Witam wszystkich, to mój pierwszy post na Polterze.
Jestem sobie byłym MG który od dłuższego już czasu nie miał okazji prowadzić. Odkąd moja stała ekipa się rozjechała po kraju coby studiować, ciężko było się zebrać na sesję, a jak już wszyscy byli na miejscu to nikt nie miał weny poprowadzić czegokolwiek - próby były, ale często kończyły się na stworzeniu postaci.
A tu ostatnio, wpadł mi do głowy pomysł na kampanię. Rozpisałem sobie jakiś mglisty zarys, i stwierdziłem że mógłbym nad tym popracować. Dałem znać swoim byłym graczom że chcę zacząć sesje neury w wakacje. Wszyscy się ucieszyli i nakręcili zdrowo, no a ja pozostałem ze stworzeniem tej kampanii.
Piszę więc jako mg który coś tam umie, i coś wie, ale któremu trzeba trochę pamięć odświeżyć. Liczę na waszą pomoc.
Pierwsza sprawa którą chcę sobie ustalić to mechanika. Jakiś czas temu przy okazji nudy przeczytałem sobie dodatek ołów - mam skrzywienie na punkcie realistycznego oddania pola walki, więc natychmiast mi przypadł do gustu.
No i pojawia się tu problem że ołów znam tylko w teorii - nie miałem okazji prowadzić gry w tym kolorze. Głowię się nad faktyczną grywalnością tej mechaniki, bo wydaje się być sporo wolniejsza od klasycznej. Takie elementy jak śmierć z wykrwawienia, zgon od jednej pechowej kuli czy leczenie ran wydają się być fajne, ale nie uśmiecha mi się gra w której pół drużyny pada przy pierwszej potyczce, a druga połowa spędza dwie następne sesje w lazarecie. Mechanika wydaje się propagować korzystanie z pancerzy osobistych, ale to się gryzie z moją wizją świata. Wcześniej moi gracze na oczy nie widzieli głupiego hełmu, więc nie widzi mi się żeby teraz radośnie biegali, oszpejowani jak pr0 komandosi.
Więc, czy ktoś mógłby się podzielić swoimi doświadczeniami z ołowiem, napisać jak to w praktyce się sprawdza?
Druga sprawa, to taki zgrzyt związany z walką wręcz. Generalnie z moich doświadczeń wynika że walka prowadzona zgodnie z mechaniką makabrycznie się dłuży i nudzi. To co w świecie gry jest krótką szamotaniną, przy stole zajmuje kilkanaście minut podczas których nawet walczący gracz usypia. Też tak to odczuwacie? Macie jakieś patenty? Najłatwiejsze byłoby oczywiście zredukowanie ilości walki wręcz do minimum, ale akurat planuję kampanię ze sporą ilością walki na krótkich dystansach więc coś muszę zaradzić.
Jeszcze jedna sprawa odnośnie ww - co się robi jeśli podczas strzelaniny kilku typów na siebie wpadnie i zacznie się okładać pięściami? Albo odwrotnie, przy bójce reszta zdecydowała się sięgnąć po giwery? Jak te całe sukcesy i porażki decydujące o walce wręcz się komponują ze standardowymi segmentami? Jak działa inicjatywa? Może o czymś zapominam, ale strzelanie i walka na noże wydają się być tak oderwane od siebie jakby nigdy nie miały mieć miejsca jednocześnie.
Hmm, co tu jeszcze. A tak - kwestia amunicji i dostępu do broni. Gracze przy tworzeniu wybierają sobie jakąś tam klamkę, trochę pestek i żyją w przeświadczeniu że dużo lepiej nie będzie. Aż do momentu pierwszej potyczki z gangerami - nagle amunicji przybywa, a i każdy dobiera drugą klamkę do kompletu. Tak kilka razy i wszyscy mają jeden pistolet na każdy dzień tygodnia, karabin w ulubionym kolorze a amunicja wysypuje się z kieszeni. To taki efekt kuli śniegowej który nie bardzo wiem jak rozwiązać, bo przecież nie będę na nich rzucał tylko dzikusów uzbrojonych w oszczepy do miotania, ani nie będę wiecznie szczuć bestiami z większą lub mniejszą liczbą ostrych odnóży. Co tu proponujecie?
Choroby - z tego elementu cieszyłem się jak głupi kiedy pierwszy raz prowadziłem. Każdy ma jakieś paskudztwo, każdy musi coś łykać - klimat jak się patrzy. No a tu gracze kupują sobie na wstępie zapas witaminek na trzy miesiące. I co? Choroba z klimatycznego elementu staje się nic nie znaczącym polem na karcie postaci. A grać wrednego mg - wysyłającego hordy kieszonkowców których jedynym celem w życiu jest gwizdnięcie postaciom ich pigułek - nie chcę. Może źle wyczytałem, może pamięć mi teraz płata figle, ale jak pamiętam to ceny lekarstw raczej nie służą temu żeby choroby były faktycznym utrudnieniem.
To chyba tyle z moich wątpliwości póki co. Wybaczcie jeśli niektóre z nich wydają się błahe ale jak pisałem na wstępie - dawno nie mistrzowałem, i sporo z tego fachu zapomniałem. Jeśli coś jest wyjaśnione w podręczniku, to również przepraszam, ale obecnie od mojej podstawki dzieli mnie kilkaset kilometrów.