Zdarzało mi się prowadzić przygody na morzu. W jednej epopei multikampanijnej (ale patetycznie zabrzmiało
) wiele razy moi gracze lądowali na statkach. Zresztą wogóle zaczeli przygody na jednym. Oczywiście była to galera, a czterech na pięciu graczy musiało wiosłować.
Wieloma okrętami zdarzyło im się pływać. A szczególnie chyba niemiły był rejs pewną kupiecką łajba. Spotkali po drodzę drugi okręt tego samego kupca, ale ze zdziesiątkowaną przez chorobę załogą. Oczywiście zostali jako "dodatkowa załoga" przeniesieni na pechową jednostkę. Gdyby nie wzajemna pomoc ze strony pewnego dopplera ukrywającego się na statku, to nie wiadomo czy atak piratów kierowany porzez nekromantę - truciciela nie zakończyłby się totalną klęską drużyny. Ale zdarzało im się też spokojnie popływać. Ech... wogóle dużo się działo.
Nawet jeśli nie dysponujemy czasem, żeby zgłębiać tajniki żeglugi, polecam ten rodzaj przygód jako odskocznię od zwykłego szwędania się po lądzie. Trzeba tylko pamiętać o kilku podstawach:
- z łajby nie da się wysiąść
- choroba na pokładzie, to w wiekszości przypadków śmierć całej załogi
- w pięć osób nie da się pływać dużą jednostką
- woda pitna i żywność są ważniejsze w długim rejsie od złota (uzupełnia się ją tak często jak się tylko da)
Pewnie jeszcze coś pominąłem... może mój kapitan się wypowie w tej materii...
Katani pisze:I pamietajcie zeby nigdy nie gwizdac jak jest sie na pokladzie....
Kapitanie... Dlatego gwizdam na pokładnie, że ciągle liczę na awans na bosmana...