Z góry przepraszam za ruszanie tak starego tematu, ale jestem świeżo po przeczytaniu "Pani jeziora" i pewne kwestie nie dają mi spać.
Pozwolę sobie zacytować dwie wypowiedzi Ciri:
"Aaa, co tu jest do opowiadania? Było huczne weselisko. Wszyscy się zjechali, Jaskier, matka Nenneke, Iola i Eurneid, Yarpen Zigrin, Vesemir, Eskel... Coen, Milva, Angouleme... I moja Mistle... I ja tam byłam, miód i wino piłam.[...]"
Powyższa wypowiedź znajduje się na samym końcu książki, poniższa natomiast na jej początku:
"Przybywam z Rivii, z miasta o tej samej nazwie. Znad jeziora Loc Eskalott. Przypłynęłam tu łodzią. Była mgła. Nie widziałam brzegów. Słyszałam tylko rżenie Kelpie... Mojej klaczy, która biegła za mną w ślad."
Czytałam wyjaśnienia innych czytelników - Yennefer i Geralt umarli, żyją sobie w tzw. "raju", sielanka i w ogóle... Takie zakończenie byłoby dla mnie całkowicie jasne, gdyby nie pierwsza wypowiedź Ciri. Jak mogła się dziewczyna znajdować na ich weselu, jeśli ono odbyłoby się w zaświatach - co ważniejsze, jak mogli znajdować się na nim zarówno żywi, jak i umarli bohaterowie? Czy czegoś nie pojęłam, coś umknęło mojej uwadze? Skoro Ciri na początku książki mówi Galahadowi, że przybywa wprost z Rivii, jakim cudem na końcu nagle twierdzi, że była na weselu Geralta i Yennefer? Naprawdę mój ciasny móżdżek nie może tego pojąć...
Mam nadzieję, że ktoś będzie w stanie rozwiać moje wątpliwości.