Pashin
Słońce powoli zachodziło za murami małego miasteczka na Stepach, położonego na skrzyżowaniu szlaków handlowych między bogatą w kruszce szlachetne miasto Biały Róg i portami na południu, oraz Cytadeli Kruka na zachodzie z Ilinvur na wschodzie. Pashin, bo tak nazywało się małe miasteczko, mogło poszczycić się całkiem pokaźnym murem obronnym, na którym dodatkowo wybudowano palisadę. Całość mierzyła około 4-5 metrów i zakrywała przed wzrokiem wędrowców większość zabudowy. Okolica nie była bezpieczna po zmroku, więc wędrowcy zmierzali do miasta przyśpieszonym krokiem starając się zdążyć nim ostatnie promienie Słońca schowają się za widnokręgiem.
Była zima, choć tu, na północy, w pobliżu pustyni i morza, nie oznaczało to metrowych zasp i skutej lodem przestrzeni jak w Dolinach Lodowego Wichru. Pogoda raczej nie dopieszczała. Było mroźno, temperatura oscylowała w okolicy kilku stopni na plusie i szybko spadała. Na domiar złego, zaczął wiać bardzo nieprzyjemny wiatr przenikający grube, podróżne płaszcze.
Patrząc w niebo, można było dostrzec wschodzący księżyc między chmurami, który dziarsko przesuwał się wysoko po nieboskłonie za nic sobie mając fakt, że Słońce jeszcze nie rozstało się z tą częścią Torilu.
Drobne smugi pary wydobywają się z nosów i ust strażników przy bramie gdy sprawdzali nadjeżdżające wozy. Głęboki wdech dostarcza mroźnego, czystego powietrza, oraz mieszaninę zapachów - ognisk, grillowanych mięs, koni, siana i świeżości.
Przechodząc przez bramę, strażnicy pobieżnie sprawdzili twarze, broń, wypytali o cel podróży raczej z wymogu służbowego i wpuścili przez bramy nie słuchawszy odpowiedzi. Wewnątrz murów wiatr tak nie doskwierał, jednak mroźne powietrze nadal nie pozwalało na zdjęcie, lub poluzowanie płaszczy. Samo Pashin prezentowało się dość skromnie. Wokół bramy i głównej ulicy uliczni kupcy właśnie zamykali swoje kramy, gasili ogniska i zbierali się do domów. Zabudowa w dalszej części miasta była głównie jednopoziomowa, prosta i klasycznie kwadratowa. Głównie biała- gipsowa, czasem pożółkła. Gdy rodziny rozrastały się, albo przenosiły się do nowego miejsca, albo dobudowywały kolejne piętra. Rzadko jednak widać było więcej niż 2-3 piętra. Ulica ciągnęła się trochę w górę i znikała za załomem większego budynku...