Zrodzony z fantastyki

 
Awatar użytkownika
CE2AR
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1575
Rejestracja: pn sie 30, 2004 9:17 pm

Galeria Bohaterów

wt wrz 28, 2004 6:17 pm

Przez lata/miesiące/dni czy godziny gry w czasie setek/dziesiątek lub kilku wspaniałych sesji, na pewno mieliście wiele ciekawych postaci. Wpisujcie je tutaj, może to nam pomóc w tworzeniu ciekawych BN-nów lub własnych postaci. Proszę o nie komentowanie nawzajem swoich postaci (od czego macie wiadomości prywatne?) tylko samo opisywanie bohaterów. Najlepiej róbcie to w takiej formie (będzie mniej bałaganu):
1. Imię + nazwisko lub przydomek (jeśli posiada)
2. Płeć (chyba że wynika z imienia)
2. Rasa
4. Profesja, zawód, stan społeczny, krótka historia itp. (ogólnie)
5. Wygląd, ogólny opis
6. Psychika, cechy charakteru, religia itd.
6. inne

P.S: Być może taki pomysł już jest gdzieś na forum, jeśli tak dajcie ten temat w łep :) .
Ostatnio zmieniony wt wrz 28, 2004 6:35 pm przez CE2AR, łącznie zmieniany 1 raz.
 
Awatar użytkownika
Furiath
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3802
Rejestracja: ndz mar 23, 2003 12:10 am

wt wrz 28, 2004 6:28 pm

Owszem, był temat podobny na ogólnym.
Aby Twój temat zatem miał rację bytu, umawiamy się tylko i wyłącznie na opisywanie ciekawych postaci z uniwersum WFRP.

Powtarzam: TYLKO BOHATEROWIE WFRP!

Myślę, że wymienione wyżej warunki nie muszą zostać tak koniecznie spełnione. Liczy się dobry opis, klimatycznej postaci. Te najciekawsze i trzymające poziom :P umieścimy pod koniec października w Dziale http://wfrp.polter.pl do Księgi Bohaterowie (za zgodą autora, of course 8) )

Powodzenia!
 
Awatar użytkownika
Nehan
Nowy użytkownik
Nowy użytkownik
Posty: 7
Rejestracja: pn wrz 13, 2004 8:51 pm

śr wrz 29, 2004 9:54 pm

Zastosuję się do rady CE2ARA i napiszę jedną ze swoich postaci w punktach. Oto i ona:
1. Magnus Kallstromsson
2. On.
3. Człowiek.
4. Obecnie Kapłan Khorna.
Magnus był synem wodza wioski Kallstr, leżącej w Norsce. Jego ojciec pragnął, by Magnus stał się, według rodowego zwyczaju, Berserkerem. W tym celu wysłał go na nauki do kompanii najemników "Vyacheski" z Kislevu. Jednak jego syn, zamiast podążać drogą wojownika, wybrał drogę mądrości. W krótko po dołączeniu do najemników uciekł do Imperium, do Altdorfu. Tam wstąpił na uniwersytet, chcąc zostać historykiem. Tam jednak spotkał się z kultem Vereny, bogini sprawiedliwości, i poczuł życiowe powołanie do kapłaństwa.
Stał się jednym z najbardziej obiecujących nowicjuszy. Szybko przyjął święcenia kapłańskie.
Wyruszył do Kislevu. Tam miał objąć posadę sędziego w Erengardzie. W tym portowym mieście spotkał szlachcica i rycerza Białego Wilka Johanna Wolfganga von Aramisa oraz niziołka - jego pomocnika.
Rycerz Ulryka zyskał sympatię Magnusa i przyłączył go do swojej kompaniji, poszukiwającej magicznej, czarnej kuli.
Wyruszyli do Norski. Szukając owej kuli, dotarli do wioski Kallstr, ale...
Kallstr w momencie nadejścia Magnusa było masakrowane przez nieznanych żołnierzy. Na jego oczach cała wioska została wymordowana.
Od tej chwili przestał wierzyć w sprawiedliwość. Poczuł, że go zdradziła. Zaczął odwracać się ku Chaosowi, aż w końcu natrafił na tajemną bazę kultystów Khorna w Altdorfie. Stał się jednym z nich. W końcu objął posadę głównego kapłana kultu. Pozostał jednak nadal przy zdrowych zmysłach, planując atak na Altdorf od wewnątrz.
5. Magnus Kallstromsson jest naprawdę wielkim człowiekiem. Mierzy ponad dwa metry wzrostu, szerokie bary i potężne mięśnie. Ma krótkie blond włosy i rzadką bródkę. Normalnie ubiera się w lekkie ubrania na styl Norski - kiedy jednak staje się kapłanem kultu, występuje w czerwono-czarnych czatach z symbolami Khorna.
6. Magnus ma, w skutek traumatycznych przejść, bardzo zniszczoną psychikę. Stał się oddanym Khornowi kultystą, choć jego umysł nie stępił się, nadal pozostaje ukryty w wielkim mieście Altdorf. Magnus chętnie wykorzysta nieświadomych bohaterów do swoich celów (charakter - chaotyczny).
 
Awatar użytkownika
Sayonara
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 271
Rejestracja: czw lip 24, 2003 5:17 pm

czw wrz 30, 2004 12:15 pm

Aha - i kto mówił, że nie ma tajnych kultów Khorne, a wszyscy jego wyznawcy to psychopatyczni mordercy, dla ktrych słowo subtelność nie istnieje?
Myliliście się :razz:
 
Awatar użytkownika
CE2AR
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1575
Rejestracja: pn sie 30, 2004 9:17 pm

pt paź 01, 2004 9:08 am

1. Imię: Markus von Salwadores
3. rasa: człowiek
4. Szlachcic, pochodzący z okolic Wolfenburga. Jako piąty syn średnio zamożnego szlachcica nie mógł liczyć, że odziedziczy ziemię. Rodzice mieli jednak pieniądze, aby wysłać go na studia prawnicze do Altdorfu. Nauka szła mu dobrze niestety wspomnianych pieniędzy starczało tylko na 1,5 roku. Markus mając jedynie konia, miecz, tarczę z herbem rodu (biało czarna szachownica z krzyżem w rogu) i odrobinę pieniędzy ruszył w świat szukać szczęścia.
5. Markus nie wyróżnia się szczególnie z wyglądu, to dość wysoki młody mężczyzna o długich czarnych lekko kręconych włosach.
6. Na studiach prawniczych, mimo że skończonych przedwcześnie Markus pokochał prawo. Uważa, że ludzie mogą cokolwiek osiągnąć jedynie, gdy wszystko będzie idealnie ułożone i każdy będzie dobrze spełniał swoją rolę w społeczeństwie.
Jest człowiekiem całkowicie pozbawionym uczuć, zawsze zachowuje stoicką postawę nigdy nie podnosi głosu, nigdy się nie śmieje. Mimo to jednak postępuje dość sprawiedliwie. Nie wierzy w żadne bóstwa uważa, że ludzie mogą dojść do czegoś bez ich pomocy. (Charakter: praworządny)

PS: Apeluje do was o skasowanie swoich postów niezwiązanych z tematem.
mówisz, masz :P posty OT Umbry, Normana i moje usunięte. Furiath.
 
Awatar użytkownika
Picc
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 644
Rejestracja: ndz paź 26, 2003 9:23 pm

Re: Galeria Bohaterów

pt paź 01, 2004 1:35 pm

1. Erich Stark

2. Mężczyzna

2. Człowiek, obywatel Imperium.

4. Od początku: Cyrkowiec - siłacz, miotacz nozy, trubadur; Błazen; Zabijaka; Zwadźca
Sierota z Talabheim, wychowany w wędrownym cyrku. W poszukiwaniu przygód włóczył się m.in. z rycerzem Heinrichem von Vansteinerem, któremu robił za giermka/błazna/sługę. Po rozbiciu kultu Tzeentcha we wschodnim Imperium przy wydatnym udziale Ericha Zmieniający Drogi postanowił skupic na nim przez chwile swoja uwagę. Pod pretekstem zapłaty za wykonanie zadania Erich otrzymał magiczny pierścień, którego uzywanie oddało go częściowo pod władze jednego z pomniejszycgh demonów Tzeentcha. Kiedy Erich zdał sobie z tego sprawę postanowił poszukac pomocy w swiątyni Shallyi w Altdorfie, gdzie akurat przebywał w goscinie u brata swojego przyjaciela Heinricha von Vansteinera. Kapłanki Shallyi rozpoczeły przeprowadzanie egzorcyzmów, które przerwało jednak wtargniecie inkwizytorów kultu Sigmara, do których donos złozył niedyskretny kleryk. Erich uciekł z lochów inkwizycji, tym samym unikajac smierci, dokonczył egzorcyzmy i pozbył sie demona, ale spojrzenie Tzeentcha cały czas na nim spoczywa.

5. 170 cm wzrostu, 85 kg wagi, krepy, nabity typ. Ogolony na łyso, w uszach kolczyki, zakręcone nawoskowane wąsiska, na ramionach, czasce i korpusie tatuaże, przede wszystkim spiralne wzory.

6. Raczej wesoły koleżka, trochę cwaniak i kombinator, ale mający dobrą naturę (charakter neutralny). Lubi bizuterię i drobne cenne przedmioty. Po różnych przejściach cierpi na nocne koszmary, obryza nerwowo paznokcie, a opetanie przez demona zostawiło na nim swoje pietno - trwale zwiększona SW o +10, bez zadnych zmian fizycznych, ale tez wieksza podatność na dalsze "dary" mrocznych potęg. Jest czcicielem Ranalda, ale darzy także dużym szacunkiem kult Shallyi, zwłaszcza personel świątyni w Altdorfie.
 
Awatar użytkownika
Furiath
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3802
Rejestracja: ndz mar 23, 2003 12:10 am

ndz lis 07, 2004 12:26 pm

No i mamy już 7 listopada, a postaci niewiele. Tych ciekawych jeszcze mniej. Trudno, ale liczyłem na Wasz większy polot literacki i wyobraźni. NIestety, nic do Działu stąd nie ośmielę się zamieścić. Ciągle liczę na jakieś ciekawe typki :)
 
Awatar użytkownika
rSt
Nowy użytkownik
Nowy użytkownik
Posty: 6
Rejestracja: śr maja 04, 2005 1:47 pm

śr maja 04, 2005 7:47 pm

No to mój "typek", w formie opowiadania.

Erengrad, doki, tam się wychowałem. Nie, nie będę wychwalał jej do jutra, dzielnica jak każda inna, dużo przyjezdnych, złodzieje, portowe dziwki, co? Nie, zapewniam Cię, jeśli wychowywałeś się tam od małego nie robiło to na Tobie żadnego wrażenia. Rodzice? Matki prawie nie pamiętam, umarła gdy miałem 3 latka. Stary był marynarzem, rzadko bywał w domu, dzieciństwo spędzałem u tuzina przyszywanych wujków i cioć.. Najmilsze wspomnienie? Chyba wtedy, gdy z chłopakami obrobiliśmy jakiegoś kupca, który spił się na śmierć w tawernie "Pod kulawym szczurem", bajeczna nazwa nieprawdaż? W sakiewce znalezliśmy fortunę z naszego punktu widzenia, cały dzień opychaliśmy się słodyczami, potem rzygałem.. Co? Nie, nie zostałem marynarzem, nie chciałem skończyć jak mój ojciec - od rejsu do rejsu pił najtańszy rum, a potem na dwa tygodnie na pokład, dopłynąć z ładunkiem, spowrotem.. Gdyby miał własny statek, albo gdyby to był jego towar to co innego.. Jak zarabiałem? Nijak, kradłem. Gdy jesteś gnojkiem nikt nie zwraca na Ciebie uwagi.. Potem zainteresowała się mną lokalna grupka złodziei, mianowicie pobili mnie do nieprzytomności, za to, że kradłem na ich terenie.. Tak to był mój pierwszy kontakt z tym "światkiem". Potem pracowałem dla nich jako czujka, wiesz, obserwacja tawern, statków, magazynów, płacili marnie, ale było to o wiele lepsze dla zdrowia niż kradzież na ich terenie.. I tak jako młokos przenikałem coraz dalej w te ich tak zwane szeregi. Włamania, kradzieże, pobicia to był mój chleb powszedni. Co czułem? Nic nie czułem, musiałem jakoś żyć, a nic innego nie umiałem. W miarę jak ustawiałem sobie życie, mój ojciec stoczył się na dno dna.. Nie pływał, pił jeszcze więcej i grał w karty.. Którejś pięknej nocy, gdy dwa miesiące były w pełni zaszlachtowano go w takim jednym nielegalnym kasynie. Co zrobiłem? Dowiedziałem się kto to, już wtedy mogłem wiedzieć praktycznie wszystko, poszliśmy z "chlopakami" i podpaliliśmy budę..
"Przełożeni" usłyszeli o mnie tamtego dnia, zainteresowali się, dostałem wyższą "fuchę" - haracze. Straż miejska? Nie rozśmieszaj mnie, nie dość, że przekupni to jeszcze sami przychodzili, sprzedawać nam Zollbriefy z odpraw statków, wiesz taki świstek, inforumjący co dany żaglowiec wiezie, to znacznie ułatwiało pracę. Znali mnie wszędzie w obrębie doków - tawerny, magazyny, przystanie - tam rządziłem. Droga przez krew? Nie moją, potrafię walczyć sztyletem i mieczem, taka praca zapewnia edukację w tym kierunku, ale nigdy nie czerpałem z tego jakiejś przyjemności. Wypruć komuś flaki? Jak trzeba to trzeba, ale nigdy nie pieprzyłem o jakiejś honorowej walce, tańcu śmierci, sztuce zabijania.. - albo Ty, albo przeciwnik, sposób dowolny, byle przeżyć. Przyjaciele? W tym środowisku nie ma takiego pojęcia, są płotki, podwładni, którzy marzą tylko o twojej śmierci, żeby zająć twoje miejsce i rywale.. Mieszkałem u państwa Kirsch - miłe stare małżeństwo, płaciłem im nieźle. Mieszkal ze mną Martin - mój prywatny ochroniarz, nie byle jaki, o nie. Ufałem mu w granicy rozsądku, załatwiał niektóre interesy sam. Co z przyjaciółmi z dzieciństwa? Marynarze, rzemieślnicy, niektórzy wyrwali się dzielnicy i słuch o nich zaginął. Nie miałem przyjaciół, dziewczyny na stałe też nie. Tak, myślałem o tym, pomęczyć się jeszcze trochę w tym półświatku, a potem.. Nie chciałem spędzić tak całego życia, wiesz z wiekiem stajesz się wolniejszy, zawsze znajdzie się 'większa ryba'. Gdzie wyjechać? Nie mam pojęcia, nie wiem nawet czym bym się zajmował na starość, odkładałem te myśli gdzieś daleko, było dobrze tak jak było, miałem co jeść, gdzie spać, miałem na krawca, nosiłeś kiedyś łachy uszyte na zamówienie? Interes kręcił się dobrze, wszyscy przywykli do tego, że muszą płacić, komendantem straży portowej został nasz człowiek, a przynajmniej był na tyle opłacany, że nie myślał o jakiejkolwiek zmianie relacji on-my. Szacunek? Gówno a nie szacunek, po prostu się mnie bali, nie miałem złudzeń, gdyby nie moje powiązania, nie opędziłbym się od wrogów. Takie życie, im wyżej zajdziesz, tym więcej ludzi życzy Ci śmierci. Liczyłem się z tym, jak każdy..
To był wieczór jak wiele innych, rutynowy obchód naszych magazynów, do "Pękniętego Szkunera" na jedno piwo, posiedziałem tam z Martinem trochę, zrobiło się późno, więc poszliśmy do domu. Noc była zimna, Martin spytał się mnie czy mogę spać przy oknie - łapało go przeziębienie, zgodziłem się. Mój ochroniarz powoli szykował się do snu, a ja poszedłem odwiedzić Monikę - kuzynkę gospodarzy, która będąc przejazdem zatrzymała się u nich, czego te studentki się w Altdorfie uczą, mówię Ci, żal było rano wychodzić. Poszedłem na górę, żeby się ubrać. Widok jaki tam zastałem, no cóż trudno to opisać. Martin nie żył. Cała pościel miała karmazynowy kolor, dookoła łóżka zaschnięta kałuża krwi, knebel w ustach. Robota zawodowców, ale z drugiej strony kto byłby taki głupi, żeby wynajmować zabójców do zabicia mojego ochroniarza? Kto byłby na tyle nierozważny i nie bał się, że się zemszczę? W końcu trudno o dobrego ochroniarza, poza tym... lubiłem Martina. Nagle jedna myśl przebiła się przez inne z szybkością mknącej strzały: To moje łóżko, może ten kto to zlecił nie bał się, bo... nie miał czego? Czyżby reorganizacja hierarchii? To odwiodło mnie od natychmiastowej wizyty w miejscu spotkań z moim bezpośrednim zwierzchnikiem. Czekać do zmroku? Zbyt ryzykowne. Wyjść? Rozpoznają mnie. Otworzyłem kufer Martina, założyłem jego koszulę, była trochę za duża, podwinąłem rękawy, nałożyłem wełnianą czapkę, tak że nachodziła na oczy i poszedłem pozbierać trochę puzzli do układanki, w której stawką było moje życie. Co czułem? Napewno strach był obecny ale nie paraliżował. Smutek? Nienawiść? Nie, zimna kalkulacja - a może to był przypadek? Może pomylili dom? Wiedziałem, że to zbyt piękne by było prawdziwe. Nie miałem czasu, by zastanawiać się do kogo pójść. Wybór padł na znajomego pasera - Bertrand, bretończyk skupował wszystko co przynosiło zysk, podobno miał nawet dojścia do spaczenia. Lista jego towarów była tylko niewiele dłuższa od listy jego informatorów. Jego ochroniarze mnie znali, wszedłem od tyłu, skierowano mnie do pomieszczenia dla 'interesantów', po chwili wszedł paser. Już jego mina wskazywała na to, że wiedział, że nie żyję. Kilkanaście koron przekazanych z rąk do rąk pozwoliło mi zorientować się w sytuacji. Paser nie wiedział zbyt wiele, Albert - dotychczasowy szef gangu, zamordowany, ciało znaleziono przed świtem. Wszyscy ważniejsi, ich bezpośredni podwładni - to samo. Nie mogłem w to uwierzyć. Ktoś w jedną noc wymordował około tuzin ludzi, ostrożnych, obytych z życiem w "półświatku". Kręciło mi się wtedy w głowie, gniew, moje życie wykonało zwrot nie informując mnie o tym zupełnie. No i co z paserem? Za moją głowę dostałby pewnie niezły grosz.. "Uciekaj póki możesz, za chwilę odpływa 'Błękitna Trzpiotka' - wiozą tkaniny do Marienburga, do tego kapitan kupił ode mnie dużą ilość bagiennego korzenia, zagroź mu strażą miejską, powiedz, że jesteś ode mnie to pozwoli popłynąć Ci na tej łajbie" to zdanie wyrwało mnie z wiru myśli. Nagle poczułem zaciskające się ręce na moich ramionach ogromne łapy ochroniarzy pasera. "Ale, nie ma nic za darmo Christian, chcę twoje Zollbriefy, wiem, że dostajesz je z tygodniowym wyprzedzeniem, powinieneś być mi wdzięczny, dopiero po południu wspomnę o twojej wizycie tutaj, a te listy i tak nie są Ci już do niczego potrzebne" No cóż miał rację, nie mogłem nic zrobić, nie widziałem nawet kto przejął władzę.. Nie czułem się jak pieprzony bohater jednej z marynarskich opowieści, który stawia wszystko na jedną kartę i wyrusza w świat w poszukiwaniu fortuny.. Co czułem? Pierwszy raz od bardzo dawna czułem pieprzoną bezsilność.. Goryle bretończyka odprowadzili mnie na tą łajbę, tam jeden został ze mną, drugi pobiegł po listy celne, zdradziłem ich kryjówkę, co miałem zrobić?
I tak właśnie opuściłem miasto, w którym się wychowałem, które znałem jak własną kieszeń, wszystkie znajome miejsca znikały w miarę tego jak oddalał się statek. Podręczna sakiewka, za duża koszula mojego zmarłego ochroniarza, wełniana czapka, zniszczone buty, poprzecierane spodnie i sztylet w cholewie - tak dopłynąłem na Trzpiotce, szorując pokład i zmywając po tej bandzie zapchlonych marynarzy właśnie tutaj - do Marienburga..
Zapomniałbym się pochwalić, widzisz ten miecz? Jest mój, nie ukradłem go nikomu, robiony był na zamówienie, kosztował sporo koron, ale krasnolud stanął na wysokości zadania. Ta rasa to urodzeni kowale, widzisz tą klingę? Ostra jak brzytwa, Krasnolud tłumaczył mi, że jest robiona inną techniką. Widzisz? Zero wyszczerbień, a trochę go używałem. Idealnie wyważony. Co to za jelec? Wygrawerowany na nim jest Wróbel, nie jakiś tam orzeł, wiesz nie należę do tych wierzących, że miecze mają duszę i takie tam pierdoły. Wróbel pochodzi od mojego nazwiska. Nie ma jakichś klejnotów, ani innych błyskotek. Rękojeść? Nie mam pojęcia czym jest owinięta, za to trzyma się reki wspaniale, dłoń się nie poci. To moja najcenniejsza rzecz, dopóki będę w stanie jej używać, nikt mi jej nie zabierze.
[/i]
 
Awatar użytkownika
M.K.
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 316
Rejestracja: sob maja 01, 2004 10:16 pm

śr maja 04, 2005 9:31 pm

1. Alexis Grot.
2.Wbrew pozorom mężczyzna.
3.Krasnolud-wędrowiec
4.Najemnik
Życie każdego z nas wydaje się pełne przeciwności losu, wydaje się nam że wiatr wieje nam zawsze w oczy a my musimy ZAWSZE iść pod górkę, otóż mylicie się! Matka Alexisa była nizewykłą kobietą. Umiała się bić, biła wszystko i wszystkich, a zwłaszcza kiedy była pijana... Ojciec Alexisa odszedł od żony właśnie z powodu bójek, nie mógł już wytrzymać poniżania i bicia przez własną żonę... Ale wracajmy do matki Alexisa. Była nie zwykłą Krasnoludzicą, jej piękne blond włosy śniły się niejednemu młodzianowi, a kunszt walki podziwiany był przez wszystkich. Matka Alexisa a nazywała się Kunegunda miała marzenie mieć córkę, chciała wychować ją tak by po śmierci matki mogła pokazać że w krasnoludzkich plemionach to kobieta nosi spodnie. W dzień narodzin Alexisa Kunegunda była pijana, urodziła Alexisa, a krasnolud który przeprowadzał poród miał wybite trzy zęby, gdyż matka wolała sama urodzić swoją ukochaną córeczkę. Jednak Kunegunda urodziła chłopca, mimo wszystko nadała mu imię Alexis. Była pijana i głupia. Nie wiedziała jak zmieniła tym sposobem życie swojego jedynego synka.
Alexis dorastał z matką. Póki nie osiągnął odpowiedniego wieku matka ubierała go jak dziewczynkę, ale zmieniło to się w wieku 20 lat. Wtedy Alexis stał się samodzielny i przestał nosić damskie łaszki. Był wychowany na wojownika, umiał pisac i czytać, ale ciągnęło go do walki. Był do niej prawde mówiąc przeznaczony z racji damskiego imienia. Każdy kto śmiał się z jego imienia naraził się na jego gniew i szybko tego żałował. Przez pierwsze 20 lat Alexis wracał do domu w różnym stopniu poobijany. Nigdy jednak nie mógł powiedzieć że przegrał. Po prostu odnosił cięższe obrażenia kiedy wrogów było 20, a nie jak zwykle tylko 3. Nigdy nie przegrał bitwy, każdy kto wracał do domu i miał czelność go wcześniej obrazić wracał do domu z obitym ryjem bez względu na to czy walczył z 3 czy też 19 kumplami.
Matka była dumna z Alexisa. Mimo iż nie był kobietą zyskał u niej szacunek. Cała krasnoludzka wioska bała się powiedzieć do niego "laluniu", "malutka" lub w jakikolwiek inny sposób nawiązujący do jego damskiego imienia.
Alexis po kolejnych 20 latach kariery zyskał jako taki posłuch. Miał na koncie wiele udanych zleceń, jak i na głowie kilku łowców głów wysłanych przez szlachtę która miała okazje poznać siłę jego pięści przez to że nazwali go "maleńka". Żył całkiem dobrze i wydawało się że imie przestało mu przeszkadzać, wszak kto go nie znał nie mógł go zdenerować a kto sie tego podjął szybko tego żałował, jednak wszystko co dobre szybko sie konczy. Pewnego dnia popadł w niełaske jednego z magów. Jego uczeń rzekł do Alexisa "Laleczka choć sie napić mleczka", niestety ten chłopak nie przeżył. Mag był zdenerwowany, znał swojego ucznia, ale sądził że jego śmierć to lekka przesada więc rzucił na Alexisa urok przez który jego piękne kruczoczarne owłosienie zmieniło kolor na jasny kobiecy blond. To załamało jego psychikę, ale także zmobilizowało do dalszych walk o godność. Jego cel jest jeden:Stać się szlachciecem z tytułem i pieniędzmi, zyskac szacunek by już nikt nigdy nie rzekł do niego tak jak owy Ś.P. Uczeń Czarodzieja.
5.Dobrze zbudowany Krasnolud, niezwykle silny i zaprawiony w boju gardzący bronią strzelniczą jednak znający się na kuszy. Długa blond broda i włosy, niebieskie oczy. Każdy Krasnolud (samiec) gwiżdże na jego widok, co konczy się utrata minimum trzech zębów (chyba że ktoś ma ich tylko dwa).
6.Przedrażliwiony na punkcie swojego imienia cierpi na nadpobudliwość oraz szybko popada w gniew. Wierzy w Krasnoludzkiego boga piwoszy.
7.Walczy o szacunek w starym świecie.
------------------------------------------------------------
Może być?? :)
 
Awatar użytkownika
rSt
Nowy użytkownik
Nowy użytkownik
Posty: 6
Rejestracja: śr maja 04, 2005 1:47 pm

śr maja 04, 2005 10:17 pm

u mnie by nie przeszło ;-)
 
Awatar użytkownika
M.K.
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 316
Rejestracja: sob maja 01, 2004 10:16 pm

czw maja 05, 2005 4:10 pm

zawze możesz wykorzystać Alexisa jako BNa, który zmierzy się z BG jednego z twoich graczy :) Wszak wystarczy że powiedzą do niego "maleńka" i już bójka gotowa :D
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

pt mar 10, 2006 4:55 pm

1. Orrick Rudobrody

2. Krasnolud

3. Weteran, kamieniarz

4. 135cm, 90kg, piwne oczy, rude włosy oraz broda, gruby, pyskaty, nienawidzi elfów i zielonoskórych, odważny(rzuci się w stado orków bez najmniejszego wahania), prostolinijny tok myślenia, łasy na pieniądze, zawsze brudny i nierzadko śmierdzący :hahaha: , nie przejmuje się tym co powiedzą o nim inni. Z każdym rozmawia tak samo, jest wulgarny, impertynencki, hamski, nie kulturalny wobec kobiet, znajomych a nawet inkwizycji(czego często później żałuje :hahaha: ) ubiera się prosto, Bardzo śmieszny kiedy jest pijany, nawet bardzo wstanwiony kontroluje swoje reakcje i panuje nad sobą, nie miał kiedyś zębów z przodu lecz kiedy tlko zaczęło mu się powodzic wstawił sobie nowe, złote zęby. Uwielbia śpiewac lecz zupełnie mu to nie wychodzi, łatwo wpada w złośc, nie lubi kiedy ktoś jest od niego lepszy. Po tym co zobaczył w czasie swoich podróży jego psychika uległa deformacji (jeśli można to tak nazwac). Bardzo bogaty, zna wiele wpływowych osób (raczej się tym nie chwali) Wykonywał samobójcze misje dla takich osób jak choby sama caryca Kislevu, oraz bliski współpracownik Imperatora.

Krótki opis jego życia:
Orrick Rudobrody urodził się w twierdzy Karaz a Karak, gdzie byl wychowywany w wielodzietnej rodzinie. Już jako małe dziecko miał skłonności alkoholika. Po osiągnięciu 70 lat wyruszył z twierdzy ponieważ nudzilo go monotonne przesiadywanie w karczmie. Ktoregoś dnia kiedy pił sobie piwko w oberży "Uśmiechnięty smok" zaczepił go jeden człowiek. przekonał Orricka do udzielenia pomocy (temu człowiekowi) za pewną opłatą. W ten sposób Orrick poznał swojego najlepszego przyjaciela i towarzysza broni- Magnusa. Magnus poznał Orricka ze swoimi znajomymi,
Josef- fanatyk kościoła Morr'a oraz strażniczke dróg- Jagodę. Razem postanowil się wzbogacic wykonując trudne misje, których nikt inny nie chciał się podjąc. Po kilku miesiącach zaczęli się uważac za przyjaciół.
Aktualnie Orrick przesiaduje w swoim krasnoludzkim banku, ktorego jest szefem. Udziela kredytów, przechowuje pieniądze oraz zajmuje się szkoleniem młodych najemników. Często spędza czas ze swoimi dawnymi kompanami.


Mam nadzieję że moja historyjka, jakże krótka do czegoś się przyda.
 
Awatar użytkownika
_Schizad_
Użytkownik zaawansowany
Użytkownik zaawansowany
Posty: 86
Rejestracja: sob sty 07, 2006 11:44 am

pt mar 10, 2006 8:18 pm

Tivius Maerd
wampir - Necrarh
demonolog

Skrócona opowieść:
"Kiedyś nazywałem się Tivius z rodu Maerdów. W wieku 14, 16 czy 18 - od dawna przestałem zwracać uwagę na czas - lat doznałem Łaski. Zostałem ugryziony, mój brat - Quen - także. Pochowano nas we wspólnym grobie. Po przebudzeniu, nie mogłem dać rady się odkopać i pewnie spocząłbym w tym grobie, gdyby nie pomoc ze strony Ojca. Brat był silniejszy, bo odkopał się sam. Nasz Ojciec, zwany Triss, nauczył nas wszystkiego. Kochałem go. Nie była to dawna miłość, do tej żałosnej matki i grubego ojczyma - to była miłość całym sercem i duszą. Był mądry i cierpliwy, pozwalał na własne wybory i rozumiał to, czego nie musiał rozumieć. Quen był silniejszy ode mnie, lecz Triss traktował nas równo. Nie był znanym wampirem - raczej wyrzutkiem, lecz nie Strigoi. Pałał to tych odmieńców czarną nienawiścią, ja również. Lecz takie "życie" było zbyt piękne. Pewnej nocy, układając z bratem strony rozsypującej się księgi usłyszeliśmy hałas dobiegający z podziemnego laboratorium. Pobiegliśmy - brat przodem, ja nieco z tyłu. Gdy wbiegliśmy, Triss leżał na ziemi z poderżniętym gardłem, cały we krwi. Obok stała ubrana w czarny płaszcz postać. Nigdy nie zapomnę tej twarzy - stara, pomarszczona, z jednym okiem. Brat rzucił się na postać, lecz ta była szybka. Bardzo szybka. Błyskawiczny unik i Quen trzyma już tylko pukiel jej siwych włosów. Ja przypadłem do Ojca i próbuję go cucić, karmić swoim vitae, znów kochać. W tym czasie brat rzucił się za uciekającym przez okno mężczyzną. Zdjąłem z Trissa zbroję, ułożyłem w trumnie i spaliłem jego serce - tak jak mnie uczył, pogrzeb prawdziwego wampira. Żałowałem, że nie potrafię płakać. Po godzinie Quen wrócił z pustymi rękami. Nawet nie wiedział, w którą stronę człowiek uciekł. Rozdzieliliśmy rzeczy - on wziął zbroję, a ja najbliższą nieruchomemu sercu mego Ojca księgę "Opowieść o łzach", oraz pukiel siwych włosów przestępcy, licząc na to, że kiedyś uda mi się przywołać demona tak potężnego, by odnalazł mordercę. Wraz z bratem poprzysięgliśmy zemstę. On wyruszył na wschód, w stronę Kislevu, ja zaś zostałem w imperium. Ja - DeathGiver, on - ScionClaw. To był ostatni raz, jak go widziałem... Kiedyś znajdę mój cel i zabiję, choćby już nie żył. I jeszcze raz. I jeszcze. Jestem Wiecznym Mścicielem."

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość