
Grota jednorożca
(porno parodia fantasy)
Pierwsza Księga Większa: Tajemnica perhydrolu
Mgła powoli ustępowała, ale zapowiadało się, że dzień będzie deszczowy. Krasnale, mieszkające w dziupli rozległego dębu, skończyły właśnie całonocną orgię przy muzyce z lat dziewięćdziesiątych.
Goblin Munrich siedział przycupnięty na gałęzi, wysoko w koronie drzewa. Obserwował i jednocześnie czuł, że nadchodzi przekaz. Przekaz od niebian. Rozpiął koszulę z pajęczej przędzy, wyprężając chudą pierś do przodu. Pomasował sutki, tak, że stwardniały niczym grudki cukru, do którego dobrała się wilgoć.
- No, mniam – powiedział skrzekliwie, mlaszcząc pomiędzy wypowiadanymi słowami. - Mniam, słyszycie mnie? Mniam.
- Odbiór – dobiegł do niego stłumiony głos niebianina. Sutki zaczęły łaskotać, odbierając dane.
- Mniam. Jakie informacje? Mniam.
Zaszumiało mu w uszach, więc podkręcił lewy sutek. Zadziałało, bo po chwili znów usłyszał kosmitę.
- Odbiór. Informacja dla krasnali to: róg jest w jamie.
- Zarejestrowałem. Mniam — potwierdził Munrich. Przypadek zdawał się prosty, a on miał lata doświadczenia w zawodzie najemnika. Został nim, mając dwa lata, kiedy to babcia poprosiła go o dodanie do zupy sąsiadki wywaru z zioła zwanego mordęgą trójlistną.
- Niech strzegą się Fałszywego. Przekaż to Ósmemu.
- Mniam, oczywiście. Kiedy zapłata? - zapytał, patrząc chciwie ku niebu.
- Niedługo. Over.
Nie było na co czekać, gdyż sprawa nagliła mocniej niż biegunka po nieświeżym bigosie. Munrich wbiegł do dziupli, znajdującej się kilka gałęzi niżej. W środku leżała związana mała lotopałanka.
- Chodź tu, mniam – powiedział do niej.
Zwierzątko wytrzeszczyło oczka, szykując się na najgorsze, które zwiastowało mlaskanie goblina.
Mój ty spadochronku – dodał pieszczotliwie.
Narzucił lotopałankę na plecy, obwiązując się wokół pasa końcem sznura i w mgnieniu oka zeskoczył z gałęzi wprost w objęcia lasu. Przypomniał sobie, że nie rozwiązał latającej wiewiórki i teraz spadają oboje – ona piszcząc, on pomlaskując, ale mech był zielony jak zawsze. Po twardym lądowaniu goblin pomasował obolałą głowę. „Co też ja miałem zrobić?” - pomyślał, ale przez chwilę jego umysł był zupełnie pusty. „A tak...”
Na drzwiach prowadzących do wnętrza dziupli właściciele wyryli gwoździem swoje ulubione powiedzonko: „Bądź miły albo zdychaj”. Munrich nie odczuwał strachu wszak, gdyby był tchórzliwy, nie dałby rady spojrzeć w lustro na własne odbicie. Jak wiadomo, gobliny nie należały do najpiękniejszych. Zamyślił się. Gdy w rodzinnej wiosce odbywał się doroczny konkurs Miss Goblinek, można było zająć tylko czwarte i piąte miejsce – z uwagi na brzydotę mieszkanek trzech pierwszych miejsc nigdy nie przyznawano.
Zrzucił z siebie lotopałankę, rozwiązał ją i rzekł krótko:
- Spierdykaj mała, pókim nie głodny.
Zapukał do drzwi, ale nikt nie otwierał.
- No tak, mniam – mruknął pod nosem. - Narąbali się jakby wóda była mniam, tania.
Wszedł.
Na zabrudzonej podłodze leżało kilka krasnali, a wokół nich walały się części garderoby – stare dziurawe gacie, obciachowe wełniane szlafmyce i kolorowe sweterki.
- Wstawać! - krzyknął goblin. - Mam informację od niebian dla krasnala imieniem, mniam...
Krasnale zbudziły się, acz niechętnie.
- ...imieniem Ósmy — dokończył Munrich.
Przyjrzał się izbie dokładnie i w mig zliczył, że krasnali było o wiele za mało. Coś mu tu nie grało.
- Który to, skoro jest was tylko, mniam, trzech?!
Najwyższy z krasnali zebrał z podłogi żółtą szlafmycę, naciągnął ją na skroń, po czym wlepił bezduszne spojrzenie w goblina.
- My lubimy matematykę. Ona jest królową nauk. Rozumiesz?
Munrich przytaknął, chociaż wcale nie rozumiał, bowiem matematyki nie rozumie prawie nikt, a ci co raz ją zrozumieli, nigdy nie wrócili już do świata żywych, tacy sami.
- U nas w domku są tylko liczby parzyste – kontynuował krasnal. - Ja jestem Drugi, tam w rzygach siedzi Czwarty, pod stołem jest Szósty, a Ósmy ma teraz posiadówkę.
- Co ma? Mniam.
- Posiadówkę na sraczu – wyjaśnił, chichocząc. - Ósmy?! Masz gościa.
- Jeśli to znowu dziwki, powiedz, kochanieńki, że mnie nie ma i nie mam z czego im zapłacić – zawołał zza kotarki brakujący krasnal.
- Nie, to nie dziwki, wychodź.
- A kto to?
- Jakiś pajac z wiadomością od niebian.
Ósmy błyskawicznie pojawił się w głównej izbie.
- Miluteńko mi – rzucił na powitanie goblina i podał rękę, ale ten nie odwzajemnił gestu, mając w pamięci artykuł naukowy o bakteriach fekalnych.
- Mam wiadomość od, mniam, niebian.
- Od niebian? - zdziwł się Ósmy. - Oj, złocieńki, jak ja z kumplami ćpałem, to też kosmitów widziałem i w spodku z nimi latałem. Tak śpiewaliśmy: „Leci, leci ufo z wielką twardą lufą...”
- Nie o to chodzi, mniam - powiedział Munrich i już miał coś dodać, ale krasnal mu przerwał:
- No wiem, złocieńki, teraz to już nie te same dragi. Nie dość, że drogo to jeszcze trzepią słabiej niż oranżadki w proszku.
- To mówiłem ci, tępizno, kupuj oranżadki – włączył się nieoczekiwanie Szósty.
- Oranżadki? Sam, złocieńki jesteś tępizną. Sklepiki już nie sprzedają nic smacznego, tylko jabłka, wodę i sucharki – skrzywił się. - Kiedyś to były czasy, bo teraz wszystko smakuje jak suche krowie gówno...
- Skąd wiesz, jak smakuje krowie gówno?
- Miałem epizodzik, bo chodziła fama, że daje fazę, nie ważne...
Panowie, mniam! - zniecierpliwił się najemnik. - Do rzeczy. Kosmici przekazali mi informację, że jóg jest w ramie!
- Jóg? - zgodnym chórem powtórzyły krasnale. - A cóż to takiego?
Goblin wzruszył cherlawymi ramionami. Nawet jeśli nie wiadomo było czym jest ów jóg, sprawa musiała zostać doprowadzona do końca. Był przecież profesjonalistą.