BTW: Chyba jeszcze nie wyzbyliśmy się społecznego przekonania, że jak coś jest materialne, namacalne (tak jak papierowa książka) jest lepsze od tego elektronicznego. Być może wynika to z przeświadczenia o tym, że niegdyś wydanie papierowej książki było bardzo trudne i udawało się tylko nielicznym.
Możliwe, że to prawda. Tylko, ze dopóki owe społeczne przekonanie (nawet jeśli uznamy, że jest irracjonalne) panuje, ebooki cieszą się mniejszym popytem niż książki papierowe, więc muszą być tańsze.
Niestety zapomnieliśmy o tym, że gdy tylko wydawanie książek stało się łatwiejsze, w sferze papieru zaczęła panoszyć się grafomania. Oczywiście również wśród e-booków trafiają się takie "perełki", ale czy to powód aby deprecjonować tę formę wydawniczą?
Mimo wszystko, to jest trochę co innego. W typowym wydawnictwie jednak jest jakaś selekcja, więc cześc gniotów odpada. W self-pubie z natury rzeczy selekcji nie ma.
Żeby było jasne - nie twierdzę, że istnienie takiego segmentu rynku literatury, na którym każdy może sobie wydać, co zechce, jest czymś szkodliwym. Wręcz przeciwnie. Tyle tylko, że trzeba brać pod uwagę, że ów segment ma też pewne wady w stosunku do "tradycyjnego".
Mam pytanie do Gedeona: co Ci daje wydanie poprzez wydaje.pl? Biorą ile % ceny książki i co dają w zamian? Widzę, że o promocję dbasz sam, zawsze też podajesz link do tej jednej strony, bo tylko tam można kupić Twojego ebooka.
Hmm. Pośredniczą w sprzedaży. To znaczy kasa wpływa na moje konto - nie bankowe, tylko w serwisie. Potem będę mógł ją sobie wypłacić. Owszem, gdybym sprzedawał na zasadzie "wyślij mi kasę na konto, czytelniku, a ja Ci wyślę ebooka na emaila" nie musiałbym bulić za pośrednictwo, ale:
1. Byłoby to kłopotliwe, musiałbym się kontaktować z każdym klientem oddzielnie. Musiałbym też sprawdzać co dzień w banku, czy jakaś kasa nie wpłynęła (bankowości internetowej nie uznaję).
2. Ciężko mi uwierzyć, żeby jakiś rozsądny czytelnik zaufał mi na tyle, żeby uwierzyć mi, że po otrzymaniu kasy wyślę mu książkę.
3. Zarobki są i tak śladowe, czy oddaję 60%, czy 10% tak naprawdę nie ma większego znaczenia.
4. Generalnie wiedziałem, że poprzez self-pub ani nie nie zarobię, ani nie zdobędę popularności. Traktowałem to tylko jako kolejną próbę na przebicie się do prawdziwych wydawców, na zasadzie "Patrzcie Państwo, wydałem sam ebooka, który trafił na listę bestsellerów wydaje.pl (co znaczy, że sprzedałem zawrotną liczbę ponad 20 egzemplarzy, ale mniejsza z tym). Może zatem warto choć zerknąć na moje teksty?". Aczkolwiek uświadomiłem sobie, że ten plan był debilny.
Kindle zwykły kosztuje jakoś poniże 100$ więc ma go każdy kto chce a przy tym żyje powyżej granicy nędzy.
Ale większość ludzi w Polsce nie chce. Nie ma takiej potrzeby. Bo jak kilkakrotnie nadmieniłem - Polacy nie szaleją za ebookami. Ja sam ich nie lubię. W całym swoim życiu dla przyjemności, w całości na komputerze przeczytałęm dwie książki (darmowe), a i tak się nieco męczyłem.