Klebern pisze:Społeczeństwo Thay jest mocno podzielone. Niewolnicy stanowią najniższą kastę, zaś Czerwoni Magowie najwyższą. Zabijanie, poniżanie to nie jest sposób na wyhodowanie sobie osobników z najwyższej kasty społecznej. To jest dobry sposób na wychowywanie niewolników a nie władców życia i śmierci.
Wszelki ostry dryl służy wpojeniu rekrutowi strachu przed przełożonymi, posłuszeństwa i bezwzględności. Chodzi o to, by wytworzyć dążenie do odwetu i należycie je ukierunkować. Lęk przed przywódcami nie pozwala mścić się na nich, więc po tyłku dostają podwładni i niewolnicy. To oczywiście uproszczona teoria, ale ten aspekt szkolenia z pewnością wezmą pod uwagę nauczyciele przyszłych władców Thay, którzy bardziej potrzebują popleczników niż ambitnych następców. Są jednak magowie i akademie nastawieni bardziej pragmatycznie i "patriotycznie" (taka była chyba Academy of Shapers and Binders przed zamachem, ale nie dam głowy). Co zaś do niewolników i władców, to jedno słowo: Liberia.
Klebern pisze:Zatem sam proces rekrutacyjny wyławia wśród społeczeństwa najinteligentniejszych osobników. I pochodzenie osoby nie ma tu zbytnio do znaczenia. Ograniczanie się do jednej wybranej kasty spowoduje to, że bardzo szybko wyczerpuje się zasób młodych adeptów i po pewnym czasie następuje degradacja znaczenia najwyższej kasty.
Tym niemniej thayańscy Rashemi zostali dopuszczeni w szeregi CM bardzo późno i nie osiągnęli zbyt wielkiej liczebności - choć niejeden zaszedł wysoko (o ile pamiętam to szef Gildii Handlu zagranicznego był Rashemitą).
Poza tym oczywiście Klebern słusznie zwraca uwagę, że akademie są ośrodkiem kształcenia szlachty, co oczywiście wymusza wykształcenie w studentach odpowiedniej pychy i elitaryzmu, ale także "wiary w ustrój" oraz poczucia zależności od organizacji. Proces dydaktyczny CM jest w istocie balansowaniem pomiędzy moralnością panów i niewolników - w praktyce ta pierwsza wyraźnie przeważa.
Klebern pisze:Ale na pewno nie zleca się im poniżających prac fizycznych. On ma się uczyć jak władać magią a nie jak czyścić wychodki. Każda godzina nie spędzona na nauce to godzina stracona.
Każda godzina nie spędzona na nauce oddala od wymarzonej potęgi i statusu, wydłużając okres nowicjatu. Nie znam surowszej kary dla ludzi takich jak adepci CM
. Należy też zauważyć, że Thayanie są ludźmi mimo wszystko ogromnie zdyscyplinowanymi i odpornymi na tortury tak psychiczne, jak i fizyczne, których to cech nabierają w drodze rygorystycznego szkolenia. Biorąc pod uwagę thayański rasizm oraz zamknięty model społeczeństwa wszyscy bardziej dalekowzroczni CM powinni w naturalny sposób przywiązywać pewną wagę do "ochrony krwi mulańskiej". Poza tym ktoś o wątłym zdrowiu nie przeżyje wyczerpującej edukacji ani pracy "po godzinach" dla mistrzów, którzy chętnie wykorzystują uczniów do prywatnych celów. Dlatego sądzę, że w thayańskim szkolnictwie magicznym przywiązuje się większą - choć niekoniecznie największą - wagę do fizycznej kondycji adeptów niż np. w Halruaa.
Naturalnie wychodków nikt im czyścić nie każe. Wymagania są znacznie większe, a wyzwania bardziej wyrafinowane.
Co do śmierci, to kształcenie umiejętności i gotowości do jej zadawania musi być jednym z podstawowych punktów programu. Czerwonym Magom nie brakuje ofiar do utylizacji w drodze eksperymentów magicznych czy też czysto rozrywkowych mordów (w świecie, w którym dzieci watażków z okazji urodzin dostają 50 niewolników do własnoręcznego zaszlachtowania, nie powinniśmy się temu dziwić). "Kukieł" nikt nie żałuje, a jeśli tak, to od czego są konstrukty. Krew ucznia jest cenniejsza od ćwiczebnego mięsa. Zresztą człowiek lub humanoid to zapewne nie najgroźniejszy sparringpartner dla thayańskich studentów.
Zabójstwo innego adepta jest karane najsurowiej, jeśli zostanie ujawnione i udowodnione. Kto dał się zabić, dowiódł swojej słabości. Kto umie zabijać silnych i unikać kary, dowodzi swojej wartości. Gdyby student był tak cenny, to karą byłoby wskrzeszenie na koszt zabójcy
.