Samiście się prosili po poprzednich postach!
Serio. Absolutne zjechanie gry w kilku zdaniach, a to dla mnie przykre bo na pewno nie zasłużyła na takie traktowanie. Byłem co najmniej zdziwiony, stąd moja hipoteza. Nigdy nie odmawiam nikomu własnego zdania, jedyna zasada to jakiś fair play.
W nowszych postach to już inna bajka. Bieganie "po sznurku" w moim odczuciu nie jest minusem, zwłaszcza, że to chleb powszedni większości jRPGów. "Dwunastka" zapodała całkiem ostro z otwartych lokacji, a to niestety trochę rozpraszało od właściwych wydarzeń w grze. Zamiast wkręcać się w opowiadaną historię tyko kombinowałem jak tu zaliczyć kolejne zlecenia. Z drugiej strony ten ogrom świata wprawiał mnie w zachwyt, nie wspominając już o fabule i klimacie całej odsłony, które mi osobiście bardzo przypadły do gustu.
Cacy, ale jak to było wcześniej? Żeby nie uciekać za bardzo w przeszłość wystarczy przytoczyć FF X. Jak każdy Final - dla mnie bomba, ale bieganie po ścieżkach w tej części było wyjątkowo nudne. Final XIII po krótkiej analizie wydaje się być rozwiązaniem pośrednim.
Pozwólcie, że zwrócę uwagę na jeszcze jeden element. Tak na poważnie - w starszych Finalach głównym elementem dającym nam prawdziwą swobodę była mapa świata. Wraz z nadejściem maszyn 128-bitowych mapa świata zniknęła z serii. Wtedy można sobie było pozwolić (a właściwie to nie było nawet innego wyjścia) na schematyczność. Dziś już niestety taki myk nie przejdzie. Wóz albo przewóz.
Squallu ma rację, każda część jest inna i każda jest inaczej odbierana, ale takie właśnie jest Final Fantasy. Mam nadzieję, że ta różnorodność w serii pozostanie.
Adahl, nie zrozum mnie źle. Być może masz rację, że podchodzę do tej gry bardzo personalnie, ale gdybym tego nie robił to gry nie dawałyby mi absolutnie nic poza treningiem mięśni śródpaliczkowych. W takiej sytuacji obiektywność zależy od punktu widzenia.
Pozdrowionka