Zrodzony z fantastyki

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 8
 
Awatar użytkownika
malahaj
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 478
Rejestracja: pn kwie 18, 2005 10:59 pm

śr lis 23, 2005 10:49 pm

Wizzzard - Normalnie mi szczena opadła i leży pod stołem. Jak ją znajdę w tym bajzlu, który tam jest to wezmę się za pisanie.

Szymciu - Że się tak zapytam z ciekawości, lubisz gryzonie? :wink:
 
Awatar użytkownika
Szymciu
Nowy użytkownik
Nowy użytkownik
Posty: 0
Rejestracja: czw lip 07, 2005 11:25 pm

śr lis 23, 2005 10:54 pm

Heh .... no nie ma co :) , rzeczywiscie Wizzard nieźle odwaliłes to aż dzisiaj tego nie przeczytam ...

A co do zwierzęcego towarzysza , to niech to bedzie niespodzianką . Wymyśl sam ;) .
 
Awatar użytkownika
TST
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 877
Rejestracja: wt gru 07, 2004 4:06 pm

czw lis 24, 2005 6:47 am

Zamiast pisać co chwila jak mi szczena opada , lepiej będę od teraz po prostu siedział cicho i dawał PD'ki. :)

Wizz-jest jedna sprwa. Link http://www.ow.za.pl/screeny/Arabian-Nobleman.jpg przedstawiający Nazira nie zawiera żadnego obrazka.

Szymciu pisze:
A co do zwierzęcego towarzysza , to niech to bedzie niespodzianką . Wymyśl sam .

8) 8) 8)

Wizzard -wymyśl fobię dla Quina.

Szymciu- wymyśl denerwujące powiedzonko/ sposób mówienia Marcusa (ma denerwować/drażnić twoją postać)

ps. Mam nadzieję że gdzieś sobie na kompie te dane w uporządkowany sposób umieszczacie. Żeby zawsze były pod ręką i żeby nie musieć szukać przez kilkadziesiąt stron wątku jak właściwie miała na imię matka Quino. :) Niby to oczywiste, ale doświadczenie uczy że jednak nie.


Marcus del Ganos, herbu Czarń, Graf (Malahaj wstawi nazwę wyspy), współrządca Południowej Prowincji Morskiej Królestwa (Ticket wstawi nazwę królestwa )
Oczywiście -Santa Magdalena, a co do królestwa to jest to królestwo Ganglonu.
 
Awatar użytkownika
Szymciu
Nowy użytkownik
Nowy użytkownik
Posty: 0
Rejestracja: czw lip 07, 2005 11:25 pm

czw lis 24, 2005 2:50 pm

Hehe powiedzonek znam dużo i powiem szczerze że mialem dylemat , ale dobierając coś do klimatu to niech i będzie :
Uważaj na chomiki, bo one takich jak ty dmuchnięciem zabijają :)

Może byc :D ?
 
Awatar użytkownika
TST
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 877
Rejestracja: wt gru 07, 2004 4:06 pm

czw lis 24, 2005 3:37 pm

Hehehe :) Mi się podoba. O ile fajniej się teraz będzie oceniało odgrywanie postaci :)

Na razie masz wolne. Poczekamy na resztę , niech wymyślą fobię i zwierzęcego towarzysza.
 
Wizzzard
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 187
Rejestracja: sob lis 13, 2004 4:15 pm

czw lis 24, 2005 5:05 pm

Dzięki za ciepłe słowa :wink: Postaram się nie opuścić.

The Small Ticket pisze:
Wizz-jest jedna sprwa. Link http://www.ow.za.pl/screeny/Arabian-Nobleman.jpg przedstawiający Nazira nie zawiera żadnego obrazka.

Hmmm - jak uruchamiam z zakładek/bookmarked/ulubionych to mi wchodzi. Jak się nie uda i tak, to mogę na maila przesłać.

Co do fobii - kilka lat temu Quino miał misję inwigiacji leśnej posiadłości rodziny von Slenstein na zachodnich rubierzach Królestwa Ganglonu. Spędził kilka dni w lesie obserwując i notując w pamięci zachowania domowników, rozkład straży, schemat zabudowań. Kiedy wreszcie mógł wracać natknął się pechowo na gniazdo szerszeni. Wpadając na nie rozwścieczył setki owadów. Tylko niebywałe szczęście pomogło mu uniknąć śmierci, gdyż dotkliwie pokąsany kilkanaście razy, zdołał doczołgać sie do osady smolarzy, gdzie fachowo sie nim zajęto. Do tej pory Quino czuje paniczny lęk przed szerszeniami.
 
Awatar użytkownika
TST
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 877
Rejestracja: wt gru 07, 2004 4:06 pm

czw lis 24, 2005 6:14 pm

Wizzzard pisze:
Hmmm - jak uruchamiam z zakładek/bookmarked/ulubionych to mi wchodzi. Jak się nie uda i tak, to mogę na maila przesłać.

Jest OK.

Ok, Malahaj może sobie spokojnie pisać a w tym czasie nowe zadania dla Szymcia i Wizzzarda:

Szymciu: Napisz o matce Quina

Wizz: Napisz o ulubionej broni Wilhelma
 
Awatar użytkownika
TST
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 877
Rejestracja: wt gru 07, 2004 4:06 pm

pt lis 25, 2005 2:05 pm

Jeżeli zastanawiacie się ile będzie tych zadań w których pomagacie tworzyć bohaterów współgraczy to odpowiedź brzmi - około dwudziestu na bohatera. Będą one niepowtarzalne , a gdy się skończą wtedy każdy dopisze ostatnie poprawki (np. ktoś zechce dopiać jaką bronią sie posługuje, jaką ma kochankę itd.) wedle własnego widzimisię.

A potem rozpoczynamy grę.
 
Awatar użytkownika
malahaj
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 478
Rejestracja: pn kwie 18, 2005 10:59 pm

pt lis 25, 2005 2:40 pm

The Small Ticket pisze:
Ok, Malahaj może sobie spokojnie pisać a w tym czasie nowe zadania dla Szymcia i Wizzzarda


Nie może, bo mu komp odmówił współpracy. :x Mistrzu kiepska sprawa. Komp mi się sypie i chyba nie obejdzie się bez wizyty w serwisie (a to dopiero w czwartek, piątek). Jak na razie to procek pozwala posiedzieć kilkadziesiąt minut w kilku godzinnych odstępach. Chyba padło chłodzenie. :( Postaram się zaglądać i pisać jak mi się uda, ale do czwartku, piątku może być różnie. Nic nie poradzę, złośliwość rzeczy martwych. :(
 
Awatar użytkownika
TST
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 877
Rejestracja: wt gru 07, 2004 4:06 pm

pt lis 25, 2005 2:45 pm

Sytuacja wyjątkowa - czyli żaden problem. Tzn. trochę to nas opóźni ale cóż zrobić. Bez takich incydentów raczej się nie obejdzie. Nie przejmuj się -poczekamy.
 
Awatar użytkownika
Szymciu
Nowy użytkownik
Nowy użytkownik
Posty: 0
Rejestracja: czw lip 07, 2005 11:25 pm

pt lis 25, 2005 3:10 pm

Matka Quina , Lusiana Cortez de Almeida , była piękną i inteligentą kobietą. Zajmowała się uprawami , Pomarańczy , Oliwek , Winorośli oraz drzew korkowych . Wiodło się im dobrze do puki w Lusianie nie zakochał się niejaki Asier Del Horo ( hehe nie mogłem nic wymyślić :P może sie ktoś domyśli skąd to :D ). Poznali się w sadzie podczas codziennych zbiorów. Uległa mu . Po miesiącu zaszła w ciąże . Po narodzinach dziecka , Ojciec zniknął razem z od dawna zbieranymi pięniędzmi . Wychowyala dziecko do 3 roku życia gdyż prawdopodonie nie wytrzymala emocjonalnie . Hectora ( bo tak go nazwała ) podrzuciła krewnym Hubertowi i Alcanie de Arcadi . W niedlugo po ty przeslanym liście , wyjaśniła że muszą wychować Hectora na porządnego człowieka bo sama nie ma funduszy ani sił temu sprostać . Tyle o niej wiadomo ....
 
Awatar użytkownika
malahaj
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 478
Rejestracja: pn kwie 18, 2005 10:59 pm

sob lis 26, 2005 12:22 am

Procesor okazał łaskawość, a oto tego efekty.

Na wstępie powiem, że zwierzaki to nie moja specjalność, a chodzi o takiego podłużnego gryzonia, którego zaklinacze węży trzymają blisko siebie, aby straszył gada. To mangusta się nazywa chyba, a jak nie to niech ktoś bardziej obeznany mnie poprawi. :razz:

Kika

Willhelm znalazł zwierze podczas jednej ze swoich podróży. Było praktycznie martwe, ale widać musiał kierować się instynktem, bo jednak zabrał je ze sobą. Jak się wkrótce okazało organizm mangusty był silny i ta przeżyła mimo niezliczonych ran po ugryzieniach. Jeden z jego ludzi, obeznany ponoć z lokalną fauną, powiedział mu, że to jej własne stado doprowadził ja do takiego stanu. Według niego zwierzęta mały ją odrzucić ze względu na cechę, która sprawiała, że była szczególna wśród wszystkich innych przedstawicieli swojego gatunku. Kika jest albinosem, jej futro jej idealnie białe. Tylko czarne jak noc oczy się od niego wyróżniają. Willhelm postanowił zabrać zwierze a ona przywiązała się do niego niczym najwierniejszy pies. Wkrótce stała się jego znakiem rozpoznawczym. Jego talent do dyplomacji sprawił, że mówiono, że potrafi poskramiać węże sączące jad swych intryg niczym Kika potrafiła zabijać te prawdziwe. W rzeczy samej, towarzyszka Von Mustericha miała dziwny dar wyczuwania w ludziach złych intencji, co udowodniła nie raz. Jej właściciel z czasem nawet nauczył się polegać na jej ocenie swoich rozmówców...


I to by było na tyle. Pod spodem mały bonus. Jak będę miał nastrój, czas a sesja będzie prowadzona trzecioosobowo to niektóre moje posty mogą być w podobnym stylu. Więc jakby, co to ostrzegałem i jeszcze możecie się mnie pozbyć. :wink:


*****
- Dlaczego, do jasnej cholery musiał się w to mieszać i przysyłać tego... jak mu tam. On może wszystko popsuć! -

Viktoria von Slenstein usłyszała obok siebie cichy głos swojej córki. Manuela siedziała tuż obok niej, zasłaniając twarz rozłożystym wachlarzem, aby ukryć jej słowa, zupełnie nie pasujące do postawy zdruzgotanej, naiwnej dziewczyny, którą przybrała. Kiedy ktoś patrzył na siedzące ramie w ramie kobiety, jak na przykład trójka mężczyzn z drugiego końca długiego stołu, nie sposób był się pomylić. Ich pokrewieństwo był oczywiste a łaskawy czas sprawił, że niewprawne oko mogło się nawet pomylić w określaniu tego pokrewieństwa. Viktoria westchnęła tylko. Szkoda, że jej córka oprócz urody nie odziedziczała po niej również rozumu. To musiał być wkład ojca w osobę Manueli. Cóż, to by się zgadzało, był skończonym idiotą.

- To jest Willhelm Von Musterich, zaufany lorda del Ganosa. I możesz się już uspokoić moja droga, cały plan wziął w łeb w chwili jego przybycia. On, czy to słowem czy mieczem, wnet pogodzi tych dwóch idiotów i nici z pojedynku, spadku, fortuny i posiadłości. -

Spokojne słowa matki, wypowiedziane zrezygnowanym, pewnym już tego, co za chwile nastąpi tonem podziałały na jej córkę niczym płachta na byka.

- Co? Co?! Nigdy! Carlos będzie walczył o mój honor. Wyzwie tego starego dziada. Wiesz co ja mu powiedziałam? Wiesz co my razem robiliśmy! Wiesz...-

- Wiem idiotko. - urzekający uśmiech, którym cały czas obdarzała wszystkich zebranych matka Manueli, nawet na chwile nie znikł z jej pięknego oblicza. - Sama Cię tego nauczyłam i sama mówiłam Ci, co masz powiedzieć młodzikowi. Von Musterich z łatwością przekona dziadygę, że człowiekowi z jego pozycją nie godzi się potykać z takim zerem, jak ten twój kogucik. A jeśli Carlos będzie się upierał przy pojedynku, to przekona go również o tym, że powinien skorzystać z prawa, które przysługuje ludziom w jego wieku i wyznaczyć swojego przedstawiciela do tej walki – jego, Willhelma Von Musterich. Nawet ten twój kochanek nie jest tak głupi żeby stawać przeciw niemu, swoje życie ceni bardziej niż twój honor. A teraz zamilcz zanim... -

Przemowę Viktorii przerwało pojawienie się białego, podłużnego kształtu, który niby to przepadkiem, wysunął się z pod szaty Von Mutericha i błyskawicznie przebiegając całą długość stołu znalazł się tuż przed szepczącymi kobietami. Około pół metrowe, podłużne, o lśniącym, idealnie białym futrze stworzonko podniosło się na tylnich nóżkach stając „w słupka”. Dwoje czarnych jak węgiel oczu na niewielkiej główce badawczo się im przyglądało, kiedy ta odwracała się raz po raz w coraz to inną stronę. W końcu zwierzątko otwarło pyszczek, ukazując małe, ale ostre jak sztylety ząbki i prychnęło gniewnie. Było piękne. Viktoria mogłaby się mu przypatrywać godzinami. Mogłaby, gdyby nie siedząca obok niej córka. Manuela wrzasnęła na widok zwierzęcia i cały czas krzycząc wstała od stołu ze strachem wymalowanym na twarzy. Idiotka – pomyślała Viktoria również wstając i z lekkim ukłonem zwróciła się do trójki mężczyzn.

- Panowie, moja córka czuje się lekko niedysponowana. Musicie jej wybaczyć. To przez stres spowodowany ostatnimi przeżyciami. Pozwolicie, że teraz was opuści i uda się do swojego pokoju. -

Odprowadziła wzrokiem służbę, która miała zaprowadzić jej córkę na jej pokoje i podeszła do otwartego okna, wyglądając na skąpany w zachodzącym słońcu dziedziniec. Jak zwykle siedział na murku, tuż koło okna jej sypialni, wydobywając z gitary tak słodkie dla jej uszu dźwięki. Dziwne, ale ta muzyka sprawiała, że nawet teraz, kiedy cały jej misternie tkany plan miał się zawalić, nie odczuwała złości czy gniewu. Kiedy ujawniła mu wszystko kilka dni temu, cały stres i napięcie, które towarzyszyły jej przez te kilka miesięcy ustąpiły jak ręką odjął. Teraz, kiedy niewidomo dlaczego, nagle przybył Von Musterich będą pewnie musiały opuścić to miejsce. Przyszedł czas żeby się pożegnać i seniora Viktoria von Slenstein miała zamiar zrobić to jak należy. Lekki uśmieszek pojawił się na jej twarzy gdy o tym pomyślała. Mężczyzna spojrzał w jej stronę i również się uśmiechnął. Jak zwykle bezbłędnie wyczytał z błękitnych oczy kobiety, o czym myśli w tej chwili. Dźwięki muzyki stały się wyraźnie żywsze, gorące niczym temperament Viktorii, który ujawniał się w pewnych krótkich chwilach zapomnienia. Takich ja te, które staną się za moment udziałem tych dwojga...

- Panowie - zwróciła się mężczyzn w salonie. Uśmiech na jej twarzy był bardziej rozbrajający niż wszystkie szermiercze sztuczki, jakie dane było poznać Von Musterichowi. - Ja tez czuje się zmęczona, za waszym pozwoleniem udam się teraz do sypialni. -

Viktoira bynajmniej nie czekała z wprowadzeniem swoich słów w życie na czyjekolwiek pozwolenie.


*****
 
Awatar użytkownika
Szymciu
Nowy użytkownik
Nowy użytkownik
Posty: 0
Rejestracja: czw lip 07, 2005 11:25 pm

sob lis 26, 2005 12:37 am

Hehe no Malahaj przyznam niezły pomyśł wykminiłeś z tym zwierzątkiem :) :) :) .

Aaaa .... i znowu jestem pod wrażeniem hiostoryjki :D ...
 
Awatar użytkownika
TST
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 877
Rejestracja: wt gru 07, 2004 4:06 pm

sob lis 26, 2005 11:05 am

Historyjka jest cudna- jeżeli będziesz pisał takie posty to będę w siódmym niebie (3 cia osoba będzie obowiązkowa , tak na marginesie).
Bardzo kreatywnych mam graczy. :) Jak na razie postacie się wam podobają? I takie wspólne ich tworzenie?

Szymciu -chwilowo masz wolne.

Wizz opisuje ulubioną broń Wilhelma

Zaś Malahaj napisze o tatuażu Marcusa.
 
Awatar użytkownika
malahaj
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 478
Rejestracja: pn kwie 18, 2005 10:59 pm

sob lis 26, 2005 5:06 pm


*****

Śmierć. Krew. Połamane, pogięte elementy broni i zbroi. Walające się wszędzie zmasakrowane zwłoki, gdzieniegdzie w brutalny sposób oderwane do całości, nadpalone części ciała. I padlinożercy zataczający, jeszcze wysoko, kręgi nad pobojowiskiem. Oni zawsze są zwycięzcami, bez względu jak to się kończy. Jednym słowem wojna. Bezsensowna, okrutna i zła. Tak jak bitwa będąca jej częścią a która rozegrała się tu kilka godzin temu. Trzecia już z kolei masakra stoczona o nikomu nie potrzebny skrawek ziemi, którego nazwy już nikt nie pamiętał. A nawet gdyby, to teraz byłaby już nie aktualna. Nowa – Krwawa pustynia - miała się jeszcze utrzymać przed długie lata po tym jak pamięć o tych, którzy przyczynili się do jej ukucia już dawano zniknie z ludzkich umysłów.

Palony już niezliczoną ilość razy, ale jakimś cudem wciąż stojący na środku tego wszystkiego klasztor. Długi cień dzwonnicy rzucany przez zachodzące, czerwone niczym krew poległych tu ludzi słońce. Para kochanków w jej wnętrzu. Porozrzucane wokoło ubrania, rzucona w nieładzie broń, zdejmowana w pośpiechu, nie zważając na ból w ranach zbroja. Para unoszącą się z rozgrzanych, nagich ciał w zimne powietrze nadchodzącej pustynnej nocy. Biały orzeł wytatuowany na przeciętym podłużną, czerwoną blizną policzku dziewczyny. Ona, dumna wojowniczka, szamidka z dalekiego południa i on, szlachcic, rycerz z odległego kraju. Ona, siejącą postrach wśród najmężniejszych nawet serc żołnierzy z Ganglonu i On, jedyny z najeźdźców, którego imię było wypowiadane z szacunkiem wśród barbarzyńskich plemion południa. Dwoje ludzi, których połączyła wojna, a teraz złączyło ich coś innego. Okrutny i kapryśny los jednak złączy ich jeszcze raz zanim to wszystko się skończy...

...

Krwawa Orlica. Tak będą ją nazywać za kilka miesięcy. Pod takim imieniem zapamięta ją historia, kiedy poprowadzi swoje wojowniczki do ostatniej szarży. Tak ją będą wspominać w Ganglonie, kiedy będzie mowa o masakrze rycerstwa tego kraju w bitwie pod Ryczącą Górą. Tak przetrwa w opowieściach pustynnego ludu, o legendarnej bitwie i ostatecznym wypędzeniu najeźdźców z ich ojczyzny. Tak w końcu napiszą na jej grobie, kiedy opadnie kurz z pobojowiska.

Marcus del Ganos, przyszły panujący na Santa Magdalena. Bohater jeszcze jednej bezsensowniej wojny „w imię Pana”. Zbawca spod Ryczącej Góry. Pogromca Krwawej Orlicy, barbarzyńskiej królowej, który tym czynem ocalił przed pewną śmiercią resztki armii i swego dowódcę, inspiratora tej wyprawy. Tylko po to aby, później mógł zorganizować kolejną i zniknąć w odmętach morza, którego gniew pochłoną go wraz z jego armią kiedy wracał, dalej toczyć swoją wojnę „w imię Pana”.

I zostanie tylko tatuaż na jego piersi. Biały orzeł na tle czerwonego, pustynnego słońca. Oddany co do najmniejszego nawet szczegółu przez największych mistrzów w swojej sztuce. Barbarzyńskich mistrzów, jak powiedzieliby niektórzy. Zdawałoby się, że jak się na niego spojrzy aż się słyszy łopot skrzydeł potężnego ptaka kiedy wzlatuje w powietrze, że aż się słyszy jego głos dochodzący z dalekich przestworzy. Niektórzy powiadają, że to na cześć jego zwycięstwa. Inni, że to na pamiątkę bohatersko poległym w imię Pana rycerzy. Jeszcze inni, że to hołd złożony przez barbarzyńców wielkiemu wojownikowi. Są też tacy, którzy opowiadają zupełnie inną historie. Jednak ich słowom nikt nie chce wieżyc, mimo, że są to w większości ci nieliczni żywi jeszcze uczestnicy tej wojny. A prawda? A kogóż ona obchodzi...

...

- To... to nic nie zmieni... Jutro znów będziesz moim wrogiem. Jutro znów będziemy się nawzajem zabijać. Jutro... – cichy szept mężczyzny urwał się, kiedy ich usta znów złączyły się w namiętnym pocałunku.

- Dziś nadal jestem twoim wrogiem. Dziś też powinniśmy się pozabijać. - aksamitny, miękki kobiecy głos zupełnie nie pasował do barbarzyńskiej królowej, jak ją później miano nazywać w jego ojczyźnie. Jeszcze spróbował coś powiedzieć, ale szybko uciszył go jej słowa. – Ciiiii.... nie myśl co będzie jutro. Myśl o dziś. O teraz. O tym. O mnie... -

W wieży dzwonnicy nie padły już żadne słowa tej nocy. Były zbędne. Wystarczyło to co mówiły ich ciała. W nocnym powietrzu, przyniesione skądś daleka przez wiatr, rozległy się ciche dźwięki gitary...

*****


Masz swój tatuaż Wizzzard. A jak Ci się nie podoba, to jest jeszcze druga opcja do wyboru – „Kocham chłopców z latającego Albatrosa” wytatuowane różową farbą na tyłku. To co wybierasz? :wink: :mrgreen:
 
Wizzzard
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 187
Rejestracja: sob lis 13, 2004 4:15 pm

sob lis 26, 2005 5:17 pm

Brawo. Nic więcej nie można powiedzieć.


malahaj pisze:
Masz swój tatuaż Wizzzard. A jak Ci się nie podoba, to jest jeszcze druga opcja do wyboru – „Kocham chłopców z latającego Albatrosa” wytatuowane różową farbą na tyłku. To co wybierasz?

Hmmm.... A nie dało by się jakoś tego połączyć? :razz:

Ticket - dzisiaj wieczorem napiszę, jak tylko uporam się ze swoją robotą, bo mam napięty harmonogram ostatnimi czasy.
 
Awatar użytkownika
TST
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 877
Rejestracja: wt gru 07, 2004 4:06 pm

sob lis 26, 2005 6:13 pm

Talentu pisarskiego nie trzeba mieć. Rozpisywania się na 200 zdań w każdym poście też nie wymagam. Ale kiedy widzę że ktoś tak się stara to wystawiam mu, jako graczowi, najwyższą ocenę. Mam tylko nadzieję że przygodę wspominać będziecie jako wartą zachodu. Postaram się żeby tak bylo.

Szymciu - napisz o obecnej kochance Marcosa

Malahaj - napisz o obecnym wrogu Wilhelma
 
Awatar użytkownika
malahaj
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 478
Rejestracja: pn kwie 18, 2005 10:59 pm

sob lis 26, 2005 6:24 pm

The Small Ticket pisze:
Talentu pisarskiego nie trzeba mieć...


hehehehehehe Dzięki za komplement mistrzu. :razz:
 
Awatar użytkownika
TST
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 877
Rejestracja: wt gru 07, 2004 4:06 pm

sob lis 26, 2005 7:21 pm

:) Źle mnie zrozumiałeś. Talent z pewnością masz i to spory. Chodziło mi o podkreślenia wagi tego że widać w twoich ostatnich postach (nie tylko w twoich, nie tylko w ostatnich- podaję je jako przykład) ogrom włożonej pracy i poświęconego im czasu. Tego nie da się napisać w pięć minut a i pomysł do głowy w sekundę nie przychodzi.

W końcu nie każdy talent musi mieć (i by mnie znowu źle nie zrozumiano -nikomu go nie odmiawam :razz: ) ale miło widzieć że komuś chciało się przysiąść i napisać coś tak fajnego. Chapeux bas.

Jestem ze szkoły bajarzów Puszkina :wink: -nagradzam starania i ciekawe pomysły. Nie ich formę.
 
Awatar użytkownika
malahaj
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 478
Rejestracja: pn kwie 18, 2005 10:59 pm

sob lis 26, 2005 8:07 pm

The Small Ticket pisze:
:) Źle mnie zrozumiałeś.


Co źle zrozumiałem? Kto źle zrozumiał? JA źle zrozumiałem?! Sugerujesz, że nie potrafię zrozumieć tego co czytam?! Sugerujesz, że jestem głupi?! O rzesz ty.... :hahaha:


Hehehehe. Wybacz mistrzu niewinny żarcik i mały OT. Zrozumiałem i dziękuje za komplement. Szczerze. Bez żadnych emotów, uśmieszków, podtekstów, sugestii i takich tam. Serio.

Myślę, że jeszcze parę razy uraczę was moimi grafomańskimi popisami, wiec się przyzwyczajajta. Co do samej sesji, postaci i ich tworzenia, itd. to dłuższy temat i rozwinę go trochę później. Na razie powiem tylko, że gdyby mi się nie podobało to bym tyle tu nie pisał, zaniedbując parę innych rzeczy...

Troche dużo tych znaków zapytania i wykrzykników. Rincewind

EDIT
Zwiększająca się ilość wykrzykników po kolejnych zdaniach miała „symulować” podnoszący się coraz bardziej z oburzeniem głos. :wink: Cóż, ciężka jest praca moderatora i ja ją szanuje. Sugestie zrozumiałem (serio :) ). Bez urazy.

EDIT 2
Szymciu pisze:
A Co do Malahaja to talent masz .....


No ba... :wink:
Ostatnio zmieniony sob lis 26, 2005 11:06 pm przez malahaj, łącznie zmieniany 2 razy.
 
Awatar użytkownika
Szymciu
Nowy użytkownik
Nowy użytkownik
Posty: 0
Rejestracja: czw lip 07, 2005 11:25 pm

sob lis 26, 2005 10:32 pm

Hmmm ... wybacz Rincewind że podwaze twoje upomnienie ale czy w regulaminie pisze coś na temat zakazu powtarzania wielokrotnie znaków wykrzyknienia i zapytania ?? Pozatym napisał że to dowcip i bez tych znaków , obyć by się nie mogło . Lecz dyskutować nie będe :) Od tego nie jestem :) .


Co do naszej sesji to o kochance napisze jutro bo dzisiaj troche % Andrzejkowo :) Więc wybaczcie :) . A Co do Malahaja to talent masz :) .....
 
Awatar użytkownika
malahaj
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 478
Rejestracja: pn kwie 18, 2005 10:59 pm

ndz lis 27, 2005 12:59 am

A w dzisiejszym odcinku drogie dzieci, mała lekcja historii. :)

Święta Magdalena od krwawej róży i Zakon Krwawej Róży

Magdalena de Roza. Bohaterka wojen na północnych kresach prawie 300 lat temu. Wsławiła się bezwzględnością, okrucieństwem i zabójczą skutecznością wobec swoich wrogów. Czyli wszystkich, którzy weszli w drogę jej lub założonemu przez nią zakonowi. Znienawidzony przez wszystkie strony konfliktu (a było ich bez liku) zakon pośrednio przyczynił się do ostatecznego zakończenia blisko 30 letnich krwawych i pustoszących kraj walk. Magdalena była uczestniczka konfliktu po jednej ze stron przez kilka lat, zdążyła się przekonać o jego okrucieństwie i bezsensowność. Po tym czasie założyła zakon skupiający w swych szeregach weteranów walk ze wszystkich stron konfliktu. Magdalena szybko dostrzegała, że na wojnie bogacą się najbogatsi, a cierpią najbiedniejszy i ci, którzy nie maja siły się obronić. I w większości przymusowi żołnierze, wszystkich walczących stron. „Wojna to gadanie starych i śmierć młodych” ja zwykła była mówić. Zakon Krwawej Róży (z początku nazywany po prostu Zakonem Róży, zdobył swój przydomek, późnej „oficjalnie” wpisany do nazwy, po pierwszych latach swojej działalności, kiedy to jasne stało się, jakimi metodami osiąga swoje cele), miał za cel zmianę tej sytuacji. Zakon bezwzględnie tępił wszelkie objawy okrucieństwa, niesprawiedliwości i „braku szacunku dla danego przez Pana życia”, jak również miała w zwyczaju mówić jego założycielka. Złośliwi natomiast zwykli dodawać do tego „za wyjątkiem jego własnych”. Bez względu na te głosy Zakon, w którym służyli niemal sami doświadczeni i sprawdzeni w innych armiach żołnierze, wkrótce stał się licząca się siłą militarną i mimo, że nie mieszał się do „politycznego aspektu konfliktu”, to korzystając z wspomnianej siły potrafił wymusić na innych stosowanie się do podobnych zasad, co on sam. Sama Magdalena szybko stała się bohaterką prostego ludu, po wszytych stronach, co rusz to zmieniających się granic i linii frontu. Kościół nie miał wielkiego wyboru, w takich okolicznościach musiał udzielić jej poparcia mimo, że przedłużający się konflikt był mu jak najbardziej na rękę.

W końcu Zakon stał się na tyle potężny, że prowadzenie wojny w jego obecności stało się nieopłacalnie i po blisko 30 latach konfliktu podpisano pokój. Pokój, którego postanowienia praktycznie nie różniły się od stanu, jaki był 30 lat temu, przed rozpoczęciem pierwszych walk. Sygnatariusze paktu liczyli, że po zaprzestaniu działań wojennych Zakon sam się rozwiąże i po jakimś czasie będą mogli wrócić do ich ulubionej i jakże opłacalnej rozrywki. Jednak nic takiego się nie stało. Magdalena dalej rozwijała dzieło swojego życia, czyniąc z niego największa organizacje wspomagająca najbiedniejszych i najbardziej potrzebujących, jaką kiedykolwiek znano na tych ziemiach. Przytułki, szkoły, kościoły, szpitale i kolejne klasztory Zakonu powstawały jak grzyby po deszczu a nad wszystkimi powiewała biała flaga z czerwoną różą po środku. Jednak to wszystko było mało i Magdalena to wiedziała. Potrzeba było czegoś więcej, aby radykalnie zmienić sytuację. Tym czymś było, według niej, zapomniane i wyklęte dziedzictwo przodków. Magdalena otwarcie zażądała od władz kościelnych zgody na wykorzystanie i udostępnienie jej zdobyczy starożytnej techniki do jej celów. Tym samy dała wreszcie całej rzeszy możnych tego świata możliwości pozbycia się jej osoby, wraz tym, co stworzyła.

Następne lata nazwano później „mrocznymi dniami”. Magdalena została wyklęta wraz z całym Zakonem, a przeciw niej wysłano największą armie, jaką kościół kiedykolwiek zorganizował przeciw niewiernym. W czasie tego konfliktu ukuło się określenie „wojna totalna” i „taktyka spalanej ziemi”. Powiedzenie, że był okrutną, bestialską, nieustającą masakrą byłoby poważnym niedopowiedzeniem. Ostatecznie Zakon, wspierany przez niemal wszystkich mieszkańców ziem, na których działał przegrał a sama Magdalena zginęła w ostatniej, decydującej bitwie, wraz ze swoimi żołnierzami walcząc na pierwszej linii. Chociaż i to nie jest pewne, bo nigdy nie odnaleziono jej ciała. A przynajmniej dzisiaj kościół tak utrzymuje, bo niektórzy mówią szeptem, że woli się nie przyznawać, co z nim robiono „w imię Pana”, kiedy bitwa się zakończyła. Tak, czy siak jedyna krucjata, która kiedykolwiek wyprawiła się na ziemie należące do królestwa Ganglonu okazała się zwycięska. Tyle, że nie było świętowania zwycięstwa, bo zwyczajnie nie było, komu świętować. Ledwo dziesiąta część jej uczestników przetrwała walki, a z tego niewielu zdołało wrócić przez jałową pustynie, jaką stał się spustoszony wojną kraj do swoich domów. Od tamtego czasu minęło 300 lat, a po dziś dzień rubieże nie wróciły do stanu, w jakim były przed „mrocznymi dniami”.

Mimo, że ona sama nie żyła, a Zakon oficjalnie nie istniał, to pamięć o Magdalenie przetrwała, podobnie jak przetrwał w szczątkowej formie stworzony prze nią zakon. Wybuchające w regularnych odstępach powstania i bunty chłopskie, miały zawsze na swoich sztandarach czerwoną róże na białym tle. Blisko 200 lata zajęło kościołowi zrozumienie, że przez represje i działania świętej inkwizycji nie uda mu się zabić w sercach prostego ludu pamięci o legendarnej już teraz bohaterce. Kiedy to się w końcu stało, zmieniono taktykę. Odpowiednio „sprostowując” historie Magdaleny, obwieszono ją Świętą Magdaleną, obrończynią uciśnionych. Sam zakon natomiast stał się w „oficjalnej” wersji szatańską organizacją, która doprowadziła boską służebnice do zguby, na dodatek założoną i wspieraną przez niewiernych. W rzeczywistości Zakon Krwawej Róży stał się nielegalną organizacją, zrzeszającą najróżniejszych ludzi, nadal wypełniająca zadania z myślą, o których założyła go 300 lat temu Magdalena. I wypełnia je według zasady, że cel uświęca środki. Wśród ludu pojawiają się, co jakiś czas opowieści o dziwnych i tajemniczych zdarzeniach, w których giną okrutni możni, nękający okolice złoczyńcy lub zbyt gorliwi w swej pracy przedstawiciele świętej inkwizycji. Podobno zawsze na miejscu można zanależć kwiat czerwonej róży. Podobno, bo to może być zwyczajnie ludzkie gadanie...


A teraz mały konkurs dla was. Zgadnijcie do jakiej nielegalnej organizacji należy wasz kumpel Quino? :wink:
Ostatnio zmieniony ndz lis 27, 2005 1:26 pm przez malahaj, łącznie zmieniany 1 raz.
 
Awatar użytkownika
Rincewind
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 747
Rejestracja: pn mar 29, 2004 8:56 pm

ndz lis 27, 2005 9:38 am

regulamin pisze:
2.2.2. Wpisywania tytułów tematów wyłącznie wielkimi literami oraz z ilościa znaków zapytania, wykrzykników i wielokropków łamiącą zasady polskiej pisowni, nadużywania wielkich liter w treści postów (zdania pisane wyłącznie wielkimi literami), a także pisania całej treści postu powiększonym lub zmniejszonym względem standardowego krojem pisma.

3.2. Wiadomości powinny być napisane zgodnie z zasadami gramatyki, ortografii i interpunkcji języka polskiego; polskie znaki diakrytyczne nie są wymagane.


Tak przy okazji - malhaj to jest jedyna z niewielu sesji którą czytam z przyjemności nie z musu :wink:
 
Awatar użytkownika
malahaj
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 478
Rejestracja: pn kwie 18, 2005 10:59 pm

ndz lis 27, 2005 3:06 pm

Hrabina Viktoria von Slenstein zwana Czarną Wdową

Kobieta o nietuzinkowej urodzie, której wieku nie sposób ocenić po jej wyglądzie. Swój przydomek wypowiadany tylko przez złośliwców, tylko szeptem i tylko, gdy sama zainteresowana jest daleko stąd, wziął się z faktu, że jest (uwaga, tu będzie niespodzianka :wink: ) wdową. A konkretnie to jest już 9-cio krotną wdową, bo tylu miała już mężów. Wszyscy byli bogatymi mężczyznami mającymi swoje najlepsze lata już dawno za sobą. Mimo to fakt, że żadnemu z nich nie udało się przeżyć w szczęśliwym (lub jakimikolwiek innym) związku z Viktorią więcej niż kilka miesięcy pozostaje, co najmniej podejrzany. Podejrzany i tylko podejrzany, bo mimo jego usilnych wysiłków Willhelmowi nie udało się nigdy znaleźć jakikolwiek dowodów na jej udział w ich odejściu do lepszego świata. Jednym, który nie pasuje do tego opisu, wśród wybrańców wspomnianej damy był Izaak. Młody, przystojny i bajecznie bogaty chłopak, kuzyn Willhelma nigdy nie był mężem Czarnej Wdowy. Los zaplanował dla niego co innego...

Rodzice Izaaka nie żyli, ale przed swoją śmiercią poprosili, aby Von Musterich sprawował piecze nad ich synem i jego majątkiem. Viktoria poznała go na jednym z przyjęć, które wydał Marcus w swojej siedzibie. Kiedy tylko dowiedziała się o nim wszystkiego (Co nie było trudne, bo Viktoria jest niezrównana w zdobywani wiedzy o innych ludzkich i ich sekretach. Podobnie jak w intrygach, salonowych gierkach, manipulowaniu innymi, szantażu, kłamstwach, wzajemnym szczuci przeciw sobie ludzi i innym tego typu rozrywkach. Cóż, jak to mówią, każdy korzysta z talentów, jakie dał mu łaskawy Pan) wiedziała, że ma w stosunku do niego wielkie plany. Jednak tym razem było to nieco inne plany niż w większości tego typu przypadków.

Viktoria miała córkę – Manuele, pochodząca z... nie całkiem zalegalizowanego związku, a co za tym idzie, nie miała ona tytułu i praw, jakie przysługiwały jej matce, hrabinie. Mimo, że Manuela miał swoje wady to Viktoria chciała dla niej jak najlepiej. A tym jak najlepiej w jej mniemaniu był ożenek z bogatym i naiwnym chłopakiem – Izaakiem. Cóż, dość powiedzieć, że kiedy spotyka się ktoś o takim talencie do tkania intryg, jak Viktoria i ktoś o takim talencie do czegoś zupełni przeciwnego jak Willhelm, to nie może się to skończyć dobrze.

Viktoria była przebiegła, Willhelam sprytny, Manuela uwodzicielska jak zawsze a Izaak naiwny i zakochany. I był ktoś jeszcze. Biskup Gamalus, Wielki Inkwizytor na Santa Magdalena. Kler też miał chrapkę na majątek Izaaka, a jak się wkrótce miało okazać miał ułatwiane zadanie, bowiem rodzice chłopaka mieli mieć coś wspólnego z szatańskim dziedzictwem przodków a on sam miał w ramach pokuty być wyświęcony na kapłana.

Do dziś nikt nie jest w stanie dokładnie powiedzieć jak do tego doszło, ale skoczyło się to wszystko tragedią. Zapłoną stos pod Manuelą, która z pewnością czarami sprawiła, że młody chłopak zszedł z drogi, jaką wyznaczył mu Pan. Napięła się lina, kiedy z rozpaczy po ukochanej wieszał się Izaak. Nienawiść zagościła w sercach Willhelma i Viktorii, którzy wzajemnie obwiniali się o śmierć tych dwojga. A Wielki Inkwizytor? Znaleziono go kilka tygodni później z poderżniętym gardłem i czerwoną różą na czarnej szacie...


Jeśli jeszcze jakimś cudem ktoś się nie domyślił, to mieliście już okazie poznać obie Panie. Tak oto masz swojego wroga Szymciu. Jeśli jednak gorąca, latynoska piękność o nieposkromionym temperamencie nie jest tym o czym marzysz (:razz:), to jest jeszcze druga opcja do wyboru. Hainrich – wielki, obleśny, śmierdzący czosnkiem i cebulą kucharz z wojskowych taborów, który patrzy na Willhelma dziwnym wzrokiem, kiedy codziennie ostrzy przed namiotem swój równie wielki jak on sam tasak...


No a teraz mniej przyjemna wiadomość. Blaszak dzisiaj odjeżdża do serwisu i nie ma mnie co najmniej do czwartku, a może nawet do soboty. :(
Ostatnio zmieniony ndz gru 11, 2005 3:39 pm przez malahaj, łącznie zmieniany 1 raz.
 
Awatar użytkownika
Szymciu
Nowy użytkownik
Nowy użytkownik
Posty: 0
Rejestracja: czw lip 07, 2005 11:25 pm

ndz lis 27, 2005 9:00 pm

Heh Tickecie .... ja chyba zrezygnuje z tej przygody =( bo komuś tu do pięt nie dostaje :P .....

Ehh Malahaj :) ZA******** historia :D :) ....


Marcos czuł zawsze słabość do kobiet . Zawsze jedna miał , drugą kochał , a trzecią porządał . Uwielbiał obracać się w towarzystwie dam . Był .... szczerze mówiąc .... kobieciarzem . Miał już ich dziesiątki , a setki znał . Działo się tak dopuki nie poznał Cathiany De Lamuz . Kobieta młoda , piękna i mądra . Istny ideał . Pokochał ją od pierwszego wejrzenia . Nie wiadomo jednak czemu byla taka "wyjątkowa" , co ją odrózniało od innych kobiet . Ona też go pokochała . Wszystko w ich związku bylo by idealne gdyby nie to iż Cathiana miala też innych adoratorów . Na dodatek niektórzy z nich byli zdolni do zabicia
konkurenta . Na szczęscie Marcosa kilkukrotne zamachy na jego życie konczyły sie fiaskiem . Ostatnio miłość między nimi jakby wygasła , lecz nie wiadomo czemu . Wszystko się pogorszyło . Del Ganos podejrzewa ją o zdrade , ale czy to prawda ?? Tego już nie wiemy .....
 
Wizzzard
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 187
Rejestracja: sob lis 13, 2004 4:15 pm

ndz lis 27, 2005 9:35 pm

Ulubiona broń Willhelma:
Jest to długi, wąski miecz, stworzony raczej do pojedynków niż na wojnę. Nie ma imienia, czy jakiś specjalnych mocy, ale ma za to historię. Oto ona:

Kilka lat temu Willhelm razem z Marcusem przebywali w Zamku Norgheim, siedzibą dotychczasowego gubernatora Południowej Prowincji Morskiej. Gospodarz zamku odszedł ze świata w objęcia Pana kilkanaście dni wcześniej i hrabiowie oraz wyznaczeni zarządcy określonych obszarów, czyli grafowie zebrali się aby wspólnie obrać następcę. Wybór swój przedstawiają potem Królowi i on przeważnie daje kontrasygnatę. Wśród zgromadzonych wybuchł spór. Część elektorów chciała ogłosić gubernatorem syna zmarłego – Edwarda von Norg, który otwarcie głosił swe etniczne uprzedzenia. Nie podobało się to przeważającym na tym obszarze Costaryjczykom, czyli ludziom południa (grupa etniczna odpowiadająca mniej więcej naszym Hiszpanom). Kontrkandydatem dla von Norg’a był Hrabia de Valasquez, starszy wiekiem i doświadczony w wojnach mężczyzna. Głosy rozkładały się równo i wydawało się, że rozstrzygnąć będzie musiał sam Król-Imperator. Pewnego wieczora doszło do przykrego incydentu. Gwałtowna kłótnia między rywalami zakończyła się ostatecznie wyzwaniem na pojedynek. De Valasquez zgonie z prawem mógł odmówić walki, gdyż osiągnął już odpowiedni wiek, ale uniósł się honorem i przyjął warunki von Norg’a. Wtedy też wystąpił na forum Willhelm, który poprosił o możliwość reprezentowania arystokraty. Zrobił to wbrew woli Marcusa, który znacznie chętniej widział bliższego mu politycznie von Norg’a:
” Powołując się na prawo królewskie żądam wyznaczenia mnie na reprezentanta obecnego tu, szlachetnie urodzonego Hrabiego de Valasquez. Jeżeli wyrazi on na to zgodę, oczywiście.” – z takim okrzykiem wystąpił z tłumu młody, bogato ubrany mężczyzna. Szmery rozlały się po sali, utonęły w nich przekleństwa Grafa del Ganos’a, który spoglądał wściekłym wzrokiem na młodzieńca. Hrabia spojrzał uważnie na Willhelma. Stał dumnie podparty pod bok i z zadartą głową. Patrzył prosto w oczy weterana. Jego spojrzenie było śmiałe i pewne. W nagłej ciszy, która zapanowała w sali balowej słowa de Valasquez’a zabrzmiały nienaturalnie głośno.
- „Dobrze, młodzieńcze.” – hrabia odpiął od pasa zdobioną pochwę z pięknie wykonanym mieczem i podał ją von Musterich’owi – „oto miecz mojego ojca. Oby przyniósł ci szczęście.” – powiedział jeszcze, smutno na niego spoglądając. Było mu żal porywczego chłopaka. Podobnie musiała czuć reszta zgromadzonych. Edward von Norg był sławnym szermierzem, który do tej pory nie przegrał jeszcze żadnej walki, a stoczył ich wiele. Oponenci stanęli naprzeciw siebie i przyjęli odpowiednie pozycje. Po chwili absolutną ciszę przerwały pierwsze uderzenia. Ostrza przecinały powietrze ze świstem, błyskawiczne ciosy umykały oczom. Po kilku chwilach walczący odskoczyli od siebie. Żaden nie miał nawet najmniejszego zadrapania. Willhelm spojrzał na przeciwnika i uśmiechnął się pod nosem. Dziesięć sekund później stał nad nim i celował sztychem miecza w gardło.

Tak zakończył się pierwszy z wielu jego pojedynków. Hrabia de Valasquez został gubernatorem Prowincji, co z perspektywy czasu okazało się o wiele lepsze dla interesów del Ganosa. Hrabia ofiarował miecz Willhelmowi, który się z nim od tej pory nie rozstawał.


Kilka słów o historii, o której nie wiem, czy będzie zaakceptowana (Ticket – PW doszło?)
Trzeba wam wiedzieć, że Królestwo jest ogromne i składa się z trzech głównych ludów. Otóż w zamierzchłej przeszłości kraje ludu zwanego Bahrami (coś na kształt Germanów) zjednoczyły się pod panowaniem Albrehta von Rothera i rozpoczęły podbój sąsiadów. Działo się to około 1500 lat temu, Z tamtego okresu wywodzą się legendy o bohaterach Królestwa, wywodzą się też Wielkie Rody, których potomkowie żyją do dzisiaj. Na pierwszy ogień poszły skłócone kraiki Costaryjczyków, leżące na południe od sadyb Bahrów. Potem rozciągnęli oni swe władztwo aż do Północnych Kresów, gdzie granicą są wysokie góry i wojownicze ludy. Jedna po drugiej kolejne ziemie dostawały się pod panowanie rodzącego się Królestwa. Ostatnim z ludów żyjących w sąsiedztwie Bahrów, który im uległ byli, bytujący na wschód, byli Ustaryjczycy (bracia Słowianie ;) ). Walczyli oni długo i dzielnie, ale w końcu przyjęli panowanie Króla-Imperatora.. Podboje zakończyły się 1200 lat temu i od tego czasu rozpoczyna się proces asymilacji poszczególnych ludów, który był wielokrotnie przerywany wojami domowymi i dwukrotnie całkowitym rozbiciem Królestwa. Na południu i południowym-wschodzie przeważają Costaryjczycy, na wschodzie Ustaryjczycy, ale razem stanowią tylko około 30% populacji. Dominacja etniczna i kulturowa Bahrów jest przytłaczająca, a i wiara w Pana, która przywędrowała wraz z najeźdźcami wyparła w większości lokalne kulty. Królestwo Ganglonu jest dzisiaj podzielone na prowincje, które z kolei podzielone są na hrabstwa. Jedynym odstępstwem od tej reguły są tereny przygraniczne, które dzielą się na marchie i odpowiadają bezpośrednio przed Królem. Zachodnia Prowincja Centralna, Północna Prowincja Morska, Południowa Prowincja Morska, Północna Prowincja Górska, Południowa Prowincja, Wschodnia Prowincja Północna, Wschodnia Prowincja Południowa, Prowincja Królewska, Południowa Prowincja Centralna – czyli razem 9. Do tego dochodzi pięć marchii nazwanych od rodów w nich panujących.

Ticket - mam nadzieję, że to zbytnio się z Twoją wizją nie kłuci.
Ostatnio zmieniony sob gru 03, 2005 4:29 pm przez Wizzzard, łącznie zmieniany 1 raz.
 
Awatar użytkownika
TST
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 877
Rejestracja: wt gru 07, 2004 4:06 pm

pn lis 28, 2005 8:20 pm

Świat zrobiony wyśmienicie. Absolutnie się nie kłóci z linią fabularną przygody. Chcesz zarzucić jakąś mapką?

Poza tym Wizzzardzie napisz o jednym z celów życiowych Quina.

Malahaj - opisz żonę Wilhelma.

Szymciu - ulubiony kolor Quina i związaną z nim historyjką bądź ciekawy fakt.
 
Wizzzard
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 187
Rejestracja: sob lis 13, 2004 4:15 pm

pn lis 28, 2005 8:27 pm

Jak mogę :P. Ale nie bardzo wiem kiedy się wyrobię. Raczej po piątku dopiero. No i nie będzie to jakieś dziło sztuki, pod względem wykonania. Na razie daj mi coś mniejszego, żebym mógł w przerwach pomyśleć.
Edit - ok już wiem.
 
Awatar użytkownika
Szymciu
Nowy użytkownik
Nowy użytkownik
Posty: 0
Rejestracja: czw lip 07, 2005 11:25 pm

pn lis 28, 2005 8:41 pm

Ulubiony kolor Quina to fioletowy . Zamiowlanie do niego pochodzi od tego iż jego matka gdy był mały chodziła wyłącznie ubrana na fioletowo , a dazył ją szczegółnym uczuciem .
 
Awatar użytkownika
TST
Zespolony z forum
Zespolony z forum
Posty: 877
Rejestracja: wt gru 07, 2004 4:06 pm

pn lis 28, 2005 8:41 pm

Wizzzard pisze:
Jak mogę . Ale nie bardzo wiem kiedy się wyrobię. Raczej po piątku dopiero. No i nie będzie to jakieś dziło sztuki, pod względem wykonania.

Wiadoma sprawa. Nie ponaglam i cudów nie wymagam :)

A na marginesie chciałbym zapytać - w ilu sesjach prócz tej (o ile w ogóle) bierzecie udział?
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 8

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości