Sprawa, jak już nie raz pisaliście, jest dość złożona. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na inny aspekt sprawy.
Elfy żyją, przede wszystkich w swoich enklawach, w lasach albo na Ulthuanie. Krasnoludy tak samo. Mają swoje twierdze. To są ośrodki kultury, sztuki i obyczajów. Jestem przekonany, że elf w górach czy krasnal w lesie, mogliby spotkać się z typowymi przedstawicielami opozycyjnej rasy i mieć, w związku z tym, liczne problemy.
Zastanówmy się jednak kto, najczęściej, opuszcza zamknięte enklawy. Dość dobrym strzałem, jak sądzę, jest wskazanie na jednostki, któe albo czują się ciut nie na miejscu. Może chcą się wykazać, może nie dogadują się z otoczeniem, może nawet mają dość utartych zwyczajów swej rasy.
Elfy, to, moim zdaniem, pół biedy, ale krasnoludy mają niezaprzeczalnie pełne ręce roboty u siebie w domu. Odpieranie zielonoskórych, tworzenie nowych sztolnii, ciągłe naprawy, doskonalenie kunsztu, odpieranie skavenów... roboty nie jest mało, jeśli więc jakiś krasnolud wyrusza w drogę, powinien mieć jakiś sensowny powód, czyż nie?
Podsumowując - mam wrażenie, że elf, który wyrusza w świat i krasnolud, który czyni tak samo, spotykają sie w pewnym sensie w połowie drogi. Oboje opuszczają swoje siedzimy, są na obczyźnie, wśród licznych zagrożeń, które są ciut poważniejsze niż dawne zatargi. Poza tym więcej ich łączy niż z ludźmi (wbrew pozorom i przymierzu krasnali z Imperium). Co o życiu może wiedzieć chłop, szlachcic, kapłan... ktokolwiek z plemienia ludzkiego, kto w wieku 60 lat jest uważany za mędrca, który już więcej świata nie pozna. Dla krasnoluda czy elfa 60 to wiek dość... mało stateczny, czyż nie?
Miałem kiedyś przyjemność grać krasnoludzkim weteranem, w drużynie z elfią magiczką. Początki nie były łatwe, choć niezmiernym ułatwieneim był fakt, iż ona byłą swego rodzaju wyrzutkiem (własnowolnym) i nie chciała eskalować konfliktów. Większość sprzeczek wyglądała tak, że porywczy krasnolud coś tam sobie mruczał i krytykował, ona wyciągała logiczne, wypracowane argumenty, krasnolud patrzył podejrzliwie, bo kwiecistosć wymowy ciut go konfundowała... i wtedy ona zaczynała tłumaczyć prostymi słowami, co i jak. Z podkreśleniem zalet obu postaw.
Mądra, spokojna elfka i krasnolud podchodzący z dużą dawką sceptycyzmu.
Z czasem nawet ciut złośliwe przekręcanie jej przesadnego imienia (przykład: Arivanna Gwiazda Poranka -> Gwiazdeczka), co początkowo było próbą skrócenia elfiej frywolności nazewniczej i pokazaniem, że uczciwy krasnal nie będzie tyle mielił ozorem by ją wołać... w końcu stało się pieszczotliwym zwrotem.
Potem klasycznie. On jej uratował skórę nie raz dzięki swej tarczy i toporkowi, ona jemu nie raz, spopielając czarami (magia!
) wrogów, którzy już, już mieli go otoczyć i zaszlachtować... Jak już pisaliście, nic tak nie zbliża jak wspólny wróg.
Koniec końców elfka się wykosztowała i w celu przypieczetowania przyjaźni podarowała krasnoludowi topór najlepszej jakości z inskrypcją godną prezentu (wygrawerowana dedykacja), a on obiecał towarzyszyć jej (i reszcie drużyny), bo bez niego zginą przecież. Taki to wspólny los, przypieczętowany podarunkiem, wymazał dla
jednego krasnoluda krzywdy z księgi, w kontekście tej
jednej elfki.
Oczywiście, gdyby elfka nie była tak skora do ugody poszłoby inaczej. Innym razem grajac elfem z kolei, miałem kilkanaście sesji droczenia się z krasnoludem o wyższości kultur, minione krzywdy i nasz kunszt bojowy.
Podsumowując już ostatecznie:
Uważam, że gracze zbyt często przerysowują ten konflikt. Nie jest problemem się dogadać, chyba że ktoś ma życzenie by za wszelką cenę potępiać jedną lub drugą rasę. Czasem tak bywa, ale to już wina (/decyzja) gracza, nie zaś nakaz samej rasy.