W WFRP 2ed jest mnóstwo nieścisłości czy niedopowiedzeń, ale te odnośnie magii nurtują mnie najbardziej.
Zacząłem grę uczniem czarodzieja. Oczywiście na szlaku. Moja postać boi się swojego daru i używa tylko w ostateczności. Tylko że poza tym nie za wiele mam do roboty, bo większość walk odwalają wojacy, a gadaniną zajmuje się cwaniak. Poza tym ludzie się mnie boją, jako szarlatana, magika, czarciego pomietła. A niektórzy by chętnie spalili.
Podczas tej gry zaczęły się we mnie rodzić pytania odnośnie magii w WFRP 2ed i jej konstrukcji. Jest ona ciekawa, ale to niesie za sobą ograniczenia. Poza tym sporo paradoksów i nieścisłości praktycznie wyklucza sensowność korzystania z magii. Przynajmniej w sposób umożliwiający swobodną grę.
Według informacji zawartych w Księdze Zasad, magiczna energia rozszczepia się na osiem wiatrów magii dopiero w świecie materialnym. W domenie chaosu jest to czysta, niepodzielna moc - jego esencja.
Qhaysh jest umiejętnością splatania zaklęć z kilku lub wszystkich wiatrów magii, poprzez ich harmonijne połączenie. Więc splatając zaklęcia z ośmiu wiatrów magii naraz uzyskuje się Chaos w czystej postaci? Na to wskazywałyby odniesienia zawarte w Królestwie Magii.
Jeśli nie, Esencja Chaosu musiałaby być zupełnie innym rodzajem energii, ale skoro właśnie ta energia rozdziela się na osiem wiatrów, to nie może byc czymś innym? Według informacji zawartych w Królestwie Magii, taką niezależną energią eteru jest Prawdziwa Dhar.
Stanowi przypadkowe acz permanente połączenie innych wiatrów magii.
Ale skoro tak, to nie może istnieć, jako niezależna siła (dziewiąty, czarny wiatr) poza światem materialnym, gdzie wiatry magii są niepodzielne. Tymczasem w Królestwie magii napisano, że może.
Nie rozumiem też, w jaki sposób działają czary magii prostej. Każdy wiatr reprezentuje jaiś aspekt, i do tej dziedziny odnoszą się zaklęcia (może za wyjątkiem Tradycji Życia, która wygląda mi raczej na Tradycję Natury, bo to ewidenty druidyzm). Chociaż w samych tradycjach można znaleźć zaklęcia trochę do nich mało przystające, lub podpadające pod magię ogólną.
Co do magii prostej, stanowi ona pomieszanie czarów z róznych tradycji, albo zawarte w niej czary nie mają określonego aspektu.
Tradycja Ognia | Magiczny płomień
Tradycja Życia | Ochrona przed deszczem, Jak kamień w wodę
Tradycja Niebios | Podmuch, Pech
Porażenie jak dla mnie pozostaje nieokreślone, bowiem w opisie czaru nie podano źródła z jakiego wywdzi się efekt. Z nazwy czaru można wnioskować, że chodzi o elektryczność, co pasuje do Tradycji Niebios, która ma w zesawieniu ciskanie błyskawicami. Chociaż samo słowo nie musi oddawać natury jego pochodzenia, bowiem samo poraenie może mieć róne przyczyny. Tym bardziej jest to czar nieokreślony. Chociaż Jak kamień w wodę można by równie dobrze przypisać magii cienia...
Magia Kpałańska
Wedle podręcznika, cała magia pochodzi tak naprawdę z jednego źródła. Tyle, że czary kapłanów zaprzeczaj tej tezie, stając w zupełnej sprzeczności z wiatramii magii. Jest gdzieś jakieś wyjaśnnienie, jak działają te opracowane zaklęcia? Błogosławieństwa wygladaja mi na wynalazek rodem z D&D. Ale z godnie z opisami magii z podręcznika, błogoławieństwa nijak mają się do wiatrów magii. A wiatry magii są jedynym źródłem magii w ogóle.
W ogóle korzystanie z magii przez kapłanów to dziwna sprawa. Za to powinni właściwie zostać straceni / wygaszeni przez kolegium. bogowie to sprawa dość istotna dla Starego Świata. Bogowie odgrywają w nim ogromną rolę, a religia jest siłą sprawczą, zatem prędzej ludzie spaliliby tych bezbożnych czarowników w imię Sigmara, niż pozwolili im sie panoszyć. Tolerowanie jednej strony przez drugą jest dla mnie niezrozumiałe, nie do przyjęcia. W końcu musiałoby się to skończyć otwartą wojną, w celu ustalenia naczelnej pozycji i jednej teorii, o co obie strony zażarcie walczą.
Bardziej heretyckie są same rytuały, które ewidentnie kojarzą się z cudami, a raczej nimi są, tak z racji działania i opisu mechanicznego.
Z rozdziału osmego Księgi Zasad wynika, że bogowie w WFRP manifestują się w sposób pośredni, jednak nie pozostawiający wątpliwości co do ich istnienia. W każdym razie, na pewno nie moga być w żaden sposób zanegowani.
Tylko jak się bogowie i ich moc ma do mocy Chaosu i magii?
Próbował już ktoś grać w WFRP eliminując ten bardzo niefortunny zabieg "prawdziwych bogów" i przemianowując go na bogów domniemanych, jednocześnie odbierając kapłanom moc czynienia cudów w ramach korzystania przez nich z innych rodzajów magii?
Magia powszechna
Wedle podręcznika, czary magii powszechnej są uniwersalne. Są one wynikiem żmudnego treningu, i chociaż mają różne nazwy, ich efekt się nie zmienia. Więc tutaj pytanie, w jaki sposób rzuca się te zaklęcia, skoro każdy człowiek może używać tylko jednego wiatru magii, a każdy z nicj odpowiada za osobny aspekt?
Jeśli przyjąć, że te zaklęcia są uniwersalne, to musiałyby korzystać z wiatru magii, który odpowiada aspektowi ich efektu. W przeciwnym razie jedyną uniwersalną metodą ich rzucania jest skorzystanie z Dhar lub Prawdziwej Dhar?
Oczywiście fabularnie da się to wyjaśnić, bowiem siła niedopowiedzeń tkwi w możliwości jej interpretacji. Tyle, że wszystko rozbija się tutaj o mechanikę, która nie może kłamać. Jej zasady jasno odnoszą się do tego, że Magia Powszechna nie jest Dhar. Nie ma jakichś dodatkowych mechanicznych konsekwencji za jej stosowanie.
Tak poza tym, to pomimo tego zamieszania z wiatrami magii, w rozdziale o niej traktującym, w podręczniku głownym, atorzy dośc swobodnie używają (robiac to kilka razy, wiec chyba nie przypadkowo) liczby mnogiej, w stosunku do wiatrów magii. Najdziwniej brzmi to w opisie magii tajemnej:
"Wybierając Tradycję, czarodziej poświęca się na odkrywaniu tajemnic tylko jednego aspektu magii. Uczy się manipulować Wiatramii Magii, splatając je w efekty poszczególnych czarów. Bohater zdobywając zdolność magia tajemna musi wybrać jedną Tradycję."
Przecież manipulowanie więcej nim jednym wiatrem magii, to magia czarnoskięska. Jest to możliwe tylko przy użyciu Dhar, bowiem człowiek nie jest w stanie manipulować więcej niż jednym wiatrem na raz i w ogóle.
Poza tym, jak właściwie uczy się magii? Rozumiem, że każda nauka wymaga teorii i praktyki. Dopóki jakiś przedmiot pozostaje w aspekcie teoretycznym, dopóty nie może zaistnieć odpowiednia dla niego zdolność. Rozumiem, że nieliczne, bardzo nieliczne wyjątki mogą tą regułę potwierdzać. Chociaż mechanika wspiera tutaj pogląd, że najpierw trzeba zdobyć potrzebne komponenty, żeby uzyskać efekt.
Żeby dobrze machać mieczem, trzeba ćwiczyć. Tak samo, żeby splatać magię. Nie ma innej możliwości. Tymczasem ryzyko używania magii jest ogromne. Tym bardziej dla laików, czyli terminatorów. Oczywiście pod okiem Magistrów pewnie można by się kształcić nieco bezpieczniej, przynajmniej nie stwarzając zbytniego zagrożenia dla otoczenia, chociaż nic nie uchroni czarującego przed konsekwencjami pomyłki w stosowaniu mocy (co właściwie mechanika odzwierciedla raczej ślepym trafem na kościach). Więc jaki sens ma w ogóle ćwiczenie zdolności magicznych? Kolegia zawzięcia ścigają wszystkich dyletantów, guślarzy i szarlatanów, którzy maczają swoje paluchy w dziedzinie Tzeentch'a. Robią to nie bez kozery. Z racji ogromnego zagrożenia jakie to stwarza dla świata (pomijając reputację i monopol). Nie da się ćwiczyć magii na sucho, bowiem nie istnieje jej ćwiczebna forma. Zaklęcia można splatać tylko i wyłącznie z Wiatrów Magii, a splatając je, ćwiczyć tego skuteczność, opanowanie i precyzję. Nawet, jeśli korzystamy z opracowanych już dawno i zatwierdzonych formuł, to każdy człowiek musi wyrobić sobie własną normę doświadczenia praktycznego, by jego teoria miała w ogóle rację bytu.
Przy tak wielkim niebezpieczeństwie właściwe uczniowie czarodziejów powinni nimi pozostać do czasu egzaminu na Magistra. Profesja wędrownego czarodzieja nie powinna właściwie istnieć, tym bardziej, zwracając uwagę na opis w Królestwie Magii, odnośnie egzaminu na Magistra, który poprzedza ukończenie profesji wędrownego czarodzieja, i rozpoczęcie kolejnych lat jeszcze bardziej żmudnej nauki.
Sami Magistrowie posiadają ogromną wiedzę na temat zagrożenia jakie stwarza magia dla słabych, nieprzygotowanych i niedoświadczonych umysłów. Samych Magistrów więc nie może być zbyt wielu. Ten tytuł brzmi bardzo na równi z tytułem rektora. Biorąc to pod uwagę, jaki sens ma pozwalanie ludziom z magicznym talentem i umiejętnością jego wykorzystania na bieganie w samopas po Starym Świecie i ryzyko, że ulegną pokusie sięgnięcia po Dhar czy nawet Prawdziwą Dhar? Nawet, jeśli mieliby to zrobić przypadkowo. Poza tym narażając się na efekty uboczne - mutacje i manifestacje chaosu spowodowane niewłaściwym użyciem mocy, co mocno nadszarpywało by reputację ludzi w odniesieniu do magów. Reputację, na którą tak długo pracowali, i która i tak jest wątpliwej jakości. Przynajmniej poza większymi miastami. Jeśli przed zdobyciem tytułu Magistra, uczeń musi się jeszcze wiele dowiedzieć. A przy tej wiedzy okazuje się, że jego dotychczasowe osiągnięcia, to właściwie błahostki, jaki sens jet umożliwianie mu babranie się w magii na szlaku, na własną rękę. Ryzykując wszystkimi konsekwencjami wymienionymi powyżej?
W związku z tym wszystkim nurtuje mnie jeszcze sprawa roli maga w społeczeństwie w ogóle. Jak on właściwie miałby zarabiać na swoje utrzymanie? Oczywiście można szkolić się w różnych dziedzinach, ale biorąc pod uwagę specyfikę magii i jej wpływ na maga, nie za bardzo rozumiem, co on by jeszcze mógł robić, poza czarowanie. Wiatr Magii ma ogromny wpływ na umysł posiadacza. Tak ogromny, że przejawia się to w aspektach fizycznych. Do tego prania mózgu ze strony samej magii dochodzi jeszcze polityczna papka, jaką serwują uczniom kolegia. Samo kształcenie magiczne zajmuje całe lata i wymaga ogromnej ilości silnej woli, skupienia i wysiłku. Oraz zmagania się ze swoim siódmym zmysłem, bowiem nie jest na pewno łatwo na co dzień postrzegać prawdziwą naturę świata. Zatem po części magowie na pewno są filozofami i badaczami, chociaż to przysługuje raczej Magistrom. A co zostaje uczniom przy założeniu, że czarowanie to ostateczność, a sama magia wypełnia większość czasu ich żywota?
Jakoś nie za bardzo takim magom przystoi zarabianie w sposób zwyczajny, choćby rąbaniem drewna. A wszelkie specjalizacje też wymagają nauki i praktyki. Tutaj realizm będzie istotny i wydanie PD na odpowiednią umiejętność nie sprawi, że postać zyska na pstryk Gotowanie czy Łowiectwo, bo to są specjalizacje w których ludzie szkoła się całymi latami. Więc co właściwie taki uczeń czarodzieja mógłby ze sobą zrobić, żeby go wieśniacy nie wzięli na widły, albo kolegium nie wygasiło?
Próbował już ktoś zmieniać zasady odnośnie samej magii czy nawet kontrolowania Wiatrów? Chociaż te ingerencje są już bardzo mocne, na przykład wprowadzając zasadę, że mag może używać tylu wiatrów magii, ile wynosi jego magia (ale nie łącząc je!)? Jednak by używać zalęcia z innej tradycji niż wyuczona, musi je najpierw wykupić (każde z osobna) za 200 PD. Jednak rzucanie czarów obcej tradycji zawsze jest trudniejsze z uwagi na przesiąkniecie umysłu czarodzieja jednym kolorem magii. Więc trzeba je najpierw wykupić, a potem zdać test na SW czy w ogóle udało się spleść inny wiatr magii. nieudany test oznacza przyznanie jednego PO i skutkuje rzutem na manifestację chaosu.
Może ktoś ma jakieś inne zasady, które trochę by rozszerzyły możliwości magów, zaklęcia i teorie, które pozwoliłyby mi skonfrontować moje robienie z igły wideł, jeśli chodzi o magię.
Ostatnio mnie to bardzo nurtuje i nijak nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że WFRP 2ed to system niemiłosiernie wręcz dziurawy, niespójny, pełen paradoksów i rozwiązań, które pomimo swojej prostoty i wygody, często utrudniają życie czy zwyczajnie irytują.