Od długiego czasu myślałem o zamieszczeniu gdzieś w internecie kampanii którą miałem przyjemność prowadzić Radkowi, Kubie, Łukaszowi i goscinnie raz Jackowi. Kampania była dla nas wszystkich świetną zabawą i w naszych rozmowach wspominamy ją z przysłowiową łezką w oku.
Myślę, że cała zasługa w tym wszystkim to naprawdę świetne postaci, które dzięki dobrym graczom, same budowały fabułe przygód i były dla mnie kopalniami pomysłów.
Kilka przygód spojonych kilkoma bohaterami niezależnymi, którzy czasem pojawiali się przypadkiem a czasem umyślnie (ze szczególnym uwzględnieniem Vigelfortza) z czasem połączyło się w jakiś dziwny sposób w większą kampanię, której niestety nie dane było nam dokończyć.
Kilka słów o bohaterach:
Kuba odgrywał postać Voltera Ruden z Keadwen – obrastającego w piórka początkującego czarodzieja, hulakę przekonanego o swojej potędze (w rzeczywistości kiepściutko było z tą potęgą, oj kiepściutko). Volter wstydził sie swojej przeszłości, wychował się bowiem jako kalekie, wiejskie dziecko gdzieś na kresach Keadwen. Był wiernie oddany kapitule magów.
Jacek, który wystąpił jedynie w inauguracyjnej przygodzie Wiedźmina, wcielił się w postać Jarre’a van Tiggewen, młodego szlachcica, mającego duże ambicje na zostanie rycerzem. Niestety hanza szybko sprowadziła go na złą drogę.
Łukasz grał Asgardem z Kaedwen, początkującym wiedźminem z dużym potencjałem ale z bardzo kiepskim szczęściem (wszelakie testy w kampanii wykonywał tragicznie:). Cóż, pech to pech. Asgard był bardzo wyczulony na punkcie swojej, neutralności wobec polityki i najlepiej całego świata. Bardzo jednak dbałem o to, by na opak mu było z tą neutralnością.
Radka postać niech opisze się sama, bowiem dysponuję napisanym przez Radka życiorysem, a także opisem poszczególnych przygód, w których brał udział. Zapraszam do lektury życiorysu Ericha von Bekker’a:
Urodziłem się w starym i poważanym domu Bekkerów w 1233 roku. Moje rodzinne strony to okolice miasta Tigg w Cintrze, w których się wychowywałem. Jestem jedynakiem, więc jak łatwo można przypuszczać byłem rozpieszczany. Ech, jak ja nie lubiłem takiego życia, jednak życie w szumnie nazywanych wyższych sferach wymagało poświęceń. Z niecierpliwością wypatrywałem dnia, kiedy wreszcie opuszczę mój rodzinny dom, kiedy zostawię za sobą plotki, skandale i nudne spotkania...
Dzień ten nadszedł wraz z egzaminami na studia. Wyjechałem bez rodziców do Oxenfurtu w Redanii, by zdawać na tamtejszy uniwersytet. Nie miałem większych problemów z dostaniem się na uczelnię. Tam odetchnąłem pełną piersią, odrzuciłem pętające mnie zalecenia i rodzicielskie rozkazy. Zacząłem żyć pełnią życia.
Zorganizowałem grupę do ściągania haraczy, namówiłem sąsiadów z akademika do handlu alkoholem i używkami, na zajęciach wygrywałem majątki podczas partyjek w pokera. Już po paru dniach znali mnie wszyscy, a po paru miesiącach poznałem „rządzących” tą uczelnią. Szybko wkupiłem się w ich łaski i pod ich parasolem rozwijałem własny interes – kasyno w akademiku.
Ale władze tej prestiżowej uczelni nie tolerują ludzi [i nie tylko ludzi], którzy mają gdzieś zasady panujące na uczelni - zostałem wydalony.
Ze spuszczoną głową i wizją nudnego życia aż do śmierci wróciłem do rodzinnego domu. Jednak moi rodzice podjęli chyba najlepszą decyzję w ich życiu – załatwili mi powrót na studia, oczywiście drogą koneksji i znajomości – no i gotówki... Wróciłem więc do Oxenfurtu i dalej prowadziłem hulaszcze życie. Po pięciu semestrach, w 1256 roku, rektor zezwolił mi jechać do Vengerbergu na praktyki...
1. „Potwór z groty”
Pierwszą przygodą jaką poprowadziłem był podręcznikowy scenariusz. Cóż, przygoda nie była jakaś nadzwyczajna, ba, powiedziałbym, że dużo poniżej przeciętnej, jednak moi gracze zrobili z niej prawdziwe dzieło sztuki. Bez dwóch zdań była to najlepsza przygoda, jaką zdarzyło mi się poprowadzić!
Spieszę wyjaśnić dlaczego. Ten prosty scenariusz został zupełnie, bez mojej woli, zamieniony w istną brazylijską telenowelę. Ja chyba bardziej potraktowałem przygodę jako wstęp do Wiedźmina, chciałem przetestować mechanikę itp. Gracze natomiast przekombinowali fabułę, ale zabawa była przednia. Wszystkie elementy przygody poskładały się w trakcie sesji w niesamowitą historię, ze zwrotami akcji, pościgami, porwaniami, trupami itp. Prawdziwe kino akcji.
Przygody rozpocząłem w 1260 roku, zatem rok przed najazdem Nilffgaardu na ziemie północy. Rzecz miała miejsce w Aedrin.
Opis przygody poniżej autorstwa Radka (z moją korektą;):
Jadąc na praktyki do Vengerbergu spotkałem w karczmie dwóch jegomościów: Voltera Ruden z Kaedwen - praktykującego maga i Jarre’a von Tigelena – całkiem niezłego wojownika. Podróżując wraz z nimi w stronę Vengerbergu dopadli nas zbóje pod przewodnictwem niejakiego Janosa – bandyty, który łupi bogatych i daje biednym [sic!]. Ten jednak zrozumiał iż nie jesteśmy zbyt bogaci i zaprosił nas na ucztę. Tam dowiedzieliśmy się od przebywającego przypadkiem w towarzystwie zbójów „przedstawiciela chłopów”, niejakiego Kuśtyka, że to pułapka. Janos upije nas i pozbawi życia. Wspólnie z sołtysem uciekliśmy do wsi Suche Wody.
Kuśtyk poprosił nas o przysługę. Polegała ona na tym, że jego córkę – Lelinkę, więzi potwór, który ukrywa się w jaskini nieopodal wioski. Miał on, zgodnie z listem napisanym przez potwora [!!!], złożyć posag swej córki przed wejściem do groty. Za robotę obiecał 400 denarów. Zgodziliśmy się.
Dnia następnego pojechaliśmy do jaskini, w celu zgładzenia potwora. Tam po wkroczeniu do groty zostaliśmy zaatakowani przez potwora, który został szybko ogłuszony przez Jarre’a. Przed jaskinią znaleźliśmy również Lelinkę. Jak się okazało żyła ona sobie spokojnie ze swym kochankiem – Shergiem, który notabene, udając „potwora” został pokiereszowany przez Jarre’a. Obiecała nam 600 denarów za niewydanie jej ojcu. Postanowiliśmy w tajemnicy wysłać delegację, aby się dowiedzieć, czy Kuśtyk nie oferuje więcej za Lelinkę.
Sołtys obiecał 900 denarów i wyznał, że posag dla Lelinki wynosi 800 denarów. To nam dało pewność, że dziewczyna nie przebije ceny. Wezwałem też znachorkę do rannego Sherga.
W międzyczasie Suche Wody odwiedziło elfie komando i porwało tuzin dzieci. Dzieci miały być zakładnikami. Elfy podejrzewały, że w wiosce ukrywa się poszukiwany przez nich niejaki Aimenu – płatny zabójca, który uciekł z bandy Janosa.
Odtąd sprawy potoczyły się błyskawicznie.
Oznajmiliśmy dziewczynie, iż wraca do ojca.Na wieść o tym Lelinka rzuciła się na mnie i Voltera, obu nas poważnie raniąc. Nie udało się jej uciec - Jarre był na miejscu. Znachorka miała pełne ręce roboty, bo oprócz Sherga trzeba przecież było wyleczyć Voltera. Czarodziej został ranny w podbrzusze i jak mówiła znachorka, cios zahaczył o wątrobę. Mnie opatrzył Jarre. Postanowiłem odwieźć Lelinkę do Kuśtyka, ale żeby nie wyśpiewała prawdy ogłuszyłem ją. Kuśtyk widząc żywą córkę, ku mojemu zdumieniu, poinformował mnie o zmianie planów i właśnie wtedy do izby wkroczyło trzech zbirów Janosa, którzy bez wątpienia działali w porozumieniu z Janosem. Niestety nie miałem szans – zostałem pojmany. Zbóje wypytywali o kryjówkę moich kompanów, lecz skłamałem i by zyskać trochę na czasie powiedziałem, że ukrywają się w sąsiedniej wsi – Twarde Chłopy – półtora dnia drogi stąd. Rabusie postanowili sprawdzić moją wiarygodność, strasząc przy tym, że jeśli kłamię, to czeka mnie straszna śmierć. Mimo wszystko nie puściłem pary z ust.
Tymczasem moi kompani, już nieco zdrowsi zaczęli się niepokoić moją przydługą nieobecnością. Postanowili mnie odnaleźć. Jarre pojechał do Kuśtyka, od którego usłyszał, że rzekomo zabrałem pieniądze i odjechałem [a to kozisyn!!!]. Jarre wrócił i opowiedział o zajściu Voltera. Wspólnie postanowili wszelkimi siłami mnie odnaleźć i odebrać należne im pieniądze. Wraz z Shergiem pojechali do Kuśtyka po Lelinkę i by zasięgnąć języka w mojej sprawie. Przypadkowo w stajni u Kuśtyka dostrzegli mojego konia. Sołtys przyciśnięty do muru w końcu wyznał, że wpadłem w łapy zbójów Janosa (oczywiście nie wspomniał o swoim w tym udziale).
Zabrawszy Lelinkę pojechali w stronę Twardych Chłopów. Na trakcie spotkali komando elfów - porywaczy, którzy w osobie Sherga rozpoznali Aimena. Wywiązała się walka, którą moi przyjaciele rozstrzygnęli na swoją korzyść. Na trakcie zostały cztery ścierwa martwych elfów.
Mnie w międzyczasie udało mi się ucmknąć z niewoli i ruszyłem do Twardych Chłopów. Wkrótce też spotkałem się z moimi towarzyszami. Po serii wyjaśnień z obu stron postanowiliśmy odwiedzić Kuśtyka, który był wielce zdziwiony naszą niespodziewaną wizytą. Zacząłem go bić, kopać, pluć na chama, ale Jarre powiedział nam o zbrojnym oddziale rycerzy zmierzających w stronę wsi. Volter znalazł szkatułkę z pieniędzmi i w tym momencie Janos wykrzyczał do zbrojnych, iż jesteśmy „ludźmi Janosa”. Bez wahania rycerze ruszyli na nas. Podjęliśmy paniczną ucieczkę. Podczas pościgu zbrojni postrzelili konia Voltera, który wypuścił szkatułkę. Postanowiliśmy uratować chociaż część pieniędzy i... część uratowaliśmy [98 denarów z około 1000].
Po „zgubieniu ogona” zadecydowaliśmy pojechać jak najdalej stąd...
CDN