Hangar
Masywna bryła jednej ze stalowych skrzyń uniosła się ze skrzypnięciem w powietrze i chwilę lewitowała nisko nad ziemią po czym pomknęła wprost w kończącego swój imponujący wyskok sitha. Ten, a właściwie ta, wydawałoby się niczego się niespodziewająca, zaskoczyła wszystkich, kiedy natychmiastowo przylgnęła do jednej ze ścian ciśniętej skrzyń a następnie odpiła się od niej z impetem nadając stalowemu obiektowi nowy kierunek lotu kończący się w szeregu ustawionych beczek, które po zderzeniu natychmiast eksplodowały tworząc chmurę czarnego, gryzącego dymu. Sama Sithka wylądowała na dachu statku w kociej pozycji, wykonała młynek swoim krwistym mieczem i zaczęła zbiegać na wprost Kralssta po statku.
Powstałe zamieszanie wykorzystała Damaya, która po krótkiej komendzie do żołnierzy, skumulowała w dłoniach czystą energię, którą po chwili posłała na wprost nic niespodziewających się żołnierzy uruchamiających działo ustawione w kontroli lotów. Kiedy już mieli oddać pierwszy strzał, do pomieszczenia w którym stali wdarła się kula energii kinetycznej, rozbijając jeszcze bardziej szyby i wyginając metalowe konstrukcje ościeżnic, a ich samych odrzucając wraz z działem na ścianę. Przez okno wyleciała mała smużka pyłu.
W tym samym czasie żołnierze CorSec'u ustawili się w szyk bojowy i zaczęli strzelać ogniem zaporowym uniemożliwiając wrogowi zbyt bliskie podejście. Dwóch z żołnierzy sithów, najwidoczniej zbyt pewnych siebie, natychmiast padło pod naporem ostrzału. Pozostali pochowali się za przeszkody i stamtąd zaczęli oddawać strzały.
Wnętrze statku
Ruszyliście ostrożnie do przodu, a blask mieczy oświetlał lekko drogę, Corren ruszył na przedzie, zaraz za nim szło rodzeństwo, a całą grupę zamykał Odar-Kun. Przed wami pokazała się śluza prowadząca do pomieszczenia noclegowego. Była otwarta. Weszliście w głąb pomieszczenia. Usłyszeliście ogromny huk dobiegający z zewnątrz statku, jakby wybuch, po chwili coś uderzyło w poszycie statku, jakby coś na niego upadło, a po chwili kolejne uderzenia, już lżejsze. Nagle Corren na coś nadepnął. Był to jakiś przedmiot. Zwykły przedmiot, jakich, jak się po chwili rozglądania okazało, leży wiele porozrzucanych po pomieszczeniu. Nie byłoby w tym nic dziwnego na statku gdzie praktycznie całą załogą są mężczyźni, gdyby nie fakt, że kapitan Bendak dbał o to aby panował na pokładzie porządek, aby wszystko było na swoim miejscu. Zekk przełknął głośniej ślinę i coraz bardziej niepokoił się o załogę, o jego "rodzinę". Powtórzył próbę kontaktu z kimś z załogi. Przybliżył swojego comlinka do ust i wydał krótki komunikat. Znów usłyszeliście jakiś głos z głębi statku, teraz jednak wyraźniej, z kolejnego pomieszczenia, jakby ktoś próbował wam odpowiadać. Zrobiliście kolejnych parę kroków i znaleźliście się w pomieszczeniu dziennym. Zekk znów powtórzył komunikat, "Żyjecie?" . Teraz już słyszeliście dokładnie, ktoś odpowiadał, był tuż obok was. Jednak czy oby na pewno tu ktoś był? Zrobiliście kolejne kilka króków w stronę stolika i kanap w jednym z rogów sali, a Zekk ponownie powtórzył słowo. Znów usłyszeliście odpowiedź, tym razem już wyraźną, "Żyjecie?" . Wszystko się stało jasne. Przez cały czas słyszeliście siebie samych, z głośniczka comlinka kapitana, który leżał na stole.
Draethos poczuł zachwianie mocy. Przestrzeń wokół was wypełniła się jej mroczną stroną.
- Wiedziałem, że w końcu przyjdziecie... - usłyszeliście czyjś głos, niski, chropowaty. Rozglądaliście się jednak nigdzie nie mogliście go dostrzec. Blask mieczy był zbyt słaby.