Zrodzony z fantastyki

 
Awatar użytkownika
WitchDoctor
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 773
Rejestracja: śr gru 19, 2007 5:25 pm

ndz paź 22, 2006 1:14 pm

Reguły sesji: <br />● Tytuł: <!--coloro:#6600CC--><span style="color:#6600CC"><!--/coloro-->Ostatnie tchnienie<!--colorc--></span><!--/colorc--><br />● Kwestia konwencji: Indiana Jones, Klasyk FR. <br />● Kwestia zgodności z settingiem: Wszelkie materiały kanoniczne zachowują ważność. Chyba, że jej nie zachowują. Panem i władcą jest tu MG.<br />● Kwestia zastosowania mechaniki: W tej sesji opieramy się na logice i zdrowym rozsądku, wszystkie rzuty wykonuje MG. Gramy korzystając z mechaniki. Mechanika rozstrzyga kwestie sporne, przy czym spory z MG rozstrzyga MG. O konieczności odwołania się do niej decyduje MG. <br />● Kwestia kontroli MG nad poczynaniami graczy: Gracze mają nieograniczoną swobodę, jednak opis konsekwencji ich czynów leży w gestii MG. W niektórych (sami sprawdźcie jakich) sytuacjach gracze wchodzą w interakcję za światem na opisanych zasadach i sami opisują skutki niektórych swoich czynów. <br />● Kwestia relacji wewnątrzdrużynowych: Ze względu na rozbieżność charakterów postaci konflikty w drużynie są akceptowane, niechętnie ale są.<br />● Kwestia częstotliwości postowania: Tempo postowania ustalamy na jedną notkę na dzień, oczywiście bierzemy pod uwagę wypadki losowe. MG ma prawo postować rzadziej dbając jednakże o nie spowalnianie rozgrywki. W niektórych sytuacjach zdarzyć się może, że częstotliwość postów będzie większa. Lub mniejsza. <br />● Kwestia preferowanej długości postów: Liczy się długość, ważniejsza jest jakość a najważniejszy MG. Nie więcej niż cztery (4) strony A4, trzeba dbać o oczy swego MG.<br />● Kwestia poprawności i schludności notek: Żadnych emotek, psują mój nastrój. W dialogach gracze mogą pozwolić sobie na używanie archaizmów. <br />● Kwestia zapisu dialogów: Dialogi piszemy. Kursywą oraz poprzedzamy myślnikiem. Najlepiej. <br />● Kwestia zapisu myśli postaci: Jeżeli znajdzie się postać decydująca się na myślenie to myśli postaci zapisujemy wybranym przez MG kolorem czcionki - czarnym. Myśli poza tym zaznaczamy z obu stron tyldą oraz piszemy kursywą.<br />● Kwestia podpisy pod notkami graczy: Wyłączamy podpisy w notkach sesyjnych. <br /><br />Postacie: <br />● Kejmur - <!--coloro:#6600CC--><span style="color:#6600CC"><!--/coloro-->Bliss Fieldy<!--colorc--></span><!--/colorc--><br />● Lord Nemezis - ???<br />● Dibi Zibi - <!--coloro:#6600CC--><span style="color:#6600CC"><!--/coloro-->Morgan Redsword<!--colorc--></span><!--/colorc--><br />● Uriel - <!--coloro:#6600CC--><span style="color:#6600CC"><!--/coloro-->Makiawel/Eloisa<!--colorc--></span><!--/colorc--><br />● Nefarius - <!--coloro:#6600CC--><span style="color:#6600CC"><!--/coloro-->Ur-Thog Srebrny Kieł<!--colorc--></span><!--/colorc--><br />● Snake - <!--coloro:#6600CC--><span style="color:#6600CC"><!--/coloro-->Hunk<!--colorc--></span><!--/colorc--><br />● Sierak - <!--coloro:#6600CC--><span style="color:#6600CC"><!--/coloro-->Cedric Souldancer<!--colorc--></span><!--/colorc--><br />● K.D. Of Mithost - <!--coloro:#6600CC--><span style="color:#6600CC"><!--/coloro-->Ashkandi Ash-Ibn-Arnmulum, <!--coloro:#000000--><span style="color:#000000"><!--/coloro-->zwany <!--colorc--></span><!--/colorc-->Ash'em Ashbringerem<!--coloro:#000000--><span style="color:#000000"><!--/coloro--> i <!--colorc--></span><!--/colorc-->Khamui<!--colorc--></span><!--/colorc--><br /><br /><br />Post wprowadzający napiszę dziś wieczór. Do tego czasu proszę nie postować.<br /><br />Komentarze: Tutaj
 
Awatar użytkownika
WitchDoctor
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 773
Rejestracja: śr gru 19, 2007 5:25 pm

ndz paź 22, 2006 4:24 pm

_____Gildia paszy Diego. Ten budynek przypominał bardziej willę niż siedzibę przemytników i złodziei dzieł sztuki. Bogato zdobione ściany, kolumny podtrzymujące strzeliste łuki, pozłacany dach w kształcie kopuły. Istna mieszanka stylów i kultur. W środku prezentował się równie okazale, na ścianach wisiały niesamowite obrazy, przedstawiające regiony, o których słyszeliście tylko przelotnie. Piękne rzeźby i wazy kusiły swoim pięknem. <br />Nie bez przyczyny właściciel gildii był nazywany najbogatszą osobą w Calimporcie. <br />Powoli się schodziliście, strażnicy – bardzo umięśnieni, długowłosi, na pierwszy rzut oka wyglądali na „cywilizowanych” barbarzyńców, co było ciekawym kontrastem w siedzibie sztuki i piękna, prowadzili was do dużej owalnej komnaty.<br />_____Czas dłużył się niemiłosiernie, czekaliście we wspólnej sali. Większość z was trafiła do paszy przypadkiem – szukając możliwości zarobku. Inni jak Ur-Thog zostali zwerbowani przez samego Diego.<br />Wreszcie, do pomieszczenia wszedł nieduży człowieczek z turbanem na głowie. Miał niezdrową cerę i kaprawy wzrok. Jego bogaty strój świadczył o jego randze, prawdopodobnie był jednym z poruczników paszy. Nie odzywając się ni słowem wskazał wam drzwi do gabinetu. Skinięciem głowy zachęcił do wejścia. <br />_____Powoli wkroczyliście do środka. Na wielu poduszkach, pociągając obficie z wyjątkowo ładnie zdobionej fajki wodnej, półleżał wasz przyszły pracodawca. Gdy was zobaczył skinieniem ręki odesłał kobiety, które wyczekująco siedziały pod ścianą. Obok nich stał wyprostowany dosyć wysoki, bardzo przystojny mężczyzna. Miał czerwone włosy, które idealnie kontrastowały z jego zielonymi oczyma. Na rękach trzymał, co przyprawiło was o szybsze bicie serca, małego bronzowego smoka. To było dopiero pisklę. <br />Diego wypuścił z płuc duży obłok zielonkawego dymu. <br />- Ahh, to wy. – odwrócił wzrok do mężczyzny pod ścianą – podejdź no dijin, a was zapraszam, zapraszam. – skinieniem swojej tłustej dłoni pokazał wam leżące dookoła poduchy.<br />- Cieszę się, że was widzę. – powiedział z udawaną wesołością. – Nie będę owijał w bawełnę, jak to mówią w Cormyrze, mam dla was zadanie. – zrobił teatralną pausę. <br />- Chciałbym… byście odnaleźli dla mnie pewien przedmiot. – odwrócił się, i zaczął grzebać gdzieś pomiędzy zwojami, które równo zaścielały podłogę. – Zaraz, gdzieś tu miałem. O to!<br />Wydawał się niegroźny, ot zeschizowany starszy pan. Wszyscy, którzy tak myśleli podziwiają teraz podziemia jego gilii, które mimo wszystko, nie są piękne.<br />_____Wyjął jeden dosyć zniszczony pergamin. Odwrócił go w waszą stronę. <br />Na zwoju narysowana była… perła, największa jaką kiedykolwiek widzieliście, chociaż to mogły być tylko dobrze dobrane proporcje, była oprawiona w złoto i drogie kamienie i co najważniejsze, była czarna, całkiem czarna i matowa. <br />- Ostatnie tchnienie… - z namaszczeniem wyszeptał pasza. – to jest wasz cel! Ha! Piękna prawda? No właśnie. I tu zaczynają się hmm… schody. Przedmiot ten, o ironio, znajduje się w Czarnych Dżunglach, taki tam las niedaleko Tashalaru. Co więcej, dokładne położenie, zna chyba tylko Wieszczba? Wieszczyni? nieważne… Procalithu. Maharishi - potężna i starożytna Naga. Znajdziecie ją, o ironio, w ruinach starożytnego miasta – Procalithu. Ciekawe nie? Zaraz, gdzieś tu miałem. O! – położył przed sobą mapę. – tutaj – przyłożył swój sękaty paluch gdzieś pośród lasów Czarnych Dżungli. Zamigotały iskierki magicznej energii i na mapie pojawił się pulsujący czerwony znaczek. <br />- Niezła sztuczka nie? – zaśmiał się. – Chcę byście mi przynieśli Ostatnie Tchnienie. Zadanie jest trudne, a ja płacę dobrze. Nie chcecie wiedzieć co czeka was gdy odmówicie, powiedziałem wam chyba za dużo… - uśmiechnął się złowieszczo, co nie pasowało do jego puchatej twarzy. – Jakieś pytania?<br />_____Złożył ręce i wystukiwał rytm, uderzając pierścieniami o siebie. Powoli lustrując wszystkich członków, teraz już, jego wyprawy. <br />
 
Awatar użytkownika
K.D.
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1103
Rejestracja: śr paź 19, 2005 8:13 pm

ndz paź 22, 2006 4:44 pm

Ash<br /><br /> Rudowlosy mezczyzna wpatrywal sie ponuro w sciane. Smok na jego ramieniu otworzyl turkusowe oczy na chwilke i wydal dzwiek podobny do bekniecia.<br /> Ashbringer chrzaknal z zaklopotaniem.<br /> -Nie- Powiedzial zimno. Nie dodal slowa "panie", nic takiego. Potem spojrzal pytajaco na osoby, ktorzy wlasnie weszly, zeby nie powiedziec "ludzi". Zacisnal usta w waska kreske i przeczesal reka wlosy. "My angel, my only...", pomyslal gorzko, przejezdzajac oczyma po twarzach. Na jego plecach spoczywal pieciostopowy, dosc cienki skorzany pokrowiec, a czarne ubranie mocno podkreslalo blada cere. Ze szmaragdowych oczu bilo "parzace" wrecz "zimno"; nie roznily sie niczym od zielonych klejnotow; nieruchome, zimne, martwe. Oczy psychopaty, mordercy lub nauczyciela. Albo po prostu takie, ktore widzialy wiecej, niz by chcialy. Ash mogl miec jakies metr dziewiecdziesiat, ale sztywny sposob stania i szczupla, choc muskualarna sylwetka dodawaly mu kilka centymetrow. Po chwili miedziany smok obudzil sie na dobre i zeskoczyl z Ash'a, ocierajac sie o nogi nowoprzybylych niczym kot, mruczac gardlowo.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

ndz paź 22, 2006 4:59 pm

Ur-Thog<br /><br />Półork jak w koszarach uczony przybył dokładnie na wyznaczoną godzinę. Ni się nie spóźnił ni za wcześnie nie przybył, w sam raz po prostu. Jak zawsze elegancki, pachnący jednak w swej płytowej zbroi. Srebrna zbroja połyskująca magiczną aurą z znakiem boskiego Tempusa na klatce piersiowej. Półork stojąc w holu podziwiał piękno sztuki i kultury, jakie było ozdobą tego miejsca. Widział różne rzeczy na gorącej Maztice jednak takiego przepychu to nawet u pułkownika w kwaterze nie widział. Mniejsza z tym, Ur-Thog zdjął hełm by nie pomylono go z jakimś strażnikiem tego miejsca. Czekając na innych nie był zbyt rozmowny, na pogaduszki z nowymi znajomymi jeszcze przyjdzie czas. W zasadzie nawet im się nie przyglądał. W pewnym momencie zostali poproszeni do pokoju gdzie siedział pan Diego. Półork jak zawsze wychowany i kulturalny pozwolił kobietom na wejście przodem. Chwilę później znajdował się w pokoju. Po chwili pasha nakazał swym gościom, by siedli na wygodnych siedzeniach, półork niestety w płytowej zbroi mógł tylko stać i zazdrościć wygody, jaką teraz doświadczyć mają inni. <br />~Ma smoka?~ Pomyślał kapłan, widział różne rzeczy na wielu bitwach, lecz tego jeszcze nie było. Wiele słyszał o tych legendarnych bestiach, podobno matka takiego smoczyska potrafi być bardzo „niemiła” gdy dowie się, że ktoś skradł jej jaja… <br />Po kilku chwilach pan Diego zaczął mówić o dokładnym miejscu, w którym znajduje się cel misji. Półork stał z założonymi rękami i uważnie słuchałby jego uwadze nie umknął żaden szczegół. <br />Kiedy pasha dał znak, że teraz kolej na pytania, Ur-Thog, ukłonił się po czym zaczął mówić.<br />-Ur-Thog Srebrny Kieł panie, W jaki sposób mamy dotrzeć na miejsce? I ile czasu na wykonanie tego zadania mamy?- <br />Półork lubił wszystko wiedzieć, i wszystkiego być pewnym, to stare nawyki z wojska tak go teraz dręczą. Pasha, szybko odpowiedział na pytania kapłana.<br />-Panie Srebrny Kieł… Myślę, że najlepszym rozwiązaniem dla was będzie popłynąć statkiem do Taschalaru a później to już wasz wybór…-<br /> Kiedy pan Diego napomknął o statku półork posmutniał jakby, nienawidził nudnego spędzania czasu na pokładzie jakiejś łajby. Pozostaje również druga kwestia, czy pasha ufunduje tę podróż? Jeśli nie, to będzie mały problem. Rejs na taką odległość tani nie będzie… Chwilę milczenia przerwał ponownie Diego, by odpowiedzieć na drugie pytanie. <br />-Czasu macie tyle ile wam potrzeba, po prostu przynieście mi to cacko…-<br />Tej odpowiedzi półork się nie spodziewał, liczył, że pan Diego będzie jednym z tych niecierpliwych ludzi, co to wszystko muszą mieć na zaraz. Kolejnym zgrzytem będzie fakt, że drużyna nie będzie motywowana czasem misji, skoro nie ma ograniczeń, to podróż będzie trwała z pewnością dłużej. <br />Wysoki Thog spuścił głowę na dół i pomyślał, że skoro taki dostał rozkaz, to z pewnością go wykona. Mężczyzna wyprostował się i spojrzał na resztę siedzących gości, chętnie pozna ich pytania i jednocześnie zmysł strategiczny. Co prawda półork miał jeszcze kilka pytań, lecz wolał z nimi poczekać…
 
Awatar użytkownika
Uriel
Grafik
Grafik
Posty: 403
Rejestracja: sob mar 24, 2007 6:03 pm

ndz paź 22, 2006 5:16 pm

Makiawel<br /><br />Obrazek<br /><br />Rodzinka w niedzielę siada za stołem<br />Argentyńskim pieczonym posilić się wołem<br />I śpieszy się utyć, że aż bierze się strach<br />Nagle kucharz pobladły zjawia się w drzwiach<br />I oznajmia, nie szczędząc słów pełnych smutku,<br />Że obiad najprędzej może być jutro<br />Mięsiwo znów ukradł nam jakiś łotr!<br />W całym domu słychać krzyk, to na pewno ten kot!<br /><br /><br />Średniego wzrostu, zakapturzona postać siedziała na ganku gospody „Pod kozim kopytem’ zajadając się sporym kawałkiem wędzonej szynki. Przez ponad dziesięć minut słychać było jedynie rzucie, mlaskanie i przełykanie, a mięsiwa raz po raz ubywało w takich ilościach jakby konsument nie jadł co najmniej od tygodnia. Na koniec, kiedy smaczna szyneczka już zniknęła postać oblizała każdy z palców, wstała i odetchnęła napawając się miejskim powietrzem. <br /><br />- Gdy zegarem zarządza ślepy traf<br />I brakuje Ci ubrań w każdej z szaf<br />Gdy nagle pęka pereł sznur<br />Na schodach tylko słychać SZUR!<br /><br />W całym domu słychać krzyk<br />To na pewno ten kot!- nuciła idąc między ludźmi. Szła spokojnie, sprężystym krokiem nie bacząc nawet na to iż raz po raz wpada na ludzi. Wreszcie dotarła do samego centrum miasta gdzie po środku, na placu stała śliczna fontanna z niemal kryształową wodą, podeszła do niej i obmyła w niej dłonie.<br /><br />Nabrała w dłonie trochę wody i zanim chlusnęła nią sobie w twarz przejrzała się w niej. Tafla dawała prawie idealne lustro w którym dojrzeć mogła swoje odbicie. Ciemna, gładka skóra idealnie pasująca do krótkich, czarnych włosów i ciemnych niczym noc oczu, pełne usta i przyjemnie zarysowane kości policzkowe. Tak, zdecydowanie należała do kobiet, które mężczyzn mogą sobie wprost wybierać jednak… jednak w jej spojrzeniu było coś dziwnego, jakby coś… nie do końca ludzkiego. <br /><br />Zamknęła oczy i pozwoliła aby orzeźwiające krople obudziły ją do końca, tak tego zdecydowanie potrzebowała. Spojrzała w niebo, było już koło południa.<br />- Fiu fiu… Czas się zbierać, tak tak tak… - mruknęła do siebie i w ciągu zaledwie jednego, ludzkiego mgnienia oka zniknęła.<br /><br />Wybijamy się wzwyż! Dla nas życie to cyrk!<br />Wywijamy fikołki- Nie umie tak nikt<br />Wybiegamy na strych nie wie kot, co to strach<br />Dla nas drzewo to żart dla nas fraszką jest dach<br /> <br />Mały, czarny cień przeskakiwał sprawnie między budynkami, nad beczkami i przez płoty. Raz tylko zawiesił się na rynnie budynku kowala kiedy nieopatrznie poślizgnął; się na gładkiej dachówce, ale nic to, sprawnie wdrapał się na górę i pobiegł dalej dokładnie wiedząc gdzie się kieruje. Kiedy zobaczył ogromny budynek jego oczy rozpromieniły się, przeskoczył nad głowami strażników, z gracją zeskoczył z muru.<br /><br />- Przepraszam, spóźniłam się?- spytała zdejmując kaptur. Jeden ze strażników odburknął jej tylko, że jest rychło w czas i poprowadził do okrągłej komnaty. Z miną małego dziecka, które dostało wymarzona zabawkę usadowiła się na miękkiej poduszce i wysłuchała słów mężczyzny cały czas bardziej skupiając się na tym co grubas miał na dłoniach niż na tym o czym tak naprawdę mówił. <br />- Uh, ja mam pytanie!- pisnęła przyglądając się rysunkowi perły.- Ilę?<br />- Pięćdziesiąt tysięcy śliczniutkich, świecących, błyszczących, złociutkich monetek!- odparł mężczyzna, a z każdym epitetem oczy kobiety stawały się coraz bardziej błyszczące i okrągłe. Ten człowiek zdecydowanie wiedział jak pobudzić jej wyobraźnię.<br />- Rozumiem, że od łepka. - oblizała usta teraz już bardziej natarczywie lustrując perłę. Coś co jest tyle warte… Mmm… Mniam.<br />- Naturalnie.<br /><br />Zamruczała coś przygryzając dolną wargę. 50 tysięcy… 50… to połowa setki. Prawie jak sto tysięcy. Mmmm… Przyjemna perspektywa. <br />
 
Awatar użytkownika
Kejmur
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1684
Rejestracja: wt cze 15, 2004 4:35 pm

ndz paź 22, 2006 6:23 pm

Bliss & Columbia<br /><br />Spogląda na kolejny zwój. Tak... to jej się zdecydowanie podobało. To zaklęcie się z pewnością przyda. Uśmiechała się delikatnie, podziwiając swoje dzieło. Taki świstek papieru, a napisy z niego mogły siać zniszczenie. Magia to było coś, co zawsze robiło na niej wrażenie. Poprawiła swoją czerwoną szatę z kapturem. Jej brązowe oczy, krótkie czarne włosy, umalowane na lekką czerń usta powodowały, że była ładną kobietą i dosyć hojnie obdarzoną przez naturę. Ale ta uroda była momentami idealnym narzędziem, dodała z ponurą satysfakcją. Usłyszała pukanie do drzwi. Spokojnie pozwoliła wejść do środka. To była Columbia. Uśmiechnęła się do niej lekko, co był rzadkim luksusem w stosunku do niej. Na jej twarzy mimowolnie się pojawił uśmiech. Zwykle była niezwykle nieśmiała. To był znak, że naprawdę była szczęśliwa. Bliss przyjęła to z lekkim znużeniem. Skinęła dłonią, by weszła. Dopiero teraz dostrzegła w jej ręku jakiś list. Hmmm, co to może być ?<br /><br />- Pani, ja... list do ciebie.<br />- Dziękuje Columbio. Sprawdzałaś może co jest w środku ?<br />- Nieśmiałabym sprawdzić go przed tobą, pani.<br /><br />Zwężyła niebezpiecznie oczy i westchnęła ciężko. Heh, może i zaczęła powoli nabierać talentu, ale za grosz jej brakowało... życiowej poradności. Czasem trzeba umieć się wyróżnić, postawić na swoim, być twórczym. Oczywiście w granicach rozsądku. Bo mimo wszystko ktoś zbyt ambitny się robił zwykle niebezpieczny. Co do talentu, mag bez wyobraźni był nikim, a najwyżej kimś niskiej klasy. A musiała przyznać, z lekką nutą wyższości, że była od niej znacznie lepsza. Ale z drugiej strony posiadanie ucznia to ciekawe wyzwanie. No i zawsze jakaś rozrywka...<br /><br />Wykonała kilka szybków gestów i rzuciła zaklęcie. Hmmm, list nie był magiczny. A więc żadna pułapka nie była w nim ukryta. Szybko go otworzyła i wczytała się momentalnie w jego treść.<br /><br />~~ Hmmm, ciekawe, ciekawe. No, to może być ciekawe... wyzwanie. Tak, w sam raz dla mnie. Pasza Diego - jeden z najbogatszych mieszkańców Calimportu, jeśli nie najbogatszy. No... pieniędzy nigdy za wiele. ~~<br /><br />- Cóż to za list, pani ?<br />- Moja droga... właśnie mamy nowe wyzwanie przed sobą. I możliwości nauczenia się nowych rzeczy. No i będzie to dla ciebie nauka.<br />- Jesteś zbyt łaskawa, pani.<br />- No to... ruszamy. Szybko się pakujemy i ruszamy w drogę.<br /><br />* * * * * * <br /><br />Patrzyła z lekkim zainteresowaniem na te dzieła sztuki. Hmm, bez wątpienia to było dla niej ciekawe. Te dzieła musiały być tak drogie, że za nie by się obłowiła w pełno magicznych przedmiotów. Tak, to byłaby niezwykla piękna perspektywa. Columbia za nią kroczyła i podziwiała tutejszy wystrój. O ile ona trzymała jakikolwiek dystans, to jej asystentka z pewnością nie kryła uczuć, jakie jej towarzyszyły. Była zachwycona. Ale na swój sposób - czyli nie odzywała się ani słowem. Raczej jej oczy to wyrażały. Po chwili do sali paszy wprowadzili ich strażnicy. Z uśmiechem musiała dodać, że całkiem przystojni.<br /><br />Była zdziwiona. Może nie o tyle wyglądem pracodawcy (tak, był stereotypem przeżartego luksusem władcy, który nosił z pewnością nie żałował sobie przyjemności w życiu), co tym co trzymał ten rudowłosy mężczyzna. Małe piskle brązowego smoka. Patrzyła na niego z uwielbieniem. Tak, krew smoka mogła być arcyciekawym komponentem do wielu czarów. Po raz pierwszy tak naprawdę czegoś z tutejszych osób zazdrościła. Spokojnie wysłuchała wszelkich intrukcji w misji. Tak, brzmiało niebezpiecznie. Ale dla niej życie to było ciągłe wyzwanie i nie obawiała się prawie niczego. Poza tym szansa zdobycia takiej perły i kwota, jaką ewentualnie mogą zdobyć, tylko dodawała jej animuszu. Jednak musiała się podzielić kilkoma uwagami.<br /><br />- Panie, chciałabym tylko zadać kilka pytań. - Jego spojrzenie po raz pierwszy padło na nią. Gdy ją lustrował wzrokiem, dostrzegła znajomy błysk w oku. Uśmiechnęła się w duchu. - Czy jeśli dotrzemy na miejsce, możemy ewentualnie liczyć na jakiegoś przewodnika czy to już leży wyłącznie w naszej gestii ? Po drugie - czy masz dostęp panie do tutejszych zbiorów ksiąg i magii ? Chciałabym coś dokładnie sprawdzić. I po trzecie - czy masz panie więcej danych na temat Maharishi ? Dziękuje z góry za odpowiedzi.<br /><br />Po raz pierwszy zlustrowała swoich towarzyszy. Hmmm, potem ich dokładnie zbada. Jej uwagę zwróciła szczególnie to czarnoskóra kobieta. Kogoś jej trochę przypominała. Tak, podobna do niej. Może to wyprawa będzie miała jeszcze kilka ciekawych szczegółów. Odezwała się:<br /><br />- Hmmm, skoro mamy współpracować to wypada się przedstawić - zwą mnie Bliss, a to moja asystentka Columbia. Miło nam was poznać.<br /><br />- Przewodnik... hmmm. - przewrócił oczyma - Nie, to leży w waszej gestii. Co do zasobów. Mhm, hmm. Tak, mam. - widocznie nie życzył sobie Bliss buszującej w swoich zbiorach. <br />- Co do Maharishi. Hmm, myślę, że może wam się to przydać.<br /><br />Chwyciła mały, żółty zwój. Szybko się z nim uporała i wczytała w niego. Hmmm, parę ciekawych informacji jednak z niego się wyczytało. Że jej leże znajdowało się w cieniach Górach Delfina, opłata dla tajemniczej wyroczni, nie wiadomo gdzie się znajduje obecnie jej leże. Hmmm, lekko kłopotliwe, ale uda się to rozwiązać. Przekazała zwój najbliżej stojącej osobie. Niech każdy wie, z czym mają do czynienia.<br /><br />- Dziękuje panie za odpowiedzi. To było bardzo pomocne.
 
Awatar użytkownika
DibiZibi
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4316
Rejestracja: śr lis 15, 2006 9:50 pm

ndz paź 22, 2006 6:53 pm

Morgan<br /><br />Światła w pomieszczeniu zdawały się przygasać, gdy postać w czerwieni weszła do środka. <br />Morgan zdawał się promieniować mocą. Szedł powoli, dostojnym krokiem. W drzwiach zdjął z głowy kaptur. Czerwone oczy lustrowały pomieszczenie, i wszystkich w nim zebranych. <br />Redsword usiadł w kącie. Słuchał uważnie. <br />Na dźwięk imienia nagi, po jego palcach przebiegły wyładowania karmazynowej energii. <br />”Naga. To nie wróży nic dobrego.”<br />Wziął do ręki naszyjnik z niewielką czaszka z czarno czerwonego szkła. <br />”Zbieramy siły.”<br />
 
Awatar użytkownika
K.D.
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1103
Rejestracja: śr paź 19, 2005 8:13 pm

ndz paź 22, 2006 7:34 pm

Ash<br /><br /> Rudzielec usiadl obok rozwalonego na poduszce smoka i spojrzal mu w oczy. Piskle pokrecil glowa przeczaco i prychnelo. <br /> -Diego- Rzekl cicho. Pasza spojrzal w jego strone, ale nie bezposrednio na mlodzienca. -Nasza umowa... ci ludzie...<br /> -Csiii, dijin, zamilcz, i pozwol mowic tym, ktorzy maja cos do powiedzenia- Skarcil go pasza. -Lepiej sie przedstaw, dijin, jak cywilizowani... ludzie- Dodal z przekasem. Ash zadrzal niemal niedostrzegalnie, po czym wstal i sklonil sie.<br /> Niezbyt nisko.<br /> -Panowie. Panie- Zaczal. -Wasz skromny... pomocnik na tej... misji- "Dijin" starannie dobieral slowa. -Bede przedstawicielem wielkiego paszy Diega podczas waszego zadania. Nazywam sie Ashkandi Ash-Ibn-Arnmulum, a to Khamui- Puknal lekko smoka w glowe. Glos Ash'a byl melodyjny, ale wyprany z uczuc i znudzony. -Jestem wiernym sluga paszy Diega, a od teraz i waszym- Mezczyzna byl spokojny, ale wewnatrz sie gotowal. Co za ponizenie. Niemal plaszczyl sie przed tymi osobami, i przed tym zdecydowanie-nie-smiesznym czlowiekiem. Pobiegl myslami w przeszlosc, gdy jego agent wyciagnal go z wiezienia. Sultan Spizowego Miasta zazadal za glowe dijiniego niesamowitej kwoty pieniezniej, przy ktorej, he, he, "Pięćdziesiąt tysięcy śliczniutkich, świecących, błyszczących, złociutkich monetek!" bylo oszczednosciami podrzednego urzednika. Ash zwykl zastanawiac, czy rzeczywiscie byl tego warty. Zawsze dochodzil do wniosku, ze nie. Coz, nie bylo sensu zastanawiac sie nad powodem owego milosierdzia, gdyz w koncu nie zginal z reki zawistnych ifrytow. A nawet taka sluzba jest lepsza niz smierc. Co prawda takie myslenie nie przystoi czlonkom jego rasy, ale w cholere z tym... byl zywy. Pomyslal chwile o synku. <br /> -Coz, dziekuje za uwage- Usiadl z powrotem na swoim miejscu i nie odrywal wzroku od energicznie gestykulujacego paszy.
 
Awatar użytkownika
Snake
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 500
Rejestracja: ndz lis 14, 2004 10:47 pm

ndz paź 22, 2006 9:09 pm

Hunk <br /><br />W końcu nadarzyła się okazja do odbicia się od dna, na którym spoczywał już nazbyt długo. W końcu jakaś szansa. Sama myśl o zrobieniu dużej forsy czyniła go podekscytowanym, wręcz podnieconym, biorąc pod uwagę fakt, że od miesiąca klepał biedę, a na utrzymanie już mu praktycznie nie wystarczało. Gospodarzowi zalegał z czynszem, karczmarzowi zalegał za wypite w tym tygodniu flaszki, informatorom zalegał za informacje z których i tak nie przyszło mu skorzystać. Jednym słowem był po uszy w długach. Z niewielkiej skrzynki, którą chował pod łózkiem wyjął ostatnie pieniądze jakie mu zostały. Ostatnie oszczędności. Było tego dwanaście sztuk złotych, które starczyć mu musiało na transport do Calimportu, a których wiedział, że nie starczy. <br /><br />Pamiętał jak przez mgłę dwóch postawnych mężczyzn, którzy pare dni temu odwiedzili go w jednej z ulubionych karczm. Hunk w ten czas był już po paru głębszych. Więcej, rozwalony na krześle, głową opartą na stole i rękoma bezwładnie zwisającymi przy krześle, był zalany w trupa. Ilość pustych butelek porozrzucanych na stole i pod stołem sugerowały, że jegomoście przyszli nie w porę. I faktycznie, gdy mówili coś do Hunka ten nic nie kontaktował tylko mamrotał coś, czego tamci nie mogli zrozumieć. Obudził się następnego dnia z potwornym kacem. Łeb bolał go jak po pojedynku z orkiem. Leżał na ulicy, najprawdopodobniej wyrzucony na nią przed zamknięciem karczmy. Jęknął tylko jakby go kto młotkiem po głowie obił i powoli zaczął zbierać siły by wstać, gdy nagle z kieszeni jego koszuli wypadła karteczka. Była ona prawdopodobnie napsiana przez tych dwóch mężczyzn, którzy nie mogli się wczroaj z nim dogadać. Była to propozycja zlecenia od... Paszy Diego. Robiło się ciekawie...<br /><br />Na krechę u znajomego sprzedawcy wziął trochę suchego prowiantu, a potem ukradł konia, an którym dojechał do Tethyru. Tam skręcił trochę złota, które pokryło dalszą podróż i zbarał się wozem kupieckim wprost do Calimportu. Podróż nie należała do najprzyjemniejszych ale najemnik przyzwyczajony był do spartańskich warunków. Wychował się w biedzie i w biedzie przyszło mu żyć, tak więc ten mały szczegół nie zaważył na jego samopoczuciu. Dotarł na dzień przed wyznaczonym terminem w którym Diego chciał się z nim widzieć. Zatrzymał się w pobliskiej gospodzie, gdzie spędził noc i wychylił parę kielonów. Ten nałóg kiedyś go zabije. Wiedział to, jednak nie mógł przestać. Dopóki trwał w tej niekończącej się monotonii życia, rutynie w której nic się nie zmieniało, sam też nie potrafił się zmienić. Może potrzebował porządnego kopniaka w [beeep]ę, żeby coś ze sobą zrobić albo motywacji, która popchnęła by go do uczynienia jakichś zmian. To zlecenie zapowiadało się na odwrócenie złej passy, która ostatnio dość długo trzymała się mężczyzny i nie odstępowała go na krok.<br /><br />Alkohol wypity wczorajszej nocy udzielił mu się tego poranka. Zagłębił rękę w kieszeni by sprawdzić swój finansowy zasób. Pięć złotych monet. Dobrze, że wszystkiego wczoraj nie przepił. Przed wyjściem pociągnął jeszcze parę łyków z flaszki i ruszył pozwiedzać miasto. Minęło trochę czasu nim odnalazł drogę do przyszłego pracodawcy, lecz w końcu tak jak reszta przybył. Po drodze pobił się ze strażnikiem, który nie chciał go wpuścić, drugiemu natomiast pokazał notkę od dwóch przybyszów nim cała straż zwaliła mu się na głowę. Do pomieszczenia wszedł jako ostatni. Szedł z rękoma schowanymi w obu kieszeniach spodni i głową spuszczoną w dół. Chód miał swobodny i powolny, a już przy samym wejściu zamruczał sam do siebie.<br />- Jasna colera... jak zwykle spóźniony... <br />Wypowiedział dosyć znużonym tonem, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu jakby dopiero teraz zauważył innych. Spojrzał pytającym wzrokiem na mężczyzn i kobiety. Ten pytajacy wzrok miał oznaczać ~Nie mówcie mi, że mam z nimi pracować. Niech mnei szlag, a myślałem, że to zadanie tylko dla mnie...~ Tymrazem rzucił zrezygnowane spojrzenie, lustrujące jego wewnętrzny zawód.<br />- Bez jaj... <br /><br />Przed nimi stał średniego wzrostu mężczyzna. Dosyć chudy, jednak nie wyglądający na totalną miernotę. Ubrany był w luźne ciuchy- krótkie spodenki, luźną czerwoną koszulę, pod którą krył kolczą koszulkę i drewniane chodaki. Skórą miał opaloną, a głowę pokrytą bujną, ciemną czupryną, z włosami chaotycznie rozrzuconymi na wszystkie strony świata. Oczy miał podgrązone, a poliki oblane czerwonymi rumieńcami, po zaprawionym już z rana alkoholu, który czuć było od niego, na krótko zanim jeszcze wszedł do środka. Na plecach miał przewieszony niewielki skórzany plecak i miecz olbrzymich rozmiarów, który wydawać by się mogło takiej postury osoba nawet nie uniesie, nie mówiąc już o sprawnym się jej posługiwaniu. Za pasem miał jeszcze przewieszoną drugą broń, którą był orientalny miecz- katana. Z rozbitej przez strażnika przy wejściu wargi jeszcze spływała krew, którą Hunk od niechcenia przetarł ręką. Schował ręcę za głową i stał tak w milczeniu dopóty nie zjawił się karzeł z turbanem na głowie.W spokoju wysłuchał zleceniodawcy. ~ Przynieść przedmiot. Po kiego czorta zatrudnia on do tego dziesięciu ludzi? Ma mnie za niedołęgę? Przecież sam załatwiłbym to bez problemu.~ <br /><br />– Chcę byście mi przynieśli Ostatnie Tchnienie. Zadanie jest trudne, a ja płacę dobrze. Nie chcecie wiedzieć co czeka was gdy odmówicie, powiedziałem wam chyba za dużo… Jakieś pytania?-<br />- Masz mnie za głupca? Jeśli pofatygowałem się, żeby tu przyjechać, poświęcając swe oszczędności to nawet mi nie w głowie, żeby rezygnować. A co do tych swoich gróźb... to zachowaj je dla swoich podwładnych, na mnie one nie robią wrażenia. Chcesz mojego miecza to mnie najmij, nie musisz mnie straszyć, bo to ci jedynie na niekorzyść. Tak więc... <br />- Ile? - Wyprzedziła go z pytaniem kobieta. Przy odpowiedzi na jej pytanie Hunk zamarł. ~ Pięć... dziesiąt... tysięcy... sztuk... złota. Ku... mać!~ Najemnik na chwilę się odłączył i przestał kontaktować. To jest to. To jest co odwróci jego złą passę. To może być tym, co odmieni jego życie i ustatkuje go na długi czas. Marzenia... teraz mogą się spełnić. Z taką forsą... może zrobić wszystko. W tym samym momencie poczuł, że coś ociera się jego nogi. Spojrzał w dół i zobaczył smoczątko. ~ Niech mnie... nienawidzę zwierząt.~ Rzucił gadowi gniewne spojrzenie po czym łagodnie wyszeptał.<br />- Kici kici skur*synu... - Po czym tupnął nogą by odstraszyć zwierza <br />- Poszedł! <br /><br />Następnie zwrócił uwagę na dwie kobiety, a szczególnie na słowa jednej z nich. ~ Co ona pier*doli...? Współpraca? Przedstawić? Miło poznać? Z kim ja do cholery będę pracować! Niech mnie! ~ Rzucił kobiecie od niechcenia.<br />- Hunk mnie zwą. Nie powiem, żeby było mi szalenie miło, ale kultura wymaga, żebym stulił pysk i to co o was myślę zachował dla siebie. Jednak... - Tutaj zamyślił się na chwilę, po czym wymamrotał. - Jednak... mam nadzieję, że jakoś się dogadamy. - <br /><br />- Panowie. Panie. Wasz skromny... pomocnik na tej... misji.<br />-Bede przedstawicielem wielkiego paszy Diega podczas waszego zadania. Nazywam sie Ashkandi Ash-Ibn-Arnmulum, a to Khamui. Jestem wiernym sluga paszy Diega, a od teraz i waszym. <br /><br />~ Nie. Nie. Zaraz. Co to ma być?! Ten odpicowany cieć też ma się za nimi gramolić. To ma być wtyka, czy co?~ <br /><br />- Zaraz, zaraz... tego już za wiele. Chcesz nam jeszcze dołożyć tego rudzielca, żeby pałętał się pod nogami? Nie potrzebujemy twojego sługi. Jeśli mam być szczery to nie potrzebowałbym nikogo, aby wykonać to zadanie, ale szanuję twoje zdanie bo to ty tu rozdajesz kasę, a jej potrzebuję, ale to już przesada. Trochę więcej szacunku dla nas. Jeśli nas zatrudniasz, domniemam, że wierzysz w nasze umiejętności, ale wpychanie twojej wtyki to już brak zaufania. Jeśli mam ci pomóc w tym co chesz zdobyć to grajmy w otwarte karty. Co nam z niego będzie? Co on takiego potrafi czego żaden z nas nie umiałby zrobić? Może i jestem nędzarzem w porównaniu do statusu jaki posiadasz, ale nie jestem pierwszym lepszym obwiesiem i mam swoje zasady.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

ndz paź 22, 2006 9:35 pm

Ur-Thog<br /><br />Wysoki półork wejrzał przez ramię na spóźnionego mężczyznę z ogromnym mieczem na plecach. Facet był trochę dziwny i bardzo zrzędził, ale w zasadzie miał trochę racji mówiąc o braku zaufania. Kiedy tylko wspomniał o „rudzielcu” i o tym co on potrafi takiego, czego my nie potrafimy Thog uśmiechnął się parszywie i tylko czekał, aż pan Diego się zdenerwuje i pokaże swoją reakcję. W zasadzie Hunk mimo zrzędzenia wydawał się osobą, która ma wysokie mniemanie o sobie, ale i to nie przeszkadzało orkowi. Teraz, jednak Ur-Thog nie chciał wyskakiwać z tekstem w stylu „witaj, wydajesz się sympatyczny, z pewnością się polubimy”. To by było głupie i żenujące. Thog postanowił poczekać i w milczeniu wysłuchać odpowiedzi pana Diego. W tym czasie, jednak w jego umyśle tliły się setki pomysłów na spożytkowanie pieniędzy. Półork zawsze chciał mieć swoją świątynię i poświęcać się jej całym swoim życiem. Jednak to dopiero początek wyprawy, więc na rozmyślanie nad nagrodą przyjdzie jeszcze czas… <br />
 
Awatar użytkownika
Sierak
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2296
Rejestracja: pt maja 11, 2007 4:07 pm

ndz paź 22, 2006 9:52 pm

Cedrik Souldancer<br /><br />Przez korytarz pałacu szedł wysoki, potężnie zbudowany człowiek, w jego niebieskich oczach dało się dostrzec pewną dzikość, mimo tego po twarzy mężczyzny nie dało się odczytać żadnych uczuć. Miał czarne, gęste włosy, w tej chwili spięte w kucyk.<br /><br />~Hmm... ładnie, bardzo ładnie sie nasz pasza urządził, gdyby nie ten potworny upał powiedział by, że przyjemniej tutaj niż w mojej lodowej wieży, ciekawe z kim to przyjdzie mi "wyruszyć" na poszukiwanie przedmiotu... pożyjemy zobaczymy...~<br /><br />Najemnik przeszedł przez korytarz dochodząc do dużej sali, w której leżał pasza, Cedrik rozejrzał się po pomieszczeniu, zauważył że nie on pierwszy tutaj dotarł, w sali siedziało kilku mężczyzn i kilka kobiet, właściwie jedna z tych kobiet zwróciła jego uwagę...<br /><br />~Mag, jasna cholera mag... czy to tylko te długie szaty ale po co wojownikowi lub złodziejowi długie, faliste szaty przeciez tylko by mu przeszkadzały no nie? To musi być mag, jasna cholera już myślałem, że będzie spokojnie, ale cóż przyjąłem zlecenie wię muszę go dotrzymać i doprowadzić sprawę do końca...~<br /><br />-Witam zgromadzonych, witam paszo Diego mam nadzieję, że nie spóźniłem sie zbytnio... wszyscy już przybyli czy czekamy na kogoś jeszcze.-<br /><br />Chciał usiąść po czym przypomniał sobie, że pancerz nie pozwala mu na taką przyjemność... postoi więc i posłucha co tam pasza ma do powiedzenia, równie dobrze mógłby tu nie przychodzić, przecież i tak został już poinformowany co i jak... ale cóż "nasz klient nasz pan..."
 
Awatar użytkownika
WitchDoctor
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 773
Rejestracja: śr gru 19, 2007 5:25 pm

ndz paź 22, 2006 9:56 pm

_____Pasza wydawał się być zszokowany, nikt dawno nie odzywał się tak arogancko w stosunku do niego. Przybrał gniewny wyraz twarzy, co w połączeniu z jego wesołymi oczyma i pulchną sylwetką, wyszło nad wyraz komicznie. <br />- Pójdzie z wami… Tak, jako wtyka. – pasza uciął dyskusję. Nie był osobą, która pozwala sobą pomiatać jakimś zapijaczonym łachmytom. Już miał wyrzucić go za drzwi, lecz wtedy rzeczywistość uderzyła go z siłą huraganu. Hunk był jedynym wojownikiem, który odpowiedział na jego propozycję. <br /> Po chwili namysłu kontynuował. <br />- Nie jesteś chyba tutejszy, więc wyjaśnię tobie dlaczego zwracam się do niego per dijin. Ash, jest janni. I jego „umiejętności” mogą się wam przydać. Mogę ciebie zapewnić, o jego „użyteczności” – uśmiechnął się pragnąc załagodzić sytuację. Mimo wszystko potrzebował tego szorstkiego wojownika.<br />- A teraz… Nie pozwólcie mi siebie zatrzymywać. Mam nadzieję na szybkie rozwiązanie tej „sprawy”. Jutro w południe zameldujcie się na wybrzeżu, statek będzie czekał. – skończył. Mocnym klaśnięciem przywołał straże, które w dosyć obcesowy sposób wyprosiły was na zewnątrz. <br />Został tylko Cedrik. <br />- Witaj, mamy trochę do pogadania, jako, że przegapiłeś sporą część „wykładu” – następnie pasza dosyć szczegółowo objaśnił całą sprawę. Rzadko musiał się powtarzać. Jednak ten tutaj, był tego wart. <br />Gdy Diego skończył straże wyprowadzili Cedrika.<br />_____Było późne popołudnie, co oznaczało, że Calimport dopiero budził się do życia. Staliście przed willą, na ulicach kupcy sprzedawali swe towary. Co chwilę mijała was jakaś karawana. Miasto łapało swój drugi oddech, oddech przed nocą. <br />Różnie mówi się o nocnym życiu tego miasta, jedni chowają się w domach drżąc o swe życia, inni wyruszają by bawić się, albo kraść. <br />_____Calimport, miasto tysiąca twarzy, a tylko jednej maski… Maski pięknego i bogatego miasta, jakby wypolerowane jabłko skrywające w swoim wnętrzu zarazę.<br />Jeden dzień, tyle czasu dał wam pasza Diego, tylko jeden dzień. Czekała was długa noc przygotowań…
 
Awatar użytkownika
K.D.
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1103
Rejestracja: śr paź 19, 2005 8:13 pm

ndz paź 22, 2006 10:20 pm

Ash<br /> <br /> Spotkanie zakonczone. <br /> Ash udal sie do swojej komnaty i gestem reki wyslal rozbierajaca sie na jego przyjscie dziewczyne za drzwi. Dzisiaj potrzebowal snu. Rzucil sie na lozko, przewrocil sie na plecy i rozmyslal.<br /><br /> Ur-Thog<br />Tego warto bedzie zapamietac. Zapewne byly wojskowy. Pol-ork o wspanialych manierach. Zaprawde, rzadko spotykane polaczenie. Dijin zaliczyl go do tych przydatniejszych.<br /> <br /> Makiawel<br />Prawde mowiac, malo go interesowala. Ot, kobieta, ktorej na widok pieniedzy spadaja majtki. Prawdopodobnie spod znaku plaszcza i spady. Ja zaliczyl do niebezpiecznych; takich, ktorzy predzej zatrzymaja Tchnienie dla siebie, niz je oddadza. <br /><br /> Bliss&Columbia<br />Ash traktowal magie i magow jak kochanke i rodzenstwo, odpowiednio. Ale ta kobieta wzbudzila w nim pewien wstret. Zaliczyl ja do tych calkiem przydatnych, raczej niezbyt niebezpiecznych. I nie potrafila nawet rozroznic rasy Khamuiego, miedzianego smoka; co z niej za mag? Mimo wszystko, poziom jej mocy dla wyczulonego na magie sferowca wypadl zadowalajaco. Jej asystentka byla o niebo bardziej pociagajaca, pod wzgledem fizycznym, ale jej nawet nie klasyfikowal do ktorejkolwiek grupy. <br /><br /> Morgan<br />Z tego to jest niezly feler. Janni czytal o warlockach i ich magii wystarczajaco, by kazdego klasyfikowac do grupy przydatnych i niebezpiecznych. Ale poza tym ten czlowiek to wielki znak zapytania.<br /><br /> Hunk<br />No tak, jedyny w miare roztropny. zdecydowanie najniebezpieczniejszy, niewyklucozne tez, ze najprzydatniejszy. Wojownik budzil w nim sympatie; przypominal mu kogos sprzed lat, kogos, kto dawno umarl...<br /><br /> Cedrik Souldancer<br />Przydatny, nie niebezpieczny. Najlepsza z mozliwych kombinacji.<br /><br />Ash nie pozwolil sobie na sondowanie mysli swoich... he, he... panow, gdyz wiedzial, ze to wyjatkowy nietakt. Zastanawial sie... zastanawial sie...<br /><br />Zasnal w twardy, pelen koszmarow sen.<br /> <br />
 
Awatar użytkownika
DibiZibi
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4316
Rejestracja: śr lis 15, 2006 9:50 pm

ndz paź 22, 2006 10:36 pm

Morgan<br /><br />Wreszcie wyszli. Czemu ci debile muszą się kłócić z własnym pracodawcą. <br />W sumie Morgan też się kłócił. Tyle że z samym sobą. Gdy tylko jego „drużyna” dawała znać o swojej ubogości intelektualnej, on marzył o powrocie do jego wspaniałego, luksusowego apartamentu, w Wieży. Teraz jednak musiał odrzucić, jak sam trafnie to określił, marzenia. <br />Wyszedł kilka kroków przed drużynę. Chwila koncentracji, się opłaciła.<br />Kawałki cienia rozpostartego w okolicy, zaczęły się urywać. Powoli, centymetr po centymetrze, kawałek po kawałku, płynęły w stronę Redsworda. Zaczęły wirować wokół niego. Sekundę później, rozpłynęły się, zostawiając po sobie, jedynie, piękne, cieniste skrzydła wyrastające prosto z pleców Morgana. Zamachał nimi kilka razy.<br />Doskonałe. Jak zwykle. <br />-Idę… Lecę, przygotować się do wyprawy. Do zobaczenia drużyno. <br />Lekko i płynnie wyskoczył w powietrze. Zatoczył kółko nad towarzyszami, po czym odleciał w dal. <br /><br />Tak naprawdę niewiele rzeczy mógł teraz kupić.<br />Nie narzekał na brak pieniędzy. Po prostu, wszystko czego potrzebował, miał przy sobie. <br />Poklepał torbę zawieszoną przy pasie. Zajrzał do środka. Prowiant był, broń której wcale nie potrzebował, też była. <br />Pozostało mu polecieć, i gdzieś się zabawić. <br />
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

ndz paź 22, 2006 10:44 pm

Ur-Thog <br /><br />Thog z poważną miną opuścił dom pana Diego. Tuż przed wejściem do posesji zaparł się rękami na pasie i wziął głęboki oddech. Jego twarz o zielonkawej skórze ukrywała wszelkie uczucia. Teraz trzeba będzie teraz się sobą zająć. Wiele czasu pozostało do wyjazdu, jeśli tak można było to nazwać. Półork założył na głowę swój hełm i z wypiętą klatką piersiową pomaszerował dumnie do najbliższej karczmy. Tam też zamówił sobie jednoosobowy pokój, po czym udał się do niego bez chwili namysłu. Thog usiadł na wygodnym łóżku i wziął kolejny głęboki oddech. Chwilę tak siedział w milczeniu, podpierając głowę na rękach. Przypomniało mu się jak w dzieciństwie zawsze siadał do obiadu z rodzicami przy jednym stole. Ojciec zawsze odmawiał modlitwę do Lathandera, w podzięce za kolejny dzień pełen szczęścia dobrobytu i miłosierdzia. Jego przemyślenia przerwał jednak dźwięk tłuczonej butelki gdzieś po za karczmą. Thog wstał z łóżka i ściągnął zbroję by chwilę potem ją dokładnie wypolerować. Mimo, że była magiczna czyścił ją, co jakiś czas. Taaa, zbroja ta była niewątpliwie dowodem bogobojności i pokory, jakiej orkowi nie brakowało. Ur-Thog odłożył na ziemię swoją zbroję, po czym na kolanach położył dwuręczny topór. Broń ta nie była wielka, jak inne dwuręczne topory, jego rączka była wyjątkowo krótka. To ogromna waga była powodem, dla którego należało go trzymać oburącz. Wysoki półork odłożył swoją broń, po czym ułożył się wygodnie w łóżku i usnął szybko, jak na zawołanie. Następnego ranka tuż o świcie oczy Thoga same się otwarły, to była rutyna, do jakiej ork doszedł w wojsku. Mężczyzna obmył twarz i założył swoją zbroję, samotnie czynność trwała taka bardzo długo. Jeszcze przed południem, zanim Ur-Thog zszedł zjeść śniadanie uklęknął przed oknem, po czym naciął sobie ostrzem topora dłoń. Krew napłynęła na głowicę broni, a półork zamknął oczy i odmówił modlitwę do Tempusa. Zaraz po modlitwie mężczyzna zszedł na dół do karczmy i zamówił sobie prosty posiłek, jakim była kasza i kilka kromek chleba. Zaraz po posiłku półork zakupił racje podróżne i wybrał się do portu na umówione miejsce. Tam też czekał do momentu przybycia innych…
 
Awatar użytkownika
Sierak
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2296
Rejestracja: pt maja 11, 2007 4:07 pm

ndz paź 22, 2006 10:55 pm

Cedrik Souldancer<br /><br />Najemnik wyszedł z pałacyku, drużyna się już chyba rozeszła, hmm szkoda wypadałoby się poznać z częścią z nich i zyskać sobie potencjalnych sojuszników, ale na to będzie czas... jeszcze zdąży. Teraz miał tylko dwie sprawy do załątwienia: prowiant na drogę i gospoda, sen. <br /><br />Najpierw udał się na targ, zakupienie jedzenia nie było absorbuącą czynnością i obładowany zapasami wszedł do karczmy, gdzie wynajął pokój na jedną noc.<br /><br />~Hmm... ostatnia noc przed zadaniem, ale ten pasza jest durny, polegać na bandzie nie znających się awanturników, ale nie o tym miałem myśleć... no więc ostatnia noc może by się zabawić, później może nie być na to czasu...~<br /><br />Najemnik wyszedł na miasto, wiedział że komuś z jego wyglądem nie będzie trudno znaleźć kobiety na noc, nie mylił się po pół godziny szukania dostrzegł pewną piękną młodą kobietę siedzącą w gospodzie, chwila rozmowy... te same tanie chwyty na które podrywał większość tych prostych kobiet... tak czy siak skończyło się na pobudzce rano obok Cynthi, tak miałą na imię ów kobieta, zostawiając karczmarzowi kilka monet, by pokój był wynajęty jeszcze na dziś dzień spakował się i wyszedł na miasto.<br /><br />Po chwili doszedł do portu do statku, chyba jeszcze nikogo tutaj nie było... cóz poczeka...
 
Awatar użytkownika
Kejmur
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1684
Rejestracja: wt cze 15, 2004 4:35 pm

ndz paź 22, 2006 10:58 pm

Bliss & Columbia<br /><br />- Hunk mnie zwą. Nie powiem, żeby było mi szalenie miło, ale kultura wymaga, żebym stulił pysk i to co o was myślę zachował dla siebie. Jednak... <br /><br />Patrzyła na niego z rozbawieniem. Tak, należała do osób, którą była ciężko rozbawić, ale był tak gburowaty, że aż żałośnie śmieszny. No, to może być ciekawe. Zresztą cała ich tutaj gromada była wyjątkowo... intrygująca. Tak, to dobre słowo. W sumie oprócz zysków i wyzwania mogła mieć coś, czego od jakże długiego czasu nie zaznała - ubawu.<br /><br />Również jej się nie podobało, że wysyłają za nią wtyki, ale cóż - takie życie. Wzruszyła jedynie ramionami. Pracodawca płaci, to my wykonujemy. Proste i logiczne. Wzruszyła brwiami gdy usłyszała, że to janni. No, to się robiło naprawdę ciekawe. Zresztą patrząc na nich, to trzeba było uważać na wszystko. Ale z drugiej strony co to za przygoda bez dreszczyku emocji ?<br /><br />Potem wyszli. Popatrzyła na resztę i kiwnęła jedynie ręką na pożegnanie. Jutro się spotkają i jakoś porozmawiają. Tym bardziej, że świetnie wyszedł jej ten spektakl u paszy. Tak, już widziała te kpiące spojrzenia w jej kierunku. Im bardziej ją niedoceniają, tym lepiej. To było jej zdecydowanie na rękę. Rozejrzała się wokół i z asystentką wynajęły bardziej luksusowy pokój w hotelu. Na wszelki wypadek rzuciła kilka zaklęć zabezpieczających, potem chwyciła księgę czarów i przestudiowała ją. Gdy już uznała, że starczy, położyła się spać...
 
Awatar użytkownika
Snake
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 500
Rejestracja: ndz lis 14, 2004 10:47 pm

pn paź 23, 2006 2:16 am

Hunk <br /><br />Dawno już nie pracował z innymi. Pamiętał stare, dobre czasy kiedy w miarę regularnie otrzymywał dobre zlecenia. Dobrze płatne, z doborowym towarzystwem, ludźmi podobnymi do niego- bezimiennymi najemnikami, bo tylko z takimi się zadawał. Nie miał innych przyjaciół, jeśli miał jakichkolwiek. Resztę audiencji przyjął dość spokojnie i nie gadał za dużo. Tylko raz czy dwa, rzucił jakąś uwagę do rudego i jego smoka. ~ Kurde co jak co, ale tego nie przeboleję. ~ W końcu wyszedł, gdy spotkanie dobiegło już końca i przysiadł przed posiadłością. Wyjął sobie portera, po czym zaczął pociągać duże łyki i po kolei przyglądać się mijanym "współtowarzyszom". <br />- Nara. <br />Rzucił wszystkim leniwie, bo nie chciało mu się żegnać ich po kolei. Wszyscy poszli, a on zaczął rozmyślać. Rozmyślał... o... swoich nowych towarzyszach... lecz po paru chwilach złapał się na tym, że wszystkich ich już prawie zapomniał. Pamiętał tylko rudego i jego smoka ~ trzeba uważać. Tak... trzeba... ~ Pomyślał sobie w duchu. I pamiętał tą fajną dziewczynę, która wspomniała o forsie. O reszcie już zapomniał. ~ Pieprz*ć ten syf. Może się urżnę... to może ich sobie przypomnę. Albo lepiej... nie... nie chcę ich sobie przypominać. ~<br /><br />Wstał i powolnym, chwiejnym krokiem ruszył do centrum miasta. Musiał poszukać jakiejś gospody, zeby się porządnie napić i przespać. Mijał w miarę dobrą gospodę, przed którą rozbił pustą już butelkę po trunku, po czym sięgnął po następną.<br />- Nie... muszę... znaleźć coś tańszego... Psia mać! Mógł dać jakąś zaliczkę... <br />Po opróżnieniu drugiej butelki znalazł najbardziej odrażającą, obskurną, brudną, śmierdzącą karczmę w całym Calimporcie. Wszedł już w miarę podchmielony i z nieukrywaną radością rozejrzął się po całym przybytku. Uwielbiał takie miejsca. Rzadko kiedy zaglądali tu ludzie porządni, stróże prawa najczęściej szeroko takie miejsca omijali, a kiedy człowiek uszkodzi jednego, czy dwóch mętów nie ma żadnych wyrzutów sumienia. Uśmiechnął się do siebie.<br />- No panowie... który postawi mi dzisiaj browara... <br /><br />Towarzystwo ucichło. Wszyscy patrzyli podstępnie na nowo przybyłego, szeptajac coś sobie do uszu. Pomieszczenie prawie po brzegi wypełnione było wszelkimi zbirami i łachmytami, takimi jak Hunk, którzy zaglądają do takich miejsc ponieważ nie mają nic lepszego do roboty lub po prostu dawno już przegrali swoje życie. W pomieszczeniu czuć było stęchlizną... alkoholem i tanim seksem. Mniej lub bardziej roznegliżowane kobiety, nie wszystkie kształtami i rysami twarzy je przypominające dotrzymywały towarzystwa mężczyznom. Niekótre siedząc na nich okrakiem inne za garść srebrnych monet gotowe zrobić wszystko. Niektóre pary znikały na górze oddając się prymitywnym rozkoszom. Hunk podrapał się po głowie. Już dawno nie spał z żadną kobietą, ale perspektywa dzielenia łoża, czy też karczmiennej ławy z jedną z tych dzi*ek przerażała go. Wypił stanowczo za mało aby z którąś z nich się przespać. Popatrzył raz jeszcze po wszystkich tu obecnych.<br />- Nikt? Możecie zrobić zrzutkę... żebym się napił. Hę?- Zrobił krok do przodu i pytającym wzrokiem wodził po karczmie jednak nikt nie odpowiedział. Wszyscy tylko patrzyli. Jakby na idiotę, który pomylił miejsca i niewie co, za taką zuchwałość może go czekać. Najemnik jednak nie odpuszczał.<br /><br />- Nikt nie chce dać? To sam sobie wezmę! - Po tych słowach sięgnął kufel piwa z najbliższego stolika i nie patrząc na reakcję właściciela wypił do dna. Mężczyzna wstał.<br />- Teraz to ci porządnie wpieprzę koleś. Trafiłeś w nieodpodwiednie miejsce... <br />Był rosłej postury. Wyższy od Hunka. Pod nosem chował grube wąsiska, a bezrękawnik demonstrował silne, pokryte tatuażami ramiona. Wojownik wyglądał przy nim jak syn farmera. Towarzystwo okryło się lubieżnymi uśmiechami. Zapewne lubili obserwować tego typu walki i często przychodziło im je oglądać. Najemnik spojrzał z nieukrywaną satysfakcją na osiłka, odpowiadając.<br />- Ja myślę wręcz przeciwnie. Myślę, ze idealnie trafiłem. - Wąsacz lekko zdenerwowany jego zbytnią pewnością siebie zrobił krok bliżej, po czym zagroził zaciskając pięść, którą mierzył wojownika.<br />- Wiesz czym to pachnie!? <br />- Pytą twojego starego? <br /><br />Wąsacz ruszył na Hunka. Biegł z prawą ręką zaciśnietą i gotową do ciosu, jednak ten drugi go uprzedził. Błyskawicznie wyrzucił w jego kierunku talerz ze strawą, z jednego ze stolików. Talerz leciał niczym jakiś dysk, a fragmenty jedzenia rozlatywały się po podłodze. Mężczyzna, w którego stronę leciało naczynie, machnął ręką jakby muchę odganiał, żeby uniknąć rozbicia talerza na jego twarzy. Był to moment przez, który stracił swego przeciwnika z oczu. Ten moment wystarczył by Hunk z całą swoją predkością wpadł w osiłka, ładując mu silny cios w brzuch. Zdziwienie wąsacza było nadwyraz duże. jeszcze większe, gdy jego przeciwnik poprawił prawym sierpowym uderzając prosto w skroń oponenta i zwalając go z nóg. Nagle, z krzesła zerwał się kolejny młokos. Ten był mniejszy od poprzednika, najwyraźniej chciał pomścić kumpla i ruszył do ataku. Wojownik nie zdążył się obejrzeć gdy butelka rozbiła się na jego głowie. Miast upaść na ziemię jak drab, którego przed chwilą powalił, cały czas trzymał się na nogach, a z jego twarzy zniknął uśmiech. Wyjął kawałek szkła, który wbił mu się pod skórę. Krew zaczęła spływać mu po czole. Przestraszony rozwścieczoną miną Hunka oponent wymierzył cios, który mężczyzna zepchnął jedną ręką. Drugą chwycił obwiesia za łachmany by przytrzymać, a głową uderzył w niego z predkością i siłą pędzącego byka. Mierzył w niższą część twarzy. W czoło nie ma sensu z główki uderzać. Najlepiej w nos. Bywalec karczmy zawył z bólu. Nos miał strzaskany, obwicie krwawiacy. bardzo obficie.<br />- Nie wymiękaj bracie, my jeszcze nie skończyliśmy.- W tym momencie wtrącił się karczmarz, który najwyraźniej bał, lub nie miał ochoty wcześniej się odzywać.<br />- Resztę załatwicie między sobą na zewnątrz. Nie chcę tu więcej burd, rozumiesz!?<br />- Naturalnie.<br /><br />Wyrzucił poszkodowanego na zewnątrz, po czym sam wyszedł. Zaczął go przeszukiwać, a przy jakiejkolwiek próbie sprzeciwu częstował go silnym ciosem, który godził nieszczęśnika w żebra.<br />- Fiu fiu, co my tu mamy... Pięć sztuk złota. To wszystko co masz? <br />- Au... Boliiiiiiii... <br />- Spytałem czy wszystko co masz. Może zaboleć jeszcze bardziej jeśli nie odpowiesz mi na to pytanie. Tutaj chwycił jeden z palców obwiesia.<br />- Na Azutha tak!<br />- Dobrze, wierzę ci. Możesz już iść. Ale jeszcze jeden raz wejdziesz mi w drogę to zabiję. Jasne?<br />Puścił mężczyznę, który uciekł w tepędy. Najemnik poszedł jeszcze tylko do sklepu, żeby kupić jakieś bandaże i owinąć sobie nimi głowę, a następnie wrócił z powrotem do karczmy, którą już polubił i wynajął pokój, do którego zawlókł się późnym wieczorem po przepiciu reszty sumy jaka mu jeszcze została.
 
Awatar użytkownika
Uriel
Grafik
Grafik
Posty: 403
Rejestracja: sob mar 24, 2007 6:03 pm

pn paź 23, 2006 1:28 pm

Makiawel<br /><br />Obrazek<br /><br />Makiawel to przebiegły kot<br />Kto znajdzie jego ślad?<br />To szalbierz powiadają<br />Co prawo łamać rad…<br /><br />Gdy wychodziła capnęła jeszcze z półmiska grubasa wielkie, soczyste, czerwone jabłko. Co jak co, ale przyjemności z jedzenia odmówić sobie nie potrafiła, a szczególnie gdy o suchym pysku musiała przeżyć cały ostatni tydzień i jeszcze trochę. Jako ostatnia opuściła pomieszczenie obrzucając jeszcze rudzielca pełnym wyższości i pogardy spojrzeniem. Nie… Wtyczek NIE lubiła i zdecydowanie szybko zrobi coś, aby się tego małego szkraba pozbyć. <br /><br />- Do zobaczenia jutro.- pisnęła tylko, machnęła dłonią i ruszyła w dół, do centrum miasta. Słońce świeciło przyjemnie, teraz z wielką chęcią ległaby gdzieś na jakimś ganku i zaczęła się wygrzewać jednak gdyby tak zrobiła nie miałaby kiedy zakupić to co potrzeba. Dziwni ludzie mieli to do siebie, że w dzień pracowali, a w nocy spali- doprawdy dziwna przypadłość przecież każdy wie, że to dzień jest od spania, a noc od harców. <br /><br />Na załatwianiu niezbędnych formalności i bardziej zbędnych nieformalności minęło jej niemal całe popołudnie. Usiadła na czyimś ganku i przeciągnęła się spoglądając w niebo, już czuła tą nieopisaną ‘przyjemność’ z podróży łodzią. Tak, zupełnie jakby uwielbiała wszelkie morskie wyprawy, a tak je uwielbiała, że aż strach. Jej miłość do nich była większa niż największe góry świata, bardziej głęboka niż najgłębsze morze. Tak… i pomnożona przez zero tak bardzo to lubiła. <br /><br />- Żadna zabawa z wyprawy jak będę jedynie ślęczała przewieszona na burcie i wymiotowała… Oby była przynajmniej szczury, myszy już mi się przejadły.- mruknęła wstając. Skręciła w jedną ze ślepych uliczek.<br />- Raptus… Cześć.- pisnęła kucając przy dużym, podwórkowym kocie w brązowe pręgi. Spojrzała za siebie, nikogo nie było, a i nikt by jej tutaj nie dostrzegł. W jednej chwili jej ciało pokryło się miękkim, czarnym puchem, oczy przybrały żółty kolor…<br /><br />Dwa koty szły ramie w ramie, a raczej łapa w łapę przez opustoszałe już uliczki miasta pomiaukując wesoło, umykając złośliwym dzieciakom z widłami i pochodniami. Wreszcie dotarły do portu, usiadły na samym skraju betonowej ścieżki i zaczęły wpatrywać się w zachodzące słonce. Czarny kot położył się, przeciągnął się leniwie i spojrzał na drzwi nadmorskiej gospody z której zapach ryb ulatywał chyba hektolitrami. <br /><br />Miauknęła głośno drapiąc w kuchenne okno. Zero odpowiedzi. Miauknęła jeszcze raz drapiąc bardziej natarczywie, okno otworzyła starsza, siwa kobieta.<br />-[i] Co kiciu… Głodny jesteś? Poczekaj, pani zaraz da ci jakąś rybkę na ząb i mleko… Sam? Sam! Gdzie położyłeś śledzie?! <br /><br />Po chwili zajadała się dorodnym śledziem. Jeszcze pachniał wodą i pewnie to nieco ja zniechęcało, ale wolała się najeść, cholera wie jak to będzie z jedzeniem w czasie podróży. Na koniec wypiła mleko, przed nią jeszcze cała noc do poranka. Zwinęła się w kłębek i zasnęła na miękkiej ławeczce na zacisznym ganku. <br />
 
Awatar użytkownika
Snake
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 500
Rejestracja: ndz lis 14, 2004 10:47 pm

pn paź 23, 2006 5:56 pm

Hunk <br /><br />Nie pierwszy i nie ostatni raz obudził się w nie swoim łóżku, obok nieznanej mu kobiety i w dodatku nie pamiętając nic. Niepewnie rozejrzał się po pokoju. Był obskurny, wypełniony spróchniałymi szufladami i jednym niedużym regałem. Poza tym było też krzesło i jedno okno. Delikatnie wysunął się z pościeli, tak by nie obudzić dziewczyny, następnie począł zbierać ciuchy porozrzucane po całym pokoju, które po krótkiej chwili włożył na siebie. Spojrzał niepewnie na dziewczynę, odsłaniając kołdrę tak by mógł przyjrzeć sie jej kształtom. Sylwetka była średnia, piersi małe, niezłe nogi i twarz... do wymiany. Miał nadzieję, że do niczego między nimi nie doszło bo dosyć miał już brzydkich kobiet w swoim życiu. ~ Taaa... moje szczęście do kobiet. Który to już raz po wódce, kończysz z pasztetem w łóżku... ech... muszę ograniczyć picie... ~ Wolał wiecej jej nie spotykać i na przyszłość unikać takich incydentów, ale przy życiu jakie wiódł było to mało prawdopodobne.<br /><br />Wziął głęboki wdech i otworzył niewielkie, pokryte kurzem i brudem okienko. Wyjrzał przez okno by nabrać trochę świeżego powietrza i wtedy jego głowę kołatała jedna myśl ~ Gdzie ja jestem? Gdzie... ja... ku*wa jestem?~<br />- Auuuuć... - Zasyczał z bólu i złapał się za tył głowy. Rozcieta rana... teraz dopiero zaczynał coś kojarzyć, ale nadal nie wiedział gdzie jest! Totalnie zapomniał. Zabrał jeszcze ze sobą plecak z całym wyposażeniem i ruszył schodami w dół. Było już południe, a w karczmie zaczęli witać nowi goście. Karczmarz leniwie przecierał kufle, a tłuste kelnerki przyjmowały zamówienia. Niepewnym krokiem ruszył do karczmarza.<br />- Eee... przepraszam, gdzie ja jestem? <br />Karczmarz, jakby przyzwyczajony do takich pytań, nie odrywając rąk, ni oczu od pracy i zachowując przy tym stoicki spokój, odpowiedział.<br />- W karczmie. - Hunk podrapał sie po głowie.<br />- Eee... to wiem, ale... chodzi mi... uhm... co to za miejsce... eee... chodzi mi o miasto. To chyba nie jest... Athkatla?<br />Tymrazem właściciel przybytku na chwilę przerwał i spojrzał na najemnika. Podkręcejąc wąsa, rzekł powoli.<br />- Calimport. <br />- Acha. <br />~ Tylko co ja tu robię? ~ Spojrzał na dziewkę zbierającą zamówienie po czym kiwnął na nią palcem.<br />- Możesz mi pomoć? <br />- Zależy w czym słonko. - Rzuciła zalotne spojrzenie. ~ Na pewno nie w tym, za co byś chciała, żebym ci zapłacił. Poza tym wystaje ci opona z pod tej krótkiej bluzki... Na wszystko co święte, czemu laski, które mi się podobają tak rzadko rzucają mi takie spojrzenia? Świat jest niesprawiedliwy.~ <br /><br />Dziewczyna miała nie więcej niż dwadzieścia lat. Buzię miała pyzatą, z dużymi błękitnymi oczyma, a włosy czarne, spiete w kitkę. Była trochę przy kości, miała grube nogi, a spod bluzki faktycznie wystawał jej fałd tłuszczu. Wojownik lekko się zniesmaczył, ale mimo wszystko nie zrezygnowął z pomocy.<br />- Mam taką paskudną ranę z tyłu głowy. Mogłabyś mi to jakoś zabandażować? <br />- Jasne ale proponowałabym to najpierw obmyć słońce. <br />Po parunastu minutach Hunk miał już głowę opatrzoną. Dziewczyna, jakakolwiek by nie była, ale na bandażowaniu to się trochę znała i dosyć fachowo robotę wykonała. Przez ten bandaż jego bujna fryzura wyglądała jeszcze bardziej komicznie. Wyszedł na zewnątrz i wsadzając ręce do kieszeni począł spacer po mieście by co nieco sobie przypomnieć. ~ Co ja tu robię? Po kiego miałbym zapuszczać się do Calimportu? Hę...? ~ Poczuł jakiś świstek papieru, zwiniety w kieszeni. Pospiesznie go wyjął po czym przeczytał. Spotkanie u Paszy Diego... blablabla... Teraz już sobie przypomniał! Ruszył pędem na umówione miejsce, po drodze pytajac się kilkanaście mijanych kolejno osób o drogę do portu. W końcu, po paru godzinach znalazł to miejsce, na które przyszedł ostatni. Jak zwykle spóźniony.
 
Awatar użytkownika
K.D.
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1103
Rejestracja: śr paź 19, 2005 8:13 pm

pn paź 23, 2006 5:57 pm

Ash<br /><br />Stal na przystani o swicie i wpatrywal sie w horyzont.<br /> Wtyka.<br />Smakowal to slowo. Dziwnie brzmialo w ustach jego wspoltowarzyszy, a jeszcze dziwniej w ustach paszy. To moglo wpakowac go w niezle tarapaty.<br /> Pierwszy raz w zyciu janni nienawidzil.<br />Nienawidzil matki, ktorej nie pamietal, ojca, ktorego kochal, Lorelei, ktorej dusza mogla blakac sie po planach tak ja jego przed laty, syna, ktorego nigdy nie odnajdzie, nienawidzil Diega, ktory uratowal go od pewnej smierci na Planie Zywiolu Ognia, i, przede wszystkim, nienawidzil siebie, starego, pokrytego bliznami kocura, ktory zapomnial, co to zyc.<br /> Kazdy czlowiek na swiecie zdawal sie teraz drwic z niego i z jego mysli, marzen i koszmarow. Jego porzednie wcielenie, jego nowi panowie, jego druzyna, oni wszyscy z niego drwili.<br /> I po raz pierwszy od chwili smierci, Ash wiedzial dlaczego i przyjal ten fakt.<br /> Pelne pogardy spojrzenie Makiawel ugodzilo go mocniej niz rozrzazone do bialosci zelazne baty oprawcow Spizowego Sultana. Niz slowa Lorelei o poslubieniu jego najlepszego przyjaciela. Niz przerazone spojrzenie syna, ktoremu patrzylo z oczu - "Kto to jest?". Wtedy przynajmniej Ash czul, ze moze temu zaradzic - zemsta, cieprliwosc, czas.<br /> Ale nie mogl poradzic sobie z samym soba.<br /> Czul sie bezradny i slaby. Jak nigdy w zadnym zyciu i w zadnej z rol, ktora mu powierzono. Poczul nienaturalne goraco malego ciala Khamuiego. Smok instynktownie wyczuwal uczucia swojego przyjaciela, ale byl zbyt mlody, lub, co bedzie lepszym slowem, niedosc doswiadczony przez zycie, by to zrozumiec. Dijin nigdy nie zyczyl mu takich doswiadczen. Rudzielec wzial go na rece.<br /> -Spojrz, stary. Widzisz ta linie, ktora oddziela morze od nieba? Podazymy tam i wykonamy dla paszy nasze ostatnie zadanie. A potem?... Powiedz mi, czy byles kiedys w Waterdeep?
 
Awatar użytkownika
WitchDoctor
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 773
Rejestracja: śr gru 19, 2007 5:25 pm

pn paź 23, 2006 7:48 pm

_____Powoli zbieraliście się w porcie, do południa wszyscy byli na miejscu, wyszykowani i gotowi. <br />Niektórzy wyglądali na bardzo wymizerowanych i zmęczonych, całonocne hulanki nie służą wypoczynkowi – to jest pewne. Czekaliście tak na jakiś znak od paszy, rzucając po sobie ukradkowe spojrzenia. Nikt jakoś nie kwapił się by zacząć rozmowę, albo chociaż przedyskutować plany na przyszłość. <br />_____Słońce potwornie prażyło, a gorące wiatry od pustyni zderzały się z chłodną bryzą morza, wszystko było wilgotne. Nagle zauważyliście wynurzającą się z pobliskiej uliczki znajomą postać. To był pierwszy porucznik paszy Diego. Teraz mogliście to zauważyć, wyraźnie utykał na prawą nogę. Kuśtykając podszedł do waszej grupki. <br />- Witajcie, pasza Diego strasznie – przeciągnął to słowo, w jego ustach zabrzmiało to jakby chciał zaakcentować na wszystkie sylaby jednocześnie – ubolewa, że nie mógł odprawić was osobiście, jak to określił, wystąpił pewien problem natury strukturalno-osobowy – szybko domyśleliście się, że wasz pracodawca przebywa prawdopodobnie w swoim haremie. <br />- Jednocześnie przesyła wam malutki prezent. Jako zaliczkę. – prawie wepchnął szkatułkę w ręce Hunka, po czym małym kluczykiem otworzył kłódkę. – Świecące pręciki i po tysiączku na łepka. Nieźle nie? No właśnie. Ahh – odwrócił wzrok w stronę statku, który okazał się być karakanem, najwyższym osiągnięciem technicznym Tashalaru. Dwa żagle prostokątne i jeden trójkątny, taka kombinacja jest idealnym rozwiązaniem przy długich żeglugach. Po trepie schodził elegancko ubrany mężczyzna, miał długą brodę i zmierzwione włosy. Na głowie spoczywała mu czapka kapitańska. <br />_____- Pozwólcie, że wam przedstawię. Kapitan Antony Mateo Hopkins, postrach mórz i poborców ceł. Dlatego jest dowódcą floty paszy Diego. – zaśmiał się. <br />- Nie będę was zatrzymywał, kapitan wszystko wam już pokaże. – skończył i kuśtykając odszedł. Po chwili zniknął wam z oczu w tłumie. <br />Kapitan zgrabnym ruchem zerwał czapkę z głowy i schylił się. Potem podskoczył i tupnął nogą. <br />- Hej, ho szczury lądowe. Trzymajta się mnie to nie będziecie mieli kłopotów. Pasza zapewnił mnie, że będziecie dobrze ochraniać mój statek, a wiezie on bardzo ważne towary, w znaczeniu ważne mam na myśli drogie. – zaśmiał się rubasznie, pachniał rumem. Widocznie zdążył już sobie dzisiaj popić. <br />- No zapraszam na pokład, „Krwawy Złotnik” wita was. Pytajcie, ale to na pełnym morzu. Teraz mogę być zajęty.<br />Ręką zaprosił was na pokład. <br />_____Gdy wszyscy znaleźliście się na pokładzie kapitan stanął przy sterze. <br />- Odpływamy! Żagle postaw. Yo ho ho i butelka rumu! – marynarze mu zawtórowali, po chwili cały pokład śpiewał tą starą, uniwersalną przyśpiewkę.<br />Staliście na pokładzie, rozkoszując się zimną bryzą. W oddali majaczyły wam ostatnie budynki miasta.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

pn paź 23, 2006 8:22 pm

Ur-Thog<br /><br />Półork stał dumnie spoglądając na kuśtykającego faceta. Kiedy napomknął o tym, że pan Diego nie może nas osobiście pożegnać, jakoś się nie zdziwił. W sumie to zdziwiłby się gdyby właśnie pasha nas pożegnał. Mniejsza z tym, wszyscy stali przed pięknym okrętem, który ponoć był bardzo dobrą robotą. Mało tego, był szybki i drogi a na swoim pokładzie przewoził cenne artykuły. Po chwili z pokładu zszedł kapitan, dziwny facet, ale przez najbliższy czas jego bezpośredni przełożony, więc należał mu się szacunek. Kapitan powitał ich słowami „Hej, ho szczury lądowe”. Półork zdziwił się a jego mina stała się zabawna. Ur-Thog, skomentował cicho pod nosem, by kapitan nie słyszał słów.<br />-Hej, ho szczury lądowe?... No to ładnie…-<br />Nagle kapitan rzekł kilka słów, które wyraźnie zaniepokoiły Thoga. „Pasza zapewnił mnie, że będziecie dobrze ochraniać mój statek, a wiezie on bardzo ważne towary, w znaczeniu ważne mam na myśli drogie.” Po tych słowach, półork zmrużył oczy i wziął głęboki oddech. <br />~Ochraniać statek? A to ciekawe…~<br />Po chwili wszyscy weszli na pokład. Marynarze ostro wzięli się do roboty i to bez narzekanie, najwidoczniej mieli dobre stosunki z kapitanem. Cóż nie Thoga sprawą było, kto lubił kapitana a kto nie. Kapitan nawet nie pofatygował się, pokazać drużynie ich kajut, mniejsza z tym, to pewnie zrobi ktoś inny. Dumny półork wspiął się po małej drabince na dziób statku, skąd spoglądał na resztę pokładu, oraz na oddalające się miasto. W istocie piękny to widok był, jednak nie po to tutaj wszyscy byli, nie podziwianie było ich zadaniem. Właśnie się dowiedzieli, że oprócz poszukiwania perły, mieli jeszcze statek ochraniać… Przemyślenia te przerwały się, gdy Ur-Thog spojrzał na worek ze złotem.<br />-Tysiąc sztuk złota, ku.rwa… Ciekawe co mam teraz z tym zrobić…- Ironicznie wymamrotał pod nosem po czym, przypiął sakwę do pasa i pokiwał głową na boki od niechcenia. W zasadzie nie miał zwyczaju marudzić, bywał w takich warunkach, że najwytrzymalsi by nie wytrzymali psychicznie, jadł takie rzeczy, po których świnia by się porzygała, spał w takich miejscach, gdzie nawet szczur by się nie położył, więc i ten rejs, postara się jakoś przetrzymać. Mijały kolejne chwile, a drużyna nie miała zamiaru się zapoznać nawzajem, trudno. Półork nie będzie pełnił roli głowy imprezy. Chcąc jakby odejść myślami od codziennych spraw, kapłan odwrócił się w kierunku pustej przestrzeni morza i tylko spoglądał na horyzont z rękami opartymi o biodra. <br />
 
Awatar użytkownika
Uriel
Grafik
Grafik
Posty: 403
Rejestracja: sob mar 24, 2007 6:03 pm

pn paź 23, 2006 8:43 pm

Makiawel<br /><br />Obrazek<br /><br /> Karmazyn był piratem<br />Co bezbronny dręczył lud<br />Zawiesił się na barce<br />I wywołał wielki bunt<br /><br />Od gór po morskie plaże<br />Czy to kot, czy pies, czy człek<br />Powiadał o nim tak ten łotr<br />"To postrach wszystkich rzek!"<br /><br />Hahahahahahahaaaaaa...<br /><br /><br />Już samo skrzypienie desek pod jej stopami skręcało jej żołądek nic więc dziwnego, że weszła jako ostatnia. Gdy tylko poczuła iż statek rusza przycupnęła przy lewej burcie choć w sumie słowo przycupnęła było dosyć lekkie, raczej przewiesiła się przez nią.<br /><br />- Jak długo będziemy płynąć?- spytała starając się nie zwymiotować.<br /><br />- Hmm… Z cztery dni najmniej.- odparł hardo kapitan, zlustrował ją wzrokiem i uniósł krzaczastą brew.- Wszystko w porządku?<br /><br />- A wygląda jakby było w porządku?- warknęła. Marny tysiąc złociszów nie poprawił jej humoru, kurcze rychło w czas się spaślakowi przypomniało do cholery. Na chwile zrobiło się jej lepiej, fiu… Jak ona nienawidzi podróży morskich.<br /><br />-Tysiąc sztuk złota, ku.rwa… Ciekawe co mam teraz z tym zrobić…- usłyszała za plecami, odwróciła się i uśmiechnęła lekko.<br />- Rychło w czas, nie? Pewnie żeby mieli za co nasze truchła stamtąd przywieśc.- mruknęła. <br /><br />- A macie tu kota?- spytała nagle. Kapitan spojrzał na nią ze zdziwieniem, podrapał się po głowie.<br />- Ej, mamy my tu kota?- spytał nawigatora.<br />- Ano mamy jednego… Szkarlatyn, pewnie jest pod pokładem.-<br />- Szkarlatyn… jak ta choroba… Szkarlatyna?- spytała dźwigając się na równe nogi, obaj mężczyźni kiwnęli głowami. No ładnie, kot o takim imieniu, bogowie. Spojrzała po towarzyszach, pff… jacy to oni nieśmiali, ojć i aj. Rudzielca jedynie obrzuciła typowym już dla niego spojrzeniem, wtyki to wtyki, jeść z nią nie będą.<br /><br />- Oh, ludzie… Może byście mruknęli cos, hm? Imię? Hobby? Taa…- mruknęła do siebie.- Ok., to ja zacznę. Zwą mnie Makiawel, służyć wam mogę swoimi umiejętnościami zarówno przy szerokiej gamie asortymentów niezbyt legalnych przez plebs zwanymi kradzieżami oraz włamaniami, a także w czasie bitki na co może nie wyglądam, ale na pewno się przydam i mogę poświadczyć. W końcu gdyby tak nie było żyto, znaczy pasza nie zwerbowałby mnie tutaj, czyż nie?- każde słowo wypowiedziała zadziwiająco wyraźnie i z zawrotną prędkością na koniec ukłoniła się lekko.- Tak… Ciebie pamiętam… Hunk, tak? Ty to Wtyka, ale reszty już nie znam.- dodała wskazując na Hunka i rudzielca. <br />
 
Awatar użytkownika
K.D.
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1103
Rejestracja: śr paź 19, 2005 8:13 pm

pn paź 23, 2006 10:14 pm

Ash<br /><br /> -Czolem!- Powital towarzyszy. Byl jakby troche bardziej rozluzniony i zdecydowanie przyjazniejszy niz poprzedniego dnia, co mim o wszystko w jego przypadku nie znaczylo wiele.<br /> Khamui wyskoczyl z bocianiego gniazda i wyladowal nieporadnie, straszac psa jedzacego wypadnieta z kosza rybe. <br /> -Kapitanie- Sklonil lekko glowe. Porucznik wreczyl mu przydzialowe zloto, na kotre dijin spojrzal, podnoszac brew i kierujac wzrok na urzednika. Ten zrobil urazona mine i rozgladajac sie czy ninkt nie patrzy pokazal rudzielcowi jezyk. Mezczyzna westchnal i pochylilo sie, kladac sporawy mieszek na ziemi. Smok przydreptal do niego, wzial do pyska i ledwo odrywajac sie od ziemi i zataczajac kola w powietrzu jak pijana... mucha? wrocil na bocianie gniazdo. Potem skupil sie na trajoczacej Makiawel. Na jej spojrzenie odpowiedzial grymasem twarzy, po prostu k*rewsko szerokim usmiechem, jakim uczniowie obdarzaja swoje nauczycielki. Mimo wszystko kobieta nie zwrocila na niego wiekszej uwagi.<br /> -Oh, ludzie… Może byście mruknęli cos, hm? Imię? Hobby? Taa…<br /> ...Tak… Ciebie pamiętam… Hunk, tak? Ty to Wtyka, ale reszty już nie znam.- Zakonczyla. Ash potarl w zamysleniu skron, i w jednej sekundzie, jak za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki, jego zielone oczy zostaly zalsoniete przez nagle roszerzona zrenice i zabiegly krwia.<br /> -O, pardon, ma amie... Przedstawilem sie wczoraj, ale rzeczywiscie, niewiele o mnie wiecie... chyba- Dodal z naciskiem, lustrujac uwaznie przedziwnymi oczyma twarz czarnoskorej. -I, prawde mowiac, niewiele jest prawdy w nazywaniu mnie Wtyka. Kazdy z was bardziej pasowal by do tej roli niz ja, gdyz nawet nie potraficie sobie wyobrazic, jak malo laczy mnie z pasza. Nie robie tego zadania dla pieniedzy, po prostu JA mam zapewnic WAM pozostanie w jednym kawalku, a jesli zawiode, ot, nasz kochany pasza zamieni mnie na worek, w ktorym dostaniecie swoje monety. Podobnie jak pani... panna?... Makiawel, bede specjalista w sprawach wymagajacych cichej reki. Nie jestem zapewne tak wykfalifikowany, jak pani, ale nadrobie to pewnymi rasowymi zdolnosciami- Dodal lekko, stwierdzajac fakt. -Nie, nie jestem czlowiekiem. Tak jak wspomnial pasza, jestem janni, i prosze, nie kazcie mi tego tlumaczyc, to krepujace. Nie jestem wtyka paszy, ani nawet jego sluga - od tego momentu jestem wasazym sluga i poswiece zycie, zeby uratowac wam kupry- I to nie bedzie pierwszy raz, kiedy cos poswiece, pomyslal dijin. -Niewykluczone, ze wam przyjdzie uratowac kiedys moj. Tymczasem... Hej, Khamui, zezresz jeszcze jedna a sprawie, ze je wysrasz w samorodku wielkosci twojej glowy!- Wrzasnal nagle, zwracajac glowe w strone bocianiego gniazda. Zza deski wychynela smocza glowa, z ust ktorej co bystrzejsi dostrzegli wysuniety jezyk, na koncu ktorego balansowala piekniutka, zlociutka, blyszczaca zlota moneta...
 
Awatar użytkownika
Snake
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 500
Rejestracja: ndz lis 14, 2004 10:47 pm

pn paź 23, 2006 10:15 pm

Hunk <br /><br />Miał potwornego kaca od którego zaczynała mu głowa pękać. W dodatku słońce grzało jak głupie przez co bóle nasiliły się. Złapał się za zabandażowaną głowę i lekko zmrużył oczy. Niedobrze... miał nadzieję, ze się nie porzyga na tym statku. Chociaż w sumie... to było mu to wszystko jedno. Powolnym krokiem wszedł na pokład, jeszcze raz dobrze przyglądając się swym towarzyszom. Zaczynał ich powoli rozpoznawać. Przetarł oczy i uśmiechnął się, humor miał dziś znacznie lepszy niż wczoraj pomimo uslinych bólów, które nękały jego głowę.<br /><br />Spojrzał na złote monety, na których widok oczy mu się zaświeciły. Dawno nie trzymał w garści takiej ilości złotych monet. Oj dawno. I fakt posiadania takiej gotówki strasznie go ucieszył, a jednak nie wpadł mu do głowy żaden pomysł ze spożytkowania tych pieniędzy na statku ~ Będzie na później. ~. Przysiadł na drewnianych deskach opierajac się o burtę. Z plecaka wyjął butelkę wódki, która była ostatnim trunkiem jaki mu pozostał. Pociągnął z gwinta parę łyków, wlewając do gardła ognistą, mocną ciecz, którą jednak nauczył się już pić jak wodę. Uśmiechnął się od ucha do ucha po czym wstał i z otwartą butelką wszedł między towarzyszy.<br />- Łyka? <br />Nie wyglądali mu na takich co dużo piją, ale jednak każdego kto lubił wódkę z gwinta pić, nie szczędził poczęstować. <br /><br />Na słowa Makiawel zareagował dosyć wesoło.<br />- Mruknęli coś mówisz... w sumie jak już jesteśmy przy flaszce to możemy co nieco o sobie opowiedzieć, hę?- Spojrzał raz jeszcze po swych towarzyszach, po czym przyjrzał się dokładnie młodej kobiecie.<br />- Jeśli bijesz się tak dobrze jak wyglądasz... to mogę się ciebie bać. Po tych słowach jego tępy wzrok wodził po całym ciele dziewczyny. Kotka podobała mu się, ale nie patrzył po niej by zaspokoić swe męskie potrzeby. Ciekaw był czym taka kotka posługuje się w walce. Obstawiał na sztylety i szukał, gdzie w całym ubranku mogłyby one być pochowane. Oblizał jeszcze wargę by nikt nie miał wątpliwości, że najemnik rozkoszuje się widokiem pięknego ciała. Postawa prostaka wiele maskowała, a jemu nie przeszkadzało bycie postrzeganym za prostaka, wręcz przeciwnie, było mu to na rękę.<br /><br />- Pani zaczęła więc mnie wypadałoby dorzucić też co nie co o sobie. - Wyszczerzył kły, a na jego twarzy ponownie zawitał szeroki uśmiech. - Pochodzę z Amn. Wychowałem się w biedzie, licząc na własne umiejętności, które pozwoliły mi przetrwać. Nie wierzę w nic innego poza własną siłą. Zawsze radziłem sobie sam i z czasem nauczyłem radzić sobie dobrze. Nikt nie uczył mnie wlaczyć, jestem samoukiem. Wszystko co osiągnąłem zawdzięczam tylko sobie. Pracowałem z wieloma osobami, ale jestem raczej typem samotnika. Lubię się czasem dobrze napić... Moje hobby? Walka. To całe moje życie. - Gdy skończył spojrzał na Asha i temu też rzucił paru słów.<br />- Słuchaj no, gó*no mnie interesuje czy go lubisz czy nie. Nie lubię mieć nad soba nadzoru i nigdy do niego nie przywyknę. Jesteś jego sługą. A ja sługusom nie ufam. Zaakceptowałem cię bo takie są warunki umowy, ale nie licz na to, że jak wrzucisz mi tu parę tekstów na tego Diego to zaraz obdarzą cię zaufaniem. Przez dwadzieścia cztery lata ratowałem swoją du*ę z powodzeniem i uwierz mi... taki młokos jak ty nie zdoła mi jej uratowac jeśli sam sobie nie poradzę. - Te słowa rzucił już nieco poważniejszym tonem.<br />Schował ręcę za głowę, po czym położył się na deskach statku. Wpatrywał się w chmury. Niebo było czyste, śmigały po nim tylko maleńkie obłoki. Niebo było bardzo piękne. Aż z przyjemnością się na nie patrzyło. Po chwili zamknął oczy, ale uszy jego wciąż bacznie słuchały.
 
Awatar użytkownika
Uriel
Grafik
Grafik
Posty: 403
Rejestracja: sob mar 24, 2007 6:03 pm

pn paź 23, 2006 10:48 pm

Makiawel<br /><br />Obrazek<br /><br /> Machnęła dłonią na słowa rudzielca.<br />- Lepsza, lepsza i mogę Cię o to zapewnić.- powiedziała tylko puszczając do niego oko. Kto powiedział, że kobieta jest zmienna jak pogoda/ Cóż, miał racje, albo inaczej, nie miał, ale był bliski prawdy.- Poświęcać… Pfff, no nie… o taka głupotę już bym Ciebie nie posądzała. Poświęcać się, plew… Za kogoś kogo nie znasz, spokojnie chłopczyku. Jeszcze zdążysz nas znienawidzić, albo co gorsza polubić, a wtedy będziemy mogli porozmawiać o poświęcaniu własnego życia w tej robocie.- dodała wskazując na niego palcem. <br /><br />Uniosła ręce do góry i przeciągnęła się w ciepłych promieniach popołudniowego słońca to jednak… Był błąd, poczuła jak śniadanie cofa się w jej żołądku, przekręciła się na pięcie i oparła o burtę.<br />- Nienawidzę statków…- mruknęła do siebie czując jak na twarzy robi się cała zielona.<br /><br />- Ej… na chorobę morską najlepsza jest śliwowica, młoda!- krzyknął kapitan, pokuśtykał do niej i trzymając butelkę jak najdalej od łapczywego spojrzenia reszty wcisnął ją kobiecie.- Najlepiej wypić szybko, jednym duszkiem. Niesmaczne jest, ale pomaga. Swoja drogą… Chyba po raz pierwszy widzę najemnika z chorobą morską.]<br /><br />- Wal się.- warknęła wyrywając mu butelkę, wyjęła korek i upiła z niej niedźwiedziego łyka. Gardło zajęło się niewidzialnym ogniem, za gardłem przełyk, żołądek. Piła już rożne trunki, ale tego świństwa jeszcze nigdy.- Amn… Nie, nigdy nie byłam, ale słyszałam, że tam ogólnie jest… smętnie.- mruknęła spoglądając na Hunka, prześledziła tor jego wzroku, który wpierw zatrzymał się na jej nogach, szedł w górę, zatrzymał się na podbrzuszu, później na biuście i wreszcie na twarzy. Jedynie uniosła brew.<br /><br />- Ty jesteś jeden z tych co to nigdy nie patrzą w oczy, nie?- spytała stając nad nim. <br />
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

pn paź 23, 2006 11:01 pm

Ur-Thog<br /><br />Kiedy na pokładzie wywiązała się rozmowa i półork postanowił do niej dołączyć. Spokojnie zszedł po drabince i cicho zaszedł od tyłu grupkę rozmówców, w milczeniu. Kiedy kobieta wspomniała o poświęcaniu życia półork nie wytrzymał tak wielkiego cynizmu, którym emanowała młoda dziewczyna. <br />-Co Ty możesz wiedzieć o poświęceniu życia? Byłaś kiedyś na prawdziwej wojnie? Wątpie, a wiesz mi to, co się dzieje na polu bitwy to już nie zwykła bójka w karczmie czy walka na ulicy. Nigdy nie doświadczyłaś jak to jest widzieć swoją odciętą kończynę. Za pewne nigdy nie widziałaś tak wielkiej ilości trupów na raz. Trupów osób, które poświęciły życie w słusznej sprawie… Tylko wspominając o ich śmierci możemy mówić o prawdziwym poświęceniu życia…-<br />Półork przerwał jakby chcąc się uspokoić, mężczyzna wyprostował się, po czym zdjął hełm z głowy. <br />-Jeste Ur-Thog Srebrny Kieł pokorny sługa Tempusa i żołnierz Calimschanu. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie opierała się na pozytywnych emocjach. A co zaś się tyczy pana… Wtyczki jak wy go nazywacie, to myślę, że powinniście mu dać szansę.-<br />W tym momencie kapłan spojrzał na Hunka.<br />-I nie możemy zapominać, że w każdym z nas jest choćby odrobina z sługi…-<br />Ciągle poważny półork lekko się uśmiechnął by reszta nie uznała go za obłąkanego ex żołnierza, który ma tylko w głowie wspomnienia z, bitew jakie przeżył…<br />
 
Awatar użytkownika
Snake
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 500
Rejestracja: ndz lis 14, 2004 10:47 pm

pn paź 23, 2006 11:51 pm

Hunk <br /><br />- Ty jesteś jeden z tych co to nigdy nie patrzą w oczy, nie? ~ Żebyś wiedziała kotku, po pijaku to się w ogóle uwagi na twarz nie zwraca. ~ Przeciągnął się, głośno ziewając. <br />- Amn smętne powiadasz... w stolicy spędziłem praktycznie całe swoje życie. Smętnie się nie żyło. Raczej ciężko, bardzo ciężko... ale jakoś idzie się przyzwyczaić. - Mówiąc to cały czas spoglądał w niebo, z którego słońce niemiłosiernie świeciło. Jego uszy wychwyciły Ur- Thoga, który włączył się do rozmowy. ~ Ciekawe... czemu wcześniej nie wychwyciłem tego typa... hehe. ~ <br /><br />-Jestem Ur-Thog Srebrny Kieł pokorny sługa Tempusa i żołnierz Calimschanu. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie opierała się na pozytywnych emocjach. A co zaś się tyczy pana… Wtyczki jak wy go nazywacie, to myślę, że powinniście mu dać szansę. - Wojownik wychwycił wymowne spojrzenie jakie rzucił mu kapłan i błyskawicznie wstał z podłogi, niczym rażony piorunem. Chwilę wpatrywał się półorkowi w oczy jednak słusznie spostrzegł, że ma do czynienia z twardym człowiekiem. Do takich miał znacznie większy szacunek niż do zwykłych mętów, które zwykł prać. Wolał pracować z ludźmi jego pokroju. Wyciągnął ku niemu niewielką dłoń.<br />- Ur- Thog... miło mi poznać. Przerwał na chwilę, po czym bliżej przyjrzał się kapłanowi.<br />- Widzę, że przyszło mi pracować z kimś nieco bardziej doświadczonym. Szanuję to jak i twoją osobę, jednak... dać szansę mogę każdemu. Każdemu mogę ją dać. Jednak zaufanie to sprawa bardziej skomplikowana, aby je zdobyć trzeba zapracować. Nie znamy się, więc nie mozemy sobie do końca ufać, to jasna sprawa. Jednak nie chce mi się wierzyć w taką wspaniałomyślność Paszy Diego, który nawet nie pokwapił się osobiście do nas przyjść. Tak mu na nas zależy...? Że daje nam kogoś do pomocy? Zastanów się przez chwilę... Póki co jest z nami, nie zrobił jeszcze niczego za co można by go nabić na pal, więc trzymam miecz w pochwie. Dzięki temu, że trzymam dystans do ludzi i zachowuję pewną nieufność, wciąż trzymam się jeszcze jakoś na tym świecie. Rudy... ma szansę się wykazać. Będzie przydatny nie będzie powodu się go pozbywać. Złapię go na sabotowaniu... zginie z mojej ręki. - To mówiąc uśmiechnął się. Nie ufał nikomu z tego statku. Prawdę mówiąc, nie tylko rudy budził w nim niepokoje. Każdego gotów był zabić, kto w jakikolwiek sposób spróbowałby go wykiwać, jednak miał nadzieję, że do tego nie dojdzie. Postanowił przeboleć fakt współpracy z innymi i bardziej skupić się na zadaniu, niźli sprzeczkach niepotrzebnych, ale w zwyczaju miał, że jeśli się z czymś nie zgadzał to głośno o tym mówił. Na koniec spojrzał na półorka, właściwie to na symbol reprezentujący Tempusa, który zdobił jego pierś.<br />- Niewiem o jakich sługach mówisz. Ja nikomu nie służę. Spojrzał kapłanowi głęboko w oczy, darząc go należytym respektem, jednak sugerając, iż nie do końca zgadza się z tym co półork mówi.
 
Awatar użytkownika
Kejmur
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1684
Rejestracja: wt cze 15, 2004 4:35 pm

wt paź 24, 2006 12:10 am

Bliss & Columbia<br /><br />No tak... pasza nie mógł się pofatygować osobiście. Heh, każdy wiedział, co on w tym momencie prawdopodobnie robił. Jedni to przyjmowali z obojętnością, inni z rozbawieniem, a jeszcze inni z obrzydzeniem. Ona zdecydowanie z obojętnością. Co ją obchodziło jaki był ? Płacił i tyle. To było najważniejsze. Ale z drugiej strony ich cała drużyna była na swój sposób ciekawa. A rozrywki, tak jak złota, nigdy za wiele. Jeśli nawet miałaby być nienajwyższych lotów.<br /><br />Po chwili znalazły się na statku. Columbia potknęła się i niemal wpadła do wody, ale Bliss w dobrej chwili ją chwyciła. Dostrzegła w jej oczach wdzięczność, ale jej nic nie powiedziała. Okazywanie uczuć było słabością, a przynajmniej tych pozytywnych. I nie miała zamiaru nimi emanować. No chyba, że z nudów lub... korzyści. Jednak najciekawsze było to, że mieli być... ochroniarzami. Cóż, czuła w kościach, że coś się szykuje. W końcu bogate statki nie kursują ot tak sobie. Ktoś mógł już się dowiedzieć. Albo pasza ma... wtykę. Uśmiechnęła się do siebie. Coś jej to przypominało. Tylko siłą woli się powstrzymała, by posłać uśmiech w kierunku Asha.<br /><br />Spojrzała w kierunku Makiawel. Heh, przypominała jej kogoś. I na to wspomnienie przeszedł ją dreszcz. I to jak najbardziej... pozytywny. Tak, zdecydowanie tak. Kapitan przyszedł ze... śliwowicą. No, ona by zaproponowała coś innego. W sumie to był dobry moment, by załapać jakąś znajomość.<br /><br />- Hmmm, Makiawel, tak ? Ja bym ci osobiście proponowała cytrynę. Dobra na szkorbut, no i zawsze sporo witamin. A jak nie dasz rady, to ja już coś wymyślę. Znam... kilka ciekawych przepisów na takie ewentualności.<br /><br />Uśmiechnęła się lekko w jej kierunku i spojrzała na Columbię. Już zaczęła rozmowę z resztą załogi. Hmmm, w sumie to dobrze robi. Napewno w dwóch łatwiej nawiązywać kontakty i odpierać ataki. Bliss spokojnie podeszła i przysłuchiwała się rozmowie. Widząc jej rozpromienioną twarz i uśmiechy posyłane w jej kierunku, była z niej nawet przez sekundę zadowolona. Sekundę. Więcej jej nie trzeba.<br /><br />- ...pochodzę z Halruua. Tak jak moja nauczycielka i mistrzynii, pani Bliss.<br />- Cóż, dziękuje za miłe słowa. W sumie to chętnie coś o sobie i mojej asystentce opowiem. - Oparła się o burtę i patrzyła na nich z miłym uśmiechem. Tak... dla niej nietypowym. Kiwała ze zrozumieniem głową Hunkowi. Może i był lekko prostacki, to jednak miał sporo racji w tym, co mówił.<br /><br />- W sumie ja i Columbia pochodzimy z Halruua. Dla tych, co mogą ewentualnie nie wiedzieć, jest to kraj magów i wszechobecnej magii. Halruua jest znane przede wszystkim ze swoich latających statków i ogarów magii, zwanym Inkwizytorami tej sztuki służącym Azuthowi. Owszem, jestem czarodziejką i moja asystentka także. Również mam nadzieję, że nasza współpraca będzie się dobrze układała. Bo jakby nie patrzeć jest przed nami nienajłatwiejsza przeprawa. Szczególnie, jeśli ma się do czynienia z nagami. Powód wzięcia tej misji jest banalny - pieniądze, no i trochę emocji. Tak, życie bez wyzwań byłoby okrutnie nudne. Nawet my magowie musimy odpoczywać od siedzenia przy księgach. A może i Halruua jest ciekawe, ale na pierwszy rzut oka. Potem robi się nudne. - Uśmiechnęła się leciutko na swój lekki żart. Po chwili kontynuowała, kierując swoją uwagę na Hunka. - Cóż... w tym co mówisz jest sporo racji. Też bym wolała nie mieć... wtyki, ale wielkiego wyboru nie mamy. A nieufność to jak najbardziej normalna rzecz. Napewno nam nie zaszkodzi. Jednak nikogo nie skreślam z góry. Pasza by nas nie najmował lub byśmy się nie zgłaszali, gdybyśmy nie wierzyli we własne umiejętności. Ufam wam tak, tak jak własnej magii. Przynajmniej narazie.<br /><br />Były to wielce pozytywne słowa skierowane w kierunku wszystkich członków wyprawy. Jeśli mag komuś tak jak swojej magii, to znaczyło, że ufał mu praktycznie bezgranicznie. To był nietypowy test. Chętnie ich ujrzy w akcji i jeszcze nie raz oceni. No i sprawdzi przy okazji jak zareagują na jej słowa. Nigdy nikogo nie skreślała. Rzecz jasna, jeśli był potrzebny i nie zawadzał jej. Bo jeśli było inaczej... cóż, albo ty albo oni. Życie to jedno wielkie prawo - prawo dżungli...

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości