Zapraszam do lekkiej dyskusji porównującej stare i nowe produkcje. Ja zacznę
Pamiętam pewien przedział czasowy, będący moją prywatną "złotą erą" gier komputerowych. Od około 96, do 2002. Wcześniej na komputerze nie grywałem, z racji młodego wieku połączonego z czasami, gdy dwuletnie dzieci na kompach nie grały (jestem z 1991). Około wspomnianego 96 roku grałem w pierwsze dwie gry swojego życia. Jedna to były jakieś proste raidy, druga to dość kultowa gra (wybaczcie, lecz nazwy nie pamiętam), gdzie uciekaliśmy kosmitą z czegoś w rodzaju więzienia - ot taka platformówka. Dobre czasy, gdy tytułem gry było słowo "rajdy" - oczywiście nie oficjalnie, ale każdy wiedział o co chodzi, bo wielu gier "na topie" nie było. Potem zaczął się okres, jak siedząc u babci na kompie z 400mhz prockiem zagrywałem się w star crafta. Nie umiałem przejść dalej niż do 5 misji w żadnej kampanii, i dopiero po trzech latach odkryłem, że istnieje możliwość gry w mapę "wolną", jednak nie przeszkadzało to w super zabawie. No i udawaniu goliatha na podwórku, oczywiście . Komputer u babci (należący do wujka, swojego sprzętu nie miałem aż do roku 2010) stał nie modyfikowany, tymczasem w domu brat miał super maszynę z 1ghz prockiem (nigdy nie znałem się specjalnie na kompach, ale wtedy nie zwracałem uwagi na nic innego, jak na szybkość procka. Wydaje mi się, że poniekąd słusznie, bo karty graficzne się wiele nie różniły od siebie, aż do wejścia akceleratorów 3d). I wtedy zaczeło się, w domu pogrywałem w takie super wypasione hity jak need for speed III, settlers III, gta III (ach te trójki), a u babci nieśmiertelne starocie. Wtedy pamiętam, że czekałem na premiery nowych gier, i nigdy nie byłem rozczarowany. Pamiętam jak dziś, jak byliśmy gdzieś na wsi, i oglądaliśmy w CDA reklamę baldur's gate II (wtedy mówiliśmy burdel's gate:P). Nie byłem nigdy jakimś maniakiem, grałem sobie godzinę-dwie, ale z gier czerpałem prawdziwą przyjemność. Po prostu czułem ten klimat, który gra starała się tworzyć. Potem mój złoty okres gier zaczął gwałtownie się kończyć, za sprawą 3d stosowanego, moim zdaniem niepotrzebnie, w grach platformowych i strategiach. Nie mogłem zrozumieć, patrząc na np tzara i warcrafta III, dlaczego taka brzydka gra jak warcraft wymaga lepszego sprzętu (żebym mógł oglądać jakieś debilnie wyglądające ruchome mordy, i obracać kamerę), od tzara, który oferował proste graficznie, ale klimatyczne tereny, jednostki i budowle. Wtedy zarzuciłem zainteresowanie grami nowymi. Wiadomo, pojawiło się pare tytułów, które mi się spodobały, i dołączyły do moich ulubionych (najnowsze gry w jakie grywam, to NFS most wanted, i GTA SA), ale to już nie było to samo. Nie tylko wizerunek gier się zmieniał, ale też wizerunek graczy. Gry przestały oferować świetnie dopracowany klimat, fabułę itd, dając w zamian graficzne fajerwerki (które za dwa lata stawały się przestarzałe). Gracze, jak zauważyłem, przestali grać dla czystej przyjemności, a zaczęli jakby z poczucia obowiązku. Kiedyś nie było za przeproszeniem pier*lenia o "itemkach", tylko mówiło się "jaa, ale w diablo był fajny cmentarz, nie? I te trupy wszędzie łaziły, a ja w nie strzelałem takim piorunem". Teraz liczy się tylko multiplayer, rushowanie, zdobywanie leveli, itemków i innych pierdół. Gdzie w takim graczu pozostał ten zafascynowany dzieciak, który grywał w gry jeszcze pare lat temu? Pamiętam, jak grając w bgI łaziłem po domach w beregoście, i gadałem z mieszkańcami. Albo bawiłem się w złego kapłana, i przy pomocy szkieletów podbijałem wrota baldura, mówiąc pod nosem kwestie strażników i mieszkańców. Dzisiaj już czegośtakiego nie widuję, a przyznam, że znam paru młodszych i starszych graczy. Niedawno grałem sobie na przerwie między zajęciami w diablo II, i popijałem poranną kawkę. Nagle podbił do mnie kumpel z grupy. Zaczęło się, że mam słabą postać, że nie takie itemki itd itd. A co mnie to do cholery obchodzi? Mam grać dla itemków, czy przyjemności? Może ładowanie wszystkich punktów w przywołanie szkieleta, i dowodzenie szkieletami nie jest świetną strategią, ale sprawia mi przyjemność łażenie z taką ekipą.
Podsumowywując, nie rozumiem dlaczego rozwój gier poszedł w takim kierunku, w jakim poszedł. Grafika jest coraz lepsza, przez co dwu-trzy letnie gry zaczynają wyglądać staro. Nie zauważyłem za to czegoś takiego w 2d (tzn w tych najstarszych tytułach owszem), ale jakbym odpalił heroesa III, tzara, age of emires, i KKND2, to nie potrafiłbym powiedzieć, która gra jest najstarsza, a która najnowsza. Nie rozumiem, gdzie twórcy widzieli konieczność zmiany 2d na 3d, jeżeli nie było to konieczne (platformówki czy rtsy). Owszem, dzięki temu powstał np taki crock, gdzie możemy łazić też na boki, ale słuszna droga i tak jest tylko jedna. A o ile bardziej klimatyczną grafikę miał taki jazz jack rabbit 2? A strategie? Same bajeranckie efekty, przez co wszystko jest dla mnie nieczytelne. W 2d obserwując bitwę widziałem co się dzieje. A w nowszych tytułach wszystko świeci, miga, i nie wiem co się w ogóle dzieje. Oczywiście muszę mieć do tego kompa chłodzonego lodowcem, o większej ilości rdzeni niż mam lat. A co mam w zamian? Mogę sobie przybliżać i obracać kamerę...