Zrodzony z fantastyki

 
Awatar użytkownika
MrJaceq
Nowy użytkownik
Nowy użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: pt wrz 27, 2013 5:03 pm

Powód

pt wrz 27, 2013 5:22 pm

Jest jedno z 2 opowiadań jakim chciałem się podzielić. Proszę o obiektywne komentarze.

Powód

Tomek przeklął soczyście, kiedy jego szesnastoletni golf bez żadnych wcześniejszych objawów zatrzymał się na środku autostrady. Z pod zielonkawej maski wydobywały się kłęby białego dymu, niczym z kominów bełchatowskiej elektrowni. Wskazówka obrotomierza skakała jak wściekła, a silnik, burczał ostatkiem sił niczym zarzynany wół.
- No to koniec podróży.- Syknęła Jolka która od samego rana starała się uprzykrzyć mu życie.
- Mogła byś przestać?
- Ja mam przestać!? To ty wymyśliłeś tą całą wycieczkę, to teraz coś zrób! Och!
No to fajnie, pomyślał zatrzaskując za sobą drzwi. Na dworze było chyba z minus dwadzieścia stopni a przy padającym śniegu i siarczystym wietrze uczucie lodowatego zimna potęgowało się jeszcze bardziej.
Naciągną na głowę wełnianą czapkę którą dostał od Jolki. Za czasów kiedy jeszcze ze sobą normalnie rozmawiali i bardzo powoli zaczął podnosić maskę. Metal parzył w zmarznięte palce a buchający nieustanne dym nie pozwalał na dojrzenie czegokolwiek. Na szczęście najprawdopodobniej zagotował tylko wodę. Skostniałą od zimna ręką sięgną do przyjemnie ciepłej wewnętrznej kieszeni kurtki po ostatniego papierosa. Był tam. Połamany na kilka części ale był. Palił powoli delektując się każdym pociągnięciem, bo kto wie kiedy uda się zapalić ponownie? Jolka nie lubiła papierosów i gdy tylko nadarzała się okazja robiła mu o nie awantury. Nie inaczej sprawy miały się z innymi rzeczami sprawiającymi mu przyjemność. Sam nawet nie pamiętał już kiedy ostatni raz słuchał Milesa Davisa, odkąd wyrzuciła na śmietnik wszystkie jego płyty. Tomek często tęsknił do tych lat kiedy oboje potrafili się normalnie porozumieć, bez krzyków i awantur. Byli małżeństwem dopiero od czterech lat, a już przeżywali kryzys. Szczerze mówiąc nie pamiętał by przez ostatnie półtorej roku rozmawiali ze sobą normalnie. Jolka zawsze potrafiła znaleźć powód do kłótni, zwykle kończyło się tym że zamykała się na całą noc w sypialni a on musiał spać na kanapie. Do tego zaczęła wytykać mu nawet najmniejsze potknięcie i wspominać że jej były chłopak Michał, zrobiłby to tak lub tak.
Kochał swoją żonę, chodzili ze sobą dwa lata przed ślubem i dokładnie pamiętał jaka była słodka i opiekuńcza. Zdawało mu się że spędzenie z nią reszty życia będzie prawdziwą sielanką, podobną do tych z amerykańskich filmów. Życie jednak zweryfikowało jego wyobrażenie o małżeństwie, zgniotło w papierową kulkę i wyrzuciło do brudnego kosza wraz z innymi naiwnymi nadziejami. Mocne szarpnięcie za rękaw kurtki wyrwało go z zadumy. To była Jola, na jej delikatnej porcelanowej twarzy pojawiły się czerwone wypieki a ze zwykle słodkich błękitnych oczu sypały się gromy.
- Wyrzuć tego obleśnego peta!- Rzuciła ściskając posiniałe od zimna usta. Tomek posłuchał, rzucił zdeformowany niedopałek na zaśnieżoną szosę i zgniótł go dokładnie zimowym buciorem.
- Zadowolona?
Jola nie odpowiedziała spojrzała na niego jedynie z pogardą która ostatnio nie znikała z jej twarzy i wróciła do samochodu. Tomek zaklął pod nosem. Chłodnica wyglądała jak po salwie z kałasznikowa i nawet jeśli udałoby mu się jakoś bez niej dojechać, to już nic nie był w stanie zrobić z zerwanym paskiem. Trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy, został uziemiony na trasie z Krakowa do Warszawy, w zimowym piekle wraz z istną królową śniegu. Zatrzasną maskę i zasłaniając twarz przed drobinkami zmarzniętego śniegu, wrócił do samochodu.
- I co złota rączko? Dojedziemy czy mam dzwonić po pomoc drogową?
- Dzwoń.- Odpowiedział krótko wbijając wzrok w nieruchomy prędkościomierz jakby chciał go ożywić siłą woli. Jola rozpoczęła intensywne poszukiwania telefonu w swojej obszernej skórzanej torebce. Chwile później po całym wnętrzu nieszczęsnego pojazdu jak wściekłe osy latały drobne kobiece przybory.
- Gdzie jesteś cholero! O mam cię!- Jola zdjęła włóczkowe rękawiczki i rozpoczęła gorączkowe poszukiwania numeru pomocy drogowej.
- Jest!- wykrzyknęła tryumfalnie, naciskając przycisk z zieloną słuchawką.
- Pomoc drogowa? Tak. Zepsuł się. Mamy ubezpieczenie. Trasa Kraków - Warszawa jakieś dwadzieścia minut od Krakowa. Kiedy przyślecie samochód? Jutro rano! Nie wiem czy pani zdaje sobie z tego sprawę ale nie możemy tyle czekać. Wiem że jest śnieżyca. I co z tego! Niech któryś z tych…- Twarz Joli nabrała odcienia purpury, zacisnęła dłoń mocno na telefonie tak że dało się słyszeć zgrzytanie plastiku.- Rozłączyła się zołza!
- Nie dziw się. Nikt nie ma zamiaru ryzykować na taką pogodę. Patrz co dzieje się za szybą.
Śnieżna nawałnica rozszalała się na dobre, unosząc w powietrzu tony zmarzniętego śniegu uderzającego w samochody z zawziętością i siłą polarnego niedźwiedzia. Śnieg zaczął wdzierać się przez szpary w nieszczelnych drzwiach niosąc ze sobą lodowe sztylety arktycznego powietrza.
Autostrada zniknęła w mgnieniu oka pod zwałami śniegu i jedynie kilka zasypanych po maskę samochodów wskazywało gdzie się znajduje. Oblodzone latarnie zaczęły powoli jarzyć się mętnym żółtym światłem a Tomkowi nie wiedzieć czemu skojarzyły się jakoś dziwnie z latarniami morskimi. Częsty jeszcze przed chwilą furkot silników ucichł, jakby na pokaz wyższości sił natury nad wszystkim co stworzył człowiek. Jola wyjęła z podróżnej torby co cieplejsze rzeczy i zaczęła się energicznie ubierać. Tomek nie spuszczając rąk z kierownicy, przyglądał się żonie. Nie była już może dla niego miła ale nic nie zmieniło faktu że w jej ruchy nadal pełno było gracji, zawsze nieświadomie odgarniała kosmyk kruczoczarnych włosów a gdy się na czymś skupiała wyginała usta w Dziubek. Kochał tą kobietę! Cholera wie dla czego!? Ale ją kochał i jak na razie nic nie mogło zmienić tego faktu. Z odrętwienia wyrwał go jej głos który nijak nie miał się do wizji.
- Nie patrz się tak tylko się ubieraj! Nie chce trupa w samochodzie!
Tomek bez choćby słowa sprzeciwu porwał plecak z tylniego siedzenia, nie miał w nim zbyt wiele ale dwa ciepłe swetry i dodatkowa para spodni to zawsze jednak coś. Jola przekręciła do oporu pokrętło klimatyzacji i po zaledwie chwili po całym wnętrzu samochodu rozlał się przyjemnie ciepły powiew powietrza.
- Dobrze że kazałam ci zainstalować klimatyzacje w tym gracie. W przeciwnym wypadku już moglibyśmy uważać się za martwych.- wygarnęła rozkładając się wygodnie na obniżonym siedzeniu.
- Powinniśmy bardziej oszczędzać benzynę.- podsuną niezdecydowanie nie chcąc jej drażnić.
Jola spojrzała na niego jak na wariata, przewierciła go swoimi orzechowymi oczami jak świdrem, wykrzywiając brwi w literę V która w jej wypadku, oznaczała niezaprzeczalną Victorie nad Tomkiem.
- Udam że się przesłyszałam.- Wysyczała przez małe perliste ząbki.- Jak chcesz marznąc, to wyjdź na dwór, a mi pozwól rozkoszować się tą chwilą przyjemności. Z resztą co ja ci mówię, przez ciebie straciłam dzień urlopu i zapowiada się że stracę jeszcze drugi. Michał by na to nie pozwolił!
Joli można by było zarzucić wiele ale na pewno nie to że nie potrafiła ranić słowami wręcz przeciwnie robiła to z iście snajperską precyzją. Jeśli już brała kogoś na cel, trafiała i to śmiertelnie. Tomek zwykle w takich sytuacjach uciekał do wspomnień, tych szczęśliwych wakacji na wsi gdzie razem spacerowali po ogromnych polach czy pobytu w górach i wycieczki nad Morskie Oko. Tak było i tym razem tyle tylko że wspomnienia jakby powoli zacierały się w pamięci i nie były już tak wyraźne jak za pierwszym razem gdy do nich uciekał.
Za zeszronioną szybą Tomek zobaczył jakieś światło, poruszało się powoli i jakby chwiejąc się to na prawą to na lewą stronę, mógł to być człowiek ale równie dobrze jakiś sfrustrowany kierowca który nie mogąc pogodzić się ze swoim położeniem wypruwa resztki mechanicznych koni ze swojego pojazdu. Wiatr uniósł ponownie białą chmurę przesłaniając ten lichy promień. Na elektronicznym zegarku pulpitu wyświetliła się godzina dwudziesta czterdzieści pięć, Jola już spała okryta skórzaną kurtką. Wyglądała na spokojną, jej twarzy nie szpecił już grymas złości, zastąpiony przez błogi wyraz zwykle towarzyszący człowiekowi wędrującemu gdzieś w sennych marzeniach. Tomek wyłączył ogrzewanie bojąc się o poziom paliwa w baku. W momencie kiedy ciepłe powietrze przestało tłoczyć się do samochodu Tomek poczuł chłód bijący od luk w drzwiach i pod siedzeniem kierowcy. Tomasz był wściekły na siebie że tak zakończyła się ich podróż, niestety nie było już po co jechać do Stolicy. Opera na którą kupił bilety miała się odbyć dziś, właśnie o dwudziestej czterdzieści pięć. Miała to być miła niespodzianka dla Joli i zarazem szansa na odbudowanie ich związku, a tak zamiast wspaniałego wieczoru w amfiteatrze muszą tkwić na autostradzie w zepsutym golfie w środku zimowej zawieruchy. Tak, to niewątpliwie była jego wina, powinien przecież pojechać na przegląd przed tak długą podróżą, zamiast stracić dwa dni na kupienie nowego garnituru. Przemyślania przerwało mu stukanie w oszronią przednią szybę. Zdziwiony spojrzał przed siebie i w momencie odrzuciło go do tyłu.
Przed nim stał starszy siwy mężczyzna o nienaturalnie wykrzywionym nosie, zmarszczkami które zdawały się spływać z wychudłych policzków i co najdziwniejsze z jednym okiem czarnym jak węgiel a drugim jadowicie wręcz zielonym. Przybysz uśmiechną się szczodrze odsłaniając nagie dziąsła. Zdezorientowany Tomek także się uśmiechną choć na początku miał ochotę po prostu zignorować natręta. Nieznajomy pomachał w powietrzu lampą i gestem ręki namawiał go by wyszedł. Tomek nie wiedział co nim kierowało czy ciekawość czy też chęć spławienia starca ale szybko wsuną na głowę czapkę i bardzo ostrożnie tak by nie zbudzić żony wyszedł na zewnątrz. Pierwsze co poczuł to nieprzyjemny lodowaty wiatr który uderzył na niego niespodziewanie. Tajemniczy gość stał dokładnie przed nim, miał na sobie jedynie flanelową koszulę i krótkie szorty, nóg nie widział bo znajdował się po kolana w zaspie.
- Boże!- Wyartykułował czując że zaraz odmarzną mu usta.
- Chyba mnie pan z kimś pomylił!- Zaśmiał się starzec tak jakby wokół nie szalała zamieć a on był gdzieś na Karaibach.
- Nie jest panu zimno?
- A powinno?! - Spytał z przesadnie udawanym zdziwieniem i położył lampion na zmrożonym śniegu. Zatarł ręce i wskazał na śpiącą Jolkę.
- Piękna ta twoja dziewczyna!- Świsną przez zęby.- Szkoda tylko że niewierna.
Tomek skamieniał, odwrócił się w stronę samochodu jakby się tam spodziewał kogoś jeszcze prócz żony ale zaraz się opamiętał i spojrzał na starca z jeszcze większą niechęcią niż wcześniej.
- Co pan wygaduje!- Warkną piorunując rozmówcę spojrzeniem.
Stary uśmiechną się szczerze a w jego ustach pojawiła się koronka śnieżnobiałych zębów, zmarszczki też jakby zelżały a na ich miejsce wstąpiła jędrna opalona skóra, tak w ogóle to nieznajomy wyglądał teraz bardziej jak pewny siebie trzydziestolatek ubrany w elegancki granatowy garnitur. Tomkowi huczało w głowie, jak to możliwe że staruszek nagle zmienia się w istnego playboya a z pewnością była to ta sama osoba bo niemożliwe by ktoś jeszcze miał takie oczy!
- Wybaczysz mi że postanowiłem nieco zmienić formę? Mam oczywistą nadzieje że ta bardziej przypadła ci do gustu?- Wyrzucił z siebie z taką pewnością jaką mają tylko prokuratorzy na sali sądowej.
-Kim jesteś? Diabłem?- Tomek wyrzucił z siebie pierwszą i najgłupszą myśl jaka przyszła mu do głowy.
- Ja?- Zaśmiał się ponownie nieznajomy.- Czy ja wiem? Pewnie tak. Nie myślałeś chyba że mnie spotkasz co?
- Nie.- Odpowiedział krótko czując że opuszczają go siły.
- Wiesz dlaczego tu jestem?
Tomek pokręcił przecząco głową.
- Wyczułem twój lęk mój drogi, lęk przed nią i przed tym co cię przy niej trzyma… i stwierdziłem że pomogę ci się od niej uwolnić.
- Ale ja ją kocham!
Na twarzy diabła pokazał się grymas współczucia, westchną głęboko i klasną w dłonie. Tuż za jego plecami pojawiła się nagle ścieżka która jak klin przecinała na boki ogromne zaspy.
- Taki mały cud.- Zakpił szatan.- Chodź za mną, coś ci pokaże.
Tomek jak zahipnotyzowany ruszył za tą groteskową postacią. Szli jakieś paręset metrów mijając po drodze zasypane auta i śpiących w nich ludzi, nie mających zielonego pojęcia o tym kto właśnie ich mija. Nieznajomy przystaną nagle i wygrzebał coś z wewnętrznej kieszeni marynarki.
- Może papieroska?- Spytał uprzejmie wyciągając w jego stronę złotą papierośnice w której znajdowały się równo poukładane nieznanej mu marki, czerwone papierosy. Tomek sięgną po jednego a gdy dołożył go do ust ten zapłonął żarem, w jakiś iście diabelski sposób. Szatan też zapalił, wypuszczając w powietrze kłęby fioletowego dymu. Tomek zaciągał się łapczywie, dawno nie palił a ten papieros smakował wręcz nieprawdopodobnie. Oczywistą rzeczą jest że Tomek nawet nie sądził by tytoń mógł być aż tak dobry, bał się jednak zapytać z czego zostały zrobione, biorąc pod uwagę to, kto go poczęstował. Nieznajomy z otchłani ruszył tak niespodziewanie jak się zatrzymał dlatego też Tomek musiał biec żeby go dogonić. Mijali kolejne samochody aż w końcu opuścili autostradę i wkroczyli na rozległe pola, za którymi w oddali widać było tylko sprószony białym puchem las. Niebo było czyste a śnieg skrzył się odbijając promienie księżyca, sprawiając że wszystko dookoła nabrało tajemniczej formy jakby zostało wyrwane wprost z pogańskich rytuałów.
- Jesteśmy na miejscu.- Obwieścił i zakręcił się na pięcie z rozłożonymi szeroko ramionami.- Teraz pokaże ci co wiem na temat twojej żony.- Tu demon wyciągną przed siebie rękę z papierosem który o dziwo jeszcze się tlił i zakreślił nim krąg w powietrzu.
Karmazynowa poświata papierosowego żaru utworzyła jaśniejącą obręcz która zawisła nieruchomo w powietrzu. Nieznajomy podniósł śnieżną bryłę roztarł ją w rękach i cisną śnieżny pył w sam środek koła. Zmarznięte płatki z początku fruwały w nim chaotycznie by zaraz przybierać najróżniejsze formy, raz były górą by następnie stać się wartkim strumieniem. Ostatecznie zastygły jednak w bez ruchu tworząc płaską powierzchnię.
- Co to ma być?- Spytał do reszty skołowany Tomek, odruchowo zacierając zmarznięte palce.
- To mój drogi, nic innego jak zwierciadło.- Odpowiedział Diabeł po czym wypowiedział jakąś formułę w języku którego Tomek nie znał. W mig płatki zaczęły swój taniec przybierając kształt kobiety siedzącej na fotelu która kurczowo trzymała w rękach telefon komórkowy.
- Jola.
- Tak to twoja żona. Ale to nie jest najważniejsze, popatrz co stanie się zaraz.
Wokół rozbrzmiał dobrze mu znany dzwonek tym razem jednak zdawał się pochodzić gdzieś z oddali. Śnieżny awatar Joli przyłożył komórkę do ucha, na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech, którego Tomek tak dawno nie widział a za którym tak bardzo tęsknił.
- Wreszcie, myślałam że już nie zadzwonisz!- Zaświergotała tak samo wszechobecnym głosem.- Przyjedź dzisiaj o szesnastej, Tomka nie będzie w domu. Nie martw się nie wróci do jutra, znów jedzie na te głupie sympozjum naukowe i wróci dopiero jutro po południu. Będziesz? Punktualnie? To super! Obiecuje nie zapomnisz tego wieczoru! - Śnieżna Jolka zniknęła, a na jej miejscu pojawił się pędzący samochód omijający inne pojazdy niczym paliki. Tomek nie omylnie rozpoznał krwistoczerwonego forda focusa Maćka, byłego chłopaka Joli. Samochód znikną tak szybko jak się pojawił a na jego miejscu ukazała się ich wspólna sypialnia a w niej Ona wraz z Nim i słowa które szepce mu do ucha „Mój mąż to idiota. Nie zorientowałby się gdybyśmy to robili na jego oczach”.
Tomek poczuł że wilgotna kropla żłobi ślad w jego zmarzniętym policzku. Pamiętał doskonale ten dzień, ale jakoś w tedy nie zwracał uwagi na niezdrowe podniecenie żony, teraz już wiedział i pierwszy raz w życiu poczuł jak trawi go nienawiść do Joli. Gniew rozpalał zmysły otępiałe do tej pory arktycznym zimnem, przyśpieszał bicie serca do takiego stopnia że zdawało się że zaraz przebije klatkę piersiową by wydostać się na zewnątrz i zawyć jękiem straceńca. Tomek spojrzał na Diabła który siedział teraz po turecku na śniegu z kamiennym wyrazem na twarzy.
- To jeszcze nie koniec.- Wyrzekł żelaznym głosem i wskazał na magiczne zwierciadło.
Faktycznie to niestety był dopiero początek. Lustro obnażyło prawdę o wyskokach na zakupy czy wieczorów z przyjaciółkami a nawet o zgrozo chodzenia do spowiedzi. Wielu mężczyzn i tak samo wiele miejsc, nie wyróżniających się niczym szczególnym, których nie łączyło dosłownie nic. Oprócz jego żony. Z uległego i wyrozumiałego Tomka nie zostało już nic. Wyglądem przypominał teraz demona, jego oczy płonęły, kości zaciskanych do kwi pięści strzelały głucho a oddech przypominał warkot rozszalałego zwierzęcia.
- Zabije.- Wysyczał przez zaciśnięte zęby.
Diabeł uśmiechną się ponuro.
- Pewnie że zabijesz! Sam bym zabił!
Nastało milczenie, nie zakłócone nawet niewielkim podmuchem wiatru. Tomek czekał na to co powie jego towarzysz a Szatan najwyraźniej czekał na właściwy moment. Postać z otchłani podeszła do niego a na wyciągniętej ręce miała mały czarny przedmiot.
- Co to?- Zapytał Tomek przyglądając się bez wątpienia czarodziejskiemu ustrojstwu.
- To mój drogi takie małe cudeńko które na zawsze uwolni cię z niewoli i co ważne pozwoli ci zmazać plamę na honorze i co jeszcze ważniejsze, nikt nie będzie cię podejrzewał. Gdy wrócisz do samochodu podepniesz to do akumulatora. Pamiętaj by zaraz potem odejść.
Tomek zacisną mocno pięść na małym przedmiocie i przyłożył do serca, jakby to był najcenniejszy skarb.
- Dzięk…- Szatan znikł tak niespodziewanie jak się pojawił a jedynie czerwony niedopałek i mała czarna skrzynka wskazywały na to że nie był jedynie urojeniem.
Tomek jeszcze raz sprawdził czy ma w garści ten mały przedmiocik a gdy się okazało że tak czym prędzej ruszył w drogę powrotną. Wiatr smagał po twarzy ze zdwojoną siłą a z ścieżki którą stworzył Diabeł nie pozostało już praktycznie nic, jedynie płytki zarys dzięki któremu udało mu się nie zgubić na tej lodowej pustyni. Przedzierał się przez zaspy z godnym podziwu zapałem, nawet na chwile nie odrywając prawej ręki od serca. Tomek uśmiechną się szyderczo na wspomnienie tych chwil które kiedyś miały dla niego tak wielkie znaczenie, teraz wydały mu się błahostką czymś tak nie stałym jak śnieg przez który właśnie się przedzierał. Tak właśnie było, jego przepełniony uczuciową zimą umysł nareszcie doczekał się wiosny. Lody współczucia i złudnej miłości pękały teraz jak kry na rzece i tak samo jak one, odpływały poza horyzont myśli. Niczego już nie czół, stał się demonem, dla którego jedyną rzeczą która miała jeszcze jakieś znaczenie była zemsta, nie dbał o to co stanie się później, najważniejsze był Jola czuła ból, tak wielki, na jaki zasługuje.
W oddali pojawiła się mętna łuna ulicznego oświetlenia, przecinająca to zapomniane przez Boga miejsce niczym gorejący miecz kary.
- Latarnie Morskie.- Powiedział do siebie odmienionym głosem.
Ludzie w samochodach spali nadal, obojętni i spokojni niczym trupy. Tomek patrzył na nich z politowaniem, gdyby wiedzieli że on całkowicie przemieniony, przechodzi teraz kilka metrów od ich pojazdów, z pewnością wzięliby go za zjawę i umarli z przerażenia, tak mało był już podobny do człowieka. Wyczuwał w powietrzu zapach nadchodzącej śmierci, nie istniało już nic piękniejszego, nic co dałoby mu to uczucie euforii przepełniające drgawkami całe ciało. Jola? A kimże ona była? Chyba jedynie powodem by zaspokoić głód śmierci. Stał nad zielonkawym wrakiem który kiedyś w poprzednim służalczym życiu należał do niego. W środku spała ona! Na twarzy miała ten jej wyraz triumfu i dominacji, kiedyś się go bał teraz wydawał mu się jedynie śmieszny. Lewą ręką uniósł rozklekotaną maskę prawą zaś umieścił szatański przedmiot na okopconym przewodzie akumulatora. Powoli opuścił zdeformowany kawał blachy tak, by jego przyszła ofiara a dawniej żona, nie zbudziła się zbyt wcześnie. Tomek usłyszał trzask, to zamki drzwi zamknęły się jak na komendę. Powoli nasycając oczy widokiem nieświadomej niczego kobiety oddalał się do tyłu.
Był jakieś dwanaście metrów od samochodu kiedy zobaczył że z pod maski wydobywa się czarny dym, chwile później pojawiły się płomienie które z sekundy na sekundę rosły w siłę by w konsekwencji zająć swoimi rudymi mackami cały pojazd. Kobieta obudziła się nagle, krzyczała ale jej wołanie o pomoc nie znalazło odpowiedzi, szarpała za klamki, kopała w szyby lecz wszystkie starania były na nic. Miała tu zginąć. Ogień wdarł się do wnętrza, przerażona uciekła na tylnie siedzenie i stamtąd wzywała pomocy.
- Nikt cię nie usłyszy suko!- Wykrzyczał.- Zdechniesz Dziwko!
Jej kruczoczarne włosy spłonęły odsłaniając poparzoną czaszkę, wierzgała jak szalona a ogień powoli trawił jej ciało. Widział jak paznokciami odrywa fragmenty skóry jak odsłonięte mięśnie bieleją by następnie stać się czarne niczym węgiel. Wiedźma nie chciała jednak ustąpić, co sprawiało mu jeszcze większą radość. Popatrzył na jej zwęgloną twarz, na puste oczodoły w których jeszcze nie dawno spoczywały groźne błękitne miecze i śmiejąc się krzykną:
- Wierzgaj! I tak już jesteś trupem!
W powietrzu uniosła się woń spalonego ciała. Kobieta po raz ostatni uderzyła ręką w szybę by chwile później zastygnąć w śmiertelnym bezruchu, ogień trawił ją doszczętnie paląc nawet kości które nigdy nie zdołają zbieleć.
- Zdechła!?- Wykrzykną radośnie jakby z niedowierzaniem i poskakiwał na śniegu niczym małe dziecko.- Zdechła! Zdechła!
Coś syknęło i wrak wyleciał w powietrze. Wokół latały części jego starego golfa i porozrywane ludzkie szczątki. Tomek tańczył teraz wśród zgliszczy nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
- Udało ci się! Jestem pod wrażeniem.- Powiedział czyjś głos tuż za jego plecami.
Tomek odwrócił się i zobaczył postać Diabła która po mimo światła latarni pozostawała ciemna jak najczarniejszy mrok.
- To dzięki tobie przyjacielu.- Odpowiedział mu Tomek i skłonił się przed bestią.
- Dobra daruj to sobie.- Wypowiedział najwyraźniej rozbawiony Diabeł.- Choć ze mną tu już nie ma nic dla ciebie.
Odeszli obaj, znikając w ciemnościach niczym dwa widma, senne koszmary które wdarły się na jawę by siać zniszczenie.

- Zwarcie akumulatora. Zrobiło jej się zimno, włączyła klimatyzacje i tarach! Po zabawie. - Stwierdził fachowo policjant z drogówki.
- A co z jej mężem? Jego też będzie trzeba zapakować w kilka worków?- Zapytał Koroner.
- Nie, jego znaleźliśmy dwa kilometry dalej. Zamarzł na śmierć.
- Dobrze że zostało mi tylko parę tygodni do emerytury. Dłużej bym w tej robocie nie wytrzymał.
- Tak to już cholera jest... Coś zawsze musi zepsuć święta!

Koniec.
Ostatnio zmieniony wt paź 01, 2013 7:34 pm przez MrJaceq, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości