I dlatego trochę dla mnie to smutne, że dużo ludzi oglądając dziś filmy skupia się tylko na stronie wizualnej.
Kino to w przeważającej mierze strona wizualna (+ dźwiękowa.). Twórcy dawnych westernów również wyszukiwali najlepsze plenery, starali się efektownie ubrać aktorów, jak najbardziej bajerancko ustawić oświetlenie. Na "brzydki" film dawniej ludzie też by nie poszli. Nie ukazywałyby się dziś wznowienia na DVD itd.
Wiadomo - nic nie odbywało się bez scenariusza i gry aktorskiej. Mimo to w przekazie głębszych treści do dziś zwycięża literatura.
A kino musi posiadać - przede wszystkim - atrakcyjnie sprzedany obraz. Takie gatunki jak dogma mogły powstać tylko w opozycji do pewnych fundamentalnych praw rządzących filmem. I oczywiście, mimo niezaprzeczalnej wartości jako nośniki treści, są niszowe i nie nadają się dla każdego.
W Avatarze strona wizualna dominuje. Jednak twierdzenie, że jest to film bez treści biorę za wynikające z przekory lub hipokryzji, ewentualnie za efekt "Zapomniał wół jak cielęciem był".
A, tak przy okazji - mój ojciec też lubi westerny. Jednak StarWars - film o młodym który szkoli się na szeryfa , a później wraz z pomocnikami rozprawia się z groźną i wielką bandą i jej przywódcami - był zupełnie nie dla niego. Ja zaś bawiłem się świetnie.