czw sie 02, 2012 12:54 am
DJ Hypno - Robert Bender
Młody mężczyzna na wpół leżał na wpół siedział oparty o ściane taniego, wynajmowanego szescianu. Klitka była mała. Jak to zawsze bywało z tanimi sześcianami. Sprzęt i wystrój też był minimalistyczny. Jak to w tanich sześcianach. Mężczyzna miał krótkościęte jasno brązowe włosy. Gdyby były trochę dłuższe opadałybym mu na czoło ale właśnie dlatego nie były. Na sobie miał czarny podkoszulek a wielkim białym namazanym symbolem Anarchii namalowanej na czerownej gwieździe. Ramiona bardziej odkryte niż zakryte czarnymi rekawami opadały na intrument najdujący się na udach mężczyzny.
~ Dzis ni z tego nie będzie... ~ westchną cicho zniechęony. Zsunął z uszu profesjonalne słuchawki i pozwolił by opadły mu na pierś. Przez chwilę cicho pogrywał na klawiszach beznadziejnie licząc, że jeszcze w ostatnim momencie coś z tego będzie ale wyrok był nieubłagany. Dzisiaj wena go opuściła. I najwyraźniej nie miała zamiaru wrócić. - A może się najebać? - spytał na głos sam siebie. Jakby walnął jakiegoś draga czy innego psychotropa popił czymś promilowym i oddalił się w inne stany świadomości to może wtedy na coś by wpadł? Albo na kacu drugiego dnia...
Ale wówczas musiałby wyjść. A wyłazić mu się nie chciało. Popatrzył w ekran tv przez chwilę bezmyślnie przerzucając kanały. Po chwili zatrzymał się gdy w oko wpadła mu ładna buzia prezenterki. ~ Niezła dupa ta Linda ~ przez chwilę wpatrywał się tylko w prezenterkę kompletnie olewając to o czym ona mówi. Był ciekaw czy któryś z jego kumpli i znajomków nie potrafiłby dorwać jakiś jej fotek w ciekawszych strojach albo jeszcze lepiej bez. ~ Ale pewnie by trza im zabulić a niby kurwa kumple, pasożyty jedne, tylko jak koncert mam to załatw, wejściówke, i zalatw wejściówkę! ~ raczej senny i monotonny nastrój muzyka został zburzony przez falę bezsilnej złości.
Ostatnio Robert Bender znany raczej jako DJ Hypno, muzyk, DJ, tekściarz, rebeliant, anarchista z zatwardziałym zamiłowaniem do słuchania klasycznego punka oraz jego współtworzenia z najróżniejszymi mixami przeżywał kryzys wiary. Całe życie uważał sie za buntownika i walczył z systemem. Bunt, gniew i niezgoda na zastane czasy i sytuacje polityczną, społeczną i ekonomiczną, świata czyli paru okolicznych dzielnic w jakiś się wychował a najbardziej jego samego były źródłem jego siły i napędu, dały mu natchnienie do skomponowania swoich najlepszych tekstów i kompozycji. Jednak ostatnio odkrył, że wszyscy są w jakimś systemie. Nawet on sam i jego kumple i znajomi też tworzyli jakiś system. Nawet ich bunt i rebelia też były wpisane w ogólny plan systemu. I to go załamało. Tworzyło mentalną i twórczą zapaść z której nie miał sił ani pomysłu się wyrwać. Okazywało się, że walcząc z systemem wpsomaga system który chciał zniszczyć. To było straszne odkrycie. Zastanawiał się czy kiedykolwiek jeszcze da radę coś napisać. A jeszcze rok temu tworzył bez opamiętania. Prawie każde wydarzenie było motorem jakiegoś motywu. A teraz... Teraz to wszystko wydawało się błahe i nieważne, smieszne i dziecinne... Hypno nie mógł tego znieść... Dlatego ostatnio co raz częściej gdy spogladał albo czyścił swoej rewolwery myślał o tym... Był jeden ostateczny środek by wyrazić swój sprzeciw...
Patrząc smetnym wzrokiem ni to na broń ni to na keyboard wzrok przesunął mu się na ładną buzię na ekranie... ~ A no tak... Wydarzenia... ~ skupił swą uwagę na kobiecie opowiadającej o najnowszych wydarzeniach. I prawie od razu krew w nim zawrzała jak dawniej - Kurwa sędzia wziął w łapę, gliny zgubiły dowody a ten prawniczyna ma pewnie połowę świadków pod lufą! Hujek jeden! A trupy jak były tak kurwa są i jak zwykle do chuja nie ma niewinnych! - wrzasnął wsciekle "kłócąc" się z reporterką i wzmacniając swe słowa ciśniętą w ekran poduszką. Tak samo było ze współczesnymi plantatorami niewolników czyli korpami. Na szczęście był Johnny Silverhand. Robert kupił bilet wcześniej, akurat mu się udało od kumpla który "miał dojścia". Nie mógł sie doczekać by znów nie zobaczyć swojego idola ale i po cichu konkurenta na żywo. - Ehh... Żeby tak z nim kiedyś zagrać i dać czadu... - Wyobraził to sobie. On i Johnny na scenie we dwóch. Te wszystkie światła, dym,lasery i cały ten czad. Johnny ze swoją gitarą i niepowtarzalnym głosem oraz on, Hypno ze swoją sztuką czarowaną z keyboardu. Jak obaj w zgranym duecie zbliżają się do finały i wtedy, właśnie wtedy, gdy oni dwaj na scenie i cała widownia pod scena staliby się jednością, jednym ciałem, sercem i umysłem, własnie wtedy - Jeeeebaaaććć systeeeemm!!! - Ale byłby czad... Nawet teraz, gdy obecnie było to raczej ciężkie do zorganizowania na samą myśl Roberowi płonęły oczy i policzki. Noo... To byłby czad... Wizja tak go pochłonęła, że dopiero po chwili się zorientował, ze swe sztandarowe hasło wydarł się na całe gardło, tak samo jak na koncertach albo innych zadymach.
Tak... Było coś dla czego wciąż warto było chodzić po swiecie. Rozgorączkowany zaczął zbierać swe porozrzucany niewielki dobytek z klitki i gdy się spakował wyszedł na zewnątrz nie oglądajac się za siebie. Początkowo po prostu szedł przed siebie pozwalając by nogi same go niosły. Dopiero po jakimś czasie zaczął trzeźwiej myślec. Musiał się spotkać z kumplami. Może mieli jakieś ciekawe info, towar, ploty albo dragi. skierował swe kroki do "Blue Night" gdzie lubił ostatnio wpadać. Na pewno ktoś tam będzie. Może wie coś o rzeźniku? Może też idzie na koncert? Na pewno coś będzie wiedział więcej. Wówczas zdecyduje co dalej.