Zrodzony z fantastyki

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 7
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

czw lis 15, 2012 10:45 am


Mercutio

- Smoczy Duchu, czy to ty?

Skierowałeś swoje pytanie w stronę rozmytego, świetlistego obłoku. Smoczy duch zdawał się być słaby, nigdy nie przyjmował tak nieokreślonego kształtu, jakby… jakby umierał. Ale jednak czułeś, że to on. Chyba on.
- Twój lud cierpi… - Głos dobiegał z obłoku, był odległy, zimny, niemal obojętny.

Wiedziałeś, że to on, sam Smoczy Duch. Jednak czułeś, że coś tu nie pasuje. On czegoś nie mówił, coś ukrywał. Coś, co było dla ciebie w tej chwili najistotniejsze. Jakiś ukryty wyrzut, który przesłaniał i niszczył relację między wami. A ty nie miałeś pojęcia, czym ten zarzut może być.
- Twój lud cierpi...– Powtórzył Smoczy Duch. – ...a ja muszę odejść...

Pustka, żal, smutek. Nie, to było coś gorszego.
Smoczy Duch kłamał! Okłamywał ciebie!
To nie on odchodził. To ty musiałeś odejść. Sam. I ze swojej winy.
Odejść w pustkę…

***

Tharos Taermack

Czujesz swoją młodość. To musi być ona. czujesz spokój, nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
- Czym jest życie…? - Pytasz ją patrząc w tym samym kierunku, co ona.
- Tym, że kiedyś zestarzejemy się razem, głuptasie… i choć będziemy starzy i słabi, wciąż będziemy ze sobą, zadając sobie to samo pytanie… - Jej ciepły, melodyjny głos sprawia, że się uśmiechasz.
Czujesz dotyk jej dłoni w swojej dłoni...

...a nagle przychodzi nicość! Wszystko się rozmywa. Pustka!

Zimno, tak zimno. Mrok wciąga wszystko, przyciąga resztki tlącego się życia, które lecą do niego jak ćmy na swoje stracenie.

- To twoja wina! To wszystko twoja wina! … Miałem do ciebie przyjść, żeby cię zabić… ale po namyśle… nie zrobię tego! Chciałeś wygrać swoje życie, zachować je, tak? A więc stracisz je! Będziesz żył jak zwierzę! Jak żywy trup. Martwa dusza. W martwym ciele.

Nie, nie może być! Gniew kipi i parzy pod powierzchnią. To nie jest śmierć! To jest gorsze. Zawieszenie między sobą a nie-sobą. Na zawsze. Pustka! Na zawsze!

***

Satrius Darele

- Zdrada…! Kapitanie, to zdrada! Koniec z nami!

Słowa, słowa, słowa. Głuchy pogłos w twojej głowie. Nic ciebie już nie mogło teraz zaskoczyć, nawet to. Cała flotylla, marzenia, nadzieje. Całe twoje życie… legło… w gruzach. Wojownik, który przestał walczyć. Oficer, który przestał służyć. Dowódca, który zapomniał o swoich ludziach.

Ponieważ dałeś się omamić. Nie dostrzegłeś prawdy, gdy był jeszcze na to czas.

Podszedłeś powoli na skraj flagostatku. Podporucznik szarpał cię za rękaw w oczekiwaniu ostatnich rozkazów, które miałyby magicznie odmienić los wyprawy. Rozkazów, które nigdy nie nadeszły.

Położyłeś ręce na twardym, chłodnym drewnie burty. Zamknąłeś oczy. Szum wiatru. Krzyki. Strach unosił się w powietrzu. Tysiące żołnierzy mających przywieźć do domu tylko wieść o swojej śmierci… Przez ciebie.

Przechyliłeś ciężar swojego ciała poza krawędź powietrznego okrętu.

To był koniec. Nie było nawet czasu na żałowanie swych czynów.
Film z całego życia nie przeleciał przed oczyma.
Została tylko pustka.

***

Diogenes

- Ben, czy to ty?
~To naprawdę on? Nie, to niemożliwe. Ben przecież już nie żyje…

Lecisz, nie masz kontroli nad swoim ciałem.
A może… nie masz już ciała?

Widzisz tylko ciemną ludzką sylwetkę, do której się zbliżasz, nie mogąc nic zrobić. Wygląda zupełnie jak Ben, ale żeby powiedzieć na pewno, musiałbyś zobaczyć jego twarz. Tylko że zbliżając się do niego stajesz się coraz bardziej pewien, że nie chcesz jej zobaczyć.

Nie chcesz, gdyż odczuwasz niepokój, lęk. Aura zła tak silna, że aż odpychająca. Nawet dla ciebie, przywykłego.

Panikujesz, krzyczysz w przerażeniu! Ale zbliżasz się, coraz bliżej i bliżej.
Ujrzysz jego twarz, czy tego chcesz czy nie...

...i wtedy widzisz... pustkę. Ziejącą pustkę, która wionie do ciebie nienawiścią, krzycząc głosem Bena.
- Czekam na ciebie i na to, co ONI zrobią teraz z TOBĄ!

Twój krzyk rozbrzmiewa głuchym echem, a ty zapadasz się w pustkę wraz z nim.


***




I wtedy wizja niknie, zanika w mgle waszej pamięci. Zostaje objęta w skrzydlate ramiona istoty, którą skądś jakby znacie. Tajemniczego posłańca, którego twarzy nie możecie dostrzec, gdyż jest otoczona nieziemskim blaskiem…

Obrazek

Ten blask, to światło. Światło wszechogarniające.
Dające ciepło. Bezpieczeństwo.
Ale jednak obce. Tak coraz bardziej obce.

Straszliwe i przerażające... bo nic w nim nie możecie ukryć. Twarzą w twarz, sam na sam z prawdą.
Straszliwą, nieubłaganą. Prawdą o sobie samym.

Aż w końcu dobiega was głos. Głos, który jest wyrokiem bez odwołania.
A jednak nutą pobrzmiewająca w nim jest smutek. Dojmujący, współczujący i głęboki smutek.
Jednoczący się z wami w miłosierdziu, które was przerasta.

A jednak musi to zrobić. Wypowiada zgłoski, które traktują o was. Wiecie o tym. Nie musicie ich znać. Nie musicie rozpoznać. Przypieczętowują wasz los.

Facilis descensus Averno est,
Noctes atque dies patet atri janua Ditis;
Sed revocare gradum superasque evadere ad auras,
Hoc opus, hic labor est...
...hic labor est...
...hic labor est...

Czy znacie ten język? Kiedyś znaliście.
Musieliście znać. Aby porozmawiać z nim… z nią?
Móc przekonać do waszych szaleńczych racji. Ostatniego życzenia.

Echo słów pozostaje w waszych głowach.
Echo waszych czynów w waszych sercach.
Na teraz.
I na wieczność.

Tylko czy zechcecie pamiętać?
***
Ostatnio zmieniony sob lis 24, 2012 10:12 am przez Agnostos, łącznie zmieniany 3 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

Re: [DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

czw lis 15, 2012 10:46 am

Rozdział I: Przebudzenie


Tak, to niewątpliwie wasze ciała. Wasze własne. Rdzawy smak krwi w waszych ustach. Sztywność mięśni. Ból w klatce piersiowej. Trudność złapania oddechu w powietrzu będącym zawiesiną dymu i pyłu.

Otwieracie swoje zapieczone powieki, oczy niemal momentalnie zostają wypalone przez gorące wyziewy. Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze jest to, że jesteście w klatce. Każdy z was dochodząc do siebie w osobnym jej rogu. Klatce zawieszonej na potężnym grubym łańcuchu w pustej przestrzeni.

Czarne jak noc dymy ograniczają widoczność do kilkudziesięciu metrów. W takiej odległości nie dostrzegacie żadnego punktu oparcia pod wami, żadnego sufitu nad wami. Nie ma nieba. Nie ma i ziemi.

Obrazek


Tylko inne klatki. Nie widzicie ich wszystkich, ale czujecie, że tam są. Po każdej ze stron. Nad wami. Pod wami. Za wami i przed wami. Dziesiątki klatek. Setki klatek. Czujecie strach, rozpacz i nienawiść, którymi są przesycone. Niektóre puste, inne pełne dziwnych istot. Zdezorientowanych, zrezygnowanych, zrozpaczonych. Takich jak wy.

Poczucie jałowej pustki beznadziei unosi się w powietrzu i wnika do waszych serc wraz z wdychanym dymem i toksycznymi wyziewami. Ciąży na was. Piętnuje.

Czas się chyba sobie przedstawić. Póki jeszcze macie dość sił i woli, by mówić.
Ostatnio zmieniony czw lis 15, 2012 11:08 am przez Agnostos, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Arvelus
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 815
Rejestracja: sob maja 12, 2012 7:50 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

czw lis 15, 2012 5:17 pm





Obudził się z letargu, bo snem tego nazwać nie można było.
Głębokość mojego oddechu aż wybiła pierś w górę, a głowę odgięła w tył. Trupioblady człowiek stęknął gwałtownie siadając.
Łapczywie łapał powietrze, nie rozumiejąc, że to nic nie da, a z każdym wdechem szczęka opadała znacznie niżej niż pozwalała na to ludzka anatomia. Jednak najbardziej niepokojące były puste oczy oraz dwa rzędy długich na pół palca, ostrych jak brzytwy zębów, zdających się idealnymi do odrywania kęsów mięsa, by połknąć je w całości, bo do żucia się one nie nadawały ani trochę, gdzieś tam z tyłu, gdyby się przyjrzeć... Przechodziły one w coś co, gdyby się bardzo postarać, można by uznać za prymitywne przedtrzonowce. Tharos zadrżał i objął się ramionami. Zimno... tak strasznie zimno... Chłód nie mrożący tylko skóry i wierzchnich warstw mięśni, jak to bywało, gdy kiedyś, podczas zimy, ubierał się zbyt cienko. Ten chłód sięgał aż do szpiku, do każdego organu. Energiczne pocieranie ramion dłońmi przynosiło minimalną ulgę, bo ogrzewało tylko skórę. Nic głębiej. Piwa... grzanego piwa... jakże bym chciał napić się gorącego piwa... jednak te myśli wcale nie sprawiły, że się ono magicznie pojawiło.
Tharos rozejrzał się po pozostałych. Nie znał ich. Twarze nic nie mówiły. Nagle zdał sobie sprawę, że nie oddycha i wciągnął głębiej powietrze kilkukrotnie, po czym zwrócił się do obecnych.
- Kim jesteście? Czemu tu jesteśmy?
Ostatnio zmieniony czw lis 15, 2012 6:01 pm przez Arvelus, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
slann
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4982
Rejestracja: pt paź 14, 2005 10:35 am

Re: [DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

czw lis 15, 2012 6:12 pm

Wstał
Rozejrzał się.
Nie znajdował się w sferze przodków, to było istotne. Chyba był żywy, to było jeszcze ważniejsze. Nie wyglądało to na więzienie Argandczków, choć nie mógł wykluczyć, że trafił do wnętrza Strzaskanej Góry... Niewiele było wiadomo o tym, co się dzieje z więźniami Conqwisty... przynajmniej tymi niezwykłymi.
Widział to kilka stworzeń spoza Floty i nikogo ze swych ludzi. Wstał i rzekł
- Witam. Nazywam się Satrius i, jak się domyślam jesteśmy w więzieniu. Pytania, kto nas tu uwięził. jak, dlaczego?
Ostatnio zmieniony czw lis 15, 2012 7:21 pm przez slann, łącznie zmieniany 2 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Arvelus
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 815
Rejestracja: sob maja 12, 2012 7:50 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

czw lis 15, 2012 9:23 pm





Imię... jak ono brzmiało...
"Tharos! Prosiłam...”

Kobiecy głos, przynoszący ból, przypominający, że w pamięci jest dziura, której nie powinno być, która zdaje się być obelgą dla wszystkich świętości tego świata. No... może nie koniecznie TEGO.
- Ja jestem... Tharos...
"Taermack! Będę cię ścigał po kraniec świata!"

A ten to już mężczyzna... albo chłopak. Głos jest rozmyty niepamięcią, nie przynosi żadnych głębszych emocji.
-... Taermack... Tharos Taermack.
Wstał wciąż się obejmując, jak by było mu zimno. Zdawało się to niesamowicie nie na miejscu w tak gorąco-niegościnnym środowisku
Ostatnio zmieniony czw lis 15, 2012 9:23 pm przez Arvelus, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
dreamwalker
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2250
Rejestracja: pn gru 19, 2005 9:39 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

czw lis 15, 2012 11:16 pm

Mercutio

Muzyka

W trzecim rogu klatki siedział wysoki mężczyzna, który słysząc pierwsze strzępki rozmów wstał. Może by rozprostować kości, a może by odgonić dręczące go myśli i rozeznać się lepiej w sytuacji? Był wysoki i dobrze zbudowany. Nie było tego co prawda widać na pierwszy rzut oka, ale zbroi płytowej nie włoży na siebie byle chuchro. Zbroja, coś z nią było nie tak. Dziwnie nie przystawała do tego miejsca. Pasowała tu jak welon ślubny do pogrzebu. Była odświętna. Nie typowo paradna wyłącznie dla ozdoby, ale specjalnie przygotowana. Z przodu był na niej wymalowany herb przedstawiający srebrnego smoka, do ramion i karwaszy przymocowanych było kilka wstążek, które smętnie zwisały lub były już częściowo wydarte. Człowiek ten był uzbrojony. Posiadał miecz przy pasie, ktorego głownię zdobiły rzeźbienia nadającej jej kształt smoczego pyska, jelec był dwoma kolcami wystającymi ze smoczej szyi.

Twarz mężczyzny mogła wiele powiedzieć. Początkowy grymas strachu i niepewności szybko został wyparty przez obojętny wyraz twarzy, której rysy wskazywały na nieco starszy wiek. Rysy były ostre, zdradzając szlachetne pochodzenie i dostojeństwo. Człowiek uśmiechnął się. Niepewnie. Niezależnie od jego zamiarów, tej sytuacji nie podsumowałby żaden uśmiech. Co najwyżej potępieńczy chichot. Najdziwniejsze były włosy. zdawało się, że są srebrne gdy odbijały drobinki światła docierające do zawieszonej w pustce klatki, wymieszane jednak były z siwymi, co ujmowało im nieco połysku. Włosy są długie, sięgają do ramion a kolorem nie różni się od nich zarost mężczyzny - pełny, ale krótko przycięty.

Mercutio wstał i przez chwilę się zastanawiał. Rozgrlądał się wzywając na pomoc Smoczego Ducha. Dlaczego jego bóg go okłamał? Dlaczego jednak nie pamięta swojej śmierci? Ludzie, im należałoby pomóc w pierwszej kolejności. Sami są zdani na łaskę i niełaskę NIeprzyjaciela. Merkutio chwycił za kraty i potrząsnął nimi aż metal rękawic wydał nieprzyjemny dźwięk ocierając się o zardzewiałe kraty. Odwrócił się do współwięźniów. Im też należy pomóc...

Przez chwilę jakby zbierał się w sobie, stojąc tyłem do kompanów, po czym odwrócił na nich swój wzrok i jego twarz była odmieniona. Póki istnieje Smoczy Duch, jest jeszcze o co walczyć.

- Jestem Mercutio. Nie wiem, kto nas tu zamknął, ale gorzko tego pożałuje. W tym położeniu jednak pozostaje nam tylko czekać na rozwój wydarzeń. Módlcie się do swoich bogów, aby pojawiła się szansa ucieczki z tej klatki. Nie obawiajcie się jednak, cokolwiek nas porwało, zostawiło jednak przy życiu. Możemy zakładać, że ma więc jakiś plan. Plan, który możemy obrócić na naszą korzyść. - spokój i pewność w głosie nieznajomego były dziwne. Były to jednak nadzieje, w które każdy zamknięty w takim miejscu chciałby wierzyć. Brak poczucia sensu niszczy ducha.

 
Awatar użytkownika
Arvelus
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 815
Rejestracja: sob maja 12, 2012 7:50 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

czw lis 15, 2012 11:28 pm





Tharos oscentacyjnie rozejrzał się po pozostałych klatkach zawieszonych w przestrzeni.
- Oni zdają się przeczyć twym słowom - wskazał kciukiem więźniów dłużej tu siedzących. Zastygłych w apatii.
- Tylko ja tu zamarzam? - zapytał z lekkim oburzeniem (choć nie skierowanym przeciw komukolwiek z obecnych) i przyspieszył pocieranie. To było pytanie półretoryczne. Nie spodziewał się żadnej innej odpowiedzi niż, że reszcie też jest.
 
Awatar użytkownika
Sanawabicz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 698
Rejestracja: wt paź 14, 2008 10:23 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

pt lis 16, 2012 12:36 am

Obrazek
Diogenes


Urywki a w zasadzie szczępy wspomnień rozbrzmiewały w jego głowie niczym dzwony katedry. Wszystkie te urywki, które szalały w jego głowie jak oddalające się echo wywołały na jego twarzy dziwny grymas. Zmarszczone czoło, ciche syknięcie i delikatnie otwarte usta, ból tej psychiczny był nie do zniesienia. Na szczęście każdą chwilą, z każdą sekundą wspomnienia cichły, a czoło powoli nabierało naturalnego wyglądu. Oczy, zlepione jest jak dopiero co obudzonego dziecka usilnie starały się zostać pod powiekami. Przez krótką chwilę, mężczyzna starał się podjąć walkę z tym toksycznym i śmierdzącym siarką środowiskiem. Powieki rozkleiły się po chwili, ukazując szare puste oczy. Przez chwilę łzawiły błagając by znów szczelnie zamknąć się pod płaszczem powiek.

Ben, jedna rzecz… jedyny urywek, który szumiał teraz w jego głowie. Kształty, pojedyncze słowa, dziwna złość i tęsknota. Mężczyzna w żaden sposób nie umiał teraz tego połączyć i nie był pewien czy kiedykolwiek będzie chciał. Pierwszy głęboki wdech, zapach siarki wypełniający płuca i wywołujący krótki kaszel. Zapach, tak dobrze mu znany. Zapach, którym przesiąkł już dawno temu, który towarzyszył mu zawsze. Teraz, stał się bardziej intensywny, irytujący. Chwilę potem to wszystko uderzyło, dopiero co przebudzony z letargu mózg zdawała odrzucać to środowisko. Kaszel wzmógł się, wszechogarniające go zimno sprawiały, że całe jego ciało zaczęło drgać w bliżej nieokreślony sposób. Oczy znów zamknęły się, i zdawało się, że nie mają ochoty ponownie się otwierać. Mężczyzna posiniał, kaszel ustał. Zwymiotował.

Żółć którą wylał z siebie świadczyła tylko o jednym, nie jadł… bardzo dawno. Nie pamiętał kiedy ostatnio, ale w tej sytuacji zupełnie go to nie dziwiło. Dopiero teraz, umysł zdawał się budzić się, poddał się walce ze środowiskiem. Postanowił się dostosować… nim jednak odezwał się, nim w ogóle spojrzał na to kto lub co dzieli ten sam los co on, sięgnął bo bukłak z wodą i ściągnął z niego spory łyk.
Umysł zdawał się funkcjonować, widział, słyszał… czuł nawet posmak siarki. Dopiero teraz, wciąż siedząc rzucił, krótkie spojrzenie reszcie mężczyzn. Próbował wstać, jednak nogi stanowczo odmówiły współpracy. To już nie pierwszy raz, gdy nie jest w stanie kontrolować swoich nóg, nie czuł jednak bólu. Wciąż drżącymi dłońmi energicznie pocierał i masował uda i łydki, starając się przywrócić chociaż szczątkowe krążenie. Po chwili, nogi były na tyle sprawne by móc wstać.

- Diogenes – rzucił krótko, w zasadzie nie spoglądając na resztę. W tym momencie, zdawało mu się, że jest cała masa ważniejszych rzeczy niż opowiadanie historii swojego życia… której z resztą i tak nie pamiętał.

Diogenes zajrzał o plecaka. Nie wiedział jak się tu znalazł, nie był nawet pewien, ze wie gdzie jest. Jedyne co pamięta to urywki wizji, słów, głosów… krzyk, cierpienie, kształty. Nie poznawał nic, nic co znajdowało się w plecaku. Nie był nawet pewien czy o jego plecak… nic nie należało tu do niego. Nie zastanawiał się, co może mu się przydać. Chciał prostu w pełną premedytacją określić swoją pozycje, możliwości. Wszak… jeśli nie mylą go zmysły, ma tu wielu wrogów. A przynajmniej miał takie dziwnie przeczucie.

Gdy skończył, wyprostował się i zrzucił z głowy kaptur szarej, grubej bawełnianej opończy. Był młody, wyglądało na to że nie skończył jeszcze dwudziestu sześciu lat. Delikatny, kilkudniowy zarost wydawać by się mogło, miał za zadanie nieco go postarzyć. Przydługawe, niezadbane włosy panoszyły się na głowie. Szare, spokojne oczy nie zdradzały w tym momencie zupełnie nic. Usta, spokojne, czekające jak by na słowa, które prędzej czy później same przyjdą. Przy jego pasie, wisiały dwa połyskujące rapiery, a materiał z których były wykonane różniły się nieco od tych, które widuje się na co dzień.
Mężczyzna nie był wyjątkowo wysoki, czy silny. Dłonie natomiast wyglądały na zapracowane, przypominały dłonie farmera, który sam oporządza swoją hodowlą. Nieco zmęczone rysy twarzy, kilka zmarszczek wywołanych wydawało by się ciężką pracą. Niczemu sobie, człowiek z tego lub innego świata.
Ostatnio zmieniony pt lis 16, 2012 12:38 am przez Sanawabicz, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

Re: [DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

pt lis 16, 2012 12:58 am

Rozdział I: Psiarnie Dis


Zdążyliście ledwo co dojść do siebie i wymienić się imionami. Jedynie niejaki Mercutio był bardziej gadatliwy ze swoją średnio udaną próbą podniesienia morale współwięźniów, a Tharos stawał się powoli irytujący ze swoim narzekaniem na zimno. Tym bardziej, że było gorąco. A dla tych, którzy mieli na sobie cięższy pancerz, nawet piekielnie, nieznośnie gorąco.

Nagle waszych uszu dobiegł chropowaty dźwięk dochodzący z wnętrza klatki, gdzieś u góry. Jakby ktoś lub coś próbowało do was przemówić za pomocą jakichś magicznych sztuczek.

- Raz, dwa, trzy, raz dwa trzy, próba magofonu! Słychać mnie dobrze? Świetnie, zaczynamy!
Chropowaty, twardy i niski głos dochodził rzeczywiście z wnętrza klatki, z bliżej nieokreślonego punktu u góry, gdzieś koło miejsca zamocowania łańcucha, najwyraźniej za sprawą jakiejś diabelnej magii.

- Witam tego pięknego baatoriańskiego dnia w Niezrównanym, Niezdobytym, Żelaznym Megalopolis DIS. – Ostatnie słowo zostało zaakcentowane z taką mocą, że zabrzmiało jak syk eksplozji, niemal rozsadzając klatkę.

– Przy magofonie witam was ja, Kythorr
- I ja, Kythaiia – usłyszeliście inny głos, nieco wyższy, jakby kobiecy, choć równie szorstki i złowrogi. Kobieta kontynuowała. - Zapowiada się piękny dzień, aktualnie rozkoszujemy się chmurami wyziewów czarnodymu z Kuźni Strachu, po szczycie ma się jednak przejaśnić, możliwe są także przelotne opady kwasu i punktowe wiry ognistych burz zbliżające się do nas z Czerwonych Pól. Mieszkańcom DIS wrażliwym na kwas lub ogień zaleca się użycie magii lub założenie łusek ochronnych.

- Ważna informacja dla naszych nowych nabytków... - znów do magofonu wrócił męski głos Kythorra. – Z dumą gospodarzy witamy was w dwieście czterdziestej dziewiątej Psiarni DIS! Psy… to wy! My jesteśmy Nadzorcami, którzy dzięki wspaniałomyślnym prawom Baator mają upewnić się, że będziecie się dobrze sprawować w Wojnie Krwi. Że nie umkniecie skomląc jak kundle na widok pierwszego lepszego Tanar’ri – słychać było wyraźnie, że Kythorr spluwa z emfazą – tylko staniecie do boju jak wierny pies w służbie niezrównanej machiny bojowej mocarnych Baatezu!

- Ale do rzeczy. Jesteście w klatkach zgodnie z odgórnym przydziałem. Będziecie walczyć jako drużyna. jeśli przydział wam nie odpowiada, możecie się pozabijać, pozjadać, cokolwiek. Dla nas liczą się tylko walki na arenie. – Na moment powietrze przerzedziło się i dostrzegliście piaszczystą, krwistoczerwoną powierzchnię kilkadziesiąt metrów pod wami – Do zakwalifikowania się do Wojny Krwi wymagane jest uzyskanie co najmniej 9, słownie dziewięciu punktów. Punkty zdobywa się przez walki na arenie. Zwycięstwo na arenie nad przeciwną drużyną nagradzane jest 3, słownie trzema punktami. Zwycięstwo osiąga się tylko i wyłącznie w momencie, gdy na piaskach areny nie pozostaje ani jeden żywy przeciwnik. Jeśli walka trwa dłużej niż 5, słownie pięć minut, wszyscy walczący zostają oznaczeni jako niezdolni do czynnej służby wojskowej w barwach Baatezu. Na arenę wkracza elitarny oddział barbazu i uśmierca obydwie drużyny. Potrzebujemy wojowników, a nie gadatliwych mędrków ani kunktatorów, zrozumiano?! Dobrze, a teraz o zasadach przyznawania dodatkowych punktów za styl. Za uśmiercenie zdolnego do walki przeciwnika przez dekapitację, przyznaje się 2, słownie dwa punkty. Za dekapitację zwłok lub przeciwnika niezdolnego do walki przyznaje się 1, słownie jeden punkt…

Kythorr kontynuował wyliczanie okoliczności pozwalających uzyskiwać kolejne punkty za styl. Jednak nie chcieliście już tego słuchać. Zasady wyliczały coraz to bardziej niewyobrażalne obrzydliwości. Wszystkie najpodlejsze rzeczy, jakie można zrobić z przeciwnikiem lub jego zwłokami, z czego niektórych nie byliście sobie w stanie nawet po ludzku wyobrazić. A innych nie chcieliście. Jedynie Tharos ewidentnie wzdrygnął się, gdy była mowa o punktach za pożeranie przeciwnika żywcem oraz konsumowanie zwłok, co nie umknęło uwadze reszty więźniów.

Na koniec tej litanii, która zdawała się trwać godzinami napawając was coraz większym obrzydzeniem i odrazą, Kythorr dodał podniosłym głosem.

- Oczekujecie walk spokojnie, rekruci, bowiem nawet jeśli polegniecie, wasze ciała posłużą jako pokarm dla silniejszych, karmiąc tym samym nieustraszoną i niepowstrzymaną machinę bojową Baatezu! Nie znacie dnia ni godziny na wywołanie was do walki... czuwajcie!

Magiczny przekaźnik zaszeleścił chwilę, po czym umilkł. Zostawiając was samych z myślami tak posępnymi, jak snujące się wokół opary z Kuźni Strachu.
Ostatnio zmieniony pt lis 16, 2012 1:03 am przez Agnostos, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
dreamwalker
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2250
Rejestracja: pn gru 19, 2005 9:39 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

pt lis 16, 2012 7:34 am

Mercutio

~Psy, psiarnie. NIe podoba mi się to. Walki na śmierć i życie, zjadanie przeciwników ... NIE!~

Mercutio z marsową miną spojrzał w dół, na arenę, była krwistoczerwona. Nasiąknięta krwią zbyt wielu ofiar. Psów ...

- Panowie - zaczął Merkutio trochę bez przekonania, zaraz jednak wrócił mu dawny wyraz twarzy, chociaż może usta zaciśniete były jeszcze bardziej - skoro dostajemy takie karty, to trzeba nimi grać. To obrzydliwe i niegodne, ale trzeba to przeżyć. Nie dać się zjeść. Dlatego lepiej, abyśmy wiedzieli, czego możemy po sobie oczekiwać w trakcie walki, prawda? W moich stronach przez wiele lat brałem udział w różnych walkach, umiem poprowadzić ludzi, znam się na taktyce i walce mieczem. Nie zawiodę Was.

Gdzieś tam w środku, Mercutio zaczął czuć coś niezbyt przyjemnego. Jakby swędzenie, świadomość kilku nieprzyjemnych rzeczy, które mogą się stać. Choć człowiek był gotów rozpłatać każdego diabła czy demona, który stanie na jego drodze, nie wiedział. Po prostu nie wiedział, co zrobi z innymi... Mercutio skierował niewypowiedziane na głos pytanie do Smoczego Ducha. Czy w imię walki o powrót do swoich ludzi może poświęcić aż tak wiele? Zawahał się, nie przypominał sobie żadnego dogmatu, który mogłby podnieść go na duchu w tej chwili. Tylko jedena wskazówka Smoczego Ducha pętała mu się po skołatanym umyśle: "tego kto okaże się dobrym władcą w złych czasach, nic nie będzie w stanie powstrzymać".

~A więc to tak. I oni oczekują, by ktoś ich poprowadził...~

Mercutio znów usiadł. Wysłuchując odpowiedzi współwięźniów zastanawiał się, co może pomóc w tej sytuacji. Na pewno pierwsza walka będzie zapoznawcza. Trzeba będzie dobrze się przyjrzeć arenie i okolicy...
 
slann
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4982
Rejestracja: pt paź 14, 2005 10:35 am

Re: [DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

pt lis 16, 2012 10:04 am

Satrius Darelle. Wywiadowca niepokonanej Flotylli Behemothu
pojrzał na Mercutia. Odruchowo dobył miecza. Ten człowiek mógł służyć w którejś armii Podboju. Choć z tego co wiedział, to ich oddziały nie nosiły zazwyczaj podobizn swych panów.
- Służyłeś w wojskach Lorda Setriela, ale zostałeś uwięziony?. Jeśli tak....
Po4em usłyszał głos z Magofonu i zrozumiał, że trafił do nieznanego sobie miejsca... To go ucieszyło. Jak uda mu się powrócić do Floty, może tu wrócą. ...Skrzyżował ręce na piersi słuchając słów tamtej dwójki. Byli denerwujący i nudni, a ich pomysły wydawały się makabrycznie infantylne. Widział wiele grabieży miast, a także był świadom jaki los czekał niewolników z dolnych pokładów... Nie był okrutny, a zadawanie cierpienia nie było dlań żadną przyjemnością, ale nie miał też zbyt wielkich skrupułów.
Był dosyć wysokim mężczyzną, w miarę dobrze zbudowanym o wydatnej szczęce i zdecydowanym obliczu, ubranym w błękitną koszulkę kolczą.
Jego współtowarzysze prezentowali się nie najlepiej Smokowaty gadał o bogach, choć nie rozumiał, że ci oczekują służby, a nie klepania pacierzy... Tak twierdzili przynajmniej ci, którzy zostali przetworzeni na Dreadnoughty. Kolejny był jakimś marudnym nakrykiem, a ostatni chłopozłodziejem
- Weźcie się w garść do Kurwy nędzy!! - ryknął wściekle - Będziemy zabijać, póki nie uzyskamy mocy wystarczającej do pozbycia się tej dwójki i ucieczki... w międzyczasie zrobimy wszystko, aby tego dokonać - warknął
Ostatnio zmieniony pt lis 16, 2012 10:04 am przez slann, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Arvelus
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 815
Rejestracja: sob maja 12, 2012 7:50 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

pt lis 16, 2012 12:01 pm





Jak on śmie podnosić na nas głos?! - oburzyła się jakaś część duszy Tharosa. Trupioblady warknął obnażając nieludzkie kły, ale zaczął spokojniej niż pierwotnie planował.
- Krzyki nie uczynią twych słów więcej wartymi. Jesteśmy w piekle, a ta tradycja zdaje się być starsza od dzisiejszych królestw. Oni wiedzą jak dbać by więźniowie nie uciekli. Będę zabijał, bo zbyt słodkie jest mi życie by je, po prostu, oddać. Będę zabijał, bo mam nadzieję, że się mylę i twe prymitywne krzyki PRZYPADKIEM mają w sobie rację. Liczę, że zdajecie sobie sprawę, że, nie ważne od przekonań, jeśli jesteście zdrowi na umyśle, to stając w szranki z kimś kto chce was zabić dacie z siebie wszystko by przeżyć, bo jeśli będziecie musieli się o tym dopiero przekonać to możecie zmarnować dość czasu by zmarnować szanse na przeżycie. Rozumiem, że ty będziesz walczył z cała swą zażartością Satriusie. Merkutio. Ty jawisz się wojownikiem więc nawet nie pytam. Diogenesie. Młodo wyglądasz. Czy ty rozumiesz o czym mówię? Nie wiem czy zabiłeś już kogoś, czyś choćby spędził noc z panienką, ale kto ma w sobie choćby resztki niewinności musi się ich wyzbyć.
Merkutio ma rację. Skoro będziemy walczyć warto poznać się teraz, zamiast improwizować podczas walki. Jakie role chcieli byście pełnić podczas starcia? Ja stanę w pierwszej linii zgaduję, że z Merkutio. Ktoś z was jest magiem, czy kimś kogo trzeba chronić przed bezpośrednimi atakami?
Ostatnio zmieniony pt lis 16, 2012 12:22 pm przez Arvelus, łącznie zmieniany 3 razy.
Powód:
 
slann
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4982
Rejestracja: pt paź 14, 2005 10:35 am

Re: [DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

pt lis 16, 2012 1:02 pm

- Doskonale, widzę więc, że jesteś jednak mężczyzną, mimo swego stanu. - uśmiechnął się i spojrzał na tamtego z pewnym szacunkiem. - To piekło? Trochę szkoda, ale mogło być znacznie gorzej... Mamy broń i nie jesteśmy pozbawieni naszych mocy... Czegoż więcej trzeba prawdziwym wojownikom? Jeśli zamierzacie się nad sobą użalać, lepiej od razu skończcie z sobą. Będziemy walczyć i uciekniemy... lub zginiemy próbując... Jestem wojownikiem... ale znam się na manipulowaniu umysłami.
Ostatnio zmieniony pt lis 16, 2012 3:41 pm przez slann, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
dreamwalker
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2250
Rejestracja: pn gru 19, 2005 9:39 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

pt lis 16, 2012 7:29 pm

Mercutio

- Doskonale - Mercutio podsumował rozmowę dwóch współwięźniów nie wchodząc w szczegóły zarzutów stawianych przez jednego z nich - Możesz zatem się przedstawić, panie? Wiem, że okoliczności nie sprzyjają konwenansom, jednak jak mam Cię zwać, gdy przyjdzie mi zawołać do Ciebie w trakcie walki?

Następnie Mercutio zwrócił się do Tharos.
- Mówisz, że jesteśmy w Piekle? Czy nie jest to miejsce, gdzie trafiają potępione dusze? My jednak trafiliśmy tu z ciałami i całym ekwipunkiem, jakby ... nie wiem, nie potrafię sobie wyobrazić mocy, która potrafiła by robić takie rzeczy...

Coś tu wybitnie nie trzymało się kupy. Żadna ze znanych Mercutiowi teologii (a nie pamiętał ich zbyt wiele) nie wyjaśniała, dlaczego właśnie tu i w takim położeniu się znajduje. Chyba, że to nie jest Piekło. Może to po prostu kraina zwana w ten sposób ze względu na klimat albo okrucieństwo jej mieszkańców? Może został otruty albo ogłuszony w trakcie koronacji i wywieziony tutaj? Ale kto? I czemu? Przecież bez niego twierdza padnie.

~Może nawet już padła~ - stwierdził w myślach, przypominając sobie słowa Smoczego Ducha.
 
slann
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4982
Rejestracja: pt paź 14, 2005 10:35 am

Re: [DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

pt lis 16, 2012 7:46 pm

- Jestem Satrius, mówiłem już... Zapewne nas tutaj sprzedano. Kto by się tego spodziewał po tym pierdolonym nibysmoku?
 
Awatar użytkownika
Sanawabicz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 698
Rejestracja: wt paź 14, 2008 10:23 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

sob lis 17, 2012 6:51 am

Obrazek
Diogenes


Książka. Wyglądała na nieco podniszczoną, często przegląda a wytarta miękka skórzana okładka nadawała jej nico dziwnego stylu. Czuł, że to jedyna rzecz, która tak naprawdę należała tutaj do niego. Nie był nawet pewien, czy to ciało… czy te dłonie, ręce nogi czy cokolwiek tutaj było jego. Miał jednak dziwne przeczucie, że książka wyraźnie zużyta była czymś co towarzyszyło mu od dawna. Przysłuchując się rozmową pozostałych więźniów otworzył ją, i chwilę później zaczął chodzić w kółko. Każde słowa, każda myśl zapisana w dzienniku powoli przywracała dawne wspomnienia. Nie były jasne i przejrzyste, było to szczępy, fragmenty obrazów… krótkie notatki nie pozwalały mu przypomnieć sobie zbyt wiele. Nie pamiętaj już ich głosów, twarzy… zapomniał o kolorach oczów, włosów. Nie pamiętał nic… nic prócz czerwienie. Czerwieni sprawiającej, że zlepione włosy nabrały zupełnie innych kolorów. Krew, wszechobecna czerwona posoka przez długie lata tak skrywana przerodziła się w rządzę, rządzę zemsty, pragnienie śmierci. Nie mógł czytać tego dalej, nie chciał znów pamiętać. Niewiedza, brak pamięci… były dla niego błogosławieństwem, którego dawno już nie mógł otrzymać.

Mężczyzna zamknął dziennik, i bezpiecznie schował go do plecaka. Zamknął oczy, starając się zebrać myśli. Wszystko trwało chwilę lub dwie, jednak ostatecznie mężczyzna nałożył kaptur i zaplótł ręce na torsie opierając się o kraty.
- Jestem łowcą, głównie poluję… czuję, że to cało nie jest… tym samym co kiedyś. Ale sądzę ze dam sobie radę. Pozwólcie mi zając pozycje na tyłach wroga, a zajmę się resztą. Swoją drogą – tu rzucił spojrzenie na psa, który w tej klatce szczekał najgłośniej.
- Podobno pies, który szczeka najgłośniej nie gryzie… mam nadzieję, że umiesz coś poza szczekaniem. Nie wiem, co i kiedy mordowałeś. Ale nie sądzę by tutaj ograniczyło się to do zabijania ludzi. Zapolujesz na rzeczy, którymi matka straszyła Cię gdy nie dojadałeś kolacji. Tutaj wszystko jest inne, a piekło to dopiero początek. Wszak piekło nie jest takie złe, jak droga do niego.
Mężczyzna, a w zasadzie według niektórych jeszcze chłopak spojrzał na mężczyznę, który przedstawił się jako Tharos. Powoli ruszył w jego kierunku i zatrzymał się tuż obok spoglądając w jego oczy. Był spokojny. Opanowane spojrzenie, oddech, wyraz twarzy
- Poluje na nie… polowałem, chyba nadal to robię. Demony, diabły… wszystko co pochodzi z tego zasranego planu. Nie pamiętam jak tu trafiłem… ale wiem, że zawsze tego chciałem. Mam tu pewną sprawę do załatwienia. Uwierz mi… nie mam zamiaru dać się zabić. - chłopak wrócił do swojego rogu klatki, wyciągnął dziennik i zaczął coś notować.
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

sob lis 17, 2012 1:29 pm

Gdy tak sobie dyskutowaliście, mając wciąż coraz to więcej znaków zapytania a mniej odpowiedzi, zarówno tych dotyczących przeszłości, jak i przyszłości, usłyszeliście, że coś nadlatuje w pobliże klatki.

To mały skrzydlaty diabeł, pokryty czerwoną łuską i machający co sił błoniastymi skrzydłami. Unosił się z trudem, gdyż w pazurach trzymał ładunek, który pewnie ważył niewiele mniej niż on sam. Najwyraźniej coś dla was...

- Pora karmienia! - Rzucił głosem nienaturalnie niskim jak na swoją małą posturę stwór. Z wyraźną ulgą wrzucił pomiędzy pręty klatki dwa przedmioty. Po czym dodał, odlatując.
- Już wkrótce zostaniecie wywołani... to może być wasz ostatni posiłek.

Jeden z przedmiotów wyglądał jak czarny, lepiący się bukłak. Po otwarciu czuć było dobywającą się ze środka ostrą woń, przypominającą alkohol wymieszany z moczem i z krwią. Nie mieliście ochoty myśleć, czym naprawdę był ten lokalny specjał ani jak się go przyrządzało.

Drugi był kawałem mięsa, a w zasadzie goleni, lekko opieczonej, ale niewątpliwie była to goleń. Po wyglądzie można było sądzić, że należała kiedyś do humanoida, wielkości co najmniej rosłego człowieka...
Ostatnio zmieniony sob lis 17, 2012 1:32 pm przez Agnostos, łącznie zmieniany 3 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Arvelus
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 815
Rejestracja: sob maja 12, 2012 7:50 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

sob lis 17, 2012 3:31 pm





- Ja głodny NIE jestem. - zadeklarował Tharos, zdziebko wbrew sobie, bo ciało oświadczyło mu, że chętnie by zjadło, jednak umysł obrzydzony wizją jedzenia czegoś co było inteligentne przezwyciężył.
 
slann
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4982
Rejestracja: pt paź 14, 2005 10:35 am

Re: [DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

ndz lis 18, 2012 10:02 am

Satrius zamknął oczy starając się uspokoić. Rzadko kiedy spotykał kogoś o tak słabym morale.
- Nie wiem, jak straszne jest to piekło, ale na pewno jesteśmy lepszej sytuacji, niż gdyby przykuto was do wioseł z wyłupanymi oczyma. Mamy szansę i zamierzam ją wykorzystać - powiedział patrząc każdemu w oczy.

Gdy przybył imp uśmiechnął się, mrugnął znacząco do towarzyszy i zawołał za oddalającym się Impem.
- Panie czarcie, a nie zechciałby wielce szanowny pan zjeść razem z nami? Z radością się podzielimy - Odgryzł kawałek łydki. Raz był zmuszony jeść ludzkie mięso i czuł nieco mniejsze obrzydzenie niż jego towarzysze. - Jest pyszne

 
Awatar użytkownika
Sanawabicz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 698
Rejestracja: wt paź 14, 2008 10:23 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

ndz lis 18, 2012 2:49 pm

Obrazek
Diogenes


- Tharos? Dobrze pamiętam? - rzucił w kierunku mężczyzny niejadka zanim zamknął dziennik i ponownie schował go do plecaka. Wstał powoli mazerując w kierunku mężczyzny, a dłonią sięgając po nóż do skórowania zwierzyny. Zatrzymał się obok i skinął głową w kierunku podanego im jedzenia.
- Nie wiesz, czy i kiedy zjemy ponowie. Z tego co rozumiem, mamy walczyć, więc potrzebna nam energia. Nasze żołądki są puste, a mamy walczyć wspólnie... nie mam zamiaru zginąć bo ty nie chcesz jeść. Albo zjesz, albo ja Cię nakarmię. - Przytaknął głową i kucnął obok mięsa oceniając jego wygląd i zapach. Nie oceniał walorów smakowych, a raczej zdatność do jedzenia. To samo uczynił z napitkiem który im podano.

 
Awatar użytkownika
Arvelus
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 815
Rejestracja: sob maja 12, 2012 7:50 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

ndz lis 18, 2012 5:07 pm





Obnażył kły w irytacji i wstał. Zwyczajnie nie czuł się komfortowo siedząc, gdy stał przed nim ktoś z nożem i się wyraźnie nie zgadzali.
- Powiedziałem, że NIE JESTEM GŁODNY. Potem to się zmieni, fakt. Jestem całkowicie sprawny i jeszcze jakiś czas obędę się bez jedzenia bez utraty choćby odrobiny tej sprawności, drugi fakt. Nie wiemy kiedy będzie druga porcja, trzeci fakt. Więc zostawcie mi część przypadającą dla mnie, kiedy stwierdzę, że czas napełnić żołądek to to zrobię.
Ostatnio zmieniony ndz lis 18, 2012 5:08 pm przez Arvelus, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
dreamwalker
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2250
Rejestracja: pn gru 19, 2005 9:39 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

ndz lis 18, 2012 6:34 pm

Mercutio

- Ja również podziękuję - rzucił Mercutio i znów zaczął wpatrywać się w dół, gdzie poniżej kłębiących się oparów leżała nasiąknięta krwią arena. Potem popatrzył na Satriusa i rzucił - Lepiej te go nie jedzcie. Jeszcze Wam zaszkodzi i zmniejszy nasze szanse przeżycia na arenie...
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

pn lis 19, 2012 1:18 am

Imp odleciał mimo zaczepki Satriusa. Widać było, że przywykł do znacznie bardziej nachalnego nagabywania przez więźniów.

Gdy Satrius jako pierwszy wgryzł się w mięso, jego zapewnienia co do zachęcającego smaku tegoż zdawały się być autentyczne. Tharos i Mercutio musieli wykazać się silną wolą albo rzeczywiście nie czuć jeszcze głodu, skoro nie zdecydowali się skorzystać z propozycji.

Diogenes z kolei wykazał się bardziej roztropnym podejściem, próbując sięgnąć do swojej pamięci, przyglądając się otrzymanej strawie.

Mięso wbrew pozorom nie nastręczało większych trudności w identyfikacji. Musiało należeć do jakiejś krzyżówki człowieka z goblinoidem lub czymś większym, orkopodobnym. Nawet bez wgryzania się, po samym zapachu i pobieżnym oględzinom, stwierdził także, że w smaku nie powinno różnić się od kiepsko przyrządzonego, niedogotowanego i mocno żylastego bliżej kości kurczaka. Pod warunkiem, że ktoś potrafi rozkoszować się smakiem w oderwaniu od rozmyślań o tożsamości właściciela.

Na koniec Diogenes odkręcił bukłak. Zapach uderzył go w nozdrza niemal zwalając go z nóg. I wtedy coś się stało...

Jego umysł zaćmił się na moment, odpływając w wizji z przeszłości.


Po niemal minucie dziwnego otępienia, zauważyliście znów przytomny błysk w oku Diogenesa.

Niemal w tym samym momencie łańcuch waszej klatki zaskrzypiał złowrogo. Jakiś mechanizm zaczął opuszczać ją w dół.

Ostatnio zmieniony pn lis 19, 2012 11:12 am przez Agnostos, łącznie zmieniany 3 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Sanawabicz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 698
Rejestracja: wt paź 14, 2008 10:23 pm

Re: [DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

pn lis 19, 2012 7:27 pm

Obrazek
Diogenes


Wizja, obrazy, słowa. Wszystko spadło na niego i obciążyło jego głowę w bardzo dziwny sposób. Przez chwilę zdawało mu się jak gdyby na ramionach usiadł mu krasnolud w pełnym rynsztunku. Kolana, zmiękły i zaczęły drżeć jak gdyby już bardzo długo musiały znosić duże obciążenia.

Wizja nie zdradzała wiele, ale zawsze lepsze to niż totalna niewiedza na temat tego co za chwilę miał wsadzić lub wlać do ust. Był pewien, ze kiedyś pił już coś bardzo podobnego... do tego nadal żyje, a przynajmniej tak mu się zdaje.

Klatka nagle poruszyła się, a mężczyzna zrozumiał, że to może być ostatnia nadzieja by napełnić żołądek. Ukroił średni kawał mięsa. Chciał jedynie zabić dziwne uczucie ssania, które wywoływał jego pusty żołądek. Walka, będąc głodnym nigdy nie była dobrym rozwiązaniem, podobnie walka po przejedzeniu. Z mięsem uwinął się dość szybko, dwa lub trzy kęsy sprawiły że czuł się lepiej. Żołądek prawdopodobnie skurczył się nieco, i wcale go to nie dziwiło. Wziął wdech, na prawdę głęboki wdech i przytknął bukłak do ust, ściągając porządnego łyka zapewne niezbyt samczego trunku.

- Smakuje jak kurczak... przestańcie unosić się na dumnie, czy cokolwiek tam macie. Mięso jak mięso, wzmocni was. Co do napoju... nie zaszkodzi. Podobno ma właściwości wzmacniające, dodaje siły, może nieco sprytu. Pijcie, wydaje mi się że przed nami pierwsza walka. Cokolwiek macie do załatwienia na górze, lepiej odłóżcie to na potem jeśli nie chcecie żeby następnym razem zjadał wasze uda. - przytaknął głową i ukroił kilka niewielkich kawałków mięsa. Podał każdemu z nich. Nie czekał aż zjedzą, chwilę potem ściągnął jeszcze jednego łyka trunku, a bukłak posłał dalej. Zaczął powili się rozciągać, rozgrzewać. Szykowała się walka.
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

Re: [DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

pn lis 19, 2012 9:42 pm

Diogenes przeciągał się przed walką. Ciężki w smaku, alkoholowy trunek zaciążył mu przez moment na żołądku, ale powstrzymał odruch wymiotny, a kolejny łyk przyszedł już całkiem łatwo.

Nagle fala ciepła zaczęła rozlewać się po jego ciele. Wstrząsnął nim pojedynczy urywany spazm bólu... i to wszystko.

Ale nie, nagle oczy Diogenesa zaczęły się zmieniać. Źrenice wyraźnie rozszerzyły się aż zaczęły wypełniać niemal całe oczy. W jednej chwili gorące nasycone zanieczyszczeniami powietrze stało się jakby mniej piekące, także oddech stał się łatwiejszy. A może to były tylko naturalne efekty przyzwyczajania się organizmu do nowego niegościnnego środowiska?

 
Awatar użytkownika
Arvelus
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 815
Rejestracja: sob maja 12, 2012 7:50 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

pn lis 19, 2012 10:37 pm





- I jak? Czujesz coś? - zapytał Tharos
 
Awatar użytkownika
Sanawabicz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 698
Rejestracja: wt paź 14, 2008 10:23 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

pn lis 19, 2012 10:49 pm

Obrazek
Diogenes


Nie przypominał sobie, by ostatnim razem było tak samo. Ale być może tylko dlatego, że nie pamiętam ostatniego razu.
- Na pewno NIE czuję się głodny. Co do samego napitku... zdaje mi się, że jakoś lżej mi tu oddychać. Czy wam też się zdaje, że zrobiło się nieco chłodniej? że środowisko nie przeszkadza już tak bardzo? - spojrzał na pozostałych i przytaknął lekko głową. Rozgrzewkę uznał za skończoną, uśmiechnął się lekko.
- Już kiedyś to piłem, nie pamiętam kiedy i dlaczego. Ale skoro nadal stoję, po dwóch próbach i czuję się lepiej... nie zaszkodzi wam.
 
Awatar użytkownika
Arvelus
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 815
Rejestracja: sob maja 12, 2012 7:50 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

pn lis 19, 2012 11:21 pm





Tharos kiwnął głową, podszedł.
Nawet się nie skrzywił wąchając.
- Zdziebko przesadzacie. Niby nie pachnie ładnie, ale gorsze smrody się w życiu czuło. - stwierdził i pociągnął łyk.
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

wt lis 20, 2012 10:35 am

Napój nie wywarł najmniejszego efektu na Tharosie. Jego trzewia ożywiane jedynie negatywną energią, przyjęły w siebie ostry trunek bez odczuwania czegokolwiek.

W tym momencie klatka twardo dotknęła ziemi. Z podłoża areny od uderzenia podstawą klatki uniósł się rdzawy pył i piasek. Osiadł na was, powodując kaszel i łzawienie, choć tylko u Satriusa i Mercutio.

Najdziwniejsze było jednak to, co działo się z klatką. Gdy pył osiadł na niej, pręty z jednej strony klatki zaczęły delikatnie pulsować aż nagle w jednej chwili same rozpadły się w proch.

Droga na arenę stała otworem. Opary i pył, wszystko o gęstym, krwisto-czerwonym zabarwieniu sprawiały, że widoczność była ograniczona do jakichś 15 metrów. Nie słyszeliście ani nie widzieliście nikogo poza wami. Choć zaraz... waszych uszu, dobiegł pogłos czegoś jakby rozmowy, nie byliście w stanie określić odległości, ale kierunek jak najbardziej.

Zastanawialiście się tylko czy 5 regulaminowych minut na walkę już zaczęło swoje odliczanie...
 
Awatar użytkownika
dreamwalker
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2250
Rejestracja: pn gru 19, 2005 9:39 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

śr lis 21, 2012 6:21 am

Mercutio

Łzawienie i kaszel wywołane przez opadającą klatkę na dłuższą chwilę wyłączyły Mercutio. Mężczyzna oparł się o jeden z pozostałych prętów i kaszlał, jakby zaraz miał wykaszleć płuca. Walka w takich warunkach mogła nie być zbyt przyjemna. Przecierając załzawione oczy rozglądał się po arenie. Widoczność dalej była dość kiepska. Było słychać za to jakieś dźwięki. Droga na arenę prowadziła również w ich stronę. Mercutio bezgłośnie wezwał swojego boga, wyciągnął w pochwy dwuręczny miecz i ruszył w stronę areny.
- Chodźcie za mną - powiedział widząc, że współwięźniowie nie kwapią się do walki - trzymajcie się blisko mnie a pomogę Wam w trakcie walki.

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 7

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości