Zrodzony z fantastyki

 
Awatar użytkownika
Arvelus
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 815
Rejestracja: sob maja 12, 2012 7:50 pm

[Wh40k] Chaos Divided

pt lip 10, 2015 9:51 pm

Obrazek

Kaskada barw lśniła kolorami których nie potrafiliście nazwać. Cieni jaśniejsze niż atomowy grom, spoglądały swymi nieistniejącymi oczyma wprost w wasze dusze, gdy tylko im pozwalaliście patrząc zbyt długo przez kopułę obserwacyjną.
Ale staliście teraz i patrzyliście wprost w otchłań osnowy… a otchłań patrzyła w was.
Czuliście energie warp obezwładniające wasze umysły. Były one kuszące… tak irracjonalnie słodkie, jak by właśnie one były mitologiczną Nirvaną, niczym kwas, korodującą dusze i umysły, pozwalając odejść w zapomnienie. Wyrwać się z nieskończonego cyklu bólu narodzin, katorgi życia i agonii śmierci zapętlającego się znowu i znowu póki grzechy wszystkich cykli nie redukowały istoty do robaka, a potem ziarnka piasku, by przez nieskończone milenia obserwować swym nieświadomym bytem dramat jakim dziś była galaktyka, w której mrocznych czasach istnieje tylko wojna…

Marduk wyprężył się na swoim tronie. Warknął długo i zamknął swoje trzecie oko.
Niski i korpulentny, o ciele pokrytym wrzodami i płucami tak wrażliwymi, że musiał zamontować sobie implant respiracyjny, by dostarczał mu odpowiednią mieszankę powietrza, azotu, metanu i kilku innych paskudztw których potrzebował by zachować dech.
Jego ciało było by całkowicie bezwłose, gdyby to zaakceptował, ale nie zrobił tak. Z głowy wystawały brudne pęki włosów ściętych konkubinom władcy pustynnego państwa, którego zniszczyliście lata temu. Jego brwi to była plątanina cieniutkich drucików.
Marduk należał do Amagi. Domu nawigatorów, wyklętego z Imperium, bo uznano, że ich genom jest już zbyt zszargany mutacjami, by dalej uznawać ich za ludzi. Polityka, polityka i jeszcze więcej polityki.

Jasny punkt zalśnił przed wami i osnowa się rozwarła. Wypluła was wprost w materium.
Dziesiątki kontrolek na pulpitach czerwieniło się. Te co nie płonęły krwawo świeciły na żółto. Ze świecą szukać tych co były zielone.
- Silnik warp spalony! Awaryjne odcięcie duchów maszyn!
- Przebicie poszycia w maszynowni balistycznej! Pełna dekompresja. Wszyscy obsługanci martwi!
- Pożar w centrali systemów podtrzymywania życia! Gwardziści pokładowi walczą o jego przetrwanie!
Jeszcze wiele pomniejszych awarii zostało zgłoszonych niemal równocześnie. Ale najgorsze miało dopiero zostać zauważone.
- Marduk! - zakrzyknęła Semai. Piękna i dzika, wychowana na Catachanie wśród Plemion. Czarnoskóra, o oczach czerwonych i świecących mrocznym blaskiem od bijących wprost z jej duszy energii chaosu. Nie trzeba mówić, że Imperium wyklęło ją w momencie gdy przebudził się jej talent. Potrafiła znacznie więcej niż przeciętny astropata, ale też byłą wielokrotnie bardziej podatna na gniew osnowy, niż ci psykerzy których wystawiono na światło przeklętego Imperatora-Truchła. Nie żałowała niczego. Odnajdywała upajającą rozkosz w przenikających ją energiach chaosu gdy osnowa otwierała się na niego szerzej niż zwykle - Spójrz na pokład więzienny! Potwierdź czy dobrze widzę!
Nawigator spojrzał w stronę rzeczonej sekcji i uchylił swoje trzecie oko.
- Bunt w sekcji więziennej! - krzyknął. Miał znacznie czulsze zmysły niż Semai - Albo jakiś psyker się wyrwał z kajdan, albo pole gellara zawiodło!

Walka o przetrwanie się zaczęła.
Bogowie spoglądali ciekawie na wydarzenia. Kalkulowali swoje prostsze bądź bardziej skomplikowane plany.

Ostatnio zmieniony pt lip 10, 2015 9:52 pm przez Arvelus, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Altaris
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1175
Rejestracja: ndz paź 05, 2008 4:24 pm

Re: [Wh40k] Chaos Divided

śr lip 15, 2015 1:56 pm

Magos Hephaestus

~System aktywny, skan diagnostyczny rozpoczęty... - komunikat rozbrzmiał w obwodach Hereteka ~ Skan kompletny. Nie wykryto uszkodzeń, wszystkie podzespoły organizmu sprawne.
~Algorytmy diagnostyczne stanu technicznego aktywne. Analiza uszkodzeń statku w toku. Trwa obliczanie priorytetu serwisowania. - kolejny proces został rozpoczęty.
~Silnik Warp rozpoznanie: destabilizacja źródeł energii, spalone obwody, zniszczone chłodzenie, ryzyko eksplozji na poziomie 35%, prawdopodobny moment detonacji niemożliwy do ustalenia. Wymagane kompleksowe prace naprawcze.
~Komora maszynowni balistycznej rozpoznanie: nieszczelności poszycia, dekompresja. Wymagane zewnętrzne i wewnętrzne uszczelnienie poszycia i wyrównanie ciśnienia.
~Centrala systemów podtrzymywania życia rozpoznanie: pożar. Wymagane opanowanie ognia by podjąć dalsze testy diagnostyczne i naprawy.
~Sekcja więzienna rozpoznanie: nie wykryto żadnych zakłóceń w procesach technologicznych aparatury więziennej. Wskazana interwencja zbrojna.
Gdy tylko diagnoza uszkodzeń została wykonana rozpoczął się proces ustalenia priorytetów działania. Procesory Hephaestusa funkcjonowały bardzo szybko i na pełnych obrotach prześcigały procesy myślowe normalnego człowieka.
~Wyznaczanie priorytetu zakończone. SWarp priorytet najwyższy. CSPŻ priorytet podwyższony. KMB priorytet normalny. SW priorytet niski.
~Plan działania w trakcie opracowania. Zalecane działanie na podstawie wysokości priorytetu.
~Kolejność działania wytyczona. Natychmiast przejść do działania.
-Silnik Warp wymaga natychmiastowych napraw. Kieruję się do właściwej sekcji okrętu. Dostarczyć niezbędne komponenty, by można było podjąć prace serwisowe. - rozbrzmiał stymulowany elektrycznie, wyprany z emocji głos. Mierząca niemal 2m wzrostu postać była skryta w większości pod ciężkimi płaszczami i kapturem. Jednakże wszyscy wiedzieli co kryje się pod jej szatami. Hephaestus dawno przestał przypominać człowieka, większość jego ciała była zbudowana z cybernetycznych implantów najróżniejszego typu i pokryta pancernymi płytami, które wytrzymałością przypominały zbroje Astartes.
Magos ruszył ciężkim krokiem w kierunku pokładów silnikowych, po drodze rozprostowując i wydłużając liczne mechadendryty połączone z jego systemem nerwowym. Niektórzy uważali, że przez liczne mechaniczne kończyny przypominał pająka, jednakże był zdecydowanie groźniejszy niż te małe bezkręgowce żyjące na niektórych planetach, czy ich więksi kuzyni spotykani czasami w Ryczącym Wirze.
~Wszystkie systemy w gotowości. Oprogramowanie techniczne aktywne.
Mechaniczne ramiona wyposażone w czujniki optyczne poruszały się niczym macki skanując powierzchnię korytarzy, celem wykrycia ewentualnych uszkodzeń.
Gdy dotarł na miejsce od razu zabrał się do napraw. Dzięki temu że miał wiele własnych rąk do pracy, radził sobie bez pomocy niedouczonych nowicjuszy, czy ograniczonych servitorów, którzy wbrew pozorom jedynie spowalniali działanie. Mechaniczne ramiona śmigały w powietrzu spajając przerwane kable, uszczelniając rury transportujące chłodziwo, wymieniając spalone podzespoły, diagnozując zniszczony silnik na bieżąco i robiąc wszystko co było konieczne do dalszych napraw, a wszystkim tym sterowała jedna osoba. W razie konieczności Heretek był w stanie wykonać brakujące części z dostępnych na statku materiałów, więc w jego obwodach nie pojawiały się zakłócenia nazywane przez zwykłych ludzi niepokojem.
Ostatnio zmieniony śr lip 15, 2015 10:29 pm przez Altaris, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Ehran
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1854
Rejestracja: pt paź 17, 2008 8:33 pm

[Wh40k] Chaos Divided

czw lip 16, 2015 2:28 pm

Malekai Griswold, zwany także "Night claw" albo "shadow master"
Ave Dominus Nox!


- Marduk, gdzie na wszystkie demony, jesteśmy? - Warknął Malekai. Był wściekły. Okręt rozpadał się dookoła niego.
- Auspex? Chce wiedzieć co jest tam na zewnątrz.- rzucił komendę do mistrza sensonarium.
Zniekształcony i przerywany trzaskami głos płynął z głośników wbudowanych w przypominającego czaszkę hełmu, dziwne echa i fakt, iż wydawało się, że przemawia więcej niż jedna osoba równocześnie, stwarzały upiorne wrażenie. Gdy się wsłuchać dokładniej, wydawało się, że gdzieś w tle, pod trzaskami i szumami, słychać czyjś szept, płacz, a może wołanie... lecz im bardziej się przysłuchiwać tym bardziej owe głosy zanikały, skrywając się w tle vox szumu.
- Niech ktoś wyłączy te przeklęte syreny! - warknął zeźlony, zaciskając dłonie na poręczy. Metal zgrzytnął rozpaczliwie, wyginany pod jego naciskiem.

- Simon! Zajmij się pożarem. Jeśli będzie trzeba, otwórz całą sekcję na pustkę.- warknął z pogardą dla ludzi, którzy zostaliby wystawieni na okrutną śmierć w zimnej pustce kosmosu.
Dreszcz rozkoszy przebiegł po jego kręgosłupie, gdy wyobraził sobie ich przerażenie, gdy pustka wyrywa im powietrze z płuc, z taką siłą, iż na zewnątrz wylatują również kawałki miękkiej tkanki pływające w chmurce krwi. Jakie to uczucie, przyglądać się wirującym przed sobą fragmentom własnych płuc? Podczas gdy oczy powoli pęcznieją i świat poczyna zabarwiać się na czerwono, na skutek pękających żyłek wewnątrz oka? Malekai był również świadom psychologicznych skutków na reszcie ludzkiej i nieludzkiej załogi, która była by świadkiem wykonania takiego wyroku na ich towarzyszach.

- Hephaestus, raportuj stan silnika warp, gdy dotrzesz do maszynowni. Postaraj się też dotrzeć do duchów maszyn, potrzebujemy dojścia do dziennika pokładowego. - Malekai rzucił za wychodzącym magosem.

- My zajmiemy się buntem. - Malekai spojrzał swymi jarzącymi się na czerwono wizjerami hełmu na Eldara. Hełm przypominał czaszkę, ostre kolce wystawały, kierując się na zewnątrz i w dół, z kości policzkowych, lecz sam czerep był gładki i okrągły, okalany grubymi dreadlock 'ami, sięgającymi ramion.
Podobnie jak w przypadku innych, pamiętał osobę, w jego pamięci niczym w lepko czarnej brei, pojawiały się jakieś wspomnienia. Jakieś walki w cieniach... ramię w ramię... Ast artes wstrząsnął głową, coś... coś metalu jego wspomnienia. Nie wszystko było zasnute szarą mgłą, lecz większość przeszłości pozostawała tuż poza jego zakresem spostrzegania, tańcząc i wabiąc, lecz pozostając nadal o fragment poza zasięgiem.
wiedział jednak, że może na Eldarze polegać. Chodź jak to było możliwe? Eldar i zaufanie, czy to nie najczystsza forma Oksymoronu? A mimo to, tak czuł. Zagryzł zęby, mocno. Podejrzewał jakąś sztuczkę umysłu. Ale będzie musiał odłożyć to na później.
- Marduk, zostawiam ci mostek. Odetnij sekcję więzienną. Mamy tam jakichś gwardzistów? Ktoś odpowiada na wywołania przez vox? Jak tak, daj mi ich pozycję na display, jak nie, wyłącz światło i ogrzewanie w sekcji, i daj na głośniki ostrzeżenie o dekompresji, jeśli więźniowie nie powrócą do swoich cel.
Szybkim krokiem, Malekai ruszył w stronę śluzy oddzielającą mostek od reszty statku. Jego ruchy były szybsze i o wiele płynniejsze niż wskazywałaby na to jego postura i ciężki pancerz. Czarno-niebieska skorupa zdawała się go wcale nie spowalniać, była jak druga skóra, więcej nawet, płynny mrok nałożony na jego ciało.
Jak wszyscy władcy nocy, również Malekai ozdobił swój pancerz. Wykrzywione w agonalnym krzyku twarze, delikatnie wygrawerowane w gładkiej powierzchni pancerza. Krótkie brzytwy wystające wzdłuż płyt na ramionach i wzdłuż kończyn. U pasa wisiała niczym makabryczny wisiorek, czyjaś twarz, zerwana z czaszki i zakonserwowana. Pustymi oczodołami spoglądając oskarżycielsko na świat, którego została pozbawiona.

Z pochew umieszczonych na całej długości przedramienia, wysunęły się ze specyficznym jedwabistym szeptem szpony. Psioniczne wyładowania przeskoczyły po przypominających brzytwy ostrzach. Pazury wystawały z końców opancerzonych palców, i sięgały, wbrew logice, na długość koło pół metra.

Nim Malekai opuścił mostek, spojrzał w stronę Semai. W jego umyśle coś się poruszyło. Widział śmiertelną dżunglę jak ich mało w galaktyce. Poczuł zapach krwi. Ktoś krzyczał w oddali. Widział twarz Semai. Lecz nim udało mu się pochwycić owo wspomnienie, to znów wyślizgnęło się z jego uchwytu, znikając gdzieś w odmętach jego świadomości.
Skinął dziewczynie głową. - Miej baczenie na sektor więzienny, informuj mnie, jeśli wykryjesz, że coś przedostało się dalej. - rzekł ciszej, niż zamierzał.

-Ave Dominus Nox! - zawołał, a potem zniknął w mroku za śluzą. Okrzyk odbijał się tysiącem nienaturalnych ech wzdłuż kadłuba statku.
Ostatnio zmieniony czw lip 16, 2015 5:36 pm przez Ehran, łącznie zmieniany 2 razy.
Powód:
 
Razarus
Nowy użytkownik
Nowy użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: czw lip 02, 2015 12:22 pm

[Wh40k] Chaos Divided

sob lip 18, 2015 12:44 pm

Shalwe Sha'eil, z języka Eldarów: Pieśń Osnowy, imie wyklęte.

- Shalwe patrzył niemal baznamiętnie na rzeczywistość która przed nim eksplodowała, widać bylo jednak na jego twarzy ulgę gdy okazało się że tym razem widzi kolory. Niewiele pamiętał, ale wiedział że czasem jeden z twoich zmysłów pozostaje w osnowie i trochę czasu zajmuje mu powrócenie w prawidłowe miejsce, czasami powraca zupełnie inny, czasem silniejszy, udoskonalony, czasem... po prostu inny. Gdy tylko ustalił sam ze sobą że wciąż w taki czy inny sposób istnieje, postanowił rozgrzać swoją pamięć, od razu poczuł że coś było nie tak i miał rację. Jego umysł pełny był niekompletnych wspomnień, przebłysków z przeszłości umieszczonych tam i spreparowanych starannie, by nie miał wątpliwości co do lojalności swoich kompanów oraz ich starannie zaostrzonej i zahartowanej przez lata wspólnej tułaczki więzi. Jego umysł został wyprany i staranną dłonią pozbawiony jakiejkolwiek nietkniętej ingerencją tajemniczego manipulatora informacji, pamiętał kim jest, dla siebie jednak postanowił wykrzyczeć to w myślach, niby próbując emocjonalnie zakotwiczyć te fakty na stabilniejszych pułkach swego umysłu.

- Żyję. - Powiedział na głos, po czym kontynuował w myślach; Jestem Shalwe Sha'eil, dawniej... nieważne... Jestem Eldar. Jestem sługą... nie... jestem żołnierzem Khorna. I... nienawidzę moich braci, nienawidzę Eldar i ich żałosnej skazanej na przegraną walki, ich przeklętej cierpliwości, ostrożności która spowalnia nasz powrót do panteonu bogów tej galaktyki. Ten kto wiecznie myśli a nie działa, ten powoli umiera, pan rozkoszy wygrał tą walkę eony temu, teraz jedynie zagania do siebie niedobitki, je to co podczas jego pierwszego łapczywego posiłku wpadło pod stół.
To zadziwiające ile jego tożsamości stanowiła czysta nienawiść do swojej rasy, tak na prawdę nie wiele więcej miał do powiedzenia o sobie.

Po chwili usłyszał obok siebie głos Malekaia zadawającego pytania... nie, wydającego rozkazy. Jak zwykle zamyślił się i przegapił część raportu Hephaestusa, będzie musiał improwizować. Po chwili usłyszał komendę Malakai'a, to dobrze bo nie chciało mu się myśleć, Malakai zawsze doskonale oceniał sytuację przez co Shalwe nauczył się że najlepiej po prostu tułać się za nim, wiedział że jego przyjaciel... przyjaciel... tak, jego przyjaciel dostarczy mu rozrywki a on sam w trakcie zabawy dostarczy swojemu panu... nie, swojemu dowódcy, Khornowi, wiele nowych czaszek oraz dużo, dużo pięknej błyszczącej, kuszącej krwi. Ruszył więc za swoim kompanem tam gdzie tamten postanowił się udać. Po drodze jedynie rzucił okiem na Semai, ona kochała swój dar, potrafił to uszanować, nie mógł jednak powstrzymać się przed odmówieniem paru przekleństw w kierunku tak zwanego "daru" psykerów.

Daru... sam go posiadał, jak każdy Eldar. Świadomie podjął jednak decyzję o nie używaniu go, jednak ta instynktowna myśl zawsze pojawia się w jego głowie: Na mostku zastanawiał się kto mógł pokonać zasłony jego umysłu, kto mógł wejść do niego i ocenzurować informację na temat tego z kąd, z kiedy oraz po co się tutaj pojawili. Podejrzewał Pana Zmian, przez chwilę zastanowił się czy użyć swoich mocy psychicznych by sprawdzić ten fakt, po czym zaśmiał się do siebie, wiedział że taki akt tylko pchnął by go głębiej w żart który Tzeentch postanowił na nich zesłać, oraz rozgniewał by Khrona przed którym przysięgał wyrzeczenie się tej pokusy.

- Mam zabijać czy tylko krzywdzić do nieprzytomności? - spytał Malakaia

Kiedy weszli w korytarz Pieśń Osnowy wciąż był nieuzbrojony, ktoś kto by go zobaczył u boku Malakaia pewnie całkowicie by go zignorował, uznając go za tak małe zagrożenie w porównaniu do olbrzymiego potwora któremu towarzyszył że aż nieistotne. O to chodziło. Noszący dredy i pokryty wojennymi barwami oraz tatuażami (w tym czarnym tatuażem czaszki okalającym twarz), odziany w zwyczajne wygodne materiałowe czarne spodnie i parę skórzanych butów na wysokiej cholewie. Oraz oczywiście bezbronny; Shalwe wyglądał na absolutnie niegroźnego, do tego dar który otrzymał od pana rozkoszy potęgował u ludzi uczucie braku zainteresowania nim. O to chodziło. To było bowiem jedną z broni Shalwe, okrutnym wypaczeniem sztuki Eldar a jednocześnie drogą uhonorowania Khorna, Shalwe nie nosił pancerzy, były dla niego absolutnie pozbawione użyteczności.
Salamandry i czaszki wytatuowane na jego torsie syczały i szczękały odpowiednio gdy czuły ekscytację Shalwe, wiedział że zbliżają się do celu bo jego krew zaczęła pompować adrenalinę a zmysł wojownika napawał ekscytacją; miał nadzieję że Malakai wyda śmiertelny rozkaz!

Pod nosem cicho powtarzał jedną rzecz jaką szanował u Eldar, mantrę klanu Ulthwé:
"Przybędą, oczekując tego co oczywiste, proste, banalne. Będą atakować cienie w obłędzie i z sercami wypełnionymi strachem. Tymczasem my zaatakujemy, niewidoczni, niewykryci, z dziesięciu kierunków zadamy, śmiertelny, każdy cios."
Ostatnio zmieniony ndz lip 19, 2015 10:50 am przez Razarus, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Arvelus
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 815
Rejestracja: sob maja 12, 2012 7:50 pm

[Wh40k] Chaos Divided

ndz lip 19, 2015 11:17 pm

Mechadendryty poszły w ruch. Potężne servoramię podnosiło, przecinak plazmowy dzielił, a manipulatory wstawiały na miejsce. Spalone przewody lądowały na podłodze. Sytuacja została wstępnie opanowana w ciągu kilku chwil. Wymienione sześć cewek, ogniwo chłodzące i większa rozmowa ze zbuntowanymi duchami maszyn. Główne zagrożenie zostało wyeliminowane, ale były okazało się, że są jeszcze inne problemy…



Kapitan Malekai Griswold biegł korytarzami, a Shalwe truchtał po jego prawicy. Obaj doskonale wiedzili, że eldar mógł by go wyprzedzić o pół okrętu, ale to nie był wyścig.
- Kapitanie - wezwał przez vox Marduk - cokolwiek się dzieje w sekcji więziennej nie mamy władzy nad tamtejszymi duchami maszyn. Simon walczy by zmusić je do posłuszeństwa. Poza tym… z Semai jesteśmy prawie pewni, że to nie jest bunt psykerów. Nie mieliśmy na pokładzie nikogo zdolnego wywołać takich manifestacji jakie tam obserwujemy.
Ale Marduk nie musiał tego mówić dwójce wojowników, bo ci już dotarli do śluzy oddzielającej pokład więzienny. Z jej niemal nieistniejących szczelin wypływała szarozielona maź, która błyskawicznie wyparowywała. Stal rdzewaiała w oczach. Energie spaczni były tu silne.

 
Altaris
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1175
Rejestracja: ndz paź 05, 2008 4:24 pm

Re: [Wh40k] Chaos Divided

czw lip 23, 2015 5:48 pm

Magos Hephaestus

~Faza wstępna procesów naprawczych zakończona. Ryzyko eksplozji tymczasowo zażegnane. - komunikat systemowy obwieścił koniec etapu pierwszego. Magos połączył się z konsolą i zebrał informacje potrzebne do dalszej pracy.
~Analiza nowych danych. Wymagane prace naprawcze źródła energii. - nadszedł czas etapu drugiego.
To zadanie zapowiadało się znacznie bardziej czasochłonnie i skomplikowanie, ale Hephaestus nie martwił się, uczucie zmartwienia było mu obce.
Wyłączył wszystkie podzespoły odpowiedzialne za aktywność silnika, aby w momencie odzyskania sprawności nie uruchomił się samoistnie. Z czterech mechanicznych ramion wysuwały się klucze, trzeba było otworzyć komorę reaktora plazmowego. W normalnych warunkach potrzeba było do tego czterech osób by aktywować zamki jednocześnie, ale on mógł to zrobić sam.
-Komora reaktora otwarta, prosimy zachować ostrożność. - czyli system ostrzegawczy cały czas działał.
Dopiero teraz Heretek dostrzegł ogrom zniszczeń w silniku. Część bezpieczników magnetycznych została zwyczajnie wyrwana ze swoich pozycji co spowodowało destabilizację pola, a bez niego produkty fuzji mogły przemieszczać się w sposób niekontrolowany, co wyjaśniało spalenie maszynerii.
~Wymagane przywrócenie spójności magnetosfery reaktora. - rozbrzmiał kolejny komunikat.
Hephaestus wszedł do komory, najpierw musiał znaleźć wszystkie elementy. Gdy już odszukał zaczął montować bezpieczniki na miejscach. Odblokował też od razu dysze wtrysku paliwa, uszczelnił korytarz przepływowy, ustabilizował rezonator i rozdzielacz. Latające luzem fragmenty sfery magnetycznej poczyniły naprawdę spore szkody, ale nic z czym by sobie nie poradził.
~Naprawa bezpieczników zakończona. Test sprawności pola magnetycznego.
Pole okazało się sprawne, teraz przyszła pora na etap bardziej niebezpieczny, wprowadzenie plazmy do reaktora i restart silnika. Jeśli pole mimo napraw nie wytrzyma, silnik mógł usmażyć się ponownie, a to oznaczało kolejną stratę bardzo cennego czasu. Zamknął komorę na cztery zamki, upewnił się że wszystkie są zablokowane i rozpoczął proces załadunku paliwa.
~Wprowadzanie plazmy do komory reaktora. Osiągnięcie zdolności fuzyjnej za T minus dziesięć sekund. - czasomierz Hereteka rozpoczął odliczanie
~T minus dziewięć sekund.
~T minus osiem sekund.
~T minus siedem sekund.
~T minus sześć sekund.
~T minus pięć sekund.
~T minus cztery sekundy.
~T minus trzy sekundy.
~T minus dwie sekundy.
~T minus jedna sekunda.
~Zdolność fuzyjna osiągnięta. Aktywować reaktor.
Wszystko było gotowe, teraz Magos musiał tylko wcisnąć przycisk.
 
changeling
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 1289
Rejestracja: ndz sie 08, 2010 11:59 am

Re: [Wh40k] Chaos Divided

ndz lip 26, 2015 6:51 pm

Red Simon

Warstwa lodu; linia ognia; nieskończona przestrzeń zza Osnowy. Energie warp wypełniły umysł Simona, był w wielu miejscach naraz, mozaika rozbita na tysiąc kawałków w całym wszechświecie. Nagła zmiana; przeszli do rzeczywistości, umysł z tysiąca miejsc wraca do jedn.. kilku.

Chwilę zajmuje mu dojście do siebie. Następne sekundy, aby zrozumieć, że widzi tylko dwa miejsca-mostek okrętu własnymi oczyma i laboratorium na statku. Laboratorium z kilku perspektyw. Simon nie pamięta, ale rozumie. To jego dzieci, dzieła, innowacje. Jego herezja i dar od boga, któremu służy. Słudzy i asystenci z laboratorium Simona, których ten przemienił na swój obraz i podobieństwo.

Wewnętrznie oczywiście. Nie ma wielu ludzi, którzy przypominaliby Simona. Pobłogosławiony przez najmłodszego boga chaosu, Simon posiada nieludzką urodę, perfekcję nie do zapomnienia. Miał na sobie idealnie czarny mundur, mający dwa insygnia w kształcie węży na ramionach, symbole Slaanesha. Nie nosił przy sobie broni.

Simon nie mógł otrząsnąć się z wrażenia, że powinien wyczuwać więcej umysłów.. nie pamiętał jednak dokładnie.

-Przeszedł Ci szok? - głos Marduka oderwał Simona od wymiany myśli z umysłami z jego roju. - statek się rozpada. Po czym odezwał się do komunikatora:
- cokolwiek się dzieje w sekcji więziennej nie mamy władzy nad tamtejszymi duchami maszyn. Simon walczy by zmusić je do posłuszeństwa. Poza tym… z Semai jesteśmy prawie pewni, że to nie jest bunt psykerów. Nie mieliśmy na pokładzie nikogo zdolnego wywołać takich manifestacji, jakie tam obserwujemy.

W rzeczy samej Simon już usiadł do pulpitu kontroli i zajął się pierwszym problemem. Nie miał swoich wspomnień, ale miał umiejętności.

Duchy maszyn.. Simon wiedział, że w większości rytuałów Technokapłanów to jedynie zabobony i przesądy, sklecone z tysiącleci barbarzyństwa i statycznej kultury dominującej na Marsie i które powstały na bazie niekompletnego zrozumienia jak działają ich własne technologie. Nie miał jednak wątpliwości, że czasami jednak maszyneria posiada wbudowane podzespoły przystosowane do złożonych obliczeń i operacji. Lub w gorszym wypadku prawdziwy, nawet jeśli ograniczony, AI jak w wypadku potężniejszych machin czy Cogitorów.

Machiny na statku jednak nie miały wbudowanych tych unikatowych programów. Zamiast tego Simon wykorzystał technologię do tworzenia servitorów i ulepszył komputery sterujące za pomocą setek pozyskanych i przeprogramowanych mózgów. Nie jest to perfekcyjne rozwiązanie; Ale jest tańsze, możliwe do utrzymania i naprawy z pozyskanych na bieżąco materiałów i lepiej zaadoptowane do funkcji wymagających czegoś innego niż brute-force-owanie danych.

Simon mentalnie kieruje swoje sługi do odpowiednich środków chemicznych w laboratorium. Wkrótce mają niemal cały zapas specjalnych środków usypiających i paraliżujących, służących do pomocy przy naprawie, mających na celu uspokojenie “duchów” w czasie licznych operacji. Żywe nerwy instynktownie odczuwały ból, nawet jeśli pozostały w nich jeynie strzępy osobowości ofiar.

Laboratorium Simona jest biologiczno-mechanicznym sanktuarium. Pulsujące nerwy tworzą pajęczyny na ścianach z ciemno-zielonej stali. Nerwy podłączone do każdej części statku, co pozwal na zaaplikowanie środków usypiających dokładnie w miejca gdzie maszyny odmówiły posłuszeństa.

-Kapitanie, myślę, że duchy maszyn nie powinny stanowić już problemu. - zamledował przez komunikator.
Ostatnio zmieniony ndz lip 26, 2015 7:04 pm przez changeling, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:
 
Awatar użytkownika
Ehran
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 1854
Rejestracja: pt paź 17, 2008 8:33 pm

[Wh40k] Chaos Divided

pt lip 31, 2015 10:26 am

Malekai Griswold, zwany także "Night claw" albo "shadow master"


Malekai uśmiechnął się pod swoim hełmem słysząc pytanie Eldara o zabijanie.
- Dla tych, którzy są przeciw nas istnieje tylko jedna kara: śmierć! Zabijaj mały bracie. Zabijaj tak, by ci, co ujrzą dzieło naszych rąk,poznali co to jest przerażenie i strach! Niech złamani i sparaliżowani strachem, porzucą opór i nadzieję. - odpowiedziały głosy płynące z głośników prastarej zbroi.

- Potwierdzam.- rzekł Malekai na komunikat nawigatora. - Zdaje się, że mamy nieproszonych gości na pokładzie.
Kapitan podszedł do śluzy, zły, że ktoś tak rujnował jego statek. szybko wstukał kod w konsoli obok śluzy. Syknęła hydraulika, przypominając kaszel gruźlika. Z obolałym jękiem stali, śluza poczęła się powoli unosić.
Dwóch wojowników owiał słodko cuchnący powiew ciepłego powietrza wydobywającego się z wewnątrz sektora więziennego.
Gródź unosiła się powoli, mechanizm zgrzytał i kaszlał jednak przystając czasem, by potem szarpnąć grodzią ponownie w górę.
Wreszcie, siłowniki przegrody zachłysnęły się po raz ostatni i zamarły, pozostawiając gródź jedynie na wpół otwartą.
Eldar wślizgnął się pierwszy, gładko niczym cień. Malekai podążył za nim, również wtapiając się w mrok.
Korytarz był długi, pogrążony w półmroku. Było tu nieznośnie ciepło i wilgotno. Malekai czuł działające tu moce osnowy, powoli wypaczające rzeczywistość. Coś chlupotało cicho pod jego butami. Ciemnoczerwona maź spływała po ścianach i zbierała się w wielkich kałużach na dole.
Wzdłuż korytarza mrugały pomarańczowo żółte sygnalizatory alarmowe, nie były jednak w stanie przebić gęstego niczym zupa mroku.
Z głębi kompleksu dochodziły okrzyki bólu i grozy, a także ochrypły rechot czegoś zupełnie nieludzkiego.
Marduk jednym machnięciem pazurów przeciął ścianę kawałek pod konsolom sterującą przegrodę. Gorący płyn hydrauliczny począł spływać na podłogę. Gródź zgrzytnęła, i zaczęła opuszczać się powoli w dół, gdy siłowniki traciły ciśnienie. Czarny płyn hydrauliczny począł mieszać się z ciemnoczerwoną mazią, tworząc cuchnące bajoro.
Wojownicy nie czekali, aż ich droga ucieczki zamknie się całkowicie. Ruszyli szybkim krokiem, pozostając w cieniach, w stronę krzyków.
Gdy byli w połowie drogi, usłyszeli za sobą głośny huk, to ostatecznie gródź opadła na swoje pierwotne miejsce, uszczelniając na powrót sektor. Nie było już odwrotu.

Vox trzasnął statycznym szumem. Malekai przystanął na chwilę, by wysłuchać raportu Simona. Mimo iż stał pod jedną z pomarańczowych lamp alarmowych, wirujących powoli, promień światła zdawał się go mijać.
- Zajmij się zatem pożarem.- odparł niezwłocznie.

- Nox nostra est.- rzekł do towarzysza, gdy podjęli marsz.
(* noc należy do nas)

Wkrótce dotarli do większego pomieszczenia. Część jarzeniówek w suficie działało, migając dziko, by nagle zgasnąć, pogrążając pomieszczenie w absolutnym mroku.
Coś poruszało się w brzuchu hali. Krzyki ustały, lecz było słychać ciężki oddech. Spadające na metalowy pokład ciężkie krople, a także górujący nad wszystkim ochrypły chichot.
Lampy znów rozbłysły, zalewając wnętrze nierzeczywistym sinym migoczącym światłem.

Mimo iż ani Eldar ani astartes nie potrzebował tak naprawdę światła, by widzieć, to musieli jednak docenić, iż upiorne, sine oświetlenie nadawało malującej się przed nimi scenie odpowiedni wydźwięk.

Na zimnej metalowej podłodze walały się szczątki kilku gwardzistów. Tu szczerzyła zęby obdarta ze skóry, jeszcze lśniąca od czerwonej krwi czaszka, tam z obgryzionych z mięsa kości udowych i miednic ktoś ułożył mały stosik, na ścianie zaś ktoś użył wyrwanych z ciała żeber i kręgosłupów, by zrobić... no właśnie co? Malekai nie był pewien, co owe abstrakcyjne kształty przedstawiały. Nie znał się jednak na sztuce abstrakcyjnej.
Podłoga była lepka od krwi. Z nienaturalnie głośnym pong, plon, kolejne ciężkie krople spadały w dół. Malekai uniósł swoje spojrzenie. Pod sufitem, niczym makabryczny abażur, wisiało pięć ciał. Z pewną fascynacją Malekai stwierdził, iż nieszczęśnicy nadal żyli.
Z rozdartych brzuchów wychodziły lśniące i oślizgłe flaki, którymi ktoś związał połamane i wygięte do środka koła nogi nieszczęśników. Górna część ciał podciągnięta była do pionu niczym świeczki na świeczniku. Związani własnymi jelitami, nieszczęśnicy wisieli pod sufitem.
Płaty skóry ściągnięte z boków, przodu i pleców rozgięte były, niczym kielichy ohydnych kwiatów na boki. Malekai widział, jak spazmatycznie nadymają się lśniące od krwi płuca, jak z przerażeniem ludzie wpatrują się pozbawionymi powiek oczyma w otaczający ich półmrok. Nie mogli jedynie krzyczeć. Wyłamane szczęki zwisały swobodnie na to co zostało z klatki piersiowej, a kikuty języków podrygiwały w czarnej dziurze jamy ustnej.

Malekai znał ich. ten z przodu był sierżantem Banks, nieco okrutny wobec więźniów, ale solidny człowiek. Po jego prawej wisiała Cindy, dość młody nabytek. Porwana podczas ich najazdu na Chlorynę 7, świat ołtarz, chodź zapomniany przez samego czczonego tam trupa. Chyba była jakąś akolitką czy coś w tym rodzaju, Malekai nie pamiętał. Zaaklimatyzowała się dość szybko w swej nowej roli na pokładzie ich okrętu. Neofici byli tak zabawni. Po lewej sierżanta zaś wisiał obleśnie gruby więzienny kucharz. Po drugiej stronie niby koła, wisiał Malko witz i Gomez. Gwardziści.

Pod monstrualnym abażurem stały cztery postacie. Z wyciągniętymi w górę smukłymi ramionami kręciły się chichocząc w deszczu spadających kropli krwi.
Jedna dłoń była zakończona ludzką, kobiecą smukłą dłonią, druga zaś monstrualnymi szczypcami.
Wszystkie demonetki były nieco inne.
Pierwsza miała sylwetkę nastolatki, z małymi jędrnymi piersiami. Długimi jedwabistymi czarnymi włosami i niewinną twarzą. Jednak jej oczy były oceanem mroku, długi nabrzmiały jęzor sięgał z ust aż do brzucha, wijąc się dziko po ciele demona, pozostawiając po sobie lepki przezroczysty śluz, błyszczący się w świetle jarzeniówek na nagim ciele. W niektórych miejscach ciało tego co wyglądało jak niewinna młoda dziewczyna, poprzebijane było od środka ostrymi niewielkimi kolcami. Długie zgrabne nogi zakończone były trzema jakby ptasimi szponami, ryjącymi w metalu pokładu wąskie bruzdy.
Druga demonetka była umięśniona, niczym kulturysta, chodź wyraźnie było jej, jemu? bliżej do kobiety. Jedna duża pierś sterczała na przekór grawitacji wyzywająco i obsesyjnie. Była poprzebijana długimi metalowymi szpilami, a w samym sutku wisiał pierścień z drutu kolczastego. Druga pierś była męska, silnie umięśniona i nie poprzebijana. Mocno opalona skóra lśniła od olejków... i krwi. Twarz była zacięta, równiutkie białe, ostro zakończone lecz drobne ząbki szczerzyły się w szyderczym uśmiechu. skośne oczy wpatrywały się z górę na ich dzieło. Złote blond włosy opadały aż na pupę.
Trzecia była smukłą dojrzałą kobietą, o ciężkich piersiach i rozłożystych biodrach. Cudnie zaokrąglone uda przechodziły zgrabnie w kształtne kolana, by potem przejść... w łuskowate, paskudnie chude przypominające jaszczurcze lub kurze łydki zakończone ostrymi szponami. De monetka owinięta była drutem kolczastym wpijającym się w jej jędrne ciało. Kolce w wielu miejscach przebiły jej niewątpliwie jedwabistą skórę. Długie rude włosy otaczały anielsko piękną, lecz nieco zadziorną twarz. W jej oczach płonął bezwstydny ogień pożądania. Para wielkich Nietoperzych skrzydeł wyrastała z jej pleców, a kręgosłup przechodził w długi ogon, którym demonetka biła na lewo i prawo niczym biczem.
Ostatnia demonetka była, jak to się kiedyś mówiło delikatnie? puszysta. Ciężkie ogromne piersi, Okrągły pękaty niemal, a zarazem niebiańsko miękki brzuch. Nadmiar skóry zwisał z tłustych ramion. Uda trzęsły się niczym galareta przy każdym kroku. Sama twarz była jednak oszałamiająco piękna, szlachetna niemalże, jakby księżniczka jakiegoś bajkowego królestwa. W jej włosach wpleciono diadem, tysiące diamentów błyszczało niczym miniaturowe słońca. Na jej szyi wisiał ciężki naszyjnik ze złota i obsadzony klejnotami. Podobnie nadgarstki, ramiona, a nawet kostki u stóp. demonetka miała na sobie więcej kosztowności, niż planetarny gubernator mógł sobie kupić po dziesięciu latach służby. A do tego poruszała się z taką gracją i wdziękiem, której o wiele szczuplejsze ludzkie kobiety nigdy nie doświadczą.

Demony tańczyły w spadających z góry kroplach krwi, dotykając się same i nawzajem obscenicznie. Mimo to natychmiast obróciły się w stronę przybyłych, wyczuwając ogień ich dusz.
małolata oblizała się swym długim językiem. Grubaska westchnęła dwornie. Kulturystka wyszczerzyła kły i ugięła się nieco na kolanach, przygotowując do skoku. ostatnia zaś, zaśmiała się srebrzyście.
- Ty zginiesz.- Małolata wskazała na astartes. Jej głos był ochrypły, lecz równocześnie świeżo dziewczęcy.
- a ciebie oddamy naszemu panu.- Dodała chrapliwie, dudniącym basem kulturystka.
Ostatnio zmieniony pt lip 31, 2015 10:27 am przez Ehran, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości