@Gedeon - to co napisałeś nie ma nic wspólnego ani z feminizmem (czy to liberalnym czy też radykalnym), ani z wymową opowiadania.
Opowiadanie jest o tyle feministyczne, o ile feminizm ujmiemy jako odtwarzanie podmiotowości kobiety, poprzez tworzenie literatury, w której figura kobiety (jakiejkolwiek) jest centralną postacią, a nie przez pryzmat taniego antyfeminizmu płynący zazwyczaj z ust osób, które myśli feministycznej nie znają.
(a jest tam wiele ciekawych perełek, z którymi niekoniecznie trzeba się zgadzać, ale warto znać, dla przykładu -
Donna Haraway czy
Vandana Shiva, czy też
Evelyn F. Keller.
Ale zakładam, że to tylko takie "żarty".
Opowiadanie nie jest naturalistyczne, jest raczej rodzajem lekkiego wewnętrznego monologu/opowieści prowadzonego przez narratorkę, która opisuje kolejne perypetie od momentu przyjścia do niej jej koleżanki, która stała się zombie. Nacisk nie jest tu położony ani na figurę kobiety, ani na figurę osoby nieheteronormatywnej
- są to raczej ozdobniki, czy też wypełniacze. No chyba, że założymy już wcześniej jakąś ukrytą mizoandryczność (wszak autorką jest kobieta! główną bohaterką też! a morderca mężczyzną). Równie dobrze mogło by się nazywać "Mój konserwatywny (gejowski lub nie) przyjaciel zombie" czy też "Mój lewacki (gejowski lub nie) kumpel zombie". Ah, i dopuszczam oczywiście możliwość, że coś mi się pomajtało i opowiadania nie zrozumiałem
P.S. Mimo, iż troszkę popłynąłem nie mam zamiaru spierać się o teorie feministyczną, chyba że na pw. Bez spięć