Deckard pisze:Daleki jestem od wmawiania czegokolwiek komukolwiek, ot po prostu inaczej czyta mi się Twoje posty "przed" i "po"
Zapewniam, że nie muszę być zdenerwowany, żeby szydzić opinii, że melotytanik jest lepszy od Avatarka
Przychodzi mi to spontanicznie i z uśmiechem na ustach.
Deckard pisze:Scenariusz Craven to nie motyw gluta albo motyw ekologii - różnica między Avatarem a Dystryktem przebiega w sposobie pokazania poszczególnych scen.
Polecam forum KMF, tam jest silna grupa ludzi, dla których rating filmu jest głównym wyznacznikiem jakości, acz Avatar jest tam wyjątkiem. Ale ok - czaję, że dla niektórych A. jest za lekki. Jednak scenariusz globalnie w D9 wypada słabiutko, bo jednak na scenariusz składa się masa czynników, nie tylko dialogi i przebieg akcji, ale też świat, spójność, pacing.
No a co do przekazu to aż mnie kusi napisanie notki, bo mimo bycia największym fanbojem ku mojemu zdumieniu wydaje mi się, że jestem jedynym gościem na świecie, któremu ten film jest de facto obojętny.
Ów szok pojawił się podczas lektury tego tekstu -
http://wyborcza.pl/1,75968,7463393,_Ava ... _mitu.html - z którym generalnie się zgadzam, acz fragment w którym autor jest wyraźnie zły, że publika nie padła kolana przed filmem, tylko zajada popcorn zwrócił moją uwagę. Owszem - mi gęba cieszyła się przez cały seans, więc nie byłem tak obojętny jak wspomniana widownia. Chodzi jednak o to, że ten film choć płytki, nie zostawił najwyraźniej nikogo obojętnym. Naokoło pełno jest zachwytów, krytyki, doszukiwania się rozmaitych interpretacji, ukrytych znaczeń i metafor. A to Irak, a to WTC, a to ekologia a to złe korporacje...
Podoba mi się jak w filmie słabszy i uciśniony stawia się i pokonuje goliata. Dla takich myków stworzono kino (i literaturę i kilka innych rzeczy). Prywatnie jednak uważam, że biały człowiek spuszczający łomot czerwonym gołodupcom i zajmujący ich ziemie jest równie naturalnym zjawiskiem jak silny lew zjadający kulawą antylopę. Fajnie mi sie ogląda sielankowe hasania Na'vi, scena kiedy Neytiri pokazuje Jake swojego ikrana i przelatuje wokół drzewa jest zupełnie magiczna, piękna i pełna wolności. W życiu codziennym jestem jednak zwolennikiem rozwoju, postępu za wszelką cenę. Po to mamy mózgi, żeby ujarzmić atom, klonować owieczki i sięgać gwiazd. Oczywiście wiąże się to z pewnymi ślepymi zaułkami jak przeżywalność niesprawnych noworodków, bezsensowne aplikacje w komórkach i windowsach oraz pokemonami i twilightem. Ale to tylko drobne fluktuacje. Więc czemu nie dostaję szału kiedy oglądam Avatara?
Jak ktoś chce to stwierdzi, że Avatar namawia do segregowania śmieci, ale to jego problem, ja się po prostu dobrze bawię.
Tekstu o "niegrzeczności" Transformerów nie wyszydzę, bo byś znowu pomyślał, że jestem zdenerwowany