Dotarliście do strażnicy z grupą innych ludzi oraz cotygodniowym zaopatrzeniem dla wojska. Większości z was zdarzało się bywać tutaj już kilka razy.
W rzeczywistości każda z trzech strażnic przypominała mały bastion mający pomieścić około setki zbrojnych, zaopatrzenie oraz obsługę. Strażnice zostały ulokowane nad granicą niezbadanego terenu tak by z jednej można było zobaczyć sąsiadujące, aby w przypadku ataku mogły pośpieszyć z odsieczą.
Strażnica wydawała się dużo większa od zewnątrz niż w środku rzeczywiście była, poza małym centralnym dziedzińcem oraz stajnią wszystko zostało tak umieszczone aby pomieścić jak najwięcej sprzętu i zapasów, szczególnie sporo miejca zajmowały cztery katapulty i dwie balisty.
Waszym zadaniem jest sprawdzenie stanu uzbrojenia wojska, rutynowa kontrola stanu zabudowań oraz stanu zdrowotnego wojska. Zwykle o to cotygodniowe zadanie każdy się wręcz w pobliskiej wsi zabija. Wynika to z faktu iż na każdą strażnicę przypada jedna wioska zaopatrująca we wszystko co niezbędne i co najpiękniejsze nie są to prezenty ofiarowywane za darmo lecz opłacane w twardej walucie za co już wszyscy się przyzwyczaili pobierana jest o 50% większa opłata, a pracy tak naprawdę nie ma. Przyznajmy się szczerze co może się takiego stać przez tydzień od ostatniej wizyty w strażnicy. Zykle to trzeba przekuć podkowę lub dać jednemu lub drugiemu wojakowi coś na kaca. Oczywiście największy majątek robią kupcy z towarami, ale to co podczas cotygodniowej uczy wizytujący zjedzą to ich, szczególnie, że na ucztach tych niczego nie brakuje z uwagi, że mają to być wieczerze podnoszące morale. Szkoda że niektórzy wymyślający te bzdety są za daleko by przyjrzeć się prawdzie, a prawda jest taka, że każda z wsi posiada dom uciech, można nazwać go wręcz wojskowym z uwagi na jedyny rodzaj klientów którzy tam bywają i jest to jedyny środek podnoszący morale.
Większość jest strasznie podekscytowana z uwagi na wieść o urodziwej i utalentowanej elfce mającej zagrać dzisiejszego wieczoru kilka pokrzepiających serce pieśni. Chociaż kapitan garnizonu bardziej się zastanawiał ile złota jej obiecano za przyjazd na koniec świata celem zaśpiewania paru piosenek, nie mówiąc o tym, kto ma za to zapłacić.
Całość przebiegała dość rutynowo, wyładowanie towarów z wozów, opatrywania koni przez miejscowego druida, targowanie z myśliwym o mięso i skóry, widać było czarodzieja sprawdzającego miotacze piorunów na blankach, paru osiłków pomagało w tych czy innych czynnościach a nad wszystkim wznosiły się błogosławieństwa i modły kapłana, piękna śpiewaczka miała ochotę coś zaśpiewać, ale patrząc na to zamieszanie jak na targu w końcu dała się poprowadzić sierżantowi do jej kwatery.
Po załatwieniu większości sprawunków i większości spraw wszyscy zaczeli się schodzić do sali głównej, nie była ona wielka na około 120-130 osób ale w sam raz na pomieszczenie załogi garnizonu i paru gości przybyłych z transportem.
Po zjedzeniu kolacji, jak na warunki wsi czy strażnicy więcej niż przyzwoitej, oczywiście nie ma co porównywać z zamkowymi ucztami ale na pewno do syta, wszyscy zaczeli oczekiwać zapowiadanego występu elfiej śpiewaczki.
Pierwsze co można było usłyszeć to dziwne huki, większość zaczeła szukać skąd one dochodzą z uwagi żeby przyjżeć się lepiej spiewaczce, która pewnie stosuje jakiś rodzaj akompaniamentu, nikt tutaj nigdy nie oglądał występu elfiej śpiewaczki. Następne co możnabyło usłyszeć to sierżanta, który wpadł do sali drąc się w niebogłosy:
ALARAM - JESTEŚMY ATAKOWANI ! ! !
Można było wyróżnić kapitana strażnicy, który się poderwał i wykrzykiwał niezrozumiałe komendy do żołnierzy.
Cała sala poderwała się natychmiast i pobiegła do wyjść sierżant zebrał osoby postronne i wyprowadził je wszystkie na blanki strażnic w miejsce w którym by nie przeszkadzały.
Widok z tego miejsca był wyśmienity, jednakże z uwagi na późną porę nie było dużo widać.
Tajemniczym hukiem okazał się system alarmowy, informujący o nadciągającym wrogu.
Załoga zamku uwijała się bardzo sprawnie, widać miesiące ćwiczeń zrobiły swoje. Rozpoczeło się miotanie kul z ciemnej masy, które po uderzeniu zamieniały się w kule ognia, oraz można było zauważyć na dziedzińcu szykującą się jazdę.
Przekleństwa kapitana zwróciły waszą uwagę, można było wyłowić niewiele podczas tego zamieszania i hałasu ale widać nie mogliśmy liczyć na pomoć, ponieważ pozostałe strażnice też były atakowane.
Zwrócił się do was sierżant, stojący obok.
- Niestety jak słyszycie nie możemy liczyć na wsparcie, pochodnie sygnalizacyjne które widzicie tam w oddali świadczą, o tym że pozostałe strażnice są także atakowane.
- Co z nami będzie - odezwał się ktoś
- Spokojnie to nie pierwszy i nie ostatni atak, zawsze jest tak samo, atakują, my do nich strzelamy a następnie szarża kawalerii dobija niedobitki.
Jednakże coś nie dawało spokoju, w sali gdzie była wieczerza hałas który wszyscy usłyszeli zaskoczył nie tylko odwiedzających ale i żołnierzy - to nie był jakiś kolejny atak.
Pomiędzy rozpalonymi ogniskami od kul miotanych przez katapulty można było zobaczyć zbliżające sie wilki, na których siedziały jakieś stworzenia. Spowodowao to większe poruszenie na murach i do akcji wkroczyły balisty oraz miotacze piorunów, a kawaleria powoli rozpoczeła opuszczanie strażnicy. Następne wydażenia można opisać jako znikającą konnicę w cimności i odgłosy mieczy krzyków, albo raczej wrzasków oraz mlaskania, to przeklęte mlaskanie będzie się śniło niektórym po nocach, oraz okrzyk kapitana "RACE" po którym nastąpiło rozświetlenie pola bitwy i strach w oczach dowódcy. Nie wiem co było gorsze strach w oczach czy "Helmie miej nas w opiece", które się wymskneło sierżantowi.
To co można było zobaczyć to była istna masakra. Banda wilków i małych zielonych stworzeń rozrzarpująca to co zostało z kawalerii która paręminut temu opuściła strażnicę.
Podszedł do was kapitan:
- Sierżancie weź dwóch ludzi i wyprowadz ich stąd, południową bramą, po drodze weźcie jakiś sprzęt. Powstrzymamy ich godzinę może dwie a potem ...
Kolejne słowa wyraźnie utkneły mu w gardle, Sierżans zasalutował, machnął na dwóch ludzi i kazał iść za nim. W całym tym szoku ciężko zapamiętać drogę przez kręte korytarze, i całe zapieszanie panujące ale nie da się zapomnieć podnoszonego mostu i wszystkich tych co zostają za nami, którym przyjdzie najpewniej zginąć.
Nie licząc sierżanta i dwóch zbrojnych było was jeszcze z 9 osób. Wszyscy pobiegliście do najbliższej wsi, chociaż wiadomo, że leży około dnia drogi od strażnicy.
Zaczeło już powoli świtać kiedy można było usłyszeć wybuchy za waszymi plecami, po obruceniu ujrzelicie strażnicę na horyzoncie w płomieniach, co oznaczało tylko jedno to co zmiotło obwarowane i przygotowane na ataki wroga fortyfikacje, jest tuż za wami a wy raczej tak wielkiej przeszkody nie stanowicie.
W momencie kiedy pojawił się las za rozkazem sierżanta postanowiliście się skryć w lesie gdzie macie więcej szans na przeżycie niż na otwartej drodze.
To był dobry pomysł, tak się zdawało... do czasu...
Zmęczeni ucieczką rozbiliście obóz w lesie i postanowiliści się zdrzemnąć.
Na szczęście nie wszyscy dali się zaskoczyć, ale ci co dali byli właśnie jedzeni żywcem przez ogromne pająki.
Sytuacja mieni się nastpująco, sierżant i jego dwch ludzi pełnili straże, chodząc po lesie wokoło obozu wasza piątka wraz czterema sobami, które z wami wizytowały stażnicę były na leśnej polance. Na polane wpadły trzy wielkie pająki dosiadane przez gobliny. Pająki dopadły i zagryzły trzy z nich a czwartą dostała kilka strzał z łuków.
To tak z grubsza historia z zarysem sytuacyjnym i małą akcją na dobry początek - zobaczymy co tam potraficie
Co do mapki, wsie to są te kropki opisane jako wioski, wy znajdujecie się w północno-wschodniej części lasu tego na samej górze mapki. Ta najbardziej wysunięta na północ strażnica to miejsce zeszłonocnych wydarzeń.
Co do inicjatywy to w tej sytuacji wszystko jedno wasza piątka po opanowaniu emocji i zaskoczenia może zareagować na sytuację, powodzenia