Zrodzony z fantastyki

 
Awatar użytkownika
Pipboy79
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 2881
Rejestracja: śr sty 26, 2011 10:15 am

Werbunek James'a Shelby

śr lut 05, 2014 1:24 am

Siemka



Znów to zrobiłem :) Przygotowywałem bio pod nową postać i znów mnie poniosła klawiatura :). Generalnie nie jest to raczej klasyczne biografia dla postaci a raczej jedna scenka. Trochę rozlazła jak na warunki PBF ale mam nadzieję, że jakoś to przetrawicie. Świat i postać luźno nawiązana do CP 2020, rzecz dzieje się w NY. Zamieszczam w jednym długim poście bo jakoś ciężko sensownie mi to było podzielić na kilka postów. Zapraszam do lektury :)





Mieli kryzys w rozmowie. Mężczyzna siedzący po przeciwnej stronie barykady biurka milczał po kilku ostatnich pytaniach wpatrując się w szczyty wierzowców wznoszących się za nim. I najwyraźniej wcale nie zamierzał wdawać się z nimi w dalszą rozmowę. Ale tak mogło się zdawać postronnemu obserwatorowi. Oni byli profesjonalistami w dziedzinie… kontaktów z klientami. On też ale w czym innym. Przy takiej różnicy potencjału po prostu musiał im ulec. To była tylko kwestia czasu i odpowiedniej techniki. W końcu od czegoś te te uniwersytety z naciskiem na psychologię, komunikację i socjologię się kończy prawda? A co on im mógł zrobić po tej swojej Akademii Policyjnej? No właśnie. Wszyscy to wiedzieli i on i oni.

- Imię - spytała kobieta w eleganckim kostiumie, i profesjonalnie delikatnym wyuczonym makijażu nienachalnie podkreślającym jej zapewne przynajmniej w połowie azjatyckie pochodzenie.

- Już mówiłem. - odrzekł w końcu mężczyzna po przeciwnej stronie biurka. Widzieli jak stara się zachować spokój i siedzi pozornie spokojny. Ale widać było napięcie kącika ust, mimowolne drobne ruchy ramion i dłoni czy odwracanie głowy w innym kierunku. Wiedzieli, że jest zirytowany. Przynajmniej zirytowany. Wiedzieli też do czego jest zdolny. Dlatego ręka mężczyzna korporacji na wszelki wypadek miała przycisk alarmu w pogotowiu. Alarm wzywał czwórkę w pełni wyekwipowanych ochroniarzy z sąsiedniego pokoju. I miał cholernie wielką nadzieję, że zdążą. Wiedzieli jaki on jest. Właśnie dlatego go potrzebowali. Korporacja go potrzebowała.

- Proszę powtórzyć. - rzekł pozornie spokojnie raczej czarnoskóry mężczyzna prowadzący przesłuchanie. Wiedział, że jeśli tamten wpadnie w tryby jego machiny będzie zdecydowanie łatwiej go urobić.

- Nie widzi pan mojej plakietki którą mi daliście jak tu wchodziłem? - spytał zimno przesłuchiwany nagle odwracając wzrok od okna i patrząc wprost na na człowieka korporacji. Ten widział nagłe napięcie jego zmodyfikowanych ramion, nagłe zaciśnięcie szczęk i nerwowo poruszane nozdrza. Na wszelki wypadek położył dłoń na alarmie. Musiał jednak grać dalej.

- Proszę powtórzyć, takie są procedury. Chyba nie ma pan nic do naszych procedur? - rzekł ze spokojem który w niczym nie ujawniał jego niepokojów i obaw. Trochę miał w tym udział delikatne psycho jakie zarzył przed rozmową jak lubił sobie strzelić gdy spodziewał się rozmów z trudnymi klientami. Wedle plotek przy okazji spowalniało to też krwawienie.

- Już powtarzałem. Trzy razy. Wiecie kim jestem i po co tu przyszedłem. - mężczyzna przed biurkiem nie mógł ich przebić w rozmowie ale dość skutecznie dawał im odpór swym uporem. Teraz dodatkowo zwęziły mu się również oczy w których ponoć miał zamontowane dalmierze, celowniki i ten podobny wojskowy badziew.

- Czy mógłby pan powtórzyć ten kolejny raz? - wtrąciła się kobieta “przypadkiem” pochylając się nad biurkiem. Wiedziała, że ich gość ze swojej perspektywy mógł zobaczyć w szczelinie jej świeżej i czystej białej koszuli dwa ciekawe dla większości mężczyzn atuty. A za całkiem ładną sumkę eurodolców po prostu musiały wyglądać apetycznie. Nie kupowała przecież byle szmelcu dla ubogich z publicznych klinik.

- To se złotko przeczytaj w tych swoich notatkach co je tak pracowicie ponoć spisujesz od początku spotkania. - rzekł do niej obcy. Ubodło to trochę bardziej jej prywatną stronę niż służbową. Spodziewali się przecież trudnego klienta. Publicznie niczym się jednak nie zdradziła tylko spokojnie powróciła do wyprostowanej pozycji i sięgnęła po notatki które faktycznie robiła. Zczytywała je z podręcznego czytnika który przerabiał głos na pismo i był właśnie podręczny, wygodny, drogi, nowoczesny i niestety nie różowy czego bardzo pragnęła ale w pracy nie mogła sobie pozwolić. Musiała się dostosować i stawiać na profesjonalizm. Za to różowy miała w domu. Popatrzyła pytająco na prowadzącego przesłuchanie a ten przyzwalająco skinął głową. Chwilowo musieli mu odpuscić bo gnojek się okazał naprawdę twardym orzechem do zgryzienia ale i tak go będą mieli. Już nie takich rozgryzali.

- A faktycznie tak chyba da się załatwić tą sprawę. W końcu dla kogos tak wyjątkowego możemy zrobić wyjątek prawda? - rzekła do niego ciepłym i sympatycznym tonem jakim zazwyczaj wyrywała facetów w klubach. Facetów z pierwszej ligi a nie takich tanich krawężników.

- A więc co my tu mamy… - rzekła znów przypadkiem nadgryzając kawałek długopisu i siadając na biurku w pozie sugerującej całkowite pochłonięcie lekturą. Przypadkiem oczywiście usiadła profilem do niego by w spokoju mógł podziwiać jej zgrabne, wysportowane nogi. Przynajmniej nogi.

- James Shelby. Lat 32. Ukończona nowojorska Akademia Policyjna na wydziale antyterorystycznym… - nieśpiesznie zaczęła czytać na głos to co miała zapisane w jego aktach. Ton przybrała lekko roztargniony sugerujący słuchającemu, że przeczytała setki podobnych akt i nie robią na niej wrażenia. Właściwie to była to prawda. W międzyczasie zaczęła delikatnie przesuwać krańcem długopisu w okolicach swojej brody.

- Ukończonym z wyróżnieniem! - warknął nagle niespodziewanie James. Czekoladowy mężczyzna uśmiechnął się w duchu wiedząc, że teraz dzięki sprytnemu “przeoczeniu” partnerki może jeszcze go nie mają ale już mają z górki. Ci mundurowi byli tacy schematyczni. Wystarczyło znaleźć odpowiedni schemat. Właściwie wszyscy byli schematyczni. A on był po prostu zajebisty w znajdywaniu takich schematów. I dlatego tak uwielbiał swoja pracę i był światowej klasy specjalistą od przesłuchań. Co mu mógł zrobić taki trochę podrasowany krawężnik?

- Paula, zaznacz proszę poprawkę pana Shelby. Widocznie ktoś w administracji znowu nie dopilnował czego trzeba. - łagodnie “zbeształ” swoją partnerkę podejmując jej grę. A do gliniarza przyjaźnie się usmiechnął rozkładając bezradnie ramiona. Widział, że tamten wciąż jest wściekły i pewnie nawet im nie uwierzył ale piłka znów była w grze. Odsunął dłoń z przycisku alarmu.

- Oh, tak, faktycznie panie Shelby, już poprawiam - rzekła tonem słodkiej niewinnej idiotki udając, że zapisuje coś w czytniku gdzie przecież wszystko było w porządku ale pałkarz nie musiał tego wiedzieć. Teraz już powinno pójść z górki.

- Dla ciebie poruczniku Shelby. Złotko. - wycedził równie zimno i nieprzyjemnie jak przed chwilą. Uniosła wzrok znad czytnika i spojrzała w jawnie wrogie spojrzenie. Jakim cudem nie dał się złapać na żadną z jej sztuczek? To się zdarzało ale bardzo rzadko. Zwłaszcza, że wedle danych był 100% hetero. Już dawno powinien zmięknąć. Co z nim było nie tak?

- Jest pan w zawieszeniu. Panie Shelby. I na terenie korporacji. Korporacji Corp - Tech. - miała go dość. Zresztą czas na subtelności się skońćzył. Trzeba było zagrać twardo i pokazać mu gdzie jego miejsce.

- Jestem porucznik NYDP James Shelby. Zapamiętajcie to sobie raz na zawsze albo nie mamy o czym gadać. - wysyczał wściekle niebezpiecznie napinając mięśnie jak do skoku. Czarnoskóra dłoń znów powędrowała w kierunku alarmu.

- Jesteś pan wywalonym krawężnikiem bez perspektyw i szans na porządną pracę. Teraz nie masz pan żadnych tytułów i robimy panu uprzejmość rozmawiając z panem i w ogóle zwracając się nawet per “pan” - podjął twardą grę partnerki Arnold. Czuł, że "strzał" osiąga swoje apogeum pomagając wytłumić strach. Też miał już dość tej batalii i dążył do jej rozwiązania. Widział jak Jamesem aż zatrzęsło z wsciekłości. Wstał z krzesła i postąpił krok naprzód. Jezu jak on może się poruszać tak szybko?! Zdumiał się Arnold. Strach znów zaczął do niego powracać. Zaczynało do niego docierać z kim rozmawiają.

- Nawet do oficerów w stanie spoczynku należy się odnosić pełnym stopniem! Nieważne gdzie! - Arnold zamarł z przerażenia. Spodziewał się, że ten cały Shelby jest szybki, czytał przecież jego akta. Ale nie spodziewał się, że wspomagane biocybernetyczne są aż tak szybkie. Te dwa kroki pokonał momentalnie i złapał go za nadgarstek uniemożliwiając mu wciśnięcie alarmu. Zabije mnie! Wkurzyłem go i teraz mnie zabije! Od tego go zrobili! Oni wszyscy są tacy! Kołatało mu się w spanikowanych myślach. Paula stała jak sparaliżowana. Próbował gorączkowo coś wymyśleć by zyskać na czasie, Przecierz ochroniarze byli za ścianą a tu był podgląd! Czemu jeszcze ich tu nie ma?! I wtedy go olśniło dlaczego. Poświęcili ich. Przecież jak James ich załatwi będa mieli go na amen. No tak… Przecież sam tak robił… To było logiczne… I skuteczne. Efektywne...

- Pierdol się ze swoją ofertą! - wycharczał mu w twarz eksglina… I nagle go puścił. Splunął mu jeszcze na biurko po czym odwrócił się i zaczął zmierzać do wyjścia. Kurwa, co to za koleś?! Arnold był zdumiony. Jak na razie ten cholerny Shelby łamał wszystkie schematy jakie znał negocjator. Ale wiedział, że jeśli pozwoli mu wyjść to go stracą. A on przegra sprawę. Nie pamięta kiedy ostatni raz przegrał sprawę. I to z jakimś zafajdanym, żałosnym krawężnikiem!

- James zaczekaj! Mamy dla ciebie odznakę! - podziałało jak marzenie. Ta nieludzko szybka dłoń zamarła już prawie chwytając za klamkę. SWATowiec przez moment wpatrywał się jeszcze w drzwi po czym niesłychanie powoli odwrócił się z powrotem do nich twarzą. Twarz wciąż miał miał wściekłą ale już zaczynała dominować na niej i inne emocje. Podejrzliwość, może ciekawość iii… Nadzieja? Tak! Wprawne oko negocjatora od razu wychwyciło te barwy. Poszło trochę trudniej, właściwie poszło w chuj ciężko ale miał go. Wiedział, że na to go złapie.

- Poruczniku Shelby. Bardzo przepraszamy za to zajście. Po prostu musieliśmy sprawdzić jak pan reaguje na stresowe sytuacje… - Arnold kłamał bez zająknięcia. Na tym polegała jego praca którą uwielbiał i która była jego największą pasją.

- Ooo… Naprawdę? I jak reaguję? - James wszedł mu w słowo. Arnold coś czuł, że wyjątkowo trzeba mówić dużo prawdy bo znów tamten może dostać cholery. Tamten musiał myśleć, że wygrał to przestanie się tak stawiać. Przynajmniej powinien.

- Po prostu świetnie! Nie dał się pan złapać na rzadne nasze sztuczki. Jest pan wybitnie odporny na stres, lojalny idei, chlernie szybki - wskazał z uśmiechem na swój nadgarstek który przed chwilą trzymał w uścicku ten glina.

- No i przbieg pańskiej służby… - machnął ponaglająco na Paulę by zaczęła swoją działkę.

- O tak! Akademia skończona z wyróżnieniem. Dyżur w jednej z najgorszych dzielnic tego miasta. Jedna z najczęściej wzywanych jdnostek w ciągu ostatnich lat. Samodzielne objęcie fireteam w ‘46 i całego oddziału zaledwie rok później - miała własnie wspomnieć o detalach jak odbijanie samolotu, akcja w metrze, czy unieszkodliwienie łodzi z ekosamobójcami gdy znów im przerwał.

- Świetnie wiem gdzie i kiedy byłem. Czego chcecie i co proponujecie? - pierwszy raz od początku dyskusji nie mogli go rozczytać. Wiedzieli, że to tylko poza, maska i na chwilę ale akurat teraz działała i zmuszeni byli zgadywać czy na serio się pyta czy już zrezygnował.

- Proponujemy panu kontrakt w naszych jednostkach specjalnych. Wśród naszych agentów do zadań specjalnych. - w sumie nic nie tracił. I tak to własnie mieli mu zaproponowac od początku. Choć spodziewał się kompletnie innego przebiegu rozmowy.

- A dlaczego akurat mnie? - nie ustępował wciąż Shelby. Zmrużył oczy choć Arnold nie mógł akurat tego zinterpretować. Znów postanowił postawić na szczerość bo zdaje się wyjątkowo zdawało się to sprawdzać.

- Bo nam się pan podoba. Znaleźć zakapiora do mokrej roboty czy prania innych po pysku to dla nas żaden problem. Ale chcemy człowieka z zasadami. Z charakterem. Lojalnego. Chcemy prawdziwego gliniarza, z krwi i kości. Chcemy kogoś takiego jak pan. - czekał co mu ich nietuzinkowy klient odpowie. Ale czuł, że kit jaki mu sprzedał powinien zadziałać. Niech coś wreszczie na tego cholernika zadziała!

- Bycie agentem czy ochroniarzem to nie to samo co bycie gliną. Mówiłeś, że możesz oddać mi mundur i odznakę. - Arnold uśmiechnął się do siebie w duchu. Mieli go. Mieli go! Teraz to już tylko zwykły handel.

- TAMTYM niech się pan nie przejmuje poruczniku Shelby. Rozmawia pan w przedstawicielami CORP - TECHu. Sam pan wie co my możemy prawda? Cóż to dla nas przywrócić do służby jednego nowojorskiego policjanta? Przecież właśnie dlatego zgodził się pan na to spotkanie. No to jak będzie? - przyjaźnie położył mu dłoń na ramieniu. Gdy tamten jej nie strząchnął ani nie wyszedł gestem wskazał mu na biurko. Mieli w nim kontrakt dla niego. Po chwili Shelby ruszył w stronę biurka. Przez chwilę oczy Arnolda i Pauli spotkały się za jego plecami i uśmiechnęli się do siebie zwycięsko. Było w chuj ciężko ale wygrali. Znowu. Życie było tak piękne!





---



James wyszedł dość skołowany z nowoczesnego szklanego labiryntu szkła i stali. A więc koniec. Stało się. Musi odsłużyć swoje dla tych krwiopijców ale potem znów będzie gliną. Wiedział że raczej mówili prawdę z tymi możliwościami. Jego przypadek nie był odosobniony. Gdyby go wyrolowali straciliby wiarygodniść. A dla takiego molocha jak Corp - Tech, jego odznaka była niczym pyłek. Właściwie nic ich to nie kosztowało w porównaniu do jego służby dla nich. Teraz tylko musiał przeżyć te cholerne pięć lat jako ich agent. Znał swoją wartość i wiedział, że nie jest jakimś szmaciarzem z łomem co się włamuje do piwnic i samochodów. Nawet teraz szef oddziału szturmowego SWAT miał swoją wartość. Nawet dla nich.


A tamto… Przypomniał sobie jak przyjęli z żoną decyzję o kontroli ciała i umysłów jak to nazywali. Z tymi implantami u noworodków. Nie zgadzali się na to. Było sprzeczne z ideami wolności i równości jakie oboje wierzyli. Więc mimo że był uważany za wzorowy gliniarz poszli do nielegalnej kliniki gdy przyszedł czas. Zrobili co trzeba. Myśleli, że to koniec ale to był dopiero początek. Każdego dnia mógł ktoś odkryć ich przekręt. Bali się tego każdego dnia. Niszczyło to ich powoli. Nawet Keith zaczął wyrastać na nerwowe dziecko. Aż w końcu ich dupnęli. SWATowiec musi mieć nieposzlakowaną opinię. Nie ma miejsca dla tych co robią numery.

Jego pilnowali. Więc Anna uciekła z Keithem gdy on był w maratonie przesłuchań. Czasem dostawał od niej zdjęcie albo dzwoniła. Zawsze skądeś indziej. Własciwie nie wiedział skąd. Ani nie znał dnia ani godziny gdy zadzwoni. W końcu jako hakerka znała się na rzeczy. Właściwie to jej nie próbował szukać. Chyba, że znów będzie gliną. SWATowcem. Odznaka oznaczała też amnestię. Znów będą mogli być razem. Musiał tylko przeżyć do tego czasu.

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości