Ale "czysta" schizofrenia paranoidalna, taka ze spójnym i logicznym systemem urojeń jest bardzo rzadka... Dobra, już kończę OT. Zboczenie zawodowe, przepraszam
Więcej szczegółów? Proszę:
"Odyseja Marsjańska" Weinbauma zaczyna się od załogowej wyprawy na Marsa. Kosmonauci spotykają tam różne cudaczne formy życia (np. "biołazy" - takie poruszające się roślinki etc.), ale jeden z nich w wyniku awarii statku zwiadowczego musi na piechotę wraca do bazy, kilkaset kilometrów przez lokalną pustynię. I po drodze spotykają go przygody i różne lokalne formy życia, z których najważniejszą jest coś przypominające wg opisu zainteresowanego "szalonego strusia". Jako, że bohater ratuje temu czemuś/komuś życie, toteż wędrują dalej razem, pomimo niemal totalnej bariery językowo-kulturowej. No i właśnie te bariery kulturowe są świetnie przedstawione, np. próby wyjaśniania pojęć matematycznych albo rysowanie schematów układu słonecznego, kończące się w zasadzie niczym... W zasadzie, bo po drodze jest sporo śmiechu. Przy okazji spotykają różne formy życia, m.in.:
- lokalnego stwora krzemowego,
- kolonię "baryłkowców", rozmnażających się przez pączkowanie, żyjących w błotnych miastach-mrowiskach i połączonych wspólną świadomością,
- czytającego w myślach stwora polującego na ofiary przedstawiając im to, czego najbardziej pragną,
- wreszcie ślady innej, starszej cywilizacji.
W dalszych częściach, bo Weinbaum napisał kontynuację, jest opisany ciąg dalszy kontaktów ludzko-obcych i szersze przedstawienie samych obcych.
Kir Bułyczow - koniecznie! Nie tylko Alicję, ale też np. "Osada", ze świetnie sportretowaną sytuacją ludzkich rozbitków na obcej planecie zamieszkałej przez obce formy życia. Niestety nie inteligentne, ale i tak warto przeczytać.