Mayhnavea pisze:Wskazuje to, że w kontaktach zdrowych (a nie z udziałem ofiary) ci ludzie mają swoją określoną orientację.
Tak, jest tam nawet przytoczone doświadczenie, na podstwie którego taki wniosek wyciągnięto:
"
W losowej próbie 175 mężczyzn wykorzystujących seksualnie dzieci około połowy utrzymywało kontakty seksualne jedynie z dziećmi. Pozostali sprawcy, którzy utrzymywali kontakty seksualne także z osobami dojrzałymi, byli heteroseksualni. Dwie trzecie ofiar stanowiły dzieci płci żeńskiej, a jedną trzecią – męskiej. Nie zanotowano przypadku homoseksualnego mężczyzny będącego sprawcą aktów pedofilskich."
Przyjmijmy, że homoseksualistów w społeczństwie jest 5% (chociaz spisy powszechne podają niższe dane). Badanie jest na mężczyznach, wiec odrzucamy lesbijki (pewnie połowa z tych 5%). Zgodnie z tym w badanej grupie powinno być statystycznie 4,4 homoseksualistów. Wiemy, że połowa grupy prawdopodobnie nie jest homoseksualistami, o orientacji drugiej połowy nic nie wiemy.
Podsumowując: trzecia część ofiar to osoby tej samej płci, nie wiemy jaka jest orientacja połowy sprawców. Ale ponieważ żaden ze spodziewanych czterech homoseksualistów się nie znalazł (ujawnił?), więc stawia sie kategoryczny wniosek: "prawdopodobnie więc homoseksualizm i homoseksualna pedofilia są wobec siebie rozłączne".
To pewnie reprezentacyjne doświadczenie, o dobitnych wynikach. A ja mam wrażenie, że ktoś tu sciemnia. Może się nie znam, ale to wrażenie wraca do mnie często. Krytykowałem już w temacie dramatyczne "raporty o przemocy wobec homoseksualistów", które gdy je zestawić z innymi raportami (np. o przemocy w szkole, w domu itp.) pokazują, że homoseksualiści w szkole bywają ofiarami przemocy rzadziej niż przeciętny uczeń. A ogólnie doświadczają przemocy nie bardziej niż same tylko kobiety w samym tylko domu.
Może to kwestia metodologii, moze uproszczeń. A może manipulacja. Skąd mam to wiedzieć? Przyjąć na wiarę?
Mayhnavea pisze:Z tego, co sam napisałeś wynika też, że pedofilia homoseksualna nie jest traktowana jako podkategoria homoseksualizmu jako orientacji.
To jest jakieś rozwiązanie. Po prostu trzeba by nazwać homoseksualne zachowania pod wpływem choroby jakoś inaczej niż "homoseksualizm". Weźmy termin "homopatologia" (jest takie słowo?). I dalej będzie można mówić, że homoseksualizmu się nie leczy, jest wrodzony itp. A jak ktoś chciałby leczyć, albo nawet mu się uda, to będzie można powiedzieć, że to nie był prawdziwy homoseksualizm.
EDIT:
Vozu pisze:chciałem podkreślić głównie dlatego, że Gedeon uderzył w wybitnie kłamliwą, krzywdzącą i sofistyczną nutę jaką jest "przypadkowe zauważenie", że większość przypadków pedofilii o jakich wiemy to mężczyzna molestujący chłopca,(...) Zagrywka iście paskudna.
No tak, wiem. Ale sama kwestia jakieś rzeczywiste znaczenie ma, chociażby wtedy gdy mówimy o powierzaniu dzieci pod opiekę homoseksualistom. Przyznam, że argumenty "bo facet z chłopcem to nie homoseksualizm" do mnie nie trafiają.
Dodatkowo mamy tu przykład, że można w wyniku choroby skierować popęd na określony obiekt (określoną wiek, płeć, inne parametry). Z drugiej strony często stanowczo stwierdza się, że na samą płeć nie można skierować popędu w wyniku choroby. Ot, taki paradoks.