Villdeo pisze:Podpisuję się pod tym twierdzeniem obiema rękami :]
Ja też. Do czwartego tomu. Ale im "mniejszy" stawał się świat powieści, im więcej w nim współczesnej Ameryki i autobiograficznych wtrętów, tym mniejszą miałem ochotę do czytania. Zakończenie dawało radę, ale w porównaniu do oczekiwań wzbudzonych klimatem pierwszego tomu tylko tyle dobrego mogę o nim powiedzieć (choć w sumie taki finał pasował najlepiej). A wracając do rzeczy:
Nigdy (więcej) Żeromskiego. Ja wiem, że on wielkim pisarzem był - "Przedwiośnie" było nawet strawne, ale Prus i Sienkiewicz, a nawet Reymont i tak pisali ciekawiej ("Chłopów" ku własnemu zaskoczeniu czytałem dla odprężenia).
Nigdy (więcej) Dana Browna. W sensacji lubię jednak choćby minimalnie wiarygodne scenariusze, a intrygi Browna trącą nieco stylem Protokołów Mędrców Syjonu. Recepcja zresztą była podobna i chyba nigdy nie zrozumiem, jak instytucja, która przetrwała krytykę ze strony ludzi pokroju Erazma z Rotterdamu i Giordano Bruno mogła tak się przestraszyć imć Browna. Przy okazji sympatyczną lekturą o podobnej nieco tematyce jest "Pierścień Rybaka", autora nie pomnę, którego fabuła opiera się na wydarzeniach z okresu wielkiej schizmy zachodniej. Bardziej logiczne, również artystycznie trochę wyższa półka - moim zdaniem.
Nigdy "Nad Niemnem" i nic więcej Orzeszkowej, nigdy sagi o Drizzcie - zbyt amerykańskie, dobry bohater walczący z własną mroczną naturą i uprzedzeniami rasowymi? Niee.
A - i jakoś odrzuca mnie od literatury osadzonej w realiach carskiej Rosji. Nie wiem dlaczego, ale po prostu nie mogę. Więc good bye, Dostoyevsky.