pt maja 17, 2013 11:39 am
Tasha Dunkelwolke alias Tasha Dunkelzahn alias Lorandara
[b] Przed przeprawą[/i]
Gdy Walther dotarł na drugą stronę i nie nastąpił żaden atak, towarzysze nieco odetchnęli, jednak nikt nie rozluźnił się. Gdy następna osoba zaczęła przygotowywać się do przeprawy, Tasha wyznała, - Ja... nie bardzo umiem pływać... czy, czy mogła, bym któregoś z was prosić o pomoc?.
Jeden po drugim, towarzysze przechodzili przez rzekę. Napięcie narastało, wszyscy wydawali się pewni, iż dojdzie do ataku. Widać to było po zaciśniętych żuchwach, zbielałych kostkach mocno ściskających oręż, po czujnych spojrzeniach, badających otoczenie.
Krytycznym momentem była chwila, gdy prawie połowa drużyny znajdowała się na drugiej stronie. To wydawało się najdogodniejszym momentem, by uderzyć na rozproszoną grupę po obu stronach brzegu... jednak nic się nie zdarzyło.
Tasha przyglądała się Kala 'i, ciekawa, czy ta zdejmie tym razem rękawiczki. Elfka była do tej pory dyskretna i nie wypytywała dziewczyny o nie, nie chcąc czasem poruszyć drażliwego tematu.
Przez moment zastanawiała się również nad podążeniem za przykładem koleżanki, by przeprawić się przez rzekę w ubraniu. Bała się jednak bardzo, że ciężkie ubranie, przesiąknięte wodą, ściągnie ją w dół. Biedna dziewczyna i tak kiepsko pływała, a mokre, klejące się do ciała i krępujące ruchy ubranie, mogło oznaczać różnicę między zachłyśnięciem się a utonięciem. Do tego, dalsza podróż w mokrym ubraniu? Przy tej pogodzie mogą minąć dni, zanim jej ubranie na tyle całkiem wyschnie. No dobrze, miała jeszcze coś na zmianę. Ale i tak postanowiła zmoczyć jak najmniej ciuchów.
Tasha ściągnęła z ramion ciężki podróżny płaszcz. Zwinęła go i przytłoczyła do plecaka.
Jej smukłe dłonie sięgnęły do rzemyków, rozsupłując opinający jej pierś gorset. Biust dziewczyny zakołysał się rozkosznie, nadal skrywany przez materiał koszuli, uwolniony teraz od wspierającej go twardej skóry gorsetu.
Potem przyszła pora na spódnicę. Tasha nosiła na sobie wygodną, aczkolwiek szykowną spódnicę, ściętą pod skosem, także materiał sięgał za kolano prawej nogi, jednak odkrywał część lewego uda. Dzięki temu ubranie nie krępowało za bardzo ruchów i pozwalało nawet na bieganie. Względnie, w każdym bądź razie.
Na nogach miała czarne buty zasznurowane wysoko na łydkach, sięgające niemalże kolan, i ciasno obejmujące jej zgrabne nóżki. Rozwiązywanie ich zajęło dziewczynie nieco czasu, potem one też wylądowały w plecaku.
Została jedynie w majtkach i koszuli. Nieśmiało sięgnęła dłońmi ku krawędzi koszuli i uniosła ją w górę, odsłaniając swój płaski, z delikatnie zarysowanymi mięśniami brzuszek. Mały złoty kolczyk błysnął w pępku. Tasha przeciągnęła koszulę przez głowę. Zadrżała z zimna, gdy chłodne powietrze musnęło jej nagą skórę.
Potrząsnęła głową, a gęste czarne włosy rozsypały się na jej bladych ramionach. Patrząc spod opadających na twarz włosów uśmiechnęła się ponownie, błyskając białymi ząbkami. Może to dobrze, że przechodziła jako ostatnia. Z drugiego brzegu koledzy raczej nie dużo widzieli.
Szybko schowała ubranie do plecaka, który wylądował bezpiecznie na grzbiecie czekającego konia. Tasha przywołała psa do swego boku. Przykucnęła obok zwierzęcia, tłumacząc mu, że muszą przeprawić się na drugi Brzeg.
Tasha wstała i ruszyła w stronę rzeki. Zanurzyła kostki i sięgnęła dłońmi w dół, opryskując lekko brzuch i uda. Potem zrobiła kolejne dwa kroki, woda sięgała jej do kolan. Dziewczyna czuła jak między palcami od stóp przeciska się błoto, lekko ją łaskocząc. Jak jej nagie stopy zagłębiają się w mulistym dnie. Było to przyjemne.
Dziewczyna, koń i pies, ruszyli przeprawiając się powoli przez to, co niegdyś uchodziło za bród.
Tasha pisnęła rozpaczliwie, gdy pies został trafiony jakąś zagubioną kłodą, próbowała go pochwycić, jakoś dotrzeć do niego, ale uderzała jedynie bez silnie ramionami, wzbijając wodę. Poślizgnęła się i na chwilę zniknęła pod wodą. Woda zamknęła się nad nią. Spanikowana wyskoczyła w górę, plując i kaszląc. Teufel był już za daleko. - Teufel! Pomocy! - zawołała z paniką w głosie. Z rozpaczliwą, wręcz desperacką determinacją, ruszyła ile sił w łydkach do przodu, ciągnąc się wzdłuż liny. Chciała jak najszybciej znaleźć się na brzegu. Może uda się jej dogonić jej psa... Trzymając się tej myśli parła naprzód.
Gdy w końcu wyszła z wody, pobiegła w dół rzeki. Już z daleka widziała Karla i Kala 'ę. I.. tak, był z nimi Teufel. Uradowana elfka doskoczyła do swego pieska, przytulając zwierze. - O, dziękuję wam bardzo. Mogła bym was wycałować! - zwróciła się do swych zbawców. Zapłakana, przemoczona, ociekająca wodą, jedynie w staniku i majtkach, robiła nieco żałosne wrażenie. Mimo to uśmiechała się uroczo z pod klejących się do jej twarzy czarnych kosmyków.
Po incydencie, Tasha zniknęła na chwil kilka w krzakach, by założyć suchą bieliznę i się na powrót ubrać w swoje podróżne ubranie. Pochyliła się też w bok i starannie wy drzemała swoje bujne włosy. Jednak na niewiele to się zdało, włosy może już nie ociekały wodą, ale suchymi nie można było ich nazwać. - masz ci los. Deszcz nie dał rady, to natura musiała rzekę postawić na mej drodze... - narzekała cicho dziewczyna.
Tasha cichutko zgrzytając z zimna ząbkami, tęskniła już teraz za bijącym gorącem ogniskiem. i za jakąś ciepłą zupą. Tak, postanowiła, że zrobi zupę. - Jeśli ktoś z was był by tak kochany i ustrzelił nam jakąś kaczkę albo gęś, to zrobiła bym nam rosół na rozgrzanie. Zupy wychodzą mi nawet całkiem dobre, i gwarantowanie gorące.