Jeśli chodzi o aspirowanie przez Kościół Katolicki do bycia wyznacznikiem "jedynej moralności" opiera się to na poniekąd słusznym logicznie założeniu, że jeśli tak jak w matematyce (2+2=4) istnieje jakaś obiektywna Prawda, tak i sprawach dotyczących świata i sensu życia jak i tez moralności powinny być stałe prawdy.
Przyjmując wiarę w Dobrego Boga należy być konsekwentnym, jeśli jest On prawdziwie Dobry, to nie będzie Mu obojętne, czy ludzie wierzą w Niego, czy np. opływającą krwią Boginię Kali.
Jako, że mówię tu o "krwawej" Bogini Kali, to już niejako uprzedzając zarzucenie mi przez ewentualnych dyskutantów religijnego dualizmu w kwestii "krwawości" Boga ze Starego Testamentu powiem tyle, że już starożytna Tradycja Kościoła widziała w rozkazach Boga ST odniesienie do zabijania tego co złe w płaszczyżnie duchowej, a nie samych inaczej myślących. Tak więc przynajmniej to nie członkowie Kościoła powinni się bać czytania Starego Testamentu.
Przytoczę cytat ze starożytnego kościelnego "Wykładu Księgi Jozuego" ( hom. 12,2n ):
"Marcjon jednak, Walentyn i Bazylides oraz pozostali heretycy, którzy nie chcą rozumieć tego tekstu w sposób godny Ducha Świętego, zabłąkali się z dala od wiary i samych siebie przeszyli wielu niegodziwościami (1 Tm 6,10). Głoszą oni istnienie innego Boga (...), który rzekomo uczy okrucieństwa, bo nakazuje zdeptać karki wrogów i powiesić na drzewie królów zdobytej przemocą ziemi. Oby Pan mój, Jezus, Syn Boży, zezwolił mi na to, oby kazał mi podeptać moimi stopami ducha rozpusty, podeptać karki ducha gniewu i zapalczywości, podeptać demona chciwości, podeptać zuchwałość, zetrzeć stopami ducha pychy. (...) Jeśli zasłużę, aby tak postąpić, będę szczęśliwy i właśnie do mnie będą się odnosiły słowa, które Jezus wypowiedział pod adresem przodków: 'Postępujcie mężnie i bądźcie mocni, nie bójcie się ich i nie lękajcie, bo Pan Bóg wydał wam w ręce wszystkich nieprzyjaciół waszych' (Joz 10,25). Jeśli słowa te rozumiemy w sposób duchowy, jeśli toczymy duchowe wojny i wypędzamy z niebios wszelkie duchowe pierwiastki zła, to tym samym będziemy mogli otrzymać w dziedzictwie od Jezusa również ich ziemię i królestwa, to znaczy królestwa niebieskie'.
W kwestii bycia wyznacznikiem "jedynej moralności" Kościół szczególnie naraził się niektórym osobom tym, że głosił i głosi, iż "poza Kościołem nie ma zbawienia". Idea ta jest jednak opacznie rozumowana przez niektórych krytyków Kościoła, dlatego też zacytuję wyjaśnienia - i to jeszcze sprzed II Soboru Watykańskiego księdza Wiktora Cathreina SI (żródło: książka "Katolik i Kościół katolicki", strona nr. 126):
Czyż więc pójdą na potępienie wszyscy, którzy w chwili zgonu nie są w zewnętrznej łączności z Kościołem? Bynajmniej. Nawet dorosły, który dlatego jest poza Kościołem, że go nie zna, może wewnętrznie do Kościoła należeć, jeśli tylko serio chce spełnić wszystko, czego Bóg do osiągnięcia zbawienia wymaga; a więc jeśli gotów jest wstąpić do Kościoła, byle tylko poznał, że on jest prawdziwym. Bóg pragnie, by wszyscy ludzie byli zbawieni i dla zasług Chrystusowych daje wszystkim, którzy przyszli do używania rozumu dostateczne łaski. Chrystus, jak powiada św. Jan Apostoł, „oświeca każdego człowieka na ten świat nadchodzącego” (J 1, 9). Kto z łaską wiernie współdziała, ten nie zginie, poręcza to wola Boża, która pragnie zbawienia wszystkich.
Jeśli chodzi o "winy" z przeszłości Kościoła, zacytuję fragment mojej wymiany zdań z ateistyczną prolajferką Natalią Julią Nowak, przedstawicielką dziennikarstwa obywatelskiego. W mocno innowacyjny i pozytywnie prowokujący (w sensie uprawnionych zabiegów literackich) sposób napisałam do NJN indywidualne przesłanie miłości chrześcijańskiej (nie ma to jak oryginalność
, zapewniam, że wbrew pozorom nie jestem egzaltowaną osóbką
) i w międzyczasie wywiązała się między nami - bardzo krótka - polemika. Pozwolę sobie zacytować fragment mojej odpowiedzi na - jakże często - stawiane w publicznych dysputach zarzuty wobec KK.
(żródło:
http://www.sierzantundsaper.fora.pl/gad ... ,6870.html):
Mimo wszystko, podczas lektury Twojej wypowiedzi odniosłam wrażenie, że jest to kolejna (bardzo ambitna i wysublimowana) próba nawrócenia mnie na chrześcijaństwo. Ot, forma pozytywnej ewangelizacji wynikająca z niemożności zaakceptowania mojego ateizmu. Wyglądasz mi na katoliczkę posoborową, gdyż posługujesz się metodami quasi-protestanckimi. Piszesz o Jezusie, jego trosce o każdą "owieczkę" i ogromnej szansie na zbawienie, do którego potrzeba tylko wiary i dobrej woli. Gdybyś była katoliczką przedsoborową, posługiwałabyś się metodami quasi-inkwizycyjnymi. Nie bombardowałabyś mnie miłością, tylko wyszydzałabyś moje przekonania i straszyłabyś mnie piekłem (albo inną karą Boską).
Cześć (...) Oczywiście jednakże będę polemizowała z Twoim sugerowaniem, że stosowane przeze mnie metody są quasi-protestanckie i że niby "inkwizycyjność" jest synonimem "przemocy". W czasach gdy to głównie protestanci rozpalali stosy i rozpętywali szaleństwo wymierzone w kobiety uważane za czarownice (min. najsłynniejszy w dziejach proces przeciw rzekomym czarownicom, jaki miał miejsce w Salem, był dziełem protestantów), Kościół Katolicki ocalił dzięki swojemu krytycyzmowi życie wielu osobom podejrzanym o czary. Pomijając już fakt, że na ogół inkwizytorzy nie wierzyli w takie praktyki, jak przechodzenie przez kobiety przez dziurkę od klucza (zaś sławetny "Młot na Czarownice" nie wywarł na kościelną myśl inkwizytorską takiego wpływu jakie przypisało mu antyklerykalne "Oświecenie" [trudno tu zresztą mówić o prawdziwym oświeceniu, skoro np. wolność oświeceniowej Francji została oparta na hektolitrach przelanej krwii katolików i ich kapłanów, jak np. w czasie masowych ludobójstw w Wandei]) to istnieje tak zwana zasada "Kościół brzydzi się krwią". Inkwizycja nie polegała na dyszeniu chęcia unicestwienia każdego heretyka - pomijając przypadki patalogii wynikające z nieprzestrzegania ówczesnych praw kanonicznych, osoby oddawane przez Inkwizycję ramieniu świeckiemu były skazywane w ramach formy obrony społeczeństwa przed nienawistną agresją i destabilizacją ładu. Osoby skazywane przez Inkwizycję nawoływały do zabijania księży, plądrowania kościołów, posyłanie dzieci na krwawą walkę z muzułmanami w Palestynie (jak miało to miejsce w ramach "krucjaty dziecięcej" z 1212 potępionej przez Kościół) a ponadto często oponowały za np. zniesieniem małżeństw i zakazaniem współżycia seksualnego w wyniku czemu Chrystus miał według nich szybciej powrócić na ziemię. Jeśli chodzi o bardziej "poważnych" w swych poglądach skazanych przez Inkwizycję czyli np. Galileusza, to polecam Tobie zapoznanie się z tym:
http://hiob.apologetyka.info/upload/art ... ileusz.pdf Zapoznanie się z tymi informacjami jest ważne z tego względu, że na ogół antyklerykalne Oświecenie ubarwiło przypadek Galileusza włączając to do swojej antykościelnej propagandy.
W większości przypadków osoby skazywane przez Inkwizycję dostawały taką karę jak. czytanie przez jakiś czas psalmów a w przypadkach rzadkich wyroków śmierci (słynne "miliony" ofiar Inkwizycji to wymysł jakobinów i libertynów doby Oświecenia nie mający potwierdzenia w danych historycznych) często były one wykonywane na kukłach lub portretach symbolizujących skazanych. (...)
Jestem katoliczką "posoborową" w tym sensie, że uznaję prawdziwość kanoniczną II Soboru Watykańskiego lecz jednocześnie jestem krytyczna wobec dokonywanie pod pozorami żle rozumowanego umiłowania wartości II Soboru Watykańskiego różnych nadużyć, jak np. usuwania stacji drogi krzyżowej z kościołów (sam Sobór czegoś takiego nie nakazywał - owszem, wzywał do podejmowania nowoczesnej, innowacyjnej ewangelizacji, ale nie poprzez niszczenie tradycji...)
Innymi słowy, jak ujął to pan Rafał A. Ziemkiewicz (ciekawe, czy jest kojarzony na tym forum o fantastyce ...
)"Obraz Świętej Inkwizycji pokutujący w potocznej świadomości ma tyle wspólnego z historyczną prawdą, ile Księstwo Mołdawii z serialu „Dynastia""
Oczywiście, nie znaczy to, że Inkwizycja nie miała na swoim sumieniu zbrodni. Należy jednak pamiętać, że Jan Paweł II wyrażnie ostrzegał w 2000 roku: "Magisterium Kościoła nie może przecież podjąć decyzji o dokonaniu aktu natury etycznej, jakim jest prośba o przebaczenie, zanim nie zasięgnie dokładnych informacji o sytuacji panującej w tamtym okresie".
Ale oczywiście nie jestem zwolenniczką istnienia Inkwizycji, natomiast jestem przecziwniczką jej "Czarnej Legendy".
Inna sprawa, że spalenie Jana Husa była zdradziecką i haniebną patologią niejako jednak sprzeniewierzająca się samym ideom "sprawiedliwości" inkwizytorskiej.
Zauważywszy jednak, że oczywiście w Kościele miały miejsce zbrodnie chciałabym zauważyć, że jeśli przyjmiemy za prawdę stwierdzenie, że dar prorockiej posługi sprawowanej w łonie Kościoła często wyprzedza indywidualną mentalność jego czlonków to w uznanych już przez Kościół za prawdziwe objawieniach maryjnych w Amsterdamie znajdowała się zapowiedż "mea culpa" - dnia przyznania się przez Kościół i przeproszenia za kościelne zbrodnie.
(żródło:
http://www.p-w-n.de/fakty1.htm)
„Widzę Watykan. Zdaje się, jakby się kręcił pośrodku świata. W Watykanie widzę papieża, z podniesioną głową i z dwoma podniesionymi palcami. Patrzy z powagą przed siebie. Biję się wtedy trzykrotnie w piersi”.
To zapowiedziane przez Matkę Bożą wydarzenie spełniło się w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu, 12 marca 2000 r. w tzw. Dniu Przebaczenia, w bazylice św. Piotra w Watykanie. Chodzi o „mea culpa”, pierwsze w historii Kościoła katolickiego przeprosiny papieża za błędy popełnione przez synów i córki Kościoła na przestrzeni 2000 lat. Na Watykan patrzyła w tym dniu duża część światowej opinii publicznej, stąd słowa widzącej: „Widzę Watykan. Zdaje się, jakby się kręcił pośrodku świata”. Jak wynika z relacji Idy, papież ma podniesioną głowę i dwa palce, i patrzy z powagą przed siebie – tzn. na chwilę przed wypowiedzeniem czegoś bardzo ważnego. Treść tego, co Ojciec święty mówi i czyni, widząca przekazuje nam, bijąc się trzykrotnie w piersi. Tylko na marginesie: w Dniu Przebaczenia, Jan Paweł II rzeczywiście bił się w piersi.
Oczywiście - ośmieszyłabym się, gdybym żądała od krytycznego historyka patrzenia na historyczne rozliczenie się Kościoła przez pryzmat słów "A Matka Boża powiedziała, że...". Abstrachując od spekulacji na temat ich nadprzyrodzoności chciałabym jednak podkreślić, że zatwierdzenie ich przez Kościół jest wyrazem potwierdzenia mentalności "mea culpa" wśród hierarchii KK oraz wiernych którzy uwierzyli w pokojowe i krytyczne względem przeszłości Kościoła przesłanie orędzi amsterdamskich.Wielu katolików wierzy także - w niestety już moim zdaniem fałszywe - "objawienia" prawosławnej chrześcijanki Vassuli Ryden która opowiedziała się za papiestwem. W 1995 Watykan wysunął w stosunku do jej działalności zastrzeżenia, potem niby ją z nich oczyścił a następnie odpowiadający z jej sprawę kardynał Levada odradził, chociaż nie zabronił katolikom chodzić na spotkania jej poświęcone.
Dlaczego wspominam o Vassuli? Bo niezależnie od fałszywości jej orędzi fakt, że cieszą się wiarą wielu katolików pomimo ostrej krytyki dawnych zbrodni Kościoła świadczy o tym, że zaangażowani religijnie katolicy niekoniecznie wybielają za wszelką cenę swoich hierarchów. Przytoczę tu słowa przypisywane przez Vassulę Jezusowi:
(żródło:
http://voxdomini.com.pl/vox_art/avertis.html)
Cierniami Mojej Głowy są wszystkie kapłańskie dusze trzymające klucze poznania, które same do niego nie dochodzą i nie pozwalają dojść tym, którzy tego pragną! Te dusze kapłańskie są Moimi cierniami! Ich ręce są jeszcze splamione świeżą krwią z przeszłości, odpowiedzialne za tyle zbrodni i okrucieństw
"Jedyny" problem w przypadku "objawień" Vassuli Ryden polega na tym, że sa one fałszywe chociażby z tego względu, że jak sama Vassula przyznała, Bóg kierujący jej ręką w trakcie zapisywania orędzia złamał ołówek po tym, jak miejsce pisania zostało pokropione woda święconą (sic!).
(relacja Vassuli -
http://www.voxdomini.com.pl/vass/vasoch.html#ka )
Inne kontrowersje związane z Vassulą to tworzenie przez nią samowolnej interpretacji Biblii, jakoby blużnierstwem przeciwko Duchowi Świętemu miałoby być już także nawet odrzucanie objawień prywatnych (podczas gdy KK nie zobowiązuje w nie wiwerzyć, nawet jeśli sa tak spektakularne i powszechnym zasięgu jak cud słońca w Fatimie, który notabene był widziany także poza samą Fatimą) albo popieranie tak wątpliwych pseudoobjawień jak te w Medziugorje lub w Garabandal.
Dlaczego w takim razie wspomniałam o Vassuli? Powtórzę się: ano dlatego, że fakt, że jednak wielu wciąż wierzących w jej orędzia katolików, księży i biskupów przyjęło z respektem jej posłania o "zbrodniach" kapłanów świadczy o tym, że w Kościele jest obecny pierwiastek samokrytyki.
Co do braku zmazy na honorze u historii protestantyzmu czy prawosławia - wkrótce sięgnę po posiadaną literaturę krytyczną i przybliżę krwawe działania osób pokroju Kalwina.
Jeśli któreś z moich wątków w wypowiedzi zostaną uznane za niesatysfakcjonujące lub rzekomo niewiarygodne, chętnie podejmę dalszą polemikę w tej kwestii.
Pozdrawiam i dziękuję za bycie niejako "ojcem chrzestnym" tej dyskusji.