Muszę jednak stwierdzić, że z wiekiem zauważyłem, iż mniejsza ilość bogów tak naprawdę sprzyja lepszej zabawie, immersji i zwiększenia atrakcyjności rozgrywki. IMO religia sagi Gothic wydaje się bardziej sensowna, niż supermarket teologiczny światów D&D. Nawet skromne religie Martina z Pieśni Lodu i Ognia (w kilku miejscach tak naprawdę dualistyczne, bądź wprost monoteistyczne) są troszkę mniej płodne w absurdy, niż przepakowany Warhammerowy panteon. Co kto lubi.
Wydaje mi się, że jest trochę tak, że przy politeizmie twórcy czują się "zwolnienie z kreatywności". Żeby było barwnie, dowalą 500 bogów od wszystkiego, ale nie skupią się na wymyśleniu ciekawej "otoczki" dla tychże bogów - oryginalnych dogmatów, nietuzinkowego sposobu zorganizowania wiernych (z reguły w jakiejś formie kopiują organizację KK z jego hierarchią, zakonami itd.), egzotycznych zwyczajów kultowych, tabu, światopoglądu... Zamiast tego para idzie w określenie koligacji rodzinnych bóstw, ich wyglądu, atrybutów, czy nawet ulubionej broni (co już dla mnie jest lekko śmieszne). Co samo w sobie może być ciekawe (ja np. bardzo lubię czytać opisy bóstw dedekowych), ale z reguły jest kolejnym odgrzewaniem kotleta. Ba, kopiowane są nie tylko schematy z ziemskich religii politeistycznych, ale i z fantasy - na przykład motywem, który pojawia się tak często, że zauważyłem, że niektórzy biorą go za oczywistość, jest to, że bogowie czerpią energię z wiary wyznawców (albo wręcz są z niej utworzeni).
Ponadto, z reguły erpegowe panteony, na wzór mitologicznych, aktywnie mieszają się do materialnego świata - co z jednej strony ubogaca setting, jeśli chodzi o obfitość niezwykłych wydarzeń, ale zubaża go, jeśli chodzi o "duchowość". Nie ma sensu snuć rozważań teologicznych, czy zastanawiać się nad sensem nauki bóstw, które na co dzień objawiają się śmiertelnikom. Bóstwo jest traktowane jako coś w rodzaju króla-czarodzieja, a jego kapłani jako "przekaźniki mocy". Efekt jest taki, że jak ktoś w D&D tworzy postać kapłana, to z reguły tak naprawdę nie tworzy przywódcy duchowego i teologa, tylko healera i eksperta od odpędzania nieumarłych.
Zapewne da się stworzyć oryginalną i ciekawą religię politeistyczną w rpg. Przecież nawet te ziemskie, wbrew pozorom, nie są takie same. Np. jeśli porównamy hinduizm i kult bogów skandynawskich, zauważymy, że różnice nie polegają na kosmetyce, że jedni bogowie mają brody i topory, a drudzy wiele rąk i wieńce z kwiatów. U podstaw obu religii leżą kompletnie inne wartości, inna koncepcja boskości, służenia bogom, życia pozagrobowego itd. Warto by zwrócić uwagę na takie różnice przy fabrykowaniu kolejnego panteonu spod sztancy.
Bo tak jest bezpiecznie. Jeśli dobrze pamiętam jest to efekt ataków konserwatywnych środowisk na RPG. Na początku religie (w domyśle) były monoteistycznym pseudochrześcijaństwem (Klerycy w OD&D mają krzyże, biskupów i wikarych, leczą, wskrzeszają, sprowadzają plagi szarańczy i zamieniają patyki w węże). Z czasem zaczęto od tego odchodzić (w wersjach BECMI i B/X kleryk czerpie moc z siły własnych przekonań, a nie od boga/bogów) właśnie ze względu na opinie, że D&D drwi sobie z religii, bądź jest wstępem do praktyk okultystycznych. Późniejszy politeizm miał być raczej unikiem przed tymi atakami
Na dwoje babka wróżyła. Natknąłem się kiedyś na artykuł, w którym autor krytykował D&D właśnie za brak możliwości grania chrześcijaninem, stwierdzając, że ewentualnie da się grac monoteistą, jeśli się zignoruje panteon, ale nie można wyznawać Chrystusa, więc wszystkie postaci są skazane na potępienie (autor był protestantem).
Poza tym, mam wrażenie, że to amerykańscy chrześcijanie w większości reprezentują podejście "Jeśli są odwołania do naszej religii, to nas to obraża". Znani mi polscy chrześcijanie (tzn. ci, którzy traktują swoją religię na poważnie) wykazują raczej "Smutno mi, że tu nie ma żadnych odniesień do naszej wiary" i jeśli mają możliwość w danym settingu stworzenia postaci wyznającej "monoteistyczne pseudochrześcijaństwo" to z niej skorzystają.