Może to nie D&D ale w Kryształkach miałem elfiego barda - iluzjonistę który zajmował się dyplomacją. Zajmował się na tyle skutecznie, że udało mu się wkręcić jako pośrednik w wielkiej skali handel niewolnikami z orkami i jakieś układy z jakimiś bardzo ważnymi czarnotrupami (KC-towy odpowiednik licza, tylko że mechanicznie absurdalnie przegięty). Zarobił na tym absurdalnie dużo forsy. A wszystko zaczęło się od muzyki i wiedzy bardów;
Na jakimś bardzo ważnym spotkaniu między bardzo ważnymi osobami drużyna robiła za eskortę jednej ze stron a mój bard przy okazji dbał o stronę kulturalno-rozrywkową spotkania. Po kilku super dobrych rzutach wyciągnął z pamięci (bardic lore) jakieś historyczne zaszłości między obecnym na spotkaniu czarnotrupem a przodkami zasiadającej po drugiej stronie szlachty, zaimprowizował o tym balladę i sprawił że niektóre osoby pod wpływem emocji podjęły inne decyzje niż miały podjąć. Później odrobina blefu, odrobina szantażu i jakaś mała kradzież artefaktu czy dwóch i jakieś malutkie skrytobójstwo i nagle 8-poziomowy bard stał się strasznie ważną osobą. Niestety ostatecznie wyszedł na tym bardzo źle, bo o jeden raz za dużo nadużył czarnotrupiej cierpliwości za co stracił duszę.
Zanim jednak stał się próżną skorupą, spłodził mnóstwo dzieci będących pół-elfami pół-różnymi stworami, przeżył kilka wielkich romansów, budował z drużyną twierdzę na bagnach, współtworzył goblińską armię partyzancką, uczestniczył w jakichś wojnach, polował na trolle, zginął i został wskrzeszony...
To było fajne