Mam przyjemność mieszkać z największą choleryczką jaką znam. Wredna, złośliwa istota, która zawładnęła moim sercem. Ja jestem osobą ugodową i taką, która lubi mieć święty spokój.
Skąd ja to znam... . Z jedną różnicą - jeszcze wszystko przede mną. Do tej pory pomieszkiwałem z lubą przez tydzień, dwa, miesiąc, w zależności od wolnego czasu (mieszkamy kawałek od siebie, a nie chcieliśmy, by nasze spotkania kolidowały za bardzo ze studiami). Na ogół rozumiemy się bez słów; cud-miód, idylla itp., choć bez zgrzytów, rzecz jasna, się nie obywało. Najczęściej dochodziło do nich, co najśmieszniejsze, po moim wyjeździe. Ale to już inna historia...
Za tydzien przenoszę się do dziewczyny... Twoje zwierzenia Ank, nie napawają optymizmem . Mam nadzieję, że po przeprowadzce moja lepsza połówka nie przytyje 50kg i nie zacznie mnie lać kapciem czy obdzierać z zaskurniaków. Zdam relację za jakiś czas. Zobaczymy, czy sytuacja ulegnie diametralnej zmianie, czy będzie jak dotąd (czyli w porządku).
Niestety, jest to flaw tyczący się – z tego, co zauważyłem – większości facetów, w tym mnie
..i mnie... :/