earl pisze:A w ogóle nie wiem, czy wiecie jaki bajzel nazewniczy jest ze stopniami w siłach amerykańskich. Otóż lieutenant to porucznika w US Army i USAF ale już kapitan w US Navy. Captain to kapitan w wojskach lądowych i lotnictwie, ale komandor (odpowiednik pułkownika) w marynarce. Natomiast commander wbrew nazwie nie oznacza komandora ale stopień o jeden poziom niższy, czyli komandora porucznika. Jeśli tłumacz nie rozróżnia tych niuansów to potem wali gafy, tak jak w filmie "Ludzie honoru" z Demi Moore i Tomem Cruisem.
yabu pisze: Myślę że polski 'kapitan marynarki' niższy o trzy stopnie od pułkownika jest nieporozumieniem. Powinien być równoważny z pułkownikiem wojsk lądowych.
Dokładnie. To Polacy poplątali stopnie, któtra w krajach anglosaskich mają swoje historyczne uzasadnienie. Kapitanowie dowodzili głównymi okretami: liniowymi (w zasadzie to w oryginale okrętami linii - ship of the line) i fregatami. Dowódca okrętu niższej klasy był porucznik, stąd termin porucznik-dowódca, lub szyper-dowódca z czasem skrócone do dowódcy. To oczywiście uproszczenie, jeśli kogoś interesuje ten temat, odsyłam do wykładu pana Krzysztofa gerlacha na FOW:
http://fow.az.pl/forum/viewtopic.php?f=33&t=6393earl pisze:Poza tym odpowiednikiem pułkownika jest w marynarce właśnie komandor, którego pochodzenie, jak napisałem wyżej, oznacza "dowódcę".
Właśnie nie oznacza.
Dark_Archon_ pisze:earl pisze:W historiografii wyśmiewa się polskie szarże kawaleryjskie z 1939 roku, kiedy to rzekomo szarżowaliśmy na czołgi.
I to jest bzdura do kwadratu. Nigdy coś takiego nie miało miejsca, choć zdarzały się przypadkowe potyczki kawalerii z jednostkami pancernymi, ale nikt o zdrowych zmysłach nie kazałby im szarżować na czołgi.
Mit ten wymyślili Niemcy na potrzeby propagandowe. Nagrali film, gdzie niby właśnie polska jazda szarżuje na niemieckie czołgi, a naszych ułanów zagrał nie kto inny, jak oddział kawalerii niemieckiej. Nawet mundurów ani wyposażenia nie zmieniali. III Rzesza w czasie kampanii wrześniowej sama jeszcze używała koni na dość szeroką skalę.
Niestety propaganda PRL i nasi reżyserzy to utrwalili.
earl pisze:Z tego co czytałem, to mit o szarżowaniu ułanów czy szwoleżerów na czołgi wziął się z paru przypadków. Po prostu, kawaleria uderzała na piechotę i artylerzystów, aby ich wysiec lub zmusić do ucieczki, czasem jednak zdarzało się, że natknęła się na jakąś jednostkę pancerną. Cóż więc miała robić? Musiała się przebić przez nią, nieraz z ogromnymi stratami. Dla laików mogło się to wydawać szarżą na czołgi a Niemcy skrzętnie to podchwycili i wykorzystali do pokazani, jacy ci Polacy byli głupi.
Otóż to. Dwa czy trzy razy wskutek braku, lub błędu rozpoznania szarżująca kawaleria natykała się na czołgi, lub samochody pancerne. Zatrzymywanie się i zawaracanie byłoby w takiej sytuacji samobójstwem, pozostawało tylko jak naszybsze wyminięcie zagrożenia.
Gerard Heime pisze:Do Afganistanu w 2001r Amerykanie poprawili swoje psyops, no i mieli drugie Pearl Harbor, które mocno zmobilizowało społeczeństwo.
Przede wszystkim z jednej strony stosowali cenzure materiałów, a z drugiej społeczeństwo zostało przez media znieczulone na brutalność.
yabu pisze:A co do Hollywood, było opanowane przez socjalistów i pacyfistów, więc wymowa tych filmów nie dziwi. To opanowanie chyba zresztą do dzisiaj jest aktualne.
Nie jest i nie było Gross produkcji filmów wojennych to propagandówki.
earl pisze:A czy "Commodore" nie był w US Navy odpowiednikiem najniższego stopnia admiralskiego w czasie II wojny światowej? W takim razie "Commander" nie byłby tak odległym stopniem, bo oznaczałby komandora porucznika.
Komodor oznaczał w Royal Navy Kapitana desygnowanego do dowodzenia większym zespołem okretów. Była to funkcja, nie stopień. W US Navy przyjeto to jako stopień pomiedzy kapitanem a rangami admiralskimi. Coś jak brygadier, który też gdzieniegdzie był stopniem miedzy pułkownikiem a generałem.