Ogólny zamysł i pomysły bardzo dobre (niektóre nawet świetne), ale jednak w szczegółach czegoś temu filmowi brakuje, żebym się zachwycił. Niektóre kwestie trochę przekombinowane.
Poza tym, trochę raziła mnie zbytnia... logiczność wyśnionych światów. Owszem, niby mamy zaburzenia grawitacji itd, ale spowodowane czynnikami zewnętrznymi. Kiedy Cobb pierwszy raz pokazuje sen Adrianne, ta składa miasto w harmonijkę, wyczarowuje mosty itd. Potem Arthur pokazuje jej jak tworzyć pardoksalne, niemożliwe przestrzenie...
I to wszystko potem nie zostaje wykorzystane we właściwej akcji. Czemu np drużyna tłucze i strzela do wyśnionych ochroniarzy i żołnierzy, skoro Adrienne jako architekta snu mogłaby im nie wiem, spuścić na głowę wieżowiec?
Co powiecie na intepretację, że żona Cobba (Mo? Mol? Nie wiem jak dokładnie on to wymawiał) - ta prawdziwa, nie projekcja - miała rację? To znaczy, że ona faktycznie skacząc wyzwoliła się ze snu, natomiast Cobb od wielu lat wciąż tkwi w śnie, to, co uważa za rzeczywistość (zbieranie ekipy, rozmowa z ojcem/teściem, przygotowania do akcji) jest po prostu pierwszą warstwą snu.