Piekielnik
Cel uświęca środki.
...Jestem, kim się stałem. Długi, zakurzony, kawałek świerku z którego zawiść bucha z impetem, porównywalnym do głupoty zaklinaczy… Niema co teraz o mnie opowiadać, wiec powiem ci kim byłem niegdyś…
Niespełna pół wieku temu, nie zdawałem sobie nawet sprawy kim ja właściwie jestem. Kierowałem się instynktem, jak większość z mojego gatunku. Moja nudna egzystencja trwała, i trwała. Jedyne czym musiałem się martwić, to pożywienie. Wtedy tego nie czułem, lecz teraz wiem że w głębi swojego prymitywnego Ja, chciałem wyrwać się z tej rutyny, zmienić swoje żałosne życie w którym każdy dwunożny mną gardził. Nawet wśród swoich, nie miałem łatwego życia, to co sam upolowałem musiałem oddać, oby dostać z tego resztki…
Lecz pewnego dnia, stała się rzecz którą pamiętać będę do dziś... Szedłem właśnie drogą szukając pożywienia, gdy zauważyłem że pod wpół-podniesionym pudłem leży kawałek padliny. Bez wahania podbiegłem tam i zacząłem jeść. Byłem tak głodny że nie zwracałem uwagi na to co się dzieje wokół mnie, myślałem tylko o tym że mogę jeść nie dzieląc się z nikim… To był błąd. Uchwyt podtrzymujący pudło się usunął, a ja zostałem przytrzaśnięty. Ciemność. Nie wiedziałem co robić. Naglę usłyszałem jakby ktoś podbiegał do mnie z zewnątrz. Chwilę potem poczułem jak ciasne pomieszczenie w którym się znajduję zaczęło się delikatnie unosić w górę, aby po chwili zacząć się trząść jak jeszcze żywa mysz w zębach pędzącego kocura. W końcu szamotanina dobiegła końca, poczułem jak wraz z pomieszczeniem w którym się znajduję zostaję ułożony na jakąś twardą, równą powierzchnię. Górne wieko otworzyło się, zobaczyłem światło, a po chwili jeszcze pysk dwunożnej istoty. Potem wyciągnął w moją stronę swoją łapę. Chwycił mnie delikatnie, wyciągnął, i przetransportował prędko do innego, zrobionego z twardych prętów pomieszczania. Dziś mogę śmiało powiedzieć że była to najzwyklejsza żelazna klatka. Ponownie zostałem zamknięty, lecz tym razem widziałem wszystko przez kraty. Znajdowałem się na stole w niewielkim pomieszczeniu. Wokół mnie mieściły się dziwne przedmioty z których ulatniał się dziwny zapach. Ponadto leżałem w środku jakiegoś okręgu, składającego się z mniejszych o innych barwach. Istota która mnie uwięziła stała przede mną. W powietrzu zapanowała dziwna atmosfera, czułem wtedy uczucia których nie umiem opisać po dziś dzień. Dwunóg zaczął wydawać dziwne niezrozumiałe dla mnie odgłosy, które trwały bardzo długo. Naglę człowiek ucichł… Zapach w pomieszczeniu nabrał głębszego, mocniejszego aromatu… A ja zobaczyłem przed oczyma ciemność, poprzedzoną jasnym jak słońce światłem… Otworzyłem oczy. Wciąż znajdowałem się w tym samym pomieszczeniu, jedyne co się zmieniło to brak dwunożnej istoty i to, że zacząłem się zastanawiać! Mój umysł zaczęły ogarniać różne myśli których nigdy wcześniej nie doświadczyłem. Po raz pierwszy zastanowiłem się dlaczego ta rzecz się stała, dlaczego kolor blatu stołu różni się od koloru ścian, czemu w ogóle tu jestem!? Wtedy do pomieszczenia wszedł ten który mnie tu sprowadził. Przystawił swój łeb blisko klatki, a twarz jego wykrzywiła się dziwnym grymasem który uznać było by można za oznakę zadowolenia. Poczułem wtedy w mojej głowie dziwny głos, nieznany język który choć był mi obcy, to znany…
-Jak się czujesz?- Tak właśnie go zrozumiałem. Spróbowałem odpowiedzieć:
-Myślę… Że dobrze…
-To dobrze.- Powiedział, po czym otworzył mi klatkę. Byłem wolny, lecz mimo to, nie chciałem uciekać. Nie czułem strachu, jedynie zadziwienie. Znowu usłyszałem głos, teraz wiedziałem już że komunikuje się z dwunogiem.
-Może jesteś głodny?
-Tak, Jestem. Zjadłbym ryby.- Odpowiedziałem po chwili. Ten uśmiechnął się i wyszedł z pomieszczenia. Nie zdążyłem dokładnie wszystkiego dobrze przemyśleć, gdy ten był już przy mnie z pożywieniem. Tak mijał czas, a więź łącząca mnie z moim panem stawała się coraz trwalsza. Dużo podróżowaliśmy po świecie, nieraz sami, a czasem z innymi poszukiwaczami przygód Zdarzało się że wykonywałem brudną i niebezpieczną robotę za mojego władcę, gdyż ten sam nie chciał ryzykować życia. Mimo to i tak nie miałem go dość, wiedziałem ze jestem mu potrzebny tak samo jak on mnie. Byliśmy niemal nierozłączni. Im dłużej trwała nasza przygoda, tym potężniejszym czarownikiem był mój pan. Mnie jego moc, zaczęła fascynować, między innymi dlatego że zacząłem pojmować coraz to nowsze rzeczy, stawałem się inteligentniejszy! Przez bardzo wiele miesięcy bacznie przyglądałem się była coraz mocniejsza i mocniejsza, niemal że nie mogliśmy bez siebie żyć. Zaczęliśmy rozmawiać na głos, nie w myślach, to był nasz wspólny język… A ja wciąż rozumiałem więcej. Zdarzało się tak że czasami musiałem pouczać mego pana w niektórych sprawach, lecz on wtedy się bardzo burzył, nie słuchał mnie tylko dlatego że to on był władcą. Nie raz cierpieliśmy przez jego lekkomyślność i arogancję. Niestety, ja jako podwładny musiałem, czy to w kwestii magii, czy w innych aspektach. Więź miedzy nami się dostosować. jego poczynaniom
W końcu usłyszał o nas świat, staliśmy się sławni. Choć bardziej niż mną interesowano się moim panem, ja nie zwracałem na to zbytniej uwagi. Bardziej interesowały mnie kwestie magii. Zaczęliśmy podróżować na zlecenie. Wykonywaliśmy różne niebezpieczne zadania w zamian za to, że jakiś bogacz wypłaci nam za to pieniądze. Te wyprawy wiele dla mnie znaczyły, poznałem dzięki nim multum nowych tworów naszego świata. Uczyłem się na własnych błędach, w przeciwieństwie do czarownika… On jaki był na początku, taki został. Właściwie to bardziej niż poznawanie natury magii, interesowały go kobiety i sława. Nic nie uczynił w tym celu, myślał że jest wybrańcem gdyż odziedziczył swoje zdolności, że to co potrafi już jest sztuką. Lecz ja byłem inny… Wieczorami gdy on balował, ja zakradałem się do szkoły czarodziejstwa i wysłuchiwałem tamtejszych wykładów. Miałem na to trochę czasu gdyż pół roku nie byliśmy na żadnej wyprawie. Kiedy zauważył w końcu że traci czas, i ze jego sława blednie, postanowił ruszać dalej. Choć już nie byliśmy tak zżyci jak dawniej, postanowiłem z nim wyruszyć, w końcu ktoś musiał czuwać nad jego życiem…
Po czasie niedługim mogłem śmiało powiedzieć że wyprawa o dziwo się udała. Poznałem wiele ciekawych miejsc i osób, ponadto właściciel mój stał się potężniejszy, sławniejszy i bogatszy. A mi to poszło w głowę. Ta podróż była drugim z wielkich przełomów mojej egzystencji. Czułem że potrafię już posługiwać się magią, czułem że gdybym miał tylko chwytne kończyny aby móc wykonać najprostszy gest… To udało by mi się utkać zaklęcie…
W tym momencie ogarnęła mnie myśl doskonała. Przecież w trakcie plądrowania pewnego lochu pan mój znalazł naszyjnik poliformii. Sam z niego korzysta gdyż zna zaklęcie które przedmiot zapewnia. Pewnej nocy, podkradłem się cicho do jego sypialni. Gdy ten spał, ja przeszukałem jego magiczny plecak który mieścił więcej niż powinien. Z pół godziny „pływałem” w jego zawartości, lecz w końcu znalazłem! Chwyciłem go swoimi niewielkimi łapami i zarzuciłem na szyję. Nie wiedziałem jak dokładnie uruchomić działanie przedmiotu, lecz gdy tylko pomyślałem o swojej nowej postaci, zaklęcie aktywowało się samo… Przyjąłem kształty młodego człowieka. Byłem całkiem nagi. Wcześniej mi to nie przeszkadzało lecz w nowej skórze musiałem coś na sobie nosić. Zabrałem od właściciela trochę pieniędzy i wymknąłem się przez okno tawerny. Następnym moim krokiem był sklep odzieżowy, który o dziwo nawet w nocy jest czynny. Tam zakupiłem proste ubranie. Rano, kiedy prawowity właściciel naszyjnika jeszcze smacznie spał, wybrałem się do następnego sklepu, sklepu z ekwipunkiem magicznym. Dostałem tam swoją pierwszą księgę z zaklęciami. Byłem wtedy bardzo podekscytowany, lecz wiedziałem że nie mogę studiować jej od tak. Gdyby dowiedział się o tym mój pan, mógłby mi tego zabronić, a może nawet mnie odprawić! Na tą rzecz pozwolić nie mogłem. Dlatego też w czasie rozległych podróży unikałem mojego pana, ucząc się w tedy nowych zaklęć. Prawdę mówiąc trochę mu zazdrościłem. On doszedł do sukcesu bez dużego nakładu pracy, nawet dobrze się przy tym bawił. Ja musiałem ukrywać się przed oczyma ciekawskich, ślęcząc i ślęcząc nad książkami. Cóż, każdy osiąga swój cel za pomocą innych środków.
Czas płynął nieubłaganie. Razem z nim rozluźniały się moje kontakty z właścicielem, o ile mogłem go wtedy jeszcze tak nazywać. Zdarzało się że nie widywaliśmy się kilka dni, jakoś żadne z nas niemiało dla drugiego czasu. Bardzo denerwowała mnie jego bierność w stosunku co do badań nad magią. Czułem że on mnie ogranicza, że z jego winy nie mogę w pełni rozwinąć skrzydeł, że muszę wszędzie, zanim, łazić! Rozwiązanie wydawało by się proste –Zostaw go i ruszaj w swoją stronę.- Ale nie było… Zawsze mógł się mnie pozbyć, tym samym pozbawiając mnie mojego daru. Postanowiłem jednak to znosić, nauczyć się z tym żyć. Jestem pewien że by mi się to udało, gdyby ten łajdak nie zaczął kraść moich odkryć! Musiał iść na łatwiznę. Pewnego dnia znalazł moje notatki na temat tajemniczego ognia, którego tajemnicę badałem przez 3 lata. Po prostu je zabrał… A że geniuszem nie był, to nie umiał z nich skorzystać. Z tym też postanowiłem się pogodzić, niemiał ich wykorzystać, to tak jakby ich nigdy niemiał. Tak sobie tłumaczyłem…
W końcu miarka się przebrała. Kiedy to badaliśmy twierdzę wielkiego demona… No przynajmniej ja badałem. Trafiliśmy w końcu do jego komnaty. Siedział on tam wielki i przerażający. Lecz pan mój zamiast go od razu zabić, zaczął z nim konwersować. Podpowiadałem mu od razu w myślach –Zabij go! Zabij! Nie trać czasu!- Ale on nie słuchał. Spokojnie z nim rozmawiał. W końcu skończyło się na tym że podpisali ze sobą pakt… Pakt na podstawie którego mój mistrz zobowiąże się służyć demonowi, w zamian za życie w wiecznym dostatku i pomoc w rozwikłaniu sekretu tajemniczego ognia. Podając sobie ręce po prostu zniknęli. Teleportowali się… Zapewne na ojczysty plan demonów. A ja zostałem sam. Zostawił mnie, swojego najwierniejszego towarzysza i przyjaciela dla chwały i pieniędzy! Właściwie nic w tym dziwnego. Złość spowodowana przez tamte wydarzenie, po prostu zemnie w tedy buchała jak ogień z wulkanu. Zacząłem wszystko rozwalać! Kule ognia latały po Sali przeplatane błyskawicami i stożkami lodu. Z całej tej złości wyrwał mnie głos, głos który brzmiał jak buchające płomienia Baatezu… Doskonale znale znałem ten język. A oznaczał on dokładnie to samo co po naszemu „Czy chciałbyś się zemścić?”. Odwróciłem się i zobaczyłem wolnostojącą posturę istoty podobnej do widzianej wcześniej. Podobnej lecz zupełnie innej, był to diabeł rzecz jasna. Nie zastanawiało mnie wtedy jego pochodzenie, ani nic z tych rzeczy. Jedynie słowa które wypowiedział. Ciągnął dalej –Nie tylko daję ci szansę na zemstę, mogę cię też uwolnić z twojego utrapienia… Zerwać tą więź. Bo chyba tego pragniesz, prawda?- Oczywiście że właśnie tego chciałem. Więc zgodziłem się współpracować, to było jak rozwiązanie moich problemów, nowy środek dzięki któremu mogłem zacząć nowe lepsze życie!
I w rzeczy samej, tak się stało. Dzięki tamtemu wydarzeniu dokończyłem badania. Poznałem moc Piekielnego ognia… Energia ta, dopomogła mnie w wielu sytuacjach, mało tego, jest o wiele wydajniejsza niż zimno, kwas czy chociażby zwykły ogień. Ponadto zaznałem nowego szczęścia, poznałem radość dawania! Bólu… Zacząłem mordować, gdyż nie martwiąc się o niczyje życie, łatwiej jest osiągnąć swój cel, bo to dla niego żyjemy. Moje ciało zostało już na zawsze utrwalone w człowieczej formie, jakby tego było mało wszedłem w coś w rodzaju symbiozy z czartami. Przywdziałem skórę diabłów, która według niektórych do końca już spaczyła moją duszę, jak i umysł. Ale mi to było na rękę. Po wielu latach w końcu mogłem dokonać zemsty… To zdarzenie pamiętam dokładnie tak, jak by miało miejsce wczoraj. Byłem gotowy, szybka teleportacja na plan Materialny. Z pomocą specjalnych przedmiotów od razu znalazłem się przed… Gospodą. Bo gdzież by indziej mógł się znajdować „Mój Pan”. Nie patrząc na nikogo otworzyłem szeroko drzwi, a tam zobaczyłem go siedzącego przy stole z kilkoma ludzkimi dziwkami. Trochę stary, ale wiadomo jak to człowiek. Nie byłem typowym gościem tawerny, tak więc mój diaboliczny wygląd trochę przyciągał wzrok. Odezwałem się wtedy spokojnie we wspólnym, bo tylko ten język znał ten półgłówek…
-Witaj, Seequorze… Widzę że czas nie był dla ciebie zbyt łaskawy! On powoli wstał gapiąc się na mnie swoim trochę głupkowatym, lecz głębokim spojrzeniem. Po czym odpowiedział sztucznie miłym głosem:
-Piekielniku! Jak to dawno żeśmy się nie widzieli. Trochę się zmieniłeś… Eee… Nawet bardzo.
-To już nieważne, Hah, ha, ha! Przygotuj się na śmierć ze strony twego „Podwładnego”. Powiedziałem, po czym postawiłem jeden krok to przodu i rzuciłem zaklęcie Widmowego zabójcy. Pół-materialna iluzja powędrowała w jego kierunku, niestety on nawet w nią nie uwierzył. –To nie na mój łeb!- Odpowiedział odwdzięczając się Stożkiem zimna. Z jego rak powędrowała fala lodu, niczym fala na wzburzonym morzu przykryła mnie i kilku stojących obok mnie ludzi. Na szczęście ma zewnętrzna powłoka odporna była po części na działanie zimna, nie odniosłem dlatego większych obrażeń.
-Nieźle. Ale nie wystarczająco dobrze, aby się mnie pozbyć.- Powiedziałem. Uśmiechając się pan mój odpowiedział –Jeszcze zobaczymy. Pamiętasz twoje notatki na temat tajemniczego ognia? Dzięki demonom udało mi się opanować jego moc! Teraz przekonasz się że jestem, wystarczająco dobry by zmieść cię z powierzchni ziemi. Twoja skóra nic ci nie pomoże! Zaśmiałem się wtedy lekko i opowiedziałem szybko:
-Ja też zrobiłem w tym kierunku postępy… Giń! Wykonałem wtedy szybki gest i wypowiedziałem słowa zaklęcia. Z mej wyciągniętej ręki wyleciała czarna błyskawica Diabelskiego ognia, uwikłana w energię kwasu. O dziwo Mój przeciwnik w tym samym czasie wcale nie stał bezczynnie. Zobaczyłem że w moim nadlatuje płonąca czarnym jak piekło ogniem kula, przez którą przeskakiwały ładunki elektryczne. Wiedziałem że to spotkanie nie skończy się dobrze dla nikogo… Wielki wybuch! Tawerna razem z dachem wyleciała w powietrze, została jedynie wypalona czarna ziemia na której leżały dwa nie do końca okopcone ciała… Podniosłem się. Z ust mych jak ze źródła spływała czarna krew. Nie mogłem wymówić ani słowa, co znaczyło że nie mogłem użyć zaklęcia. Wyciągnąłem sztylet i zacząłem się czołgać do leżącego około 13 metrów oponenta. Ten odezwał się ostatkiem sił:
-Piekielniku! Proszę! Połączmy siły, razem możemy zyskać wiele. Czy nie pragniesz by między nami było tak jak dawniej? Piekielniku! To ja cię stworzyłem!- Po wypluci dużej ilości czerwonej cieczy zaczerpnąłem na chwilę powietrza i ostatkiem sił wymówiłem słowa:
-Nigdy mnie nie stworzyłeś, głupi czarowniku. Jedynie obdarzyłeś mnie mocą, która obróciła się przeciwko tobie. Gdybyś traktował mnie godnie, i zajmował się tym czym trzeba, to nigdy by do tego nie doszło! Zawsze zazdrościłem ci twojego życia. Nie mogę go wprawdzie mieć, ale wolno mi ci je odebrać! Oznajmiłem ciągnąc swe ranne ciało dalej ku przeciwnikowi. Wiedziałem że już po wszystkim nic mi nie zrobi, przyspieszyłem nie zważając na nic.
-A więc sam tego chciałeś… Allehandre die sueqoetto! Przepadnij poczwaro!- Te słowa, a dokładniej czar był ostatnią rzeczą jaką usłyszałem jako wolna istota. Całe moje ciało nagle uniosło się w górę. Nie byłem na to przygotowany, czarownik miał połamane ręce… Nigdy nie spodziewałbym się że zasięgnie metamagii… Tak więc uniosłem się w górę, następnie poczułem jak coś zaczyna mnie ciągnąć w stronę tego łotra. Zostałem wessany do drewnianej laski uczepionej na jego plecach, niczym krowy na farmie porywane przez tornada…
Teraz muszę tkwić w tym miejscu, wśród tych wszystkich bezwartościowych rzeczy. Mam nadzieję że kiedyś przeżyje jeszcze jakąś przygodę choć trochę przypominającą tę, które spędziłem z moim niegdyś dobrym panem…
Historia Piekielnika opowiadana przez niego sprzedawcy magicznych przedmiotów.
Piekielnik jest to drąg prawa +1/+1, w którym uwieziona jest osobowość czarodzieja. Przedmiot jest inteligentny, posiada następujące statystyki: Charakter: PZ, Atrybuty: Int 19, Rzt 16, Cha 10, Znane języki: Wspólny, Otchłanny, Piekielny, Specjalne zdolności: Wezwania diabła: Raz dziennie posiadacz przedmiotu jest w stanie wezwać za jego pomocą Gelugona na okres godziny (lecz szansa na zadziałanie zdolności wynosi jedynie 35%). Diabeł wypełnia polecenia posiadacza przedmiotu tylko wtedy, kiedy są zgodne z charakterem Piekielnika. Piekielny ogień: Trzy razy dziennie posiadacz może za pomocą laski przemienić energię z rzucanego czaru na energię piekielnego ognia. Owa energia jest mocą którą potrafią władać odległe byty. Diabły i demony. Z pomocą piekielnika rzucać można czary zamienione Diabelską wersją, czyli taką która istotom o charakterze chaotycznym zadaje podwójne obrażenia, neutralnym normalne, a stworzeniom praworządnym żadnych. Przed tym rodzajem mocy nie można uchronić się żadnym czarem typu Odporności żywiołowej. W dodatku przedmiot zapewnia premię z usprawnienia +4 do intelektu, i odporność 20 na ogień i zimno (Owa odporność nie kumuluje się z żadnymi innymi). Ego: 30
Wygląd: Piekielnik jest świerkowym drągiem o długości 1.80m. Oba końce wydają się być przypalone, lecz w rzeczywistości nie jest to osad. Na środku mieści się mała postura czarnego kota ukazanego z profilu.
Dążenie i charakter przedmiotu: Piekielnik nigdy nie da się utrzymać w ręku żadnemu Zaklinaczowi. Mało tego, jednym z jego celów jest właśnie ich niszczenie. Z powodu jego praworządnej i inteligentnej natury nigdy otwarcie nie zmusi trzymającej go postaci do zabicia takiego. Będzie próbować zabić go dyskretnie i z satysfakcją. Ponadto jeśli postać która jest aktualnym właścicielem Piekielnika posiada Chowańca, przedmiot będzie walczył z nim o względy właściciela tak samo jak z innym inteligentnym przedmiotem (Patrz Przewodnik mistrza podziemi str. 231). Broń owa nigdy nie zechce współpracować z istotą o intelekcie niższym niż jej, będzie próbowała zawładnąć nad właścicielem i zmusić go do oddania jej komuś inteligentniejszemu lub popełnić samobójstwo. Ogólnie przedmiot nie płonie rządzą mordu. Ale nie zawaha się zabić aby dojść do celu (Powiedzenie Cel uświęca środki jest jak najbardziej na miejscu w jego przypadku). Lubi być utrzymywany w czystości, ponadto nie znosi kiedy ktoś używa go do walki wręcz. Zgadza się na nią jedynie w skrajnych sytuacjach.
Od autora: Na konkursiku mi nie wyszło, to może chociaż na forum mi się uda .
PS: Wiem że piekielnik to potwór z Epic level handbook.