Zrodzony z fantastyki

  • 1
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
  • 7
 
Awatar użytkownika
Arvelus
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 815
Rejestracja: sob maja 12, 2012 7:50 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

sob gru 15, 2012 3:42 pm





- Powiedz, dobry człowieku, czy można, zwyczajnie, pójść na przełaj przez piaski i ominąć oazę szerokim łukiem? Czy jej magia rozciąga się zbyt daleko by ta droga wciąż była szybsza?
 
Awatar użytkownika
Sanawabicz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 698
Rejestracja: wt paź 14, 2008 10:23 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

pn gru 17, 2012 7:30 pm

Obrazek
Diogenes


Czytając cały czas wsłuchiwał się w opowieści pozostałych towarzysz. Z każdą chwilą jednak, coraz bardziej zagłębiał się w dziennik, coraz bardziej starał się przypomnieć sobie to wszystko co stracił. Wciąż, mimo tylu starań, tylu powrotów do dawnych wydarzeń nie był w stanie przypomnieć sobie ich twarzy. Wybrał się na wojnę, w której z pozoru znajduje się na straconej pozycji. Wojnie z własnym umysłem, wspomnieniami, marzeniami. Wiedział jedynie, że złość, żal i wściekłość przez lata narastająca w jego sercu nie zostanie odebrana mu tak szybko jak wspomnienia.

Powoli zrobiło się sennie, i zupełnie nie zwracając już uwagi na resztę spakował dziennik do plecaka i położył go pod głową. Nie było to najwygodniejsze rozwiązanie, ale z pewnością bezpieczne. Ostatecznie nie znał nikogo z nich, i mimo że wydawało mu się, że nikt z nich nie posunie się do kradzieży chociaż by wody, która niebawem stanie się towarem deficytowym. Jednak, po wszystkich trudach nie pozwolił sobie nawet na myśl, że brak wody mógł by go teraz zabić. W ten sposób, czuł się bezpieczniej.

Obudziły go odgłosy rozmowy. Dawno nie spał, a organizm potrzebował tego teraz więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Jego umysł już od dawna nie zaznał chwili spokoju, ta noc sprawiała jednak że łowca obudził się z lekkim uśmiechem na wysuszonych ustach. Zebrał się, dość szybko bez zbędnych majaczeń i czynności. Dokładnie wysłuchał słów człowieka pustyni i rozejrzał się. Zastanawiał się jak odnaleźć się w tym środowisku. Czy istnieje tu pojęcie kierunków geograficznych, czy pustynia nie pochłonie ich całkowicie, gdy pod wpływem braku punktu orientacyjnego po prostu zaczną krążyć w koło.
- Przyjacielu, nie znam panujących tutaj zasad, ale w miejscu z którego pochodzę możemy łatwo odnaleźć się dzięki słońcu i gwiazdą. Jak… jak mogę odnaleźć się w tej krainie? Skąd mam wiedzieć w którym kierunku zmierzać? Wszak wskazanie palcem kierunku nie sprawi że po dwóch dniach będę szedł w tym samym kierunku. – przytaknął głową oczekując odpowiedzi. Jednocześnie przytaknął głową na plan ominięcia oazy. Woda wydawała się ogromną przeszkodą, jednak nie taką jaka mogła by ich zatrzymać.
- Gdzie możemy znaleźć coś do zjedzenia? Do picia? Czy są miejsca na tym pustkowiu gdzie możemy odpocząć? Jest coś czego nie powinniśmy jeść?
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

wt gru 18, 2012 11:40 am

Zaratański wędrowiec świdrował Tharosa chwilę swoim przenikliwym spojrzeniem i w końcu odparł.
- Próbować możecie, ale gwarancji wam ja nie dam, że magii złowrogiej umkniecie.

Gdy Diogenes zadał swoją serię pytań, staruszek przysiadł na chwilę, jakby zmęczyło go już ciągłe odpowiadanie. Powoli i jakby coraz bardziej niechętnie odpowiedział. - Jeśli Kanionem Ad-Dahan pójdziecie, o kierunki troszczyć się nie musicie. Wić się on będzie aż do granic Odpoczenienia Metropolii. Jedzenia w stronach tych nie znajdziecie. Mięsa wijów ni skorpionów nie spożywajcie, toksyną są nasączone. Musi wam starczyć to, co macie.

Przeglądając wasze zapasy oszacowaliście szybko, że jedzenia może i starczy wam na trzy czy cztery dni podróży. Jednak wody mieliście tylko na jeden dzień. Może dwa, przy oszczędnym racjonowaniu, ale jeśli temperatura znacznie wzrośnie, to raczej będzie trudne.

Widząc wasze strapienie po przejrzeniu zapasów, Siwaat wtrącił się jeszcze z nutą troski w głosie.
- Zdjąć zbroje i ubrać się lekko musicie. Inaczej od potu wodę stracicie, od gorąca omdlejecie i do Odpocznienia nie dojdziecie. - Patrzał przede wszystkim na Mercutia w jego ciężkiej płycie - Głowy też zakryjcie i ust niepotrzebnie nie otwierajcie, bo atak słoneczny was obali, a żar suchy wypali wam gardła.

Pozostało wam przygotować się do wędrówki i ostatecznie wybrać drogę.
 
slann
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4982
Rejestracja: pt paź 14, 2005 10:35 am

Re: Śmiech mrocznych potęg [D&D 3.5 ed]

śr gru 19, 2012 11:03 am

Popatrzył na resztę.
- Trzy dni bez wody nie przeżyjemy... idziemy do oazy.
 
Awatar użytkownika
Arvelus
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 815
Rejestracja: sob maja 12, 2012 7:50 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

czw gru 20, 2012 4:06 pm


Tharos Taermack
Obrazek



- Nasz gospodarz mówi, że nikt z niej nie wrócił, jeśli dobrze zrozumiałem. A my nie znamy tego świata. To zbyt niebezpieczne. Nie dam głowy, ale zdaje się, że mój TYMCZASOWY - tak, bardzo mocno zaznaczył to słowo - stan sprawia, że nie potrzebuję pić. To ułatwi nieco marsz. Na gorąco też można znaleźć sposób. - mówiąc to wzniósł dłoń na wysokość barków. Zalśniła ona bladym błękitem, gdy dotknął palcem piasku ten momentalnie zamarzł choć nie pokrył się warstwą lodu, jak zwykle się działo, bo zabrakło wilgoci w powietrzu. - Nie zapewni nam to wody, ale mogę zamrozić płaszcz. Odrobinę trzeba by się z nim posiłować by złamać sztywność, a po założeniu powinien uczynić marsz bardziej znośnym.
Ostatnio zmieniony czw gru 20, 2012 11:56 pm przez Arvelus, łącznie zmieniany 2 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Sanawabicz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 698
Rejestracja: wt paź 14, 2008 10:23 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

czw gru 20, 2012 8:47 pm

Obrazek
Diogenes


Diogenes zamknął się przez chwilę w czeluściach swojego umysłu rozważając wszelkie za i przeciw. Wyrwał się dopiero po chwili, spoglądając na towarzyszy i gospodarza.
- Dziękujemy zatem za twą gościnę, i gdybyś przypadkiem lub celowo znalazł się w mojej krainie możesz liczyć na moją pomoc i gościnę. Tymczasem zdaje mi się, ze tutaj nasze drogi się rozchodzą. Po stokroć, dzięki Ci. - Urwał spoglądając na towarzyszy i zrobił kilka kroków na przód.

- Oaza odpada. Po pierwsze, nie wiemy co tak na prawdę tam jest. Nikt nie wrócił, a ja mam zamiar wrócić. Poza tym, dwoje z naszych nie jest w szczytowej formie, a to wcale nie ułatwi nam zadania. Idźmy dłuższą, ale bezpieczniejszą drogą. Co do wody, będziemy oszczędzać i damy radę. Ostatecznie mamy tylko trzy głowy do wyżywienia. - tu spojrzał na nieumarłego i skinął mu głową, jak by w podzięce - Ustalone. Nie możemy marnować więcej czasu... ściągajcie zbroje, zakryjcie głowy i ruszamy.

Łowca zrzucił plecak i pozbył się lekkiej zbroi. Szczelnie zakrył całą głowę, pozostawiając jedynie wąskie szczeliny na oczy. Zakrył kark i ramiona, oraz wszelkie inne miejsca narażone na poparzenia. Był gotowy.
 
Awatar użytkownika
Arvelus
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 815
Rejestracja: sob maja 12, 2012 7:50 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

ndz gru 23, 2012 2:36 pm


Tharos Taermack
Obrazek



Tharos spakował swój plecak i założył go na siebie. Nie miał żadnej zbroi, a jedynie grubą skórę na barkach. To był bardziej ubiór na chłodny klimat, a mimo to wciąż miał wrażenie, że marznie, co tylko sprawiało surrealistyczne wrażenie. Mimo to wciągnął z plecaka koszulę i zawiązał ją sobie na głowie. Wydawało mu się, że nieumarłym udar słoneczny nie grozi, ale był pewny.
- Jestem gotowy.
 
slann
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4982
Rejestracja: pt paź 14, 2005 10:35 am

Re: [DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

śr gru 26, 2012 3:21 pm

Satrius uśmiechnął się. Zastanawiał się, czy nie zabić ich gospodarza, ale zmienił zdanie . Nie chciał robić złej famy flocie, ale następnego kupca jakiego spotkają...
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

śr sty 02, 2013 10:21 am

Rozdział Drugi - Półplan Wygnania
Kanion Ad-Dahan


Pożegnaliście się z samotnym wędrowcem nie wiedząc czy kiedykolwiek jeszcze będzie dane wam się spotkać. Póki co było jednak pewnym, że wasze przeznaczenie leży w przeciwnych kierunkach.

Pierwszy dzień przeprawy przez pustynię oraz noc upłynęły bez większych niespodzianek. Temperatura rzeczywiście rosła w ciągu dnia do poziomów, do których wasze ciała nie były przywykłe. Dwa palące słońca wędrowały po nieboskłonie, każde z nich poruszające się wyznaczoną sobie ścieżką oraz wstające i kładące się według swojego rytmu. Jedynie zenit i antyzenit miały wyznaczone wspólny. Skutkiem tego w samo południe żar i oślepiający blask stawał się nie do opisania i tylko dzięki poradom Siwaata uniknęliście natychmiastowego udaru. Z drugiej jednak strony noce były spokojne i wolne od nieznośnie palącej obecności obydwu słońc.

Drugi dzień wędrówki przez Kanion dłużył się znacznie bardziej niż pierwszy. Krajobraz również się zmieniał. Na początku waszej wędrówki widzieliście jeno ledwo widoczny zarys ścian skalnego wąwozu, zniszczonych erozją słońca i wiatru. Teraz zaś przeistaczał się on w masywny, niemalże w oczach rosnący wszerz i wzwyż potężny kanion. Diogenes nie miał wątpliwości, że kiedyś musiała płynąć tędy rzeka. I to nie byle jaka. Szeroka rzeka o straszliwym nurcie i okresowych wylewach na wiele dziesiątek kilometrów okolicznych równin. Nie sposób było jednak określić jak dawno temu miało to miejsce. Na ten moment na dnie kanionu nie widniały żadne choćby szczątki czy kości. Żadne ślady życia. Z jednej strony mogło to budzić podejrzenia, ale z drugiej, pamiętając o dziwach pokroju Al-Khalify nawiedzających tę krainę, nie było to bynajmniej zaskakujące.

Drugiego dnia po południu podłoże Kanionu zaczęło się zmieniać. Stawało się coraz bardziej kamieniste. Na początku był to rumosz skalny, który spowalniał tylko nieco marsz i niszczył wasze obuwie. Ale już po paru godzinach przerodził się on w nieregularne zwały skalne, przez które musieliście mozolnie to przeciskać się, to przeskakiwać pomiędzy nimi. Było to dość męczące, a do tego zbliżała się pora odpoczynku. Zatrzymaliście się więc na pierwszej skale, która była dość rozległa i płaska, aby dało się na niej jakoś rozłożyć posłania i zasnąć. Diogenes uważnie przyglądał się okolicznym załomom i szczelinom skalnym, ale nie wypatrzył niczego podejrzliwego. Poza tym dotychczas nie spotkaliście w kanionie żadnego śladu życia. Ani tym bardziej robactwa, o którym przestrzegł was napotkany tubylec.

***


Księżyce przesuwały się bezszelestnie po nocnym niebie, niknąc tylko raz po raz za cienkim woalem chmur, który jakby na złość pojawiał się na niebie tylko w nocy.

Tharos czuwał jako pierwszy. Pozostawiony sam na sam swoim ponurym rozmyślaniom o tym, czym tak naprawdę w tym momencie jest. Choć bardzo się starał, nie był w stanie odczuć zmęczenia. Przynajmniej takiego zmęczenia, jakie kiedyś pamiętał. Zmęczenia ciała. Czuł tylko znużenie. Znużenie wywołane niezrozumiałymi zdarzeniami ostatnich dni, a do tego teraz jeszcze tą mozolną, niemal bezcelową wędrówką. A co, jeśli ten starzec nie mówił prawdy? Co, jeśli nie dotrą do żadnego miasta? Co jeśli towarzysze Tharosa skonają z pragnienia, a on będzie skazany na samotną tułaczkę przez pustynię, pozostawiony sam na sam ze swoim okrutnym losem, nie wiedząc nawet, co stało się jego przyczyną...

I wtedy z rozmyślań coś go wyrwało. Chrobotanie.

Dobiegające ze skał dookoła... oraz pod nimi... zewsząd. Tharos zdążył tylko zerwać się na równe nogi i zakrzyknąć, aby obudzić towarzyszy. Gdy reszta wstała i chwyciła za broń, skała wokół was cała zaroiła się od tysięcy maleńkich wijów, które kierowały się ku wam najwyraźniej ucieszone rzadką w tych stronach obecnością świeżego mięsa.

Robactwo oblazło Mercutia i Diogenesa zanim ci zdążyli w ogóle zareagować. Wije z łatwością weszły pod ich ubrania kąsając dotkliwie. Trucizna, którą sączyły, wyraźnie spowolniła ruchy Mercutia. Obaj wojownicy zdołali jednak otrząsnąć z siebie większość robactwa i oparli się nudnościom, które niechybnie spadłyby na słabszych duchem w takiej sytuacji.

Ostatnio zmieniony śr sty 02, 2013 11:35 am przez Agnostos, łącznie zmieniany 3 razy.
Powód:
 
slann
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4982
Rejestracja: pt paź 14, 2005 10:35 am

Re: [DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

śr sty 02, 2013 1:08 pm

Satrius zagryzał zęby zmęczony, Nie nawykł do ciężkiej pracy i tak długotrwałego wysiłku. Bolały go oczy i gardł, myślał, kiedy tylko będzie okazja aby się napić.

Gdy nadeszły wije zrobił jedyną rzecz, jaką mógł. zrobić, było rzucenie czaru zapewniającego mu ochronę,

 
Awatar użytkownika
dreamwalker
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2250
Rejestracja: pn gru 19, 2005 9:39 pm

Re: [DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

śr sty 02, 2013 8:51 pm

Mercutio

Paladyn zacisnął pięści, ale już się nie odezwał. Niech tak będzie. Pójdą przez wijące się kaniony pełne skorpionów a wodę będą oszczędzać jak tylko się da. Wojownik zaczął powoli i z namaszczeniem pozbywać się części zbroi. Wszystkie elementy ułozył na napierśniku tak żeby leżały w miarę stabilnie, do tak powstałego pakunku zaczepił pas. Jedyne co pozostało to oddarcie jednego rękawa z koszuli i zrobienie z niego przykrycia na głowę. Mercutio chwycił drugi koniec pasa i pociągnął zbroję po piasku. Ciągnięcie jej po ziemi będzie mniej męczące niż niesienie na plecach, napierśnik się może trochę zetrze, ale była to ofiara, którą Mercutio był gotów ponieść. Oby Smoczy Duch nie poczytał mu tego grzechu.

Droga szybko zweryfikowała pomysł Mercutia. Bardziej skaliste podłoże wymagało niesienia całości żelastwa na plecach i paladyn męczył się nie tylko z osuwającymi się spod stóp kamieniami, ale i zbroją, która była przystosowana do noszenia na sobie a nie ze sobą. Patrząc w palące słońca tej niegościnnej krainy paladyn doświadczył dziwnego uczucia, jakby nie był tu po raz pierwszy. A może to nie miejsce a sytuacja? ~Próby~ - to słowo na chwilę pojawiło się w umyśle Mercutia. Zapewne musiał jakieś przechodzić. Być może jedna z nich polegała właśnie na dźwiganiu zbroi? Mercutio prawie przewrócił się od zamyślenia i skupił się lepiej na uniknaniu kamiennych pułapek i utrzymywaniu zbroi na plecach w jednym kawałku. Czuł koszulę, która była tak mokra od potu, że przylepiła się do gładkiej powierzchni pancerza. Pewnie niedługo zaschnie i tak jak wczoraj, trzeba będzie ją odrywać wieczorem. I tak już była w strzępach.

~Próby~

A może chodziło o inną próbę? Może tylko palące słońce kojarzyło się Mercutiowi z przeszłością? Paladyn na chwilę pomyślał o szczycie góry, na którym mógł pokutować w palącym słońcu. Co jest prawdą? Które wspomnienia? Jednego był pewien, co do prób. One wszystkie polegały na tym samym. Ekstremalne wyczerpanie fizyczne. Nie jak trening, wysiłek ponad siły, niemal niemożliwy. Coś, co przeżywało się wyłącznie dzięki sile wiary. Próby miały właśnie taki cel.

~Czy jestem teraz poddawany próbie?~

Paladyn popatrzył wkoło, na kamienistą ścieżkę, palące słońce, wczuł się w rytm mięśni. To nie była próba. Jeszcze...

Odpoczynek na wielkim kawałku kamienia był czymś, co mięśnie Mercutia przyjęły z radością. Długotrwały wysiłek w ciągu dnia i noszenie ciężarów w niezbyt wygodnych pozycjach nie były czymś przyjemnym. Mercutio wolałby dwa razy tyle chodzić ubrany w zbroję i nie byłby zapewne tak zmęczony jak teraz. Zaimprowizowane posłanie w zupełności wystarczyło, aby Mercutio zapadł w sen, koszmar właściwie. Odpoczynek skończył się tarzaniem w roju wijów, z których paladyn pragnął się jak najszybciej otrzepać. Rzucił okiem na miecz, ale jak tak broń mogła mu pomóc w walce z setkami małych stworzonek? Mercutio skoczył na nogi i zaczął z werwą deptać małe istoty w parodii szalonego tańca, niezbyt zresztą efektywnego.

 
Awatar użytkownika
Arvelus
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 815
Rejestracja: sob maja 12, 2012 7:50 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

pt sty 04, 2013 11:42 am


Tharos Taermack
Obrazek



Podczas marszu wspomógł Mercutia swoją siłą, gdy ten uparł się by nieść swoją zbroję. Szybko okazało się, że czuje ciężar pancerza, ale nie męczy on tak martwych mięśni. Poza tym, kilkukrotnie zamrażał materiały którymi się owijali aby choć na chwilę ochłodzić przegrzane ciała.


- Robale! - zakrzyknął gdy zorientował się, że stawonogi zgłodniały na jego warcie.
Były wszędzie. Nie widział sposobu by im uciec. Nie widział sposobu by je powybijać. Trzeba było je przepędzić.
Złożył ręce na krzyż gdy oczy mu się zaszkliły błękitem. Z wyraźnym wysiłkiem mięśni utrzymywał energię między dłońmi, powoli je rozłożył, zalewając okolicę zimnobladym światłem, gdy magiczne zimno wirowało między jego rękami. Siłą woli rozbił jego formę, która nadawała mu kształt pojedynczego promienia, który łatwo kontrolować. Z tym tak nie będzie. Ale jeden promień nie ma racji bytu w takiej walce. Ile robali by zabił? Jednego? Trzy? Tutaj były setki.
Warknął osiągając optimum między mocą, a czasem kumulowania jej.
Westchnął i zawirował posyłając całą wiązkę malutkich, rozproszonych lodowych promieni w niepełnym półkolu. Chciał szerzej, ale energia szybko się zużyła. Jednak, mimo to, zamroził na kość wiele stworzeń. Bardzo wiele. Aż sam się zdziwił.


 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

pt sty 04, 2013 12:32 pm

Rozdział Drugi - Półplan Wygnania

Robactwo w Kanionie


Wije kąsały boleśnie. Diogenes spał tej nocy wyjątkowo mocno, więc krzyk Tharosa nie zbudził go od razu, stąd podniósł się dopiero od pierwszych ukąszeń śmiertelnie groźnych szkodników i nie zdążył nań wcześniej zareagować. Najgorsze było jednak, że toksyna wijów najwyraźniej zaczęła wywierać swój wpływ na Mercutia. Jego ruchy stały się bardziej sztywne i niezgrabne, reakcja na otoczenie wyraźnie opóźniona. Jego członki ogarnęło dziwne zimno, które bynajmniej nie było wywołane czarem Tharosa. Wojownik sprawiał wrażenie, jakby nie mógł się utrzymać na własnych nogach.

Lodowy promień Tharosa wywarł potężny skutek. Rój już niemal rozproszył się, całe połacie wijów legło zmrożone na kość, chrupiąc niezbyt apetycznie pod nogami uskakujących przed nimi Diogenesa i Mercutia. Te które żyły miały trudność z poruszaniem się po śliskiej, zmrożonej skale. Nie ulegało wątpliwości, że kolejny atak magiczny winien rozproszyć rój.

Czekając aż utalentowany mag zbierze siły, reszcie wojowników nie było jednak dane się nudzić. Z okolicznych skał, jakby spod ziemi wypełzły dwa skorpiony. Pajęczaki wielkości człowieka z trudem przecisnęły się przez szczeliny kanionu i znajdowały się teraz na sąsiedniej skale, gotowe do ataku.

Ostatnio zmieniony pt sty 04, 2013 12:36 pm przez Agnostos, łącznie zmieniany 4 razy.
Powód:
 
slann
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4982
Rejestracja: pt paź 14, 2005 10:35 am

Re: [DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

pt sty 04, 2013 5:45 pm

Satrius był pod wrażeniem ataku Tharosa
- Dobrze im przywaliłeś przyjacielu - zawołał uśmiechając się.
Nagle wychynęły dwa skorpiony. Satrius Skupił się w sobie i ruszył na monstrum, rozrąbując je na dwoje.

Ostatnio zmieniony wt sty 08, 2013 9:11 pm przez slann, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
dreamwalker
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2250
Rejestracja: pn gru 19, 2005 9:39 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

ndz sty 06, 2013 12:26 pm

Mercutio

Walka z rojem wijów szła Mercutiowi niezbyt dobrze, więc postanowił rzucić się na nieco bardziej konkretnego przeciwnika. Wojownik chwycił za miecz i zamierzył się na najbliżsego skorpiona. W myślach szybko wymówił słowa modlitwy. Jeśli nie zabije teraz skorpiona, to sytuacja może się znacznie pogorszyć. Ledwo żywy mercutio rozpłatał skorpiona ostrzem miecza i poczuł jak przepełnia go boska moc. To Smoczy Duch kolejny raz nagrodził go za zwycięstwo.

 
Awatar użytkownika
Sanawabicz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 698
Rejestracja: wt paź 14, 2008 10:23 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

ndz sty 06, 2013 1:15 pm

Obrazek
Diogenes


Od momentu rozstania z mieszkańcem pustkowia, minął już dzień. Dwa słońca smagały ich swymi gorącymi promieniami sprawiając, że pot znikał praktycznie natychmiastowo. Suche powietrze, wysoka temperatura sprawiały, że krople potu po prostu znikały nim na dobre się pojawiały.
Właśnie przez to woda w organizmie znikała znacznie szybciej niż w normalnych warunkach. Wraz z wodą, wszystkie wartości odżywcze i minerały po prostu znikały z organizmu. Jedyną ulgą i chwilą odpoczynku była noc, gdy słońca znikały z horyzontu i ustępowały miejsca nocy.

Droga dłużyła się znacząco, jednak z każdym dniem miejsce ich drogi zdawało się coraz bliższe. Kanion stawał się bardziej wyraźny jak by z każdym kolejnym krokiem. Grunt pod stopami, za dnia gorący, nocą dziwnie kojący. Wszędzie piach, i kończące się zapasy wody. Druga noc, miała nieco zmienić.
Diogenes marzył jedynie o tym by odpocząć, marzył by położyć głowę na niezbyt wygodnym posłaniu i po prostu zasnąć. Nim jednak to zrobił, jak każdego wieczoru otworzył dziennik i zagłębił się w lekturze. Chwilę wyciągnął pióro i resztkami sił przeznaczonymi na ten dzień nakreślił kilka słów.

Dzienna wędrówka w końcu dała znak, a oczy łowcy zamknęły się i żadna siała nie była w stanie ich otworzyć. Wraz z umysłem, zasnęła i czujność, zmysły… wszystko. To mogło okazać się dla niego zgubne, i wszystko skazywało na to że właśnie tak się stanie. Nie zbudziły go krzyki, lecz kąsania, bolesne i krwawe rany. Robale raz za razem odrywające fragment jego ciała. Zbudził się, zerwał na nogi. Sytuacja była wyjątkowo kiepska, a przynajmniej wszystko na to wskazywało.

Robale kąsały raz za razem, i jedynie szybka reakcja nieumarłego zrodziła w sercu łowcy mały promyk nadziei. Promyk który jeszcze chwilę temu sprawił, że część przeciwników po prostu przestała mieć znaczenia. Rapiery w dłoniach mężczyzny sprawiały wrażenie być tam już od dawna. Zwykły instynkt spowodował że były pierwszą rzeczą jaką chwycił w dłoń. Problem w tym, że właśnie w tym momencie gdy krwawiące ciało, ból i poczucie słabości sprawiały, że potrzebował nieco więcej. Nieco więcej sił życiowych. Diogenes teoretycznie chwycił za szklany flakonik z płynem, który miał na celu uratować jego i tak marne życie. Coś obudziło się w nim, zwykły impuls sprawił, że rapiery ruszyły.

Nim jednak zdążył zadać cios, nim udało mu zrobić się cokolwiek. Ba… nawet zorientować się w sytuacji, czy po prostu ostatecznie się obudzić ostatni ze skorpionów padał na ziemię. Jedynym co mógł zrobić to ciąć pozostałe przy życiu wije.
 
Awatar użytkownika
Arvelus
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 815
Rejestracja: sob maja 12, 2012 7:50 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

pn sty 07, 2013 9:43 pm


Tharos Taermack
Obrazek



Znów zgromadził moc między dłońmi. Wciąż skupiony rozerwał ją na dwie niezwykle niestabilne kule, które zdawały się chcieć zaraz wybuchnąć. Po jednej w każdej dłoni. Szybko spojrzał gdzie są największe skupiska robali i ukierunkował tam eksplozję zimna, nim całkowicie stracił kontrolę nad tą mocą.


 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

pn sty 07, 2013 10:31 pm

Rozdział Drugi - Półplan Wygnania

Głos z ciemności


Skorpiony padły jak rażone gromem. Ich wielkie opancerzone cielska podrygiwały w agonii próbując bezskutecznie dosięgnąć swymi kolcami jadowymi wojowników.

Tharos nie ucelował śmiercionośnym promieniem tak celnie jak poprzednio. Jedynie nieliczne wije zostały nim tym razem porażone. Niemniej jednak najwyraźniej zaczęły się wycofywać. Nie wiadomym było czy przeczuwały swą rychłą zagładę, czy może inne znaki na ziemi kazały im powrócić w skalne szczeliny. Faktem było, że przestały atakować rozpaczliwie broniących się przed nimi wędrowców.

Księżyc zasnuł się wyjątkowo gęstym woalem chmur. Zapadła ciemność, w której trudno wam było rozpoznać kształty okolicznych skał. Zapadła złowroga cisza. Owładnęło wami dziwne przypuszczenie, jakby coś większego niż wije i skorpiony miało nadejść na żer...

Wasze dziwne rozmyślania przerwał odgłos głucho osuwającego się na skałę Mercutia. Nie był w stanie ustać w miejscu. Jego kończyny odmawiały mu posłuszeństwo a ciało ogarniała dziwna sztywność i bezwład. Do tego Diogenes również utracił wiele krwi, a bolesne ukąszenia wijów wymagały długiego odpoczynku lub leczenia. Trzeba było szybko podjąć decyzję, co robicie dalej. Czy pozostać tutaj, czy mimo mroków nocy i przypadłości Mercutia próbować odnaleźć bezpieczniejsze miejsce na nocleg.

Ostatnio zmieniony pn sty 07, 2013 10:34 pm przez Agnostos, łącznie zmieniany 2 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
dreamwalker
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2250
Rejestracja: pn gru 19, 2005 9:39 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

wt sty 08, 2013 9:03 pm

Mercutio

Muzyka

Mercutio osunął się na ziemię. Dziwne, nie czuł już tak bardzo ran, ale mimo to był strasznie słaby. Jak w trakcie ciężkiej choroby, gdy człowiek spacer z jednego końca komnaty na drugi musi zakończyć ciężkim sapaniem na najbliższym krześle. No, ale tu nie było krzeseł. A cios, którym paladyn pozbawił życia skorpiona kosztował sporo Mercutia. Zdołał tylko utrzymać w ręce miecz na tyle długo, aby upadając przypadkowo nikogo nie zranił. Potem osunął się, zamknął oczy i trwał w stanie pomiędzy snem a jawą. Najpierw zabójcze sny, teraz trucizny gnieżdżących się między skałami wijów. Mercutio nie pamiętał, kiedy ostatni raz był tak słaby. Przez przymglone oczy spoglądał na towarzyszy, na Diogenesa który wcale nie wyglądał lepiej. Ta ziemia ich dobijała. Mercutio pogrążył się w modlitwie. Wiara cały czas stanowi silne oparcie a porażki to kara za zbytnie chełpienie się własną potęgą. Powtarzając kolejne modły Mercutio czekał na decyzję reszty. Zarówno fizycznie jak i umysłowo nie nadawał się w tej konkretnej chwili na dowódcę. A może to właśnie rozpoczął się jego najtrudniejszy sprawdzian. Paladyne medytował nad tym, póki co i tak się nie odzywał. Zmęczeni walką towarzysze rozdeptywali albo kopali ostatnie wije lub zwyczajnie odpoczywali od wysiłku lub być może szoku. Nie w głowie im było zastanawianie się co dalej...
Ostatnio zmieniony wt sty 08, 2013 9:08 pm przez dreamwalker, łącznie zmieniany 3 razy.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Sanawabicz
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 698
Rejestracja: wt paź 14, 2008 10:23 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

śr sty 09, 2013 1:32 am

Obrazek
Diogenes


Maestro

Marsz za dnia i śmierć czająca się w nocy. Za każdym kamieniem, każdym uskokiem, w każdej jamie i w każdym cieniu. Wszystko to spłynęło na łowcę jak czerwona posoka, posoka która w dziwny sposób jedynie napędzała go do dalszej drogi. Ta noc nauczyła go czegoś, co może przydać się później. Dowiedział się, że broń biała jest zupełnie nieskuteczna w walce z tymi pijawkami. To tak, jak gdyby strać się zabić stado komarów machnięciami miecza. Zupełnie bezcelowe.

Rany… było ich wiele. Drobne, z pozoru nieszkodliwe i zupełnie „bezpieczne”. Każda z nich, sama w sobie nie sprawiała by problemów… gdyby nie fakt, że było ich tak wiele. Całe ciało, stało się w zasadzie jedną wielką, krwawiącą raną. Mimo to, zdawało mu się, że jest w znacznie lepszej sytuacji niż paladyn. Ten, po prostu opadł z sił. Wcześniejsze urazy, i te zdobyte podczas tej waliki w końcu odbijały się bezpośrednio na stanie mężczyzny.

Łowca rozejrzał się, i mając pewność, że w tej konkretnej chwili nic im nie zagraża… schował dwa rapiery. Sięgnął dłonią do pasa, zawieszonego na biodrach i dobył z niego flakon z czerwoną substancją. Odetkał korek, i przelał zawartość do ust. Przełknął całość, a na jego twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech. Rany, zdawał się zasklepiać. Trwało to dość szybko i intensywnie… a po chwili większa ich część po prostu zniknęła. Dopiero teraz, łowca pochylił się nad paladynem starając się ocenić jego stan.
- Nie możemy tutaj zostać. Musimy maszerować nocą… obawiam się że truchło może ściągnąć tutaj coś jeszcze gorszego… a na to nie jesteśmy gotowi. Zbierajcie swoje rzeczy, jeden z was musi pomóc mi przy paladynie. Nie wiem czy może iść…
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

śr sty 09, 2013 3:38 pm

Jakby w odpowiedzi na pytanie Diogenesa Mercutio powstał bez niczyjej pomocy. Ostatkiem sił jego organizm zwalczył paraliżującą toksynę, którą zaaplikowały mu kąsające robale. Co prawda zajmie pewnie dużo czasu, zanim powróci jego dawna pewność ruchów, ale nie ulegało przynajmniej wątpliwości, że bez dodatkowych kłopotów można ruszać w dalszą drogę.

Ostatnio zmieniony śr sty 09, 2013 3:39 pm przez Agnostos, łącznie zmieniany 2 razy.
Powód:
 
slann
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4982
Rejestracja: pt paź 14, 2005 10:35 am

Re: [DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

śr sty 09, 2013 6:37 pm

Satrius dyszał ciężko po walce, Potem zobaczył osuwającego się Mercutia Pokręcił głową z poltowaniem.
- Ja i Tharos będziemy go nieść. Ja jestem w najlepszej kondycji, a tharos no cóż... można powiedzieć, ża jego stan zdrowia jest stabilny.
 
Awatar użytkownika
Arvelus
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 815
Rejestracja: sob maja 12, 2012 7:50 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

czw sty 10, 2013 3:50 pm


Tharos Taermack
Obrazek



Rzucił Satriusowi spojrzenie z kategorii "bardzo, kurwa, śmieszne".
Potem zwrócił się do wszystkich.

- Zdaje się, że Mercutio jest w stanie iść. Mogę przyjąć na siebie ciężar jego zbroi, to powinno mu ułatwić marsz. Chodźmy.
 
Awatar użytkownika
dreamwalker
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2250
Rejestracja: pn gru 19, 2005 9:39 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

sob sty 12, 2013 4:23 pm

Mercutio

Mercutio otrząsnął się i uśmiechnął dość krzywo w próbie pokazania, że z nim wszystko w porządku.

- Dzięki Ci Tharosie. Nie czuję się co prawda zbyt słaby, ale ... - tu Mercutio przewrócił się o mały kamień próbując podejść do pozostałych - jak widzisz, niezbyt sobie radzę z poruszaniem się

Mercutio wstał, otrzepał się i rozejrzał - to co, idziemy. A może kogoś trzeba podleczyć?
 
slann
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4982
Rejestracja: pt paź 14, 2005 10:35 am

Re: [DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

czw sty 17, 2013 3:36 pm

- Mi nie, idziemy przyjaciele? - odparł Satrius.
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

pt sty 18, 2013 5:12 pm

Rozdział Drugi - Półplan Wygnania


Droga przez mrok nie była łatwa. Co chwila potykaliście się o szczeliny skalne i nierówne powierzchnie skał pokrywających dno kanionu. Cały czas też pilnie nasłuchiwaliście. I nie ulegało wątpliwości, że coś za wami podążało. Odgłos wielu odnóży na skale. Cichnął gdy przystawaliście, a rozbrzmiewał ponownie pośród odgłosu waszych własnych kroków. W końcu nie byliście już pewni, czy to tylko omamy wywołane zmęczeniem, czy też realne zagrożenie. Jeśli jednak cokolwiek rzeczywiście kryło się w mroku, to jedynie czekało. Obserwowało.

Gdy wreszcie zadniało, padliście ze zmęczenia praktycznie bez czucia w waszych ciałach. Udało wam się zostawić najbardziej skalistą część kanionu za wami. Mieliście nadzieję, że zagrożenie również tam pozostało. Reszta podróży minęła bez dalszych niespodzianek. Ściany kanionu stopniowo znów malały, tonąc we wszechobecnym piasku pustyni. I w końcu udało się. Na własne oczy mogliście przekonać się, że Siwaat, napotkany Zaratńczyk, jak się określał, nie kłamał. Tuż przed stromo opadającym stokiem potężnej wydmy, w której niknęły resztki skalistej rzeźby wąwozu, waszym oczom ukazał się majestatyczny widok.




Obrazek


Gigantyczne miasto, którego mury sięgały dalej niż byliście w stanie ogarnąć wzrokiem. Można było sobie wyobrazić, że pustynne piaski miotane magicznymi anomaliami były doprawdy jedynym niszczycielskim żywiołem, przed jakim fortyfikacje te miały bronić miasta i jego mieszkańców. Niezwłocznie skierowaliście się ku najbliższej bramie wjazdowej prowadzącej do środka. Mijaliście po drodze nieliczną zieleń, pojedyncze poletka nawadniane kanałami irygacyjnymi. Jednak przed wkroczeniem do miasta nie napotkaliście żadnej żywej duszy. Całkiem prawdopodobne, że mieszkańcy chronili się akurat przed skwarem w swoim rachitycznych chatkach, jako że była to pora największego gorąca, krótko po zenicie. Jednak sprawiało to wrażenie cokolwiek złowrogie i tajemnicze.

Gdy wkroczyliście do miasta, wszystko jednak się zmieniło. Uderzył was hałas i gwar miejskiego życia. Bębnił w waszych uszach niemal je raniąc, po tym jak przywykły już do wszechobecnej ciszy pustyni.

Jakaś starowinka pod murem przekrzykiwała gwar próbując naciągnąć przechodniów na swoje zdolności wróżenia. Handlarze negocjowali z klientami z wyuczonymi uśmiechami przyklejonymi do ich wysuszonych słońcem twarzy. Jakaś para uzbrojonych mężczyzn, najwyraźniej strażników, zaczęła wam się bacznie przyglądać i szeptać między sobą, jakby nie wiedzieli, czego mogą się spodziewać po nieznajomych. Młody chłopak zaczepiał ludzi, zachwalając usługi przybytku o nazwie pod Ostatnią Szansą. Miejscowi patrzyli na was podejrzliwie i omijali was szerokim łukiem. Prawdopodobnie nie budziliście zaufania waszymi dość dziwnymi nietutejszymi strojami oraz nieprzyjemnym zapachem, który wydawaliście po wielodniowej wędrówce w pocie i znoju. Co poniektórzy gapili się tylko nieco bardziej bezczelnie, najwyraźniej zaciekawieni waszą raczej bladą karnacją i obco wyglądającymi dla nich rysami twarzy. Większość tubylców była niezwykle chuda, wątłej budowy, jakby żar wysuszył ich ciała na wiór. Poza tym jednak nie dostrzegliście jednak niczego nadzwyczajnego, co by wskazywało na to, że miasto to jest inne od wszystkich, jakie mogły być wam kiedyś znane.

Nad dzielnicą, w której się znaleźliście po przekroczeniu bram, górował masywny gmach.

Obrazek


Kamienna wieża wyglądająca na budowlę obronną, wystrzeliwująca na wiele dziesiątek metrów w górę ponad pobliskim placem. Na placu widzieliście zwarte oddziały wojskowe w trakcie rutynowych ćwiczeń. Czy może raczej swoistego pokazu. Wszyscy byli tak samo wyekwipowani, w lekkie koszulki kolcze i zakrzywione miecze. Ich uzbrojenie miało delikatny zielonkawy poblask, nie byliście w stanie powiedzieć, czy była to jakaś magia, czy tylko oślepiający blask słońca nadawał im takiego odcieniu.
Trakt, na którym się znaleźliście po przejściu przez bramę był szeroki, prowadził prosto jak z bicza strzelił. Gdzieś na jego końcu, hen daleko na horyzoncie, majaczyły kontury gigantycznej budowli. Najprawdopodobniej pałacu, tak wielkiego, że poza porą zenitu niewątpliwie musiał rzucać cień na znaczne połacie miasta.

Staliście tak jeszcze chwilę, wprawieni w osłupienie tą nagłą zmianą scenerii. Zastanawiając się, co powinniście uczynić na nowym, kolejnym etapie waszej wędrówki.

Ostatnio zmieniony pt sty 18, 2013 5:20 pm przez Agnostos, łącznie zmieniany 5 razy.
Powód:
 
slann
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 4982
Rejestracja: pt paź 14, 2005 10:35 am

Re: [DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

pt sty 18, 2013 6:25 pm

Satrius przyglądał się miastu. Było interesujące, wyjątkowo. Można by tu otworzyć placówkę handlową. Pierw jednak potrzebował wody i jedzenia. Zapytał pierwszego z przechodniów
- Dobry człowieku, gdzie tu ubogi człowiek może zdobyć trochę jadła i wody
 
Awatar użytkownika
Arvelus
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 815
Rejestracja: sob maja 12, 2012 7:50 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

sob sty 19, 2013 9:56 pm


Tharos Taermack
Obrazek



Podróż zniósł wyraźnie najlepiej z całej drużyny. W zasadzie, mógłby iść tak do końca świata, nie popijając ani kropli wody, co wcale mu się nie podobało, a jeszcze mniej, że był coraz bardziej głodny... chciał mięsa. A głód ten tylko w ogóle przypominał znany mu z lat życia. Był znacznie bardziej agresywny, drążący. Jednocześnie wzmógł się jego węch o kilka kategorii i już dokładnie rozpoznawał zapachy potu towarzyszy, gdy tylko się zbliżył. Pachnęli... każdy z nich pachniał smakowicie. I to go przerażało.
Chciał zacząć oddychać tylko ustami, aby powietrze, nasiąknięte zapachem mięsa, nie dostawało się do nozdrzy... Ale on przecież i tak nie oddychał...
Droga dłużyła mu się niesamowicie, nie ważne jak starał się zmienić tok myślenia... Jednak nie umiał się zmusić.

Kiedy dotarli głód wcale nie zelżał. Jedynie zwiększyła się liczba zapachów. I, do tego, nie był pewny jak ludzie zareagują na ghula...
Teraz tylko oczekiwał by usłyszeć odpowiedź jaką otrzyma Satrius i jak najszybciej udać się coś zjeść, mając nadzieję, że zwykłe mięso nasyci ten głód.
 
Awatar użytkownika
dreamwalker
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2250
Rejestracja: pn gru 19, 2005 9:39 pm

[DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

pn sty 21, 2013 11:22 pm

Mercutio

Marsz do Ostatniego Odpocznienia był męczący, zwłaszcza dla Mercutia, który często potykał się na skałach i kilka razy tylko cudem uniknął złamania sobie czegoś, co tylko jeszcze bardziej opóźniłoby wędrówkę. Poza tym, podróż była męcząca w dobrym tego słowa znaczeniu. Regulany rytm poruszanych mięśni, cel przed sobą, dużo czasu na rozmyślania, na uspokojenie się i przemyślenie wszystkiego kolejny raz, od nowa.

Gdy stanęli w mieście Mercutio nie czuł zmęczenia, czuł że mógłby tak iść i iść przed siebie. To, co go zatrzymywało było pragnienie i głód, które coraz bardziej doskwierały podróżnym i bardziej ich droga zbliżała się ku końcowi. Gdy Satrius wypytywał o jadłodajnie, Mercutio po prostu rozejrzał się za wodą. Musi być tu jakaś studnia albo fontannna ...
 
Awatar użytkownika
Agnostos
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2259
Rejestracja: śr paź 05, 2005 9:47 pm

Re: [DnD 3.5 gestalt Planescape] Quid Est Veritas

wt sty 22, 2013 11:23 am

Rozdział II - Półplan Wygnania
Ostatnie Odpocznienie



Pierwszy zapytany przez Satriusa przechodzień z wyrazem przerażenia na twarzy umknął na pierwsze jego słowo. Drugi po prostu utkwił wzrok w ziemi i przyspieszył kroku zmierzając w sobie tylko znanym kierunku. Dopiero trzecia spytana osoba odpowiedziała z ociąganiem, wpatrzona w zatknięty za pasem pokaźny miecz.
- Prowiantu nakupicie na targu, albo i bliżej, na kramach wzdłuż Drogi Zwycięstwa. - odpowiedział z ciężkim akcentem wskazując gestem prostą szeroką aleję, a na której się znajdowaliście, tylko że w kierunku w głąb miasta. Dodał jeszcze po chwili, jakby zastanawiając się, czy taka odpowiedź wystarczy, aby usatysfakcjonować obcego rozmówcę. - A jeśli chcecie odpoczynku, najlepiej przyjmą was pod Ostatnią Szansą. Tam przyjmują chętnie wszystkich... obcych... nowych.

Tłum ludzi dookoła zaczął dziwnie oddziaływać na Tharosa. Rozglądał się dookoła nie mogąc skupić uwagi na jednej rzeczy czy myśli. Ale najgorszy był głód. To już nie była zwyczajna pustka w żołądku czy uczucie boleści. To była siła, która wypełniała bolesną pustką całe jego ciało. Miał wrażenie, że musi użyć siły własnej woli, aby przejąć ponownie kontrolę nad swoim ciałem. Przez jego umysł przebiegł cień strachu - co by się stało, gdyby nie wygrał tej walki. I, co ważniejsze, z czym tak naprawdę walczył?

Niespodziewana Przepowiednia

Diogenes oczekiwał chwilę aż Satrius uzyska jakieś informacje, a Mercutio napije się świeżej wody. I wtedy, wieszczka, która dotąd bezskutecznie próbowała nakłonić kogoś do zapłaty za jej wróżby, wypatrzyła samotną ofiarę. Podeszła do Diogenesa i utkwiwszy w nim swój drapieżny wzrok zaczęła nagabywanie.
- Panie, dobry panie! Opowiem ci ja o rzeczach, co nadejdą, co twe życie zmienią! Widzę je wyraźnie już teraz, głosy krzyczą do mnie! Panie, panie... posłuchaj ich, proszę! - po czym dodała ciszej i mniej teatralnym tonem głosu - Okazja, tylko dwa złocisze!
Łowca przez chwilę przyglądał się kobiecie, nieco z dystansem, lekkim zaskoczeniem i wręcz zażenowaniem. W jednej z karczm słyszał barda opowiadającego o wróże, która przepowiedziała mu przyszłość jota w jotę, i bard zaklinał się na oczy matki, że była to prawda... ale teraz, czy coś może go jeszcze zaskoczyć?
- Ostatnie dni spędziłem na pustyni, w żarze, pozbawiony stałego dostępu do wody, prześladowany, atakowany, kąsany... dlaczego sądzisz, że twa przepowiednia byłaby dla mnie teraz ważniejsza niż szklanka wody? A moja przyszłość? To krew i śmierć... nic więcej. - rzucił wzruszając ramionami co jakiś czas kontrolnie spoglądając na paladyna. Wiedział, że jest z nim kiepsko, a paladyn był jedyną prawdziwie porządną osobą w tym dziwacznym gronie.
Kobieta zdawała się nie zważać na słowa łowcy. Jakby była w transie. Albo po prostu jakby jej zawodzenie tak bardzo weszło w nawyk, że nie potrafiła go z własnej woli przerwać. Chwyciła rękę Diogenesa w swoje dłonie. Jej skóra była sucha i cienka jak papier, ledwo wyczuwalna. Utkwiła błagalne spojrzenie w mężczyźnie i spytała swoim skrzeczącym głosem. - Przepowiednia, tak? Przepowiednia?
Diogenes pokręcił jedynie głową i westchnął pompując w płuca gorące powietrze. Jeżeli przepowiadanie przyszłości faktycznie istniało, gdyby ktoś był w stanie to robić na pewno znaczyłoby to, że pojednał się z demonami. Sprzedał duszę, w zamian za tą zupełnie niepotrzebną i psującą wodę klątwę. Łowca uśmiechnął się ostatecznie i spoglądając w oczy kobiety przytaknął głową.
- Przepowiednia. - rzucił krótko czekając na opowieść kobiety.
Kobieta aż podskoczyła z zadowolenia. Zaczęła masować dłoń Diogenesa zaciskając z całych sił powieki. Mruczała pod nosem, ale tak, że wyraźnie słyszał.
- Widzę kobietę, tak tak, piękną kobietę! Przyjdzie do ciebie... ale będzie też walka, ciężka walka, ale z której wyjdziesz zwycięsko...
Nagle zastygła w miejscu, jej głos ucichł.
Oczy otworzyły się szeroko i ujrzałeś same białka skierowane wprost na ciebie, niemal jarzące się złowrogo.
Wtem zaczęła mówić, ale jej głos i ton były zupełnie odmienione. Słuchałeś uważnie, chłonąc każde słowo.

-Pięciu więźniów własnej pychy napotkacie
Mieniących się władcami
Lecz będących cieniami
Własnej odwagi, mądrości, piękna i bogactwa
Ale tylko piąty w ukryciu trzyma swoje łajdactwa
Tylko jego strzec się musicie, tego, który do cieni zstąpił
Aby w jego wieczną władzę nikt już nigdy nie zwątpił


Po wypowiedzeniu ostatniego słowa ciało starowinki ponownie zwiotczało, powieki się zacisnęły. Gdy po chwili otworzyła oczy, wyglądały znów normalnie. Spojrzała na ciebie i zamrugała oczami, jakby nie wiedziała co powiedzieć. Odburknęła tylko. - Ja... ja nie rozumiem... widzę pustkę... nic wam dziś nie powiem...
Po czym zaczęła odchodzić, jakby nie pamiętając całej waszej rozmowy.
Cała sytuacja zaskoczyła Diogenesa i to w bardzo wyjątkowy sposób. Pierwsze słowa kobiety sugerowały że będzie to kolejna przepowiednia zgadywana, która miałaby na celu podbudować ego zniszczonego psychicznie człowieka. Lecz gdy oczy kobiety wywróciły się, a głos przybrał innej barwy, przez ciało mężczyzny przepłynął krótki, lecz bardzo intensywny dreszcz. Łowca sięgnął do sakwy i wyciągnął z niej dwie złote monety. Zrobił kilka kroków, bez problemu doganiając kobietę i w zasadzie tarasując jej drogę. Chwycił jej dłoń i włożył do niej monety. Zgodził się na tę transakcję, więc niehonorowym byłoby teraz nie uiścić zapłaty. Chwilę potem wygrzebał z plecaka dziennik oraz pióro i zanotował przepowiednie kobiety, póki jeszcze świeża rozbrzmiewała w jego głowie.

W tym momencie zauważył jeszcze tylko, że Mercutio odskoczył od studni, jakby coś go poraziło, a co najmniej zaskoczyło.


Studnia Życzeń

Mercutio wodził wzrokiem dookoła w poszukiwaniu studni czy fontanny. I nagle, ku swojej uciesze dostrzegł na uboczu małą, obudowaną kamieniem studzienkę. O dziwo nikt z niej akurat nie korzystał. Mercutio rzucił dwa słowa wyjaśnienia towarzyszom i ruszył w stronę studni stęskniony za zimnym dotykiem i smakiem wody. Po przyjrzeniu się z bliska, mógł stwierdzić, że nie było niestety żadnego wiadra ani mechanizmu umożliwiającego zaczerpnięcie. Lustro wody było bardzo nisko, ale pochylając się byłby w stanie nabrać co nieco w dłonie. Mercutio pochylił się, z trudem utrzymując równowagę i zaczerpnął trochę wody żeby się napić. Woda była chłodna i orzeźwiająca. Wolna od woni stęchlizny czy innych nieprzyjemności. Ale wtedy, zaspokoiwszy pierwsze pragnienie i wpatrując się w poruszone lustro wody, Mercutio ze zdziwieniem zaczął dostrzegać jakiś zarys formujący się na jej powierzchni. Niewyraźny kontur twarzy... która po chwili przemówiła doń głębokim głosem, tonem brzmiącym jak jakiś pradawny lament.
- Wędrowcze, pomóż mi proszę, a ja pomogę Tobie w zamian...
Mercutio niemal wpadł do studni z wrażenia, zwłaszcza że głos odbijający się od jej ścian studni brzmiał iście złowrogo. Mercutio wyprostował się, otarł pot z czoła i zaryzykował kolejne spojrzenie w studnię. Twarz jednak była tam nadal. Mercutio przełknął ślinę, pochylił się drugi raz, jakby miał zamiar nabrać wody po raz kolejny i zapytał szeptem: Kim jesteś i czego potrzebujesz?
Twarz wyglądała na ludzką, ale w mroku studni trudno było rozpoznać jej rysy. Głos milczał przez dłuższą chwilę, jakby nie chciał wystraszyć Mercutia. Po czym kontynuował, trochę tylko ciszej.
- Odnajdź Mehmeda Ibn Salikha... on jeden wie... spytaj go... o uwolnienie... powiedz o mnie... będzie wiedział...
Zapadła cisza, jakby istota przeżuwała coś w swoich myślach. Po czym dodała. - W zamian spełnię Twoje jedno życzenie... to Miasto to ja... mogę wiele... Jednocześnie, wizja twarzy na wodzie zaczęła się rozpływać.
Meructio otrząsnął się. Nabrał jeszcze ile zdołał wody i wypłukał sobie twarz, następnie wrócił do towarzyszy. Może dostali informacje o jakiejś niedrogiej karczmie niedaleko...

Ostatnio zmieniony wt sty 22, 2013 11:29 am przez Agnostos, łącznie zmieniany 2 razy.
Powód:
  • 1
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
  • 7

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości