ndz lut 20, 2011 1:00 am
Oskar podszedł do stołu na którym identyfikowano i porządkowano zdobyte w bitwie łupy. Od niechcenia zaczął przeglądać zdobyte dobra.
- Drowie zabaweczki.- powiedział obracając w palcach pierścień z pająkiem- Wszystko plugastwo.
Ze wstrętem odrzucił trzymaną rzecz na stos. Wtedy zauważył wystający spod innych kolczug fragment mithrilowego splotu. Jako doświadczony płatnerz bez trudu rozpoznał odmienność zbroi i jej kunsztowne wykonanie. Sięgnął ręką i zdecydowanym ruchem wyszarpnął spod spodu interesującą go rzecz. Nie przejmując się zupełnie uczynionym przy tym hałasem zaczął drapieżnie przyglądać się kolczudze, badając w palcach jakość wykonania, ważąc w rękach i oceniając zdobienia. Wszystko podobało mu się więcej niż bardzo, a w oczach błyszczała żądza złota naturalna dla krasnoludów jak dla innych ras oddychanie.
- To nie jest drowie - odrzekł nie odrywając wzroku od kolczugi- Twoi krewniacy Tibor zapewne zdarli ją z jakiegoś krasnoluda. Nie pozostaje mi nic innego jak zaopiekować się fragmentem dziedzictwa mej rasy... Oczywiście tylko do czasu gdy nie znajdziemy spadkobierców tego dzielnego wojownika do którego ta rzecz należała- dodał pośpiesznie.
Zdjął plecak i noszoną przez siebie mithrilową kolczuge. Wydawszy kilka stęknięć, uczyniwszy kilka podskoków i ruchów jakby po ukąszeniu dridera udało mu się wbić w zdobyczną zbroję. Poprawił brodę i wyciągnął na wierzch srebrny symbol noszony na szyi. Uśmiechnął się triumfalnie, szybko jednak spoważniał widząc spojrzenia towarzyszy.
- To tylko tymczasowo. Taka wyszukana zbroja nie przystoi kapłanowi, to jednak najlepszy sposób by mogła zostać zauważona i ewentualni prawowici właściciele mogli szybciej ją odzyskać. Dlatego jestem skłonny się poświecić i ponosić ją jakiś czas. Moją starą kolczugę można tymczasem sprzedać. Targanie ze sobą dwóch jest zbyt nieporęczne. Kiedy oddam tę zrobię sobie nową.
Nieco zawstydzony wrócił z powrotem na krzesło.
- Oskarze, wolę pancernego krasnoluda kolo siebie a Tobie przystoi ta zbroja bardziej niż Ci się wydaje, ja sobie może ten płaszczyk wezmę, użyteczny, na dodatek całkiem ładnie wygląda.
Słuchając tyrady krasnoluda Therale zacisnął usta - mimo zmiany wiary poczucie estetyki niespecjalnie mu się odmieniło i wcale nie uważał by zdobyczne zbroje czy broń wyglądały gorzej od krasnoludzkich. Po prawdzie, to wyroby niewysokiego ludu uważał za dość toporne. Ale nie miał ochoty się teraz sprzeczać.
Gdy Oskar zakładał zdobyczną zbroję zerknął na Avishę, której oczy wcześniej uśmiechnęły się na widok mitrylowego skarbu. Widząc jednak najdrobniejszy, przeczący ruch głowy bardki skinął lekko głową.
Długo wpatrywał się w trzymany w dłoni miecz. Wreszcie oderwał od niego wzrok i rozejrzał się po Lisach, Noristuorze i Neshy. Uśmiechnął się do Avishy z zakłopotaniem i odłożył ostrze. Zacisnął szczęki zanim się przemógł i zmusił do myślenia o czymś innym niż niezwykła broń:
- Ktoś z was ma jakiś pomysł o co jeszcze wypytać Neshę? Chcę się dowiedzieć ile jeszcze obozów widziała, jak wyglądała ich lokalizacja - sprawdzimy później jej spostrzeżenia z miejscowymi tropicielami. Ilu jest tam kapłanów i magów. Dalej... Kogo drowy spodziewały się wciągnąć w zasadzkę - nas czy Jeźdźców. Czy inne oddziały również wyruszyły do innych miejsc. Kto dowodził.
Podniósł odrzucony przez Oskara pierścień z symbolem pająka. Doceniał jego - jednorazową co prawda - przydatność, ale ostatnie na co miał ochotę to wznoszenie modlitewnego wycia do Pajęczej Władczyni. Powstrzymał się od splunięcia na wspomnienie Talinid, jej kapłanki, już chciał odłożyć przedmiot ale zatrzymał dłoń. Był drowem, wykorzysta wszystko dla osiągnięcia swych celów. Spojrzał na Oskara i przypomniał sobie o co tamten wcześniej pytał:
- W którym kierunku jest zejście do Podmroku. Choć tu możliwe jest … - zaraz jednak potrząsnął głową powstrzymując się od próżnych dywagacji.
Rzucił krasnoludowi drugi pierścień.
- Masz, to chyba … kolejny fragment krasnoludzkiego dziedzictwa - powiedział i zwrócił się do reszty wskazując przedmioty - Ten napierśnik możemy przystosować dla Ferrousa, proponuję również by dać mu sejmitar, skoro stracił korbacz.
Wymieniał metodycznie.
- Uszkodzoną koszulkę kolczą proponuję naprawić i sprzedać. Podobnie runkę. Co z działem łupów dla Bruniego?
Oskar sprawnie chwycił rzucony mu pierścień. Podniósł go na wysokość oczu i obrócił w palcach uważnie mu się przyglądając.
-Nie jestem pewny Tiborze czy to krasnoludzkie. Najważniejsze jednak, że nie drowie. Tym także mogę się zaopiekować.
Założył zdobycz na wskazujący palec prawej ręki i zadowoleniem przyjrzał się tak przyozdobionej dłoni.
- Pewnie, naszemu stalowemu przyjacielowi tez się coś należy od życia, trochę magii dobrze mu zrobi. Możesz zapytać dziewczynę czy mają jakieś stałe źródła wyżywienia czy może wszystko zdobywają na karawanach i kupcach, bo jeśli to drugie, to można im śmiało jakiś ładunek trucizną zaprawić i podsunąć jako łatwą zdobycz.
Również i to pytanie Tibor przetłumaczył, pomijając jednak ostatnie pomysły Geonda.
Nesha na pytania odnośnie ilości kapłanów i czarodziejów odpowiedzieć nie potrafiła - mimo, iż dzięki pewnej ilości drowiej krwi zajmowała stosunkowo wysoki szczebel niewolniczej drabiny, dalej znajdowała się poza marginesem właściwego społeczeństwa mrocznych elfów - w związku z czym najczęściej nie miała pojęcia gdzie i dlaczego ją prowadzono w raz z tabunami innych nieszczęśników. Na temat tuneli, którymi wyznawcy Vhaerauna czmychnęli na powierzchnię, również nie potrafiła się szczegółowo wypowiedzieć.
- Potrafiłabym wskazać jedno, może dwa przejścia do Podmroku, ale nie mam pojęcia, czy są one dalej używane. Podczas potyczek z nieprzyjaciółmi z pod powierzchni wiele z korytarzy zostało zawalonych, a na ich miejsca drążono co i rusz kolejne. Co więcej, plotka obozowa głosi, iż w jednym z dawnych dworów darthien naprawiono porzucony przez wysokich magów portal, który teraz sięga wprost do jednej z pieczar pod powierzchnią, skąd Kulawiec oraz Synowie Vhaerauna ściągają sojuszników.
- Co się tyczy ataków... - Tu pokręciła tylko bezradnie głową. - Domyślam się, że jakieś grupy ruszyły w bój przed i po opuszczeniu przez nas obozu, gdyż straszne było tam zamieszanie, ale nie mam pojęcia gdzie mogły one się udać.
Wraz z przetłumaczeniem Geondowego pytania, półdrowka posłała synowi żywiołu osobliwe spojrzenie, jakby odczytując jego prawdziwe intencje, mimo usilnych starań Tibora, który pominął w tłumaczeniu wraży temat.
- Wierz mi, nie chciałbyś wiedzieć, czym karmią nas, niewolników. W większości przypadków sama wolę nie myśleć nad tym, z czego, bądź kogo zdarli padlinę, którą pakują nam do garów. Wiem tylko, iż prawdziwi ilythiiri jedzą znacznie lepiej, ale gdzie się zaopatrują, pozostaje dla mnie tajemnicą...
Drow pokiwał głową. Mógł się domyślać co do jadłospisu niewolników. Sam wychowywał się w głębi Podmroku gdzie dostępne były inne “specjały” niż na powierzchni, ale “idea” była zapewne taka sama... Mimo braku wiedzy Neshy wypytał mimo wszystko o te znane jej miejsca - jeśli sami na razie nie będą wiedzieć gdzie ich szukać, miejscowi mogą być bardziej obeznani.
- Musimy też się dowiedzieć o wynik przesłuchania drowa zawiedzionego do lochów, też może coś ważnego powiedzieć - skomentował zwracając się do Lisów po rozmowie z Neshą.
Wzrok Therale przyciągnął znowu miecz, z wysiłkiem przeniósł go na Noristuora:
- Dysponujesz jakimś przedmiotem zabezpieczającym przed atakami lub bardziej subtelnym wpływem na jaźń? - ostatnie na co miał ochotę to przebudzenie w środku nocy ze zdobyczną klingą w dłoni, zmuszającą go do zamordowania Avi.
- Na umysł powiadasz...? - Odpowiedział pytaniem Noristuor, podpierając się ciężko na stole. Milczał przez dłuższą chwilę, stukając w zamyśleniu długim paznokciem o blat stołu. - Nie. Nic w moim domostwie nie przysłużyłoby ci się specjalnie w tej materii. Wspomnę o twoim... zapotrzebowaniu... na takowy przedmiot tu i tam, ale nim dowiem się, czy ktoś w bliższej, lub dalszej okolicy dysponowałby podobnym bublem, miną co najmniej dwa dni.
Tibor czekając na odpowiedzi zwrócił się do Neshy:
- Zamiast usiłować zbiec jak najszybciej, mądrze byś zrobiła pozostając tu, w wieży tego oto czarownika - wskazał Noristuora - nawet pozostając w zamknięciu dla własnego bezpieczeństwa. I ucząc się języka i zwyczajów Powierzchniowców, byś za jakiś czas mogła szukać szczęścia jako najemniczka. Nie znając języka długo tu nie przeżyjesz.
- Znając język i zwyczaje, też długo tu nie pożyję - stwierdziła ponuro Nesha. - Między obozami kursują regularnie duergarscy maruderzy, łasi na wymianę dóbr zrabowanych na powierzchni ze swoimi własnymi łupami z Podmroku. Prowadzą teraz bój, bodajże ze swymi braćmi z rywalizującego miasta i szukają najemników chętnych do przyłączenia się do ich sprawy. Los wojownika na usługach karłów jest marny, ale stokroć lepszy, niż śmierć w paszczy biesa na usługach Pierwszego Syna. Nie mam pojęcia, czy uda mi się odnaleźć którąś z tych grup, ale wolę spróbować szczęścia z nimi, niż przesiadywać w mieście pełnym ludzi, którzy gotowi są bez słowa rozerwać mnie na strzępy...
Magitur był sceptycznie nastawiony do pomysłu ale skinął głową. Zwrócił się do przyjaciół tłumacząc znowu jej słowa i dodając:
- Jeśli nie kłamie, a nie wydaje mi się, trzeba by dostarczyć jej broń i podstawowy ekwipunek. Oskarze, mówi prawdę?
Oskara całe przesłuchanie zdążyło znudzić. Przeżycia całego dnia także zrobiły swoje. Podniósł się z krzesła przeciągając się aż mu zatrzeszczało w kościach. Ziewnął przy tym jakby chciał połknąć wszystkich obecnych.
- Tak, mówi prawdę.-rzucił od niechcenia.
Nie był co do tego wcale przekonany. Przesłuchanie potwierdziło tak na prawdę to co już wiedział zanim się zaczęło. Połdrowka była nic nie znaczącym pionkiem, który powinien zadyndać na gałęzi bez zbędnych ceregieli. Jego towarzysze bardzo przecenili to źródło informacji, tak samo jak jego zdolności kapłańskie. Nie był jednak pewien czy im o tym mówić.
Machnął ręką od niechcenia.
- Niech bierze swoje graty i się wynosi. Mam jej dość. Obawiam się jednak, że gorzko pożałujemy waszej łatwowierności i dobrego serca. Nawet jeśli teraz mówi prawdę, że ma zamiar dołączyć do duergarów to nie wiadomo czy nie zmieni zdania gdy stąd wyjdzie. Może dojść do wniosku, że bardziej jej się opłaci donieść o naszym marnym położeniu swoim panom i zasłużyć na wyższy status.
Tibor poderwał się z kucek i odwrócił się do Oskara. Fakt, byli przyjaciółmi od pamiętnego uwięzienia i ucieczki - o tyle o ile to możliwe między drowem a krasnoludem - ale nie oznaczało to że nie dochodziło między nimi do spięć czy wręcz kłótni. A dzisiaj nawet drow miał trochę dosyć, na dokładkę bólu pękniętych kości, poparzeń, pobitewnego szoku i wstrząsu całego ciała. Wyszczerzył zęby w grymasie, zmieniającym poparzoną twarz w grafitową maskę niczym z jakiegoś piekielnego rytuału.
- Wiesz, co zrobiłbym na miejscu każdego Lorda do którego pół-drowia niewolnica przyszłaby z takimi “rewelacjami” w oczekiwaniu nagrody? Wziąłbym ją z miejsca na tortury - raz żeby się upewnić że mówi prawdę, dwa - żeby wydobyć czy czegoś nie zataiła, a po trzecie - na wszelki wypadek, by sprawdzić czy nie skumała się aby z jego wrogami czy Powierzchniowcami. A jeśli chodzi o dobre serce, to gdyby mi ktoś kiedyś nie okazał litości, nie byłoby mnie tu między wami - wzrok Tibora powędrował do każdego obecnego Lisa, zatrzymał się na Avishy i wrócił do krasnoludzkiego kapłana - Zabić najłatwiej. Wielu z tych co zasługuje na śmierć żyje, wielu z tych których śmierć nie powinna zabrać jest martwych. Masz taką władzę by każdego wartego tego wskrzesić? Więc może zamiast epatować moralną wyższością i przepowiadać tamto czy owamto zajmij się czymś konstruktywnym?
*
Niewątpliwie męczące przesłuchanie ostatecznie przerwało nadejście chłopca na posyłki, który przytaszczył ze sobą wór mięsiwa maści wszelakiej. Następnych kilka chwil upłynęło drużynie na mniej lub bardziej radosnym biwakowaniu - bardziej, gdyż szereg żołądków zwracał intensywnie na siebie uwagę; mniej zaś, bo przed przystąpieniem do właściwego posiłku trzeba było przygotować akcesoria - i o ile wyniesienie szczap z Noristurowego schowka było wysiłkiem trywialnym, to wytaszczenie koślawego stołu z pracowni maga wymagało iście nieprawdopodobnego manewrowania przy drzwiach. Ostatecznie jednak ognisko zapłonęło, naostrzone kijki (po które chłopiec na posyłki musiał po raz wtóry obiec miasteczko) poszły w ruch, mięsiwo wesoło zaskwierczało, a Czworonóg zaprzestał obgryzania wygrzebanego z ziemi piszczela i zaczął żebrać spod stołu.
W międzyczasie rzecz jasna intensywny taniec z magicznymi klamotami trwał - Geond nie wiedział ile dokładnie kubków taniego wina obalił, nim ostatni zdobyczny przedmiot wyjawił przed nim swoje właściwości. Gdyby nie pomoc Noristuora i wyposażonego przez maga w zwoje identyfikacji Tibora, genasi'ego pewniakiem trzeba by było wynosić z posiadłości diablęcia nogami do przodu.
Jak zawsze, Lisi odpoczynek nie mógł obyć się bez zakłóceń. Pierwszy przybył posłaniec od Hereska, podejrzany typ w spiczastej czapce z bażancim piórkiem.
- Ochotnicy z wiadrami wraz z druidem Markalem siejącym magicznym deszczem na lewo i prawo ugasili pożar lasu - zameldował wszem i wobec, po czym podszedł do Noristuora, wymieniając z nim na stronie kilka szeptanych słów, ewidentnie objętych klauzulą dyskrecji.
Piętnaście minut później przybiegł niski typ z zestawem zębów tak szpetnym i odrażającym, iż nawet absurdalna ilość tanich świecidełek, którymi się obwiesił, nie potrafiła odwrócić uwagi od horroru jego jamy ustnej. Oznajmił śpiesznie, iż przesłuchanie drowiego jeńca trwa, że to sztuka twarda, perfidna i pewnie minie jeszcze dużo czasu, nim z czarnego chama wytoczą upragnione informacje. Zapytał też, jakie postępy Lisia kompania odnosiła z własnym jeńcem, wysłuchując uważnie wszystkich informacji, by następnie odbiec w kierunku garnizonu, by przekazać Jerrodowi co trzeba "słowo w słowo i niechaj mi Bane wyżre oczy, jeśli coś zapomnę!".
Następnie przez stosunkowo długi czas panowała cisza i spokój, przerwana dopiero gdy słońce zaczęło chylić się ku horyzontowi, wydłużając cienie i ograniczając ilość światła zdobiącego Noristuorowy przyczółek. Wtedy to wrócił posłaniec od czapki i piórka, oznajmiając, iż Opactwa Złotego Snopa zostało zinfiltrowane przez drowich zabójców, podpalone, zaś Matka Przełożona zaatakowana - szczęśliwie jednak kapłance udało się odeprzeć nagły atak, zaś napastnicy zostali przepędzeni. Dzięki błyskawicznej reakcji sąsiednich wiosek bezcenne plony zostały w większości ocalone - ku niewątpliwej uldze wszystkich zainteresowanych.
Dopiero z nadejście właściwego wieczora pojawił się gość ostateczny, tym razem nie marny substytut napędzany siłą miedzianego grosza, a rozmówca we własnej osobie - ni mniej, ni więcej jak Jerrod, w towarzystwie dwóch Jeźdźców z dystynkcjami dziesiętników, wszyscy w kolczugach i mieczami przy pasach - wyposażenie to świadczyło wyraźnie o tym, jak poważnie przywódca wojowników Doliny wziął sobie do serca zagrożenie ze strony drowich asasynów hasających radośnie w-te i we-wte po okolicy.
Noristuor kończył właśnie instruować Niewidzialnego Myśliwego, jak to ma śledzić półdrowkę i baczyć, czy aby nie miała ona zamiaru zboczyć gdzieś ze szlaku celem siania fermentu maści wszelakiej. Słysząc kroki nowych gości, odprawił przywołańca, który - choć nikt nie mógł go rzecz jasna zobaczyć - ustawił się za rozwiązaną i wyposażoną w rynsztunek własny Neshą - która to z kolei skryła się w cieniu wieży, nie mając zamiaru pokazywać się nowoprzybyłym.
- Witajcie. Mam nadzieję, że zdążyliście już odnowić siły po bitewnej zawierusze - przywitał się Jerrod, przysiadając ciężko opodal ogniska, na topornej, zakurzonej ławie wyciągniętej z Noristurowego siedliszcza.
Jego pomagierzy albo zostali dekoncentrowani przez obecność diablęcia, albo zwyczajnie zostali pokonani przez panujący wszem i wobec półmrok, bądź magię drowiego piwafwi - w każdym wypadku Nesha przemknęła za ich plecami i udała się ku wyjściu, tropiona ślad w ślad przez Niewidzialnego Myśliwego.
Jerrod przez dłuższą chwilę obserwował w milczeniu płomienie, z miną człowieka zagonionego w kozi róg.
- Ochotnicy gaszący pożar wracając do Brodu mieli wrażenie, że są obserwowani - zaczął po chwili, zwracając spojrzenie w kierunku swoich rozmówców. Twarz mężczyzny, tak bardzo porywczego przy pierwszym spotkaniu z drużyną, teraz zdawała się należeć do kogoś znacznie spokojniejszego i starszego; ale także znużonego i odrobinę zdesperowanego. - Merkal, druid, posłał między drzewa swoich zwierzęcych szpiegów, którzy potwierdzili obecność goblinów. Wróg nas obserwuje... Smok tym razem, jak mniemam - dodał, zwieszając na chwilę głos.
- Widzę teraz, iż konflikt wkracza w kolejny etap, skoro drowy wysiliły się na tak śmiały szereg ataków - podjął znowu. - Ale to mój kawałek chleba. Wkrótce ruszę na front z wszystkimi dostępnymi siłami, byśmy mogli przystąpić do ostatecznej rozprawy z przeciwnikiem. Bród pozostanie jedynie z minimalną obstawą. Podobnie zresztą jak sąsiadujące wioski... Rzeknijcie zatem, co też planujecie? Czy ruszycie teraz na smoka, który spędza nam sen z powiek? Jeśli bowiem będę musiał baczyć z jednej strony na atak drowów, z drugiej zaś na bandy orków i ziejącego ogniem jaszczura... - Pokręcił głową. - Odetchnąłbym z ulgą, a wraz ze mną wszyscy mieszkańcy Mglistej Doliny, gdyby łeb Gada zawisnął nad bramą garnizonu. Dacie mi... Nam, tą ulgę? Jeśli tak, to moi przewodnicy i zwiadowcy są na wasze skinienie.