No, widzę postępy, piszesz już dużo lepiej niż kiedyś, choć jeszcze chaotycznie. Ta pierwsza cześć to się czytało jak wycinek jakiejś encyklopedii - nic z tego nie zrozumiałem, nic nie zapamiętałem, nawet trudne imiona bohaterów nie zostały mi w głowie - za dużo tam tego wszystkiego. Chętnie zobaczę jakieś inne zdarzenia przez ciebie opisane, z bardziej wartką akcją, bo na razie, najbardziej ruchliwe to są chyba wiecznie powiewające chorągwie :D.
 
Awatar użytkownika
Zireael
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3534
Rejestracja: wt maja 24, 2005 3:11 pm

Re: Opowieści z Cathair Cothrom [16+]

pn paź 22, 2012 6:30 pm

Sneag Cogadh Lan, 2 lutego 825


Sneag obróciła się kilka razy przed lustrem, próbując zdecydować, która z sukni otrzymanych od Mian Lanów będzie najlepsza. Nie czuła się już tak dziwnie w czymś innym niż zbroje, które zawsze nosiła, ale wciąż nie posiadała tego zmysłu mody, jaki zdawali się mieć gospodarze. Nie dowiedziała się, na ile jest to ich krew, a na ile wychowanie… ale czy nie zastanawiano się tak samo nad zdolnościami bojowymi Cogadh Lanów?

Usłyszała kroki, a potem drzwi się otworzyły i do jej pokoju weszła Morag. Młodsza córka Banrion Aimil wzięła na siebie trud zajęcia się gościem przez ten miesiąc, jaki Sneag spędziła w domu Mian Lan. Teraz jednak Morag wyglądała na dość zdenerwowaną i zamiast zająć się krwistoczerwonymi włosami swojej rówieśniczki, usiadła tylko na łóżku.

Cogadh Lan zaczęła splatać włosy w warkocze, przyglądając się pięknej fryzurze Morag. Wybrała wreszcie czerwono-czarną suknię, którą przysłali jej słudzy z domu i założyła ją.

- Nie zapomnij o sztylecie – powiedziała Mian Lan cicho.

Sneag na tę niezwykłą uwagę przyjrzała się swojej towarzyszce uważnie i dostrzegła, jak ta nerwowo przebiera palcami.

- Nigdy się z nim nie rozstaję – odpowiedziała po chwili równie cicho – w końcu jestem Cogadh Lan.

- Uważaj na siebie. Nie wszyscy w domu są twoimi przyjaciółmi…

Jej myśli natychmiast powędrowały do najstarszego syna domu, Solamha. Przez miesiąc pobytu w domu Mian Lan widziała go może kilka razy. Plotki głosiły, że pokłócił się z siostrami o dziewczynę, którą utrzymywał, i wyprowadził się.

- A ty jesteś? – spytała poważnie.

Kapłanka Dawczyni Życia nie odpowiedziała przez długą chwilę.

- Możesz mi zaufać – powiedziała wreszcie.

Sneag milczała. Wreszcie wyciągnęła kawałek pergaminu i pióro. Napisała krótką wiadomość, a potem wezwała jednego ze swoich żołnierzy. Ten zasalutował i wyszedł.

Mężczyzna wrócił pół godziny później. Niósł leciutką kolczugę elfiej roboty – a raczej jej części. Młoda Banrion powoli zaczęła zakładać koszulkę kolczą. Kółeczka były praktycznie niewidoczne pod suknią. Potem przyszła kolej na nogawice bez stóp. Elfka przeciągnęła się, sprawdzając, czy kolczuga nie dźwięczy i czy nie jest widoczna po założeniu wysokich, czarnych butów. Zadowolona z efektu odwróciła się do Morag.

Mian Lan skrzywiła się – najwyraźniej nie podobało jej się noszenie zbroi pod suknią.

***

Kilka dni później Sneag tańczyła na balu, jaki zorganizowała Banrion Aimil. Większość uczestników stanowili Mian Lanowie, ale było tu także paru służących nieprzeciętnej urody. Plotki głosiły, że to Morag wybierała sobie pięknych plebejuszy do służby.

Cogadh Lan obserwowała jednego z mężczyzn. Mógłby być modelem do arrasu, który zwrócił jej uwagę przy pierwszej wizycie – miał takie same brązowe oczy. Jego srebrzyste włosy zdradzały, że w jego żyłach płynie krew domu Mian Lan… może był nieuznanym dzieckiem któregoś ze szlachciców?

Mężczyzna podszedł do niej, zupełnie jakby tańczył. Zastanawiała się, czy ta gracja jest wrodzona, czy wyćwiczona. Wyciągnął do niej dłoń. Kobieta otaksowała go wzrokiem. Był przystojny, ale ją bardziej zajmowała kwestia, czy nie ma przy sobie ukrytej broni. Kiedy zdecydowała, że nie jest niebezpieczny, przyjęła podaną dłoń i pozwoliła pociągnąć się do tańca.

Nie znała za dobrze kroków – mimo wcześniejszych instrukcji Morag – pozwoliła więc się prowadzić, jednocześnie zastanawiając się, gdzie się podziewa Solamh Mian Lan. Kiedy taniec dobiegł końca, mężczyzna wykonał zgrabny ukłon. Odpowiedziała mu tym samym.

Muzyka nagle stała się dużo gwałtowniejsza, szybsza, bardziej rytmiczna. Wielu tancerzy, w tym Sneag, zeszło na bok. Na środku sali pozostała Morag, jej dwaj bracia oraz młody służący o czarnych włosach, a także tajemniczy mężczyzna. Cogadh Lan usiadła na wspaniale rzeźbionym krześle, zakładając nogę na nogę.

Nachyliła się nad nią Ceanag Mian Lan, trzymająca w dłoni kieliszek z winem. Jego nóżka przedstawiała jakąś roślinę ze świata Faerie – dawnej ojczyzny elfów.

- Jak myślisz, kto wygra? – zapytała Ceanag.

Sneag wzruszyła ramionami i od niechcenia poprawiła koronę, którą założyła na tę okazję jako przypomnienie o swojej pozycji.

- Kto może wiedzieć, jak nie ty?

Starsza elfka wybuchnęła śmiechem.

- Naprawdę wierzysz w te bzdury o tym, że czytam w myślach?

- Morag i Airril mówią, że potrafisz też przewidzieć przyszłość.

Ceanag uśmiechnęła się krzywo.

- Kochanie, do tego wystarczy odrobina sprytu. Przewiduję, że wygra mój brat – dodała, wskazując kieliszkiem parkiet.

Cogadh Lan nie odpowiedziała, zajęta obserwowaniem tajemniczego tancerza.

Kiedy wreszcie tańce się zakończyły, starsza kobieta uśmiechnęła się.

- Widzisz? Wygrałam – powiedziała, wskazując brązowookiego mężczyznę, który zwyciężył.

- To jest twój brat? – zapytała zdziwiona Sneag.

- Owszem. Solamh zawsze dobrze tańczył – dodała.

Młoda Banrion podniosła brwi do góry. A więc to był Solamh Mian Lan! Kiedy tak mu się przyglądała, brat Ceanag nagle uniósł się w powietrze i pozostał tak parę chwil, zanim wylądował w pełen gracji sposób.

- Sola, oprócz tego, że jest wojownikiem, jest też magiem – dodała Ceanag.

- A ty też jesteś magiem?

- Moje zdolności mają trochę inny charakter – kobieta uśmiechnęła się tajemniczo.

***

Kiedy wyszła z balu, Sneag Cogadh Lan poczuła, że włosy na karku stają jej dęba. Zobaczyła cień poruszający się na korytarzu. Sięgnęła po nóż, kiedy ów cień ruszył w jej stronę. Mężczyzna uśmiechnął się w sposób, który miał sugerować, że jest niegroźny.

- Widziałem, jak na mnie patrzyłaś – powiedział.

Wojowniczka ostrożnie opuściła sztylet i przyjrzała mu się uważnie. Dostrzegła jego brązowe oczy mimo słabego światła.

- Solamh Mian Lan? – zapytała.

Jej rozmówca skinął głową i wciąż się uśmiechał. Cogadh Lan wciąż jednak nie chowała broni, pamiętając ostrzeżenia Morag.

- Widziałaś gobeliny w sali tronowej mojej matki, Banrion Aimil? Byłem modelem do jednego z nich… – zawiesił głos.

Sneag uśmiechnęła się w końcu, przypominając sobie, jak jej uwagę przyciągnęło to właśnie dzieło.

- Zauważyłam – przyznała.

Cdn.
 
Awatar użytkownika
Zireael
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3534
Rejestracja: wt maja 24, 2005 3:11 pm

Re: Opowieści z Cathair Cothrom [16+]

czw paź 25, 2012 12:10 pm

Sneag Cogadh Lan, 15 luty 825



Po dłuższej przerwie Sneag powróciła w mury swojego własnego domu, domu Cogadh Lan. Pierwsze kroki skierowała do sali treningowej, gdzie czekał na nią wierny sługa imieniem Taog. Na jej widok mieszaniec – pół człowiek, pół elf – ukłonił się głęboko.

Banrion uśmiechnęła się lekko.

- Broń się – rzuciła tylko i od razu ruszyła naprzód.

Długi miecz, który trzymała w dłoni, błysnął. Taog musiał wykorzystać nie tylko swoją broń, ale też większą siłę, by obronić się przed atakiem. Jego pani jednak nie zawahała się ani na chwilę. Kolejne uderzenie poszło bardziej poziomo i służący musiał się cofnąć, nie mogąc sparować uderzenia. Sneag wykorzystała okazję, zadając kolejny cios. Ostrze musnęło długie czarne włosy półelfa, który w porę się uchylił.

Korzystając z tego, że Banrion straciła przewagę zaskoczenia i początkowy impet, Taog zadał mocny cios swoim morgenszternem – długą, metalową pałką nabijaną kolcami.

Wargi kobiety wykrzywił grymas, nie tyle bólu, ile pogardy dla ludzkiego pochodzenia, jakie właśnie prezentował mieszaniec. Elfy rzadko korzystały z tak prymitywnej broni, preferując mistrzowsko wykonane miecze, buzdygany albo broń strzelecką.

Sneag pomacała ramię i spojrzała wyzywająco na sługę. Taog zasalutował i ruszył do kolejnego ataku. Kobieta poruszyła się jednak szybciej, skracając dystans i zadając trafienie. Mężczyzna nie zawahał się i jego broń uderzyła w plecy elfki. Gdyby nie zbroja, najpewniej rozpłaszczyłby ją na ziemi – ale i tak zmusił ją do przyklęknięcia.

Kiedy nadeszło kolejne, spodziewane uderzenie, Banrion przetoczyła się na bok. Ułamek sekundy, jaki zajęło słudze podniesienie ciężkiej broni, wystarczył, by zadała kolejny cios. Półelf nie był dość szybki i nie zdążył się odsunąć. Ostrze zadrasnęło jego ramię.

Taog cofnął się, obserwując uważnie twarz swojej władczyni. Gdyby zechciała, mogłaby prowadzić tę walkę aż do jego śmierci. Wiedział, że dobrze ją wyuczył, a także zdawał sobie świetnie sprawę, że ma ona do tego prawo. Miał tylko nadzieję, że ocali go jego lojalność.

Na jego szczęście, Banrion Sneag była dziś w dobrym humorze. Opuściła broń i popatrzyła na niego.

- Zgłoś się do kaplicy. Opatrzą ci to draśnięcie. Nie mogę pozwolić, by moi słudzy byli ranni.

- Dziękuję, Banrion – Taog ukłonił się głęboko i cofnął się, odstawiając broń.

Kiedy Taog wyszedł, Sneag sięgnęła po drugi miecz stojący obok. Wzięła go do lewej ręki i zamachnęła się nim kilka razy. Mając pewność, że dobrze czuje jego ciężar i zasięg, wyciągnęła z pochwy swój miecz i złapała go prawą ręką, a potem zamachnęła się obydwoma mieczami na manekin… i straciła równowagę.

Podniosła się, przeklinając, i ponowiła manewr. Raz, dwa, trzy… wiele dziesiątek razy. Jako Cogadh Lan była przyzwyczajona do wielogodzinnych ćwiczeń z bronią, a jej ambicją było nauczyć się walczyć oburęcznie – to znaczy trzymając broń w każdej ręce. Popatrzyła kilka razy na miecz podwójny – broń, gdzie ostrze znajdowało się po każdej stronie rękojeści – ale nie wzięła go do ręki, brakowało jej jeszcze umiejętności.

Cdn.
 
Awatar użytkownika
Zireael
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3534
Rejestracja: wt maja 24, 2005 3:11 pm

Re: Opowieści z Cathair Cothrom [16+]

pt paź 26, 2012 6:58 pm

Valmai Dibeartach Lan, 20 luty 825

Młoda elfka o czarnych włosach i perłowobiałej skórze stała na ulicy Cathair Cothrom. Z każdej strony mijał ją tłum plebejuszy i kupców. Chociaż teoretycznie należała do najwyższej grupy społecznej, do szlachty, niewielu zwracało na nią uwagę. Przyczyna tego była prosta – kobieta należała do najmniej szanowanego domu, domu Dibeartach Lan. Nie bez powodu jego nazwa oznaczała „Dom Wyrzutków”.

Valmai Dibeartach Lan owinęła się ciaśniej srebrno-czarnym płaszczem i naciągnęła kaptur na głowę, kiedy mijał ją patrol straży – najwyraźniej sponsorowany przez dom Cogadh Lan, ponieważ wszyscy mieli czerwono-czarne wstążki na ramionach.

Przechodnie i kramarze odsuwali się, widząc jej płaszcz. Tylko kilku żebraków – byłych niewolników i mieszańców – wyciągnęło do niej ręce. Valmai potrząsnęła głową. Nie miała nadmiaru pieniędzy, a nawet gdyby miała, nie marnowałaby ich na takie stworzenia.

Kobieta dotarła do końca poziomu. Nie-elf zawahałby się, widząc przed sobą tylko pustkę, ale Valmai była do tego przyzwyczajona. Nie bez kozery Cathair Cothrom znaczyło ni mniej, ni więcej tylko Miasto Poziomów. Skoczyła w pustkę, wiedząc, że magia pozostawiona przez założycieli miasta – a może bóstwa – zapewnia, że znajdzie się bezpiecznie na tym poziomie, na którym chce się znaleźć.

Tak więc Valmai stanęła pewnie na nogach kilkadziesiąt metrów niżej. Tylko kilkaset metrów wąskich uliczek dzieliło ją od siedziby domu Dibeartach Lan… były to jednak uliczki pełne motłochu. Sytuacji nie poprawiał fakt, że dom Dibeartach Lan był znany z częstego adoptowania dzieci – nie tylko szlachty, ale i niższych warstw. Valmai była pewna, że wielu plebejuszy liczy na zostanie członkami domu szlacheckiego… nawet, jeśli byli to tylko Dibeartach Lan.

Zirytowana Valmai sięgnęła po swój buzdygan i rozpędziła nim kilka goblinów kłócących się na środku drogi. Inny może by się zastanowił, co robią razem przedstawiciele rasy niewolników, ale nie szlachcianka – ona nie poświęciła im nawet jednej myśli.

Po kilku minutach kobieta dotarła do dworu Dibeartach Lan, a raczej tego, co z niego zostało. Mówiło się, że niegdyś był to wspaniały dwór, godzien Uasal Lan albo Traidi Lan… jednakże stulecia pozostawiły na nim swój ślad. Na wrotach nadal było widać godło domu – czerwoną lancę na srebrno-czarnej tarczy – jednakże rzeźby zostały obalone, a kute zdobienia starte.

Valmai otworzyła wrota – musiała użyć do tego większości swojej siły – a potem weszła do domu. Na fasadzie nie było widać tylu zniszczeń, co na bramie, jednak oczywistym było, że dwór nie należy do najpotężniejszego z domów.

Jeden z żołnierzy w wytartych kolczugach ruszył w jej stronę z podniesioną bronią. Kiedy ją rozpoznał, cofnął się z ukłonem. Kobieta przeszła przez szpaler straży, nie zaszczycając ich nawet jednym spojrzeniem.

Weszła do swojej komnaty, gdzie czekała para sług – praktycznie jedyni, którzy pozostali w domu, nie licząc kuchcików. Ukłonili się, rozpoznając swoją panią.

Cdn.
 
Awatar użytkownika
Zireael
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3534
Rejestracja: wt maja 24, 2005 3:11 pm

Re: Opowieści z Cathair Cothrom [16+]

ndz paź 28, 2012 12:35 pm

Sneag Cogadh Lan, 1 marca 825



Sneag Cogadh Lan wróciła już na stałe do swojego domu, ale nie mogła przestać myśleć o tajemniczym synu domu Mian Lan imieniem Solamh. Przez moment zastanawiała się nawet, czy ktoś nie namieszał jej w głowie – może Morag? A może Ceanag, swoimi tajemniczymi mocami…

Usiadła na łóżku – a raczej łożu, z rzeźbionymi słupkami i baldachimem – i zaczęła ściągać buty. Wyciągnęła się na materacu i pozwoliła, by służąca zajęła się masażem. Westchnęła cicho, ponieważ kobieta była naprawdę dobra w swojej robocie.

Kiedy obróciła się na drugi bok, dostrzegła wiszącą na krześle suknię – suknię, której tu wcześniej nie było. Żeby uczynić sprawy jeszcze ciekawszymi, była ona w kolorach srebrnym i złotym, a więc w barwach domu Mian Lan… tyle że na ramieniu widniała wyraźnie wstęga Cogadh Lan, czerwono-czarna.

- Kto przysłał tę suknię? – zapytała, na poły spodziewając się odpowiedzi.

- Pan Solamh Mian Lan – padła odpowiedź.

Banrion podniosła brwi, zdziwiona. Co sobie myślał Solamh, że wysłał jej suknię w barwach swojego domu? Czy naprawdę uważał, że ma od niej wyższą pozycję? A może… czyżby to ona miała być jego partnerką wyznaczoną przez kler Dawczyni Życia? To było jedyne wyjaśnienie, które miało sens.

Sneag przez chwilę zastanawiała się, czy chce w ogóle wiedzieć, kto jest jej wyznaczonym partnerem. Czy był to Solamh? Po chwili zrezygnowała z tego pomysłu – niezależnie od tego, kogo wyznaczyły jej kapłanki, mogła się też związać z kimś innym.

Kiedy masaż się skończył, kobieta wstała z westchnieniem przyjemności. Widząc, że służka patrzy na nią oczekująco, odesłała ją machnięciem ręki. W przeciwieństwie do niektórych innych elfów, nie lubowała się we własnej płci.

Banrion przez długą chwilę zastanawiała się, czy założyć suknię. W końcu to zrobiła, a potem wezwała służącego i kazała mu sprowadzić Solamha Mian Lan. Szlachcic pojawił się po kilkunastu minutach. Miał na sobie obszerne srebrne szarawary i kamizelkę w takim samym kolorze. Po raz pierwszy Sneag mogła mu się lepiej przyjrzeć. Miał przystojną twarz, orli nos i brązowe oczy, które zwróciły kiedyś jej uwagę.

Solamh uśmiechnął się lekko, kiedy dostrzegł, jak kobieta mu się przygląda.

- Czy jesteś zadowolona z mojego prezentu, Banrion? – spytał ostrożnie.

Sneag Cogadh Lan uśmiechnęła się tajemniczo.

- Powiedzmy, że ponoszę twój prezent dziś wieczór – powiedziała, odrzucając na bok płaszcz.

Mężczyzna zapatrzył się na nią zdumiony – nie spodziewał się, że podarunek zostanie tak dobrze przyjęty, pomyślała kobieta. Widziała dobrze zaskoczenie w jego oczach. Szybko się jednak opanował.

- To dla mnie zaszczyt, Banrion – powiedział opanowanym głosem.

Cdn.
 
Awatar użytkownika
Namrasit
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2079
Rejestracja: ndz maja 21, 2006 11:12 pm

Re: Opowieści z Cathair Cothrom [16+]

ndz paź 28, 2012 9:51 pm

Sneag obróciła się kilka razy przed lustrem, próbując zdecydować, która z sukni otrzymanych od Mian Lanów będzie najlepsza. Nie czuła się już tak dziwnie w czymś innym niż zbroje, które zawsze nosiła, ale wciąż nie posiadała tego zmysłu mody, jaki zdawali się mieć gospodarze. Nie dowiedziała się, na ile jest to ich krew, a na ile wychowanie… ale czy nie zastanawiano się tak samo nad zdolnościami bojowymi Cogadh Lanów?

Dziwne toto. Powinnaś spróbować stosować prostsze konstrukcje, bo obecnie brak zdaniom lekkości. Jak już pisałem, jest lepiej, ale wciąż można to poprawić, ulepszyć. I skoro już akcentujesz to, że bohaterka nie ma takiego zmysłu mody, a przylazła do niej ta druga, to czemu nie zacząć tego dialogu tak bardziej życiowo? Niech Sneag zapyta tej Morag, która suknia lepsza, się poradzi.
Nie zapomnij o sztylecie – powiedziała Mian Lan cicho.

Raczej: powiedziała cicho Mian, albo: cicho powiedziała Mian. Oryginał wydaje mi się dziwny.
Jako Cogadh Lan była przyzwyczajona do wielogodzinnych ćwiczeń z bronią, a jej ambicją było nauczyć się walczyć oburęcznie – to znaczy trzymając broń w każdej ręce.

Nie no, to wyjaśnienie, co to znaczy walczyć oburęcznie, czy co to jest morgensztern, tudzież miecz podwójny to możesz sobie darować. Czytelnik czuję się wtedy lekko zirytowany (przynajmniej ja).
Popatrzyła kilka razy na miecz podwójny – broń, gdzie ostrze znajdowało się po każdej stronie rękojeści – ale nie wzięła go do ręki, brakowało jej jeszcze umiejętności.

Brakowało jej umiejętności do czego? Do wzięcia tego miecza do ręki? Do ćwiczenia nim? Bo o tym wcześniej mowa. Widzę, że masz sentyment to tej niewdzięcznej i nieporęcznej broni :).
Widząc, że służka patrzy na nią oczekująco, odesłała ją machnięciem ręki. W przeciwieństwie do niektórych innych elfów, nie lubowała się we własnej płci.

Uuu, jaka szkoda :D. To dodałoby bohaterce na pewno plusów. Biseksualna elfia wojowniczka na pewno byłaby ciekawym wariantem.
Mężczyzna zapatrzył się na nią zdumiony – nie spodziewał się, że podarunek zostanie tak dobrze przyjęty, pomyślała kobieta. Widziała dobrze zaskoczenie w jego oczach. Szybko się jednak opanował.

Nie za szczęśliwe formatowanie. Myślik wskazuje, że to co po nim następuje odnosi się do pierwszej części tekstu, a jest zupełnie inaczej. Proponuję w takich momentach korzystać albo z zapisu kursywą, albo z zapisu tekstu myśli w cudzysłowie.

Cóż, przeczytałem wszystko i chaotyczne to, nie wiem, jak to dokładnie odbierać. Strasznie dużo opisów ubrań... co kto się pojawia, to opis, w co jest ubrany, niczym na wybiegu. Nie jest to może wada, choć mnie to jakoś nie pasuje. Może spróbuj różnorodnych przedstawień wyglądu, raz opisać tak jak jest, a raz poprzeplatać opisy postaci z dialogami, które toczą.
 
Awatar użytkownika
wysłannik
Moderator
Moderator
Posty: 668
Rejestracja: śr cze 09, 2010 10:54 am

Opowieści z Cathair Cothrom [16+]

ndz paź 28, 2012 11:57 pm

Tak się wtrącę...
Namrasit pisze:
Biseksualna elfia wojowniczka na pewno byłaby ciekawym wariantem.

Lepiej niech jest jak jest.
 
Awatar użytkownika
Zireael
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3534
Rejestracja: wt maja 24, 2005 3:11 pm

Re: Opowieści z Cathair Cothrom [16+]

wt paź 30, 2012 8:53 am

@ Namrasit: za radę co do formatowania i opisów dziękuję.

Raczej: powiedziała cicho Mian, albo: cicho powiedziała Mian. Oryginał wydaje mi się dziwny.


"Mian Lan" to jej nazwisko (z gaelickiego, jak sobie wrzucisz w tłumacza np. freelang to będziesz wiedział, czemu). Może lepiej byłoby je zapisywać razem? "Mianlan"? Albo z myślnikiem? Ze znaczenia nie chcę rezygnować.

Nie no, to wyjaśnienie, co to znaczy walczyć oburęcznie, czy co to jest morgensztern, tudzież miecz podwójny to możesz sobie darować. Czytelnik czuję się wtedy lekko zirytowany (przynajmniej ja).


To nie jest fanfik do dedeków, ale tekst oryginalny, tak więc skierowany również do ludzi, którzy kompletnie nie mieli nigdy styczności z fantasy ani dedekami. Rozumiem, że ktoś znający dedeki może być poirytowany (i szczerze mówiąc, nie dziwi mnie to).

Nowy fragment jutro albo dziś wieczorem. Zależy, czy urwą mi głowę na zajęciach.

@ wysłannik: Od bi są Mian Lanowie.
 
Awatar użytkownika
Zireael
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3534
Rejestracja: wt maja 24, 2005 3:11 pm

Re: Opowieści z Cathair Cothrom [16+]

śr paź 31, 2012 5:55 pm

Sneag Cogadh Lan, 2 czerwca 825



Banrion Domu Cogadh Lan obudziła się i wyciągnęła na łóżku. Zerknęła w bok, sprawdzając, czy nie wyrwała ze snu mężczyzny śpiącego obok. Był nim jej wybrany partner – tak przynajmniej twierdziły kapłanki Dawczyni Życia… Sneag usiadła na łóżku i naciągnęła wysokie skórzane buty, sprawdzając przy okazji, czy schowany sztylet jest na swoim miejscu. Następnie pozwoliła, by służąca zajęła się jej kąpielą. Miękkie buty elfów nie wydawały dźwięku, gdy szła do łaźni.

Kiedy stamtąd wróciła, wciąż jeszcze rozgrzana i całkiem naga – nie licząc butów – usiadła przed lustrem i zaczęła rozczesywać swoje długie krwistoczerwone włosy, które następnie służąca splotła w warkocz. Kiedy Sneag przerzuciła go sobie na plecy, poczuła na sobie czyjś wzrok. Schyliła się i sięgnęła po sztylet – pewne przyzwyczajenia z dwóch dekad treningu były trudne do zignorowania; a może wręcz płynęły one w jej krwi? Odwróciła głowę i napotkała spojrzenie mężczyzny leżącego leniwie, w wygodnej pozycji, w jej łóżku. Jego długie włosy opadały falą na smukłe plecy, a w wyciągniętych w jej stronę ramionach nie widziała wyraźnych mięśni. Uśmiechnęła się lekko – jakże był inny od Cogadh Lanów!

Gdyby tylko istniał inny Cogadh Lan czystej krwi, zapewne uczyniłaby go swoim partnerem, aby mieć pewność, że w żyłach jej dzieci będzie płynąć potężna krew. Niestety, jej matka Ceanag nie spłodziła więcej potomków, a przynajmniej nie znalazła o nich wzmianki w archiwach kleru Dawczyni Życia. Podobnie rzecz się miała z rodzeństwem poprzedniej Banrion. Gdyby naprawdę chciała się związać z członkiem swojego domu, musiałaby prześledzić drzewo genealogiczne wiele pokoleń wstecz… Sneag postanowiła więc wybrać sobie partnera z innego domu i liczyć na to, że ewentualne dzieci będą faworyzowały jej krew.

Takich problemów nie miał mężczyzna, którego kler wybrał na jej partnera. Jego dom był liczny, a jego matka miała dwoje dzieci z jednym mężczyzną, a następnie trójkę z innym. Cogadh Lan zastanawiała się, czy płodność tego domu udzieli się i jej.

Jej partner poszedł tymczasem do niej i wodził wzrokiem po jej ciele.

- O czym myślisz, Banrion? – zapytał, nie doczekawszy się reakcji.

- O twoich siostrach – odpowiedziała kobieta, uśmiechając się lekko.

- Czyżbyś wolała kobiety, pani? – lekkie drgnięcie ust zdradzało jego rozbawienie.

- Myślę o waszej płodności – dokończyła myśl Sneag, widząc, jak mężczyzna patrzy na nią wyczekująco.

- Czyżbyś myślała już o dzieciach? Przed tobą jeszcze wiele dekad…

- Owszem, ale jaką mam gwarancję, że pozostaniesz przez cały ten czas w moim łożu, Mian Lanie? – zapytała ostro, nie dając się zbić z tropu.

W odpowiedzi rozłożył tylko ręce, patrząc na nią swymi brązowymi oczami w sposób, który miał sugerować całkowitą niewinność. Poczuła jego dłoń na swojej nodze. Pozwoliła, by przesunęła się ona na jej udo, zanim rozchyliła lekko kolana, dając mu w ten sposób sygnał.

Solamh pochylił się, opierając dłonie na skraju krzesła. Sneag zaczęła podnosić nogi, by umieścić je na barkach partnera, ale zatrzymała ją zdecydowana dłoń Mian Lana. Mężczyzna pochylił się jeszcze bardziej, aż jego twarz znalazła się między jej udami. Zaintrygowana, wbiła palce w oparcie krzesła, aby z niego nie spaść za chwilę. Oddech Solamha musnął jej łono, a potem poczuła jego język.

Kilka minut później okazało się, że i tak spadła z krzesła – które jakimś cudem wytrzymało sztukę miłosną Mian Lanów. Solamh wydawał się rozbawiony patrząc, jak znacznie silniejsza od niego kobieta – z racji bycia Cogadh Lan – wstaje powoli z podłogi i zakłada na siebie czarno-czerwoną suknię. Suknię, która – jak większość strojów Mian Lan – więcej odsłaniała niż zasłaniała.

Sneag przyglądała się, jak jej partner zakłada luźne spodnie – jak bardzo luźne, przekonała się już parokrotnie w ciągu ostatnich miesięcy. Dość powiedzieć, że Mian Lanowie nie musieli zdejmować ubrań, by robić to, co lubią najbardziej.

Kiedy przyniesiono im śniadanie, Banrion siedziała na brzegu łożna, co prawda jeszcze bez zbroi, ale z mieczem na kolanach. Jej partner zapinał właśnie na ramionach ozdobne karwasze – co do których twierdził, że są magiczne; Sneag musiała mu wierzyć na słowo, bowiem dom Cogadh Lan od dawna nie posiadał czarodzieja.

Większość domów zresztą miała problem z obsadzeniem tej pozycji – dar od Władcy Magii był bardzo rzadki wśród elfów. Mówiło się, że jest on trochę częstszy wśród niskiego ludu – rasy, która również przybyła z Faerie i która podobno była spokrewniona z elfami.

Kiedy jadła, Solamh masował jej barki i zastanawiał się przy tym na głos, czy wszyscy Cogadh Lanowie są tak umięśnieni. Po posiłku zniknął na chwilę za drzwiami. Kiedy wrócił, trzymał w dłoniach miecz półtoraręczny o srebrnawym ostrzu – broń zdawałoby się tak do niego niepasującą, że Sneag parsknęła śmiechem na ten widok.

Mężczyzna był jednak całkowicie poważny, kiedy zaproponował jej pojedynek. Banrion zapięła więc pas i umieściła miecz w pochwie. Ich potyczce przyglądał się tylko Taog, wierny służący mieszanej krwi.

Solamh zasalutował, jak nakazywał zwyczaj, i pozwolił jej na pierwszy atak. Sneag zadała ostrożne uderzenie, obserwując ciężki miecz w rękach mężczyzny. Zamiast sparować, Mian Lan odsunął się pół kroku w tył. Chwilę później nastąpił pierwszy atak. Cogadh Lan rzuciła się do tyłu, doskonale wiedząc, że półtorak ma większy zasięg od jej miecza długiego.

Solamh nie ustępował i wciąż nie pozwalał jej skracać dystansu – ilekroć zrobiła krok w przód, była zmuszona cofać się przed dłuższą bronią. Wreszcie znalazła sposób – przetoczyła się w bok zamiast się cofnąć i zadała natychmiast cios. Spodziewała się, że go dosięgnie, tymczasem Mian Lan zdążył jeszcze sparować. Najwyraźniej dobrze go wyszkolono. Sneag naparła mocniej, chcąc wyjść z patowej sytuacji, ale nawet używajac mocy krwi nie była w stanie sprowadzić półtoraka w dół.

Solamh cofnął się i próbował utrzymać ją na dystans, aby wykorzystać zalety swej broni. Ale skoro już raz znalazła rozwiązanie, znalazła je po raz drugi i trzeci, choć mężczyzna bardzo dobrze blokował ciosy lub ich unikał. Wreszcie jednak udało jej się sprowokować szerokie uderzenie, po którym rzuciła się w przeciwną stronę. Mężczyzna nie miał szans sparować, nie zdążył też się cofnąć i czubek jej miecza dotknął jego piersi.

Mian Lan powoli otworzył dłoń i wypuścił miecz. Sneag podniosła broń i wykonała kilka uderzeń w pustkę. Miała dość sił, by ją udźwignąć, brakowało jej jednak jego wyszkolenia, zwróciła więc miecz partnerowi.

- Masz więcej siły, niż się po tobie spodziewałam – zauważyła.

Solamh uśmiechnął się łobuzersko.

- Siła w łóżku nie jest potrzebna, moja pani.

- A co, jeśli mam ochotę ją tam zobaczyć? W końcu jestem Cogadh Lan…

Cdn.
 
Awatar użytkownika
Zireael
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3534
Rejestracja: wt maja 24, 2005 3:11 pm

Re: Opowieści z Cathair Cothrom [16+]

pt lis 02, 2012 5:02 pm

Iomhair Uasal Lan, 8 czerwca 825



Iomhair poprawił po raz kolejny swoje bogate szaty w barwach domu Uasal Lan, obserwując swój wygląd w zdobionym lustrze, które zajmowało całą ścianę w jego prywatnych komnatach w szkole magii w Cathair Cothrom. Większość elfów dysponujących darem miała do wyboru albo szkołę Uczniów Iomhaira, albo konkurencyjne Konserwatorium. Arcymag nie mógł narzekać na resztę kadry, ale jego problemem był brak uczniów. Jednym z nielicznych adeptów był Solamh Mian Lan. Związek tegoż z młodziutką Banrion Cogadh Lan był tematem wielu dyskusji nie tylko w szkole, ale i w samym domu Uasal Lan.

Iomhair żałował tylko, że choć może polegać na swoich współpracownikach z różnych domów, nie ma wśród nich Diarmaida, jego syna. Diarmaid wybrał jednak drogę kapłańską, a także, co zaskakujące, poświęcił się przy tym Królowej Wojny. Arcymag zastanawiał się już nie raz, czy skłonności tych młodzieniec nie odziedziczył po swojej matce.

Skoro już o tym mowa… czarodziej przyglądał się od jakiegoś czasu pięknej kobiecie z Nadur Lanów, która uczyła w jego szkole. Z tego, co wiedział o Liosie, miała ona już jedno dziecko. Może była warta tego, by znaleźć się w jego łóżku?

Mężczyzna odetchnął głęboko i usadowił się wygodnie na krześle – chwilę przed tym, jak do jego komnaty weszła ta właśnie kobieta, o której myślał. Dzięki wieloletniemu doświadczeniu i mocy krwi zamienił swoją twarz w maskę, która ukazywała tylko to, co on chciał pokazać.

- Arcymagu… Banrion Ailios Uasal Lan! – wysapała Liosa, w pośpiechu zajmując miejsce przy drzwiach.

Czarodziej nie okazał po sobie, jak bardzo zdziwiła go ta informacja. Czegóż mogła od niego chcieć jego siostra bliźniaczka? Złożył razem palce i spokojnie czekał.

Banrion Ailios, która właśnie weszła, była lustrzanym odbiciem Iomhaira, jeśli chodzi o wygląd. Oboje mieli takie same złociste włosy i oczy – będące dowodem na to, że Uasal Lan pochodzą od Królowej Szlachty, a także znakiem mocnej krwi płynącej w ich żyłach.

Iomhair nie zdziwiłby się specjalnie, gdyby kapłanki Dawczyni Życia zdecydowały, że on i Ailios są dla siebie nawzajem wybranymi partnerami. Ich dzieci miałyby od chwili poczęcia zagwarantowaną równie potężną krew.

Przez chwilę myślał, że jego siostra usiądzie, ale ta wolała stać. Założyła ręce na piersi i popatrzyła na niego gniewnie ponad ogromnym złotym berylem wprawionym w biurko. Kryształ ten pozwalał Iomhairowi skupiać magię. Jednakże w Drugiej Erze to nie elfom Pan Magii dał sekrety kryształów, tylko krasnoludom – rasie znacznie lepiej znającej się na kamieniarstwie i na kryształach. Elfy nauczyły się wykorzystywania tej wiedzy dopiero w Trzeciej Erze, około ośmiu stuleci temu.

Arcymag pochylił się, chcąc znaleźć się bliżej kryształu, który dobrał tak, by odpowiadał kolorowi jego oczu. Większość elfów tak robiła – pewien mag dawno temu udowodnił, że bliskość skupiska pozwala łatwiej opanować czary; podobnie, większość z Ludu wybierała kamienie szlachetne pasujące do ich wyglądu.

- Iomhairze, bracie, czy słyszałeś, czym się ostatnio zajmują twoi uczniowie? – zapytała wreszcie Ailios.

- Nie interesuję się plotkami czeladników – odpowiedział po chwili.

- Używają kryształów do tworzenia pojazdów… – arcymag kiwnął głową – którymi się potem ścigają!

Iomhair podniósł brwi, zaskoczony.

- Nic nie mówisz na takie marnotrawstwo?! Dobrze wiesz przecież, ile kosztuje każdy z takich kryształów!

- Mówisz, że klejnoty są niszczone? – czarodziej poważnie się zaniepokoił.

Jego siostra skinęła głową.

- Nie każdy z uczniów jest tak dobry w pilotowaniu pojazdu, jak w jego tworzeniu! Niejeden z nich rozbija się na ścianach jaskini, w której mieszkamy!

Cdn.
 
Awatar użytkownika
Zireael
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3534
Rejestracja: wt maja 24, 2005 3:11 pm

Re: Opowieści z Cathair Cothrom [16+]

wt lis 06, 2012 11:56 am

Faolin Saos Lan, 10 czerwca 825



Faolin Saos Lan przeczesał dłonią swoje niebieskie włosy, zdradzające, że pochodzi od Błękitnego Księcia – jednego z czterech Władców Żywiołów. Po swojej matce z domu Saos Lan odziedziczył blade, srebrzyste, niemal białe oczy. Odrzucił warkocz na plecy i jeszcze raz sprawdził, czy szafir znajduje się na swoim miejscu – bezpiecznie umocowany w kadłubie pojazdu.

Pojazd wyglądał jak prosta lektyka, pozbawiona baldachimu, pod którą umieszczono kamień szlachetny. Dzięki magii unosił się w powietrzu i ta sama moc pozwalała nim sterować, choć większość elfów i tak używała jeszcze drążka jako wskaźnika.

Faolin zajął miejsce w swoim pojeździe i pokierował nim spokojnie do linii startu, niezbyt wysoko nad ulicą. Obok niego unosiło się jeszcze kilka innych wehikułów. Faolin rozpoznał młodą dziewczynę o zielonych włosach – pochodziła z domu Nadur Lan i była córką jego nauczycielki, Liosy. Tak jak się spodziewał, w jej bolidzie umieszczony był szmaragd.

Osiem ścigaczy wystartowało na sygnał młodego chłopaka, który był organizatorem, choć nie posiadał magii za grosz. Faolin wystartował nie najlepiej i znalazł się w środku stawki. Tuż przed nim uplasowała się córka Liosy Nadur Lan. Młode elfy lawirowały między budynkami, pędząc w stronę ściany jaskini, gdzie ustawiono pierwszy znak.

Córka Liosy skręciła ostro, kierując przód pojazdu w dół, by zmieścić się pod skalnym nawisem. Faolin był od niej nieco wolniejszy, ale za to jego bolid był bardziej zwrotny i udało mu się wcisnąć między Nadur Lan a znak. Mężczyzna widział, jak dotychczas prowadzący elf został zmuszony do przelotu ponad skalnym nawisem i błyskawicznie stracił swoją pozycję. Podziękował w duchu Błękitnemu Księciu za zwinność wody, jaką został przez niego obdarzony.

Przed dziewczyną był już tylko jeden elf, a Saos Lan siedział jej na ogonie. Wiedziała, że na prostym odcinku do kolejnej skalnej ściany ma nad nim przewagę. Faolin mógł tylko trzymać się młodziutkiej Nadur Lan i mieć nadzieję, że pozostali go nie wyprzedzą.

Na drugim znaku sytuacja się nie zmieniła. Przed ścigającymi się pozostał tylko trzeci znak – położony przy ulicy, z której wystartowali – oraz meta. Między drugim a trzecim znakiem trasa była dość prosta, młodzik z Saos Lan liczył więc na to, że uda mu się wyprzedzić dziewczynę na odcinku prowadzącym do mety, wiodącym pomiędzy budynkami.

Przy trzecim znaku prowadzący chłopak popełnił błąd. Otarł się o ścianę i jego pojazd opadł chwiejnie w dół, strzelając iskrami. Elf próbował jeszcze odzyskać panowanie nad bolidem, ale nie był w stanie. Nadur Lan objęła prowadzenie, a Faolin znajdował się tuż za nią.

Zielonowłosa elfka przemknęła gładko pomiędzy dwiema wieżami oznaczającymi początek ulicy i pomachała zaszokowanym strażnikom. Faolin zmieścił się jeszcze bliżej wież, odrabiając na tych niewielkich skrętach stracone ułamki sekund. Mężczyzna zniżył lot i śmignął pomiędzy zaskoczonymi kupcami, niemal roztrącając ich towary; Nadur Lan wolała przelecieć wyżej, jej magia nie pozwalała na aż taką zwrotność.

Kiedy znów znaleźli się na jednej wysokości, okazało się, że się zrównali. Saos Lan dostrzegł kolejny zakręt – budynek stojący na trasie ich lotu – i przygotował się na następny nagły zwrot. Wykonał go perfekcyjnie. Córka Liosy musiała wziąć go trochę szerzej i straciła do niego kilkanaście centymetrów. Przyspieszyła, mając nadzieję, że go wyprzedzi przed metą… tyle że zapomniała o kolejnej budowli.

Faolin skrzywił się, widząc, jak dziewczyna leci wprost w budynek. Przygotował się na łomot i chmurę kurzu oraz odłamków kryształu; Nadur Lan udało się jednak w ostatniej chwili uniknąć zderzenia. Przeklinając, wyrównała lot. Widział na jej twarzy, że jest świadoma porażki, nie poddała się jednak.

Całą moc przekazała swojemu szmaragdowi, byle tylko przyspieszyć i doścignąć Faolina Saos Lan przed metą. Kamień zalśnił. Mężczyzna zacisnął zęby i zrobił to samo. Mimo wszystko, pojazd dziewczyny zbliżał się metr po metrze.

Chłopak skupił się tak bardzo, że jego pole widzenia zdawało się zwęzić do tego, co miał przed sobą. Wiatr rozwiewał jego błękitne włosy. Wyszeptał pod nosem modlitwę do swojego boskiego przodka, Błękitnego Księcia.

Nawet nie dostrzegł, kiedy minął metę… centymetry przed dziewczyną z domu Nadur Lan. Zatrzymał się gwałtownie na końcu ulicy i zawrócił, wzbijając chmurę pyłu. Córka Liosy zeszła już na ziemię i wściekle potrząsała głową. Na jej lewym ramieniu i boku widział zadrapania – najwyraźniej nie wyszła bez szwanku z bliskiego spotkania z budynkiem.

Organizator podszedł do niego i poklepał go po plecach, gratulując zwycięstwa. Zielonowłosa elfka patrzyła na to spode łba. Jeśli tak reagowała spokojna zazwyczaj Nadur Lan, wolał nie myśleć, jaka będzie reakcja pozostałych – zwłaszcza chłopaka z Ainmhi Lanów.

Faolin odstawił swój bolid na miejsce i nagle usłyszał ciche przekleństwo dziewczyny. Zazwyczaj nie klęła – podążył więc za jej spojrzeniem i zbladł. Przed całą grupą stał arcymag Iomhair Uasal Lan. Jeśli błyski w jego złotych oczach mówiły cokolwiek, wszyscy byli w wielkich tarapatach.

Cdn.
 
Awatar użytkownika
Zireael
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3534
Rejestracja: wt maja 24, 2005 3:11 pm

Re: Opowieści z Cathair Cothrom [16+]

sob lis 10, 2012 9:33 am

Morag Mian Lan, 15 czerwca 825



Morag Mian Lan powoli zsunęła z siebie suknię wysadzaną kryształami i mieniącą się wszystkimi kolorami. Weszła pod strumień wody i pozwoliła, by zmył on z niej cały brud. Wygięła się tak, by woda dotarła w każdy możliwy zakamarek jej ciała, by stała się idealnie czysta.

Wyszła z łaźni w świątyni Dawczyni Życia nie zerknąwszy nawet na swoje odzienie. Na korytarzu czekała na nią jedna ze starszych kapłanek. Kobiety – srebrzystookiej członkini domu Saos Lan – zupełnie nie obeszło, że młodsza elfka jest naga. Spodziewała się tego, jak i tego, że na tę konkretną ceremonię przybędą głównie członkowie domu Mian Lan.

Morag minęła jeszcze jedną starszą rangą kleryczkę, zanim dotarła do głównej sali.

Dziewczyna zobaczyła wiele elfów – niektórzy podobierali się już w pary, inni czekali na partnera lub szukali kogoś. Rozejrzała się wokół, szukając jakiegoś mężczyzny bez partnerki… i wtedy go dostrzegła.

Jej brat Neasan, zazwyczaj preferujący towarzystwo stworzonych przez siebie istot, stał na środku sali. Na jej widok zerwał z siebie srebrzysto-złote szaty, które spłynęły zgrabnie na ziemię. Jakaś kobieta jęknęła z zachwytu, widząc jego proporcjonalne ciało. Mian Lan popatrzyła na nią krzywo.

Morag podeszła do swojego przyrodniego brata. Jego oczy – czerwone, takie same jak jej własne – błysnęły na jej widok.

- Tak myślałem, że cię tu znajdę, Morag mac Aimil – powiedział tonem na poły oficjalnym, na poły rozbawionym.

Kobieta nie odpowiedziała. Położyła dłoń na jego ramieniu i pozwoliła, by Neasan mac Aimil zaprowadził ją kolejnym krętym korytarzem. Sądziła, że chce znaleźć jakąś komnatę zapewniającą choć odrobinę prywatności… ale on nagle się zatrzymał. Sięgnął ręką do jej białych włosów. Morag uśmiechnęła się i pozwoliła mu na pocałunek. Jej dłonie podążyły do ciemnych kędziorów Neasana – przez moment zastanawiała się nad ich kolorem, odziedziczonym pewnie po ojcu, którego nigdy nie znali – a potem w dół, na jego plecy. Jej długie paznokcie wpiły się w barki chłopaka.

Mężczyzna nie czekał długo – wszedł w nią od razu, w końcu znał jej ciało prawie tak dobrze, jak swoje własne. Morag jęknęła i objęła go mocniej. Zagubiła się w rozkoszy, ale zarejestrowała jeszcze, jak Neasan pochyla się, a ona leży na jakiejś twardej powierzchni.

Kiedy doszła do siebie, leżała pod swoim kochankiem. W korytarzu nie było nikogo, ale słyszała w oddali głosy i śmiechy – najwyraźniej ceremonia jeszcze się nie zakończyła. Neasan patrzył na nią szeroko otwartymi oczami. Uśmiechnęła się lekko i jednym zgrabnym ruchem przekręciła się tak, że teraz to ona siedziała na nim okrakiem. Delikatnie się poruszyła i od razu poczuła, jak chłopak reaguje. Ujeżdżała go gwałtownie, nie odrywając od niego wzroku i zdając sobie sprawę z jego każdego, nawet najmniejszego ruchu.

Cdn.
 
Awatar użytkownika
Zireael
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3534
Rejestracja: wt maja 24, 2005 3:11 pm

Re: Opowieści z Cathair Cothrom [16+]

czw lis 15, 2012 8:31 pm

Iomhair Uasal Lan, 20 czerwca 825



Arcymag Iomhair pochylił się nad swoim biurkiem. Przy słabym świetle świec – elfy widzą świetnie w ciemnościach panujących w ich podziemnym świecie, ale do czytania potrzebują światła – studiował księgi, których na krótki czas użyczyły mu kapłanki Dawczyni Życia. Były to genealogie najpotężniejszych domów, jakie znał ich świat.

Oprócz tego Uasal Lan trzymał w ręku dobrze zachowany zwój, spisany pewną ręką. Herb domu Mian Lan w górnym rogu sugerował, że jego autor był związany z tymże domem. Iomhair podejrzewał zresztą, że zna jego tożsamość. Na ile wiedział, tylko jeden elf był ojcem tak wielu dzieci z tak wieloma kobietami – Iurnan. Iurnan Mian Lan.

Arcymag spojrzał znów na zwój – na listę nazwisk elfów, które Iurnan uważał za swoje dzieci. Nie miał powodu, by podważać wnioski starszego czarodzieja, zastanawiało go tylko, w jaki sposób Iurnan zdołał wkraść się w łaski tak wielu kobiet z różnych domów.

Valmai Dibeartach Lan. Ceanag Mian Lan – ale już nie jej starszy brat Solamh. Czyżby Iurnan się pomylił? Al Traidi Lan. Mor Bhais Lan. Jeden z Ainmhi Lanów. Jakiś Saos Lan. Wyglądało na to, że starszy czarodziej miał potomków w każdym z domów… poza Cogadh Lan. Iomhair zmarszczył brwi i wrócił do studiowania zwoju. Na liście nie było żadnego członka domu Cogadh Lan. Podejrzane…

Czarodziej jeszcze raz spojrzał na genealogię domu Cogadh Lan. Przesunął palcem po nazwisku obecnej Banrion – młodziutkiej Sneag – zastanawiając się, co oznacza gwiazdka przy jej imieniu. Był to najwyraźniej jakiś znak znany tylko klerowi Dawczyni Życia… Spojrzał na nazwisko jej matki, Ceanag. Imię jej partnera zostało zamazane, dało się odczytać tylko końcówkę Lan, charakterystyczną dla wszystkich domów szlacheckich. Iomhair nie spodziewał się, żeby Banrion Cogadh Lan wzięła sobie za partnera plebejusza. Przyjrzał się jeszcze raz nieczytelnemu nazwisku. Wyglądało na to, że było krótkie… Bhais Lan? Mian Lan? Saos Lan? Traidi Lan? Na pewno nie był to ani Ainmhi Lan, ani Cogadh Lan, za długie.

Mężczyzna westchnął. Oto zagadka nie do rozgryzienia. W taki sam sposób zamazano nazwisko drugiego partnera Banrion Aimil Mian Lan, ojca trójki jej dzieci – Airrila, Neasana i Morag. Najwyraźniej komuś bardzo zależało, by ich tożsamość nie wyszła na jaw.

Iomhair uśmiechnął się lekko – mógł się założyć, że taka zagadka dręczy zarówno młodą Sneag Cogadh Lan, jak i trójkę Mian Lanów. Jak bardzo każde z nich chciałoby pewnie znać tożsamość swojego ojca! Poobserwuję ich przez kilka dekad i może dostanę odpowiedź na swoje pytania – pomyślał.

Na razie sięgnął po swój arkusz papieru i przepisał na niego całą listę Iurnana jednym zaklęciem, a potem zamaszystym gestem dopisał pod nią „Sneag Cogadh Lan ?”.

Czarodziej odchylił się na krześle, zastanawiając się, dlaczego Iurnan Mian Lan miałby chcieć wiązać się z tyloma kobietami… Może miał jakiś plan, którego częścią była armia jego dzieci; a może po prostu prowadził jakąś strategię rozmnażania się w myśl tej, jaką miały kapłanki Dawczyni Życia?

Teoretycznie Iomhair mógłby po prostu zapytać Iurnana… ten jednakże miał reputację dobrze strzegącego swoich tajemnic i niezbyt chętnie nastawionego do innych. Uasal Lanowi zostawało więc tylko czekać i obserwować.

Mężczyzna wstał i podszedł do drzwi, kiedy usłyszał sygnał. Zza framugi wychyliła się Liosa Nadur Lan.

- Arcymagu, wrócił Solamh Mian Lan. – powiedziała cicho.

Zanim zdążył jej odpowiedzieć, Liosa zniknęła. Obejrzał się za nią i wtedy dostrzegł na końcu korytarza wspomnianego mężczyznę. Miał na sobie srebrną kamizelkę i luźne szarawary, przepasane czarno-czerwonym pasem – zapewne otrzymanym od Banrion Cogadh Lan, sądząc po barwach.

- Arcymagu – pozdrowił go Solamh, jednakże nie ukłonił się, jak nakazywałby zwyczaj.

Iomhair czekał przez chwilę, a kiedy nie doczekał się ukłonu, zmarszczył brwi z niezadowoleniem. Młodszy mężczyzna uśmiechnął się.

- Jestem teraz partnerem Banrion Cogadh Lan… – pozwolił, by zdanie pozostało niedokończone.

Złote oczy starszego czarodzieja rzucały wściekłe błyski. Ograniczył się tylko do chłodnego skinięcia głową.

Cdn.
 
Awatar użytkownika
Zireael
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3534
Rejestracja: wt maja 24, 2005 3:11 pm

Re: Opowieści z Cathair Cothrom [16+]

ndz lis 18, 2012 4:42 pm

Sneag Cogadh Lan, 1 lipca 825



Młodziutka Banrion otworzyła powoli oczy z dziwnym uczuciem, że ktoś ją obserwuje. Jej partnera, Solamha, nie było w łóżku – przewróciła się więc na drugi bok i sięgnęła po nóż schowany pod poduszką. Z bronią w dłoni rozejrzała się po całej komnacie… nic. Pusto. Sądząc po dźwiękach, jej kochanek znajdował się w łaźni.

Wciąż miała wrażenie, że ktoś się jej przygląda. Kiedy spojrzała w ciemny kąt, zdało jej się, że widzi krwistoczerwone włosy i piękną elfią twarz.

- Ceanag? – wyszeptała, zastanawiając się, czy to nie widmo jej matki.

Tak bardzo chciałabym wiedzieć, jak i dlaczego zginęła. Na kim się zemścić – pomyślała. Ku jej rozczarowaniu, przezroczyste widmo tylko potrząsnęło głową. Następnie w jej stronę wyciągnęła się piękna dłoń. Czerwone paznokcie zdawały się muskać jej policzek, a potem postać zniknęła.

Sneag powoli wstała. Całą noc śniła o wojnach i krwi; wojnach, które toczyły się przed jej narodzeniem. Gdyby tylko mogła się dowiedzieć, skąd się te sny wzięły… ale w domu Cogadh Lan nie było porządnej kapłanki. Jedna ze służek twierdziła, że jest oddana Królowej Wojny, ale kto by tam słuchał służącej?

Usłyszała kroki – prawdziwe kroki kogoś z krwi i kości. To Solamh wrócił z łaźni, ubrany tylko w srebrną kamizelkę i pas, który mu darowała kilka tygodni temu na znak jego nowej pozycji. Po jego oczach poznała, że chętnie znalazłby się z powrotem w łóżku… razem z nią.

Potrząsnęła głową i zaczęła zakładać zbroję. Mężczyzna zmarszczył brwi.

- Czyżbyś wybierała się poza miasto, pani? – spytał.

- Możliwe – odpowiedziała krótko. – Ale najpierw poproszę Królową Wojny o błogosławieństwo.

Mian Lan pomógł jej ułożyć kolczugę na ramionach, kiedy sama zakładała bogato zdobione naramienniki. Kółeczka kolczugi były jednolicie czarne; reszta zbroi – czerwono-czarna. W ten sposób nie było szans, by ktoś mógł się nie domyślić jej pochodzenia. Sneag usiadła na łóżku i zapięła powoli nagolenniki, utrzymane w tych samych barwach, co reszta pancerza. Kiedy wstała, zobaczyła wpatrzone w siebie szeroko otwarte oczy służącej.

- Moja Banrion potrzebuje dobrej broni – wydusiła z siebie wreszcie dziewczyna, po czym odwróciła się na pięcie i wybiegła z pokoju.

Cogadh Lan już miała ochotę przekląć dziewkę za bezmyślność i samowolę, kiedy ta wróciła. Na poły niosła, na poły ciągnęła za sobą miecz… miecz podwójny. Przyklękła i podała go swojej pani, która złapała go jednym ruchem.

- To Fuil, moja pani. Miecz, który przed wiekami podarowała naszemu domowi sama Królowa Wojny.

- Krew… – powtórzyła Sneag zamyślonym głosem, gładząc niczym dłoń kochanka krawędź ostrza.

Miecz był ostrzejszy i lepiej wykonany niż jakikolwiek inny, który do tej pory trzymała. Solamh, który zapiął już swój srebrny napierśnik, wyciągnął dłoń i dotknął rękojeści, po czym głośno zaklął.

- Sola? – zapytała, zaskoczona.

- Od dawna nie czułem takiej ilości magii – powiedział drżącym głosem mężczyzna. – Byłbym skłonny uwierzyć, że rzeczywiście dotknęła go twoja patronka.

- Wobec tego muszę jej podziękować – odparła Sneag. – Taog! Moja lektyka!

Czterech silnych służących poniosło więc rychło lektykę w barwach domu Cogadh Lan do miejskiej świątyni Królowej Wojny. Banrion Sneag śmiało weszła do środka w cieniu ogromnych, krwistoczerwonych wrót, na których wymalowano symbol bogini – zdobiony miecz podwójny. Kobieta mimo woli spojrzała na Fuila, którego wciąż trzymała w ręku.

Przeszła między szpalerem kapłanów aż do ołtarza wykonanego z czerwonego kamienia. Za ołtarzem stała ogromna figura Królowej Wojny, sięgająca aż do sufitu i mająca dobrych kilka metrów. Bogini trzymała w dłoni swój miecz, zwany Śmiercionośnym, a spojrzenie jej oczu wydawało się świdrować każdego wchodzącego do świątyni.

Sneag uklękła powoli, uważając, aby nie zawadzić gdzieś brzegiem zbroi i jej nie uszkodzić – w końcu kosztowała ona niezłą fortunę. Czuła się tak drobna i mało znacząca przy ogromnej postaci bogini.

Nagle zdało jej się, że twarz Królowej Wojny staje się twarzą, którą widziała dzisiejszego ranka w swojej komnacie. Te same krwistoczerwone włosy, te same palce o czerwonych paznokciach…

Czy to mogła być Królowa Wojny? – pomyślała młoda Banrion Cogadh Lan. Nie spodziewała się odpowiedzi, ale zdało jej się, że słyszy potwierdzenie, wypowiedziane dziwnie znajomym głosem. Obejrzała się.

Solamh stał w wejściu do świątyni, oświetlony przez kulę smoczego blasku w czerwonawym kolorze. Światło odbijające się od jego srebrnego pancerza nadawało mu przerażający wygląd, podobny do przybyszy. Sneag widziała jego zaciśnięte w grymasie usta. Pewnie wolałby znajdować się w świątyni Królowej Szlachty, w ciepłym złotym blasku, albo u Dawczyni Życia, skąpany w srebrze.

- Mówiłeś coś, Sola? – zapytała.

Mężczyzna potrząsnął głową.

Cdn.

------------------------
Przedostatni fragment z tych już skończonych. Jeszcze dwa są w pisaniu. Proszę o komentarze.
Z góry dziękuję
Zi
 
Awatar użytkownika
Zireael
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3534
Rejestracja: wt maja 24, 2005 3:11 pm

Re: Opowieści z Cathair Cothrom [16+]

śr lis 21, 2012 1:45 pm

Valmai Dibeartach Lan, 2 lipca 825



Valmai spacerowała ulicami Cathair Cothrom. Większość plebejuszy usuwała się jej z drogi, widząc barwy najbardziej nielubianego domu. Tylko jedna dziewczyna nie odsunęła się na bok. Stała tyłem do szlachcianki, najwyraźniej czymś zajęta.

- Z drogi! – syknęła kobieta; Dibeartach Lan czy nie, plebejusze nadal musieli ustępować jej miejsca.

Dziewczyna nie zareagowała. Szlachcianka podniosła dłoń, żeby ją uderzyć. Tym razem plebejuszka uchyliła się zręcznie. Odwróciła się, a w jej szarych oczach widniało zaskoczenie.

- Ty głupia dziewko! Komu służysz? Twoi państwo powinni cię wybatożyć za taką zuchwałość! – krzyknęła Valmai.

Brwi dziewczyny podniosły się do góry. Patrzyła na nią, jakby nie rozumiała, co się do niej mówi. Wbrew sobie Dibeartach Lan poczuła się zaniepokojona. Czyżby plebejuszka była głucha? Jeśli tak, najpewniej wyznawała Wygnańca – to samo bóstwo, które było patronem jej własnego domu… Wreszcie dziewka powoli odpowiedziała.

- Szlachetna pani wybaczy… nie dostrzegłam jej. – ukłoniła się głęboko.

Głos dziewczyny z pozoru tylko nie różnił się od głosów innych elfów. Valmai dostrzegła jednak, że nieco mniej w nim melodii niż to ma miejsce zazwyczajmelodyjnego brzmienia, co tylko potwierdziło jej podejrzenia. Zdecydowała się więc być bardziej litościwa niż zwykle.

- Tym razem ci wybaczę, łachudro. Zmykaj stąd, zanim zmienię zdanie! – warknęła.

- Dziękuję bardzo szlachetnej pani – dziewczyna ukłoniła się, ale Valmai zauważyła, że cały czas starała się ona patrzeć na twarz rozmówczyni.

- Jak się nazywasz? – zapytała szlachcianka, wiedziona jakimś nieznanym odruchem.

- Maili, pani.

Dibeartach Lan ruszyła dalej w swoją drogę. O dziewczynie imieniem Maili zapomniała, gdy tylko zanurzyła się głębiej w tłum. Minęła ją lektyka w srebrze i złocie – Uasal Lan? Mian Lan? Nie dostrzegła herbu, żołdacy zablokowali skutecznie widok. Odsunęła się na bok – żaden z tych domów nie poszanowałby szlachcianki z domu Dibeartach Lan. Jak bardzo chciałaby zmienić tą sytuację! Niestety, w mieście w którym genealogia była wszystkim, ona nie wiedziała nic o swoich korzeniach. Nawet kler Dawczyni Życia nie mógł jej pomóc.

Zaklęła pod nosem i kopnęła jakiś luźny kamień na bok. Wszędzie wokół walały się śmieci, niektóre wręcz przysypały kule smoczego blasku oświetlające ulicę.

Cdn.

------------------------------------
Czekam na komentarze.
 
Awatar użytkownika
Zireael
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3534
Rejestracja: wt maja 24, 2005 3:11 pm

Re: Opowieści z Cathair Cothrom [16+]

pt lis 23, 2012 8:40 am

Czekam na komentarze...

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości