czw cze 23, 2011 4:31 pm
Jesse i Dziewiątka poszli przodem zostawiając resztę z tyłu. Pierwszy szedł Jesse, za jego plecami skradał się łowca mutantów. Dziewiątka wyjrzał ostrożnie zza rogu, natomiast Jesse, zbyt pewny siebie, po prostu zza niego wyszedł...
W głębi korytarza, zaraz pod sufitem siedziały dwa pająko-mutki, które natychmiast rzuciły się na Jessego. Jeden biegł prawą ścianą, drugi wspinał się z lewej. Znowu wydały z siebie dźwięk między krzykiem, a piskiem i popędziły w kierunku swojej ofiary. Rozległy się dwa wystrzały i jeden z potworów został powstrzymany. Spadł ze ściany ciągnąc strugę cichnącej posoki, ale pozbierał się tam i już po podłodze kontynuował natarcie. Drugi z mutantów uniknął kuli, która zrobiła wielką dziurę w betonowej ścianie i skoczył na Jessego. Nóż miał zbyt krótki zasięg, unik był niemożliwy. Na twarz i klatkę piersiową żołnierza spadło jakieś 25 kilo szponów i opancerzonego mięcha. Rewolwer wypadł z dłoni. Jesse utrzymał się na nogach i raz za razem pchał nożem w bok mutanta, powstrzymując go drugą ręką, gdy ten próbował dobrać się do oczu człowieka... Drugi z mutantów otrzymał kolejny postrzał od Dziewiątki, który tym razem okazał się śmiertelny.
Tym czasem z drzwi na końcu korytarza wypadły kolejne 3 mutki i chmarą ruszyły na ludzi. Jeden po podłodze, drugi po ścianie, trzeci zgrabnie i z łatwością biegł po suficie, przeskakując lampy...