lucek,
O przyciąganiu młodych: to, co napisałeś, to wszyscy wiemy. Napisz - jak. O tym, między innymi, ta dyskusja.
Sława [sorry: 'sława', bo to ze Sława wiele wspólnego nie ma] jest przyjemna, oczywiście. Każdy lubi mieć wielu przyjaciół, znajomych, być podziwianym. Truizmy. Chodzi o to, czy się za tym goni i czy się to wykorzystuje, by postawić się wyżej od innych.
---
Jo,
Co do rygoryzmu w takich przypadkach to sprawa indywidualna. Na pewno nie było to dla Ciebie miłe, ale chyba można zrozumieć Krakona. Zresztą - sam w tym momencie podpadłbyś pod kategorię 'tych lepszych', którym więcej wolno, bo znają ich ludzie w akredytacji.
Ja osobiście sam nie wiem, co bym zrobił - może bym puścił, ale byłoby mi jeszcze milej, gdyby dana osoba, szczególnie znajoma, zrozumiała, że w ogóle nie powinna mnie prosić. Tutaj sprawa wydaje się dość błaha, ale zawsze.
Co do samej organizacji konwentów krakowskich, to jest tak, że dwa z nich są organizowane przez spore grupy ludzi: Imladris przez GGFF, Krakon od czasu zaniknięcia KKMF przez pospolite ruszenie [coraz bardziej przejmowane przez GGFF - i chyba dobrze, jeśli będzie siła, by ciągnąć dwie imprezy]. CQ był od zawsze organizowany przez 5, ostatnio 6 osób. Oczywiście, sporo ludzi nam pomagało, ale odpowiedzialność za imprezę spoczywała na kilku osobach. Każdy z nas ryzykował własną kasą, a imprezę robiło się 3-4 miesiące i jeszcze ze dwa później. W takich okolicznościach naprawdę wali Cię, jaką masz plakietkę. I jestem przekonany, że ludzi, którzy współpracowali z nami najbliżej [czyli szefów obsługi - a było ich w tych latach czterech - oraz parę osób pomagających przy programie] również.
Nie wiem, jak to wygląda na Krakonie i Imladrisie, ale również nie odniosłem wrażenia, by ktoś z organizatorów robił konwent dla fajnej wejściówki [chyba trochę szkoda na to czasu, bo inne też są zazwyczaj fajne, a finansowo lepiej zapłącić za kon niż go robić
]. Być może kwestia w tym, że ja nie zaliczam do organizatorów obu tych konwentów wszystkich ludzi wypisanych na pierwszej stronie informatora, bo jasne jest, że w 100 procentach zaangażowanych w produkcję jest znacznie mniej osób. I to właśnie te osoby najmocniej się przejmują, je najbardziej widać, im należą się największe gratulacje. Reszta pomaga, ale nie ma na sobie faktycznego ciężaru organizacji imprezy poza swoim wycinkiem...
Na pewno małe konwenty mają tą zaletę, ze są małe - ludzie są blisko siebie, a więc i częściej widują orgów, czują, że uczestniczą w imprezie na równi z nimi, że 'Tamci' nie odsuwają się od nich i nie traktują jak zła koniecznego. Tego nie da się ukryć, oczywista sprawa.
Pozdrawiam