yabu pisze:tyle różnych wątków że za jednorazowym czytaniem wszystkich się nie wyłapie.
I chyba też o to chodzi w wielokrotnym czytaniu. Czytając po raz drugi czy kolejny nie skupiamy się już aż tak na warstwie czysto fabularnej i możemy dostrzec pewne wątki i zależności, które nam wcześniej umknęły. Ważny jest też ten aspekt, o którym już pisano wyżej: że jeśli czytamy coś po upływie czasu to jesteśmy już innymi czytelnikami i inaczej to postrzegamy. U mnie tak było z tzw. cyklem storczykowym Anny Onichimowskiej (pierwszy tom: "Samotne wyspy i storczyk"), który był dla mnie interesujący kiedy byłam w gimnazjum, ale stał się naprawdę ważny dopiero kiedy parę lat później sama zaczęłam tworzyć poważny związek.
Poza książkami Anny Onichimowskiej, z których niemal wszystkie czytałam więcej niż raz (w tym "Najwyższą górę świata" pewnie z piętnaście razy, w tym trzy w tym roku, bo pisałam o niej licencjat
), wielokrotnie czytałam też cykl o Harrym Potterze (wyjątkiem jest 7 tom, który czytałam tylko raz, no i 6 - dwa razy), Sagę o Wiedźminie (trzy razy całość), "Magdalenę" Moniki Warneńskiej (pewnie z sześć razy), część dramatów Szekspira ("Burzę" pewnie ok. pięciu razy, podobnie "Hamleta") i parę innych książek. Jest całkiem spora lista powieści, które czytałam wiele razy dlatego, że chciałam sobie przypomnieć fabułę przed sięgnięciem po kolejny tom. Nie ma dla mnie nic bardziej irytującego niż drobne szczegóły, które pojawiały się w poprzedniej części a ja ich teraz nie pamiętam
Kiedyś nałogowo czytałam wielokrotnie lubiane przez siebie książki, teraz raczej nie mam na to czasu. Tylko czasami, w chwili słabości i sentymentu (czyli najczęściej jak leżę na zwolnieniu) sięgam po jakiegoś starego przyjaciela, na pocieszenie. W takich sytuacjach najczęściej są to książki Anny Onichimowskiej.