Mandos pisze:Na pewno do warhammera ?
Prawie na pewno. Wizja Warhammera w podręcnzikach i ksiażkach dość poważnie odbiega od Jesiennej Gawędy.
Jedzenie jedzenie składało się głównie z produktów mącznych oraz kasz, dodatkowo uzupełniano je głównie produktami mlecznymi i nabiałem. Te pierwsze mogą leżeć długo. Rozmaite sery - nawet bardzo długo. Mięso wędzono, suszono lub wędzono, co pozwala na kilkutygodniowe przedłużenie jego przydatności do sporzycia. Magazynowano je pod ziemią, w piwnicach, gdzie panujący chłód jeszcze przedłuża ten okres. Czasem dodatkowo trzymano je w beczkach wypełnionych lodem, solą i zasypanych trocinami, co pełniło rolę prymitywnych loduwek.
Generalnie jednak nie było tak, że raz do roku urządzano ubój w zakładach mięsnych i ktoś przez rok trzymał X ton mięsa w magazynie. Zwierzęta zabijano raczej na bierząco, wedle zapotrzebowania, tak, że zanim się coś zepsuło, to już dawno było zjedzone.
Łazienka: nie róbmy z naszych przodków dzikusów ani - tym bardziej kretynów. Owszem, higieny nie znano - po prostu nasi przodkowie nie łączyli brudu z chorobami, dlatego też nie dbali tak, jak my dzisiaj o to, by być czystym. Mycie się traktowano raczej jako przyjemność i rozrywkę, a nie jako codzienny rytuał zaczynający dzień.
Jak się myto?
Dzban z zimnej wody, może nawet cynowy to naturalnie pomysł Hagara.
Zacznijmy od tego, że wbrew powszechnemu mniemaniu ludzie nie byli aż tak strasznie biedni, na cynowe naczynia każdy, kto nie był strasznym nędzarzem raczej mógł sobie pozwolić. Podgrzanie wody na piecu także jakimś trudnym manewrem Only To Szlachta nie jest.
Myto się głównie w baliach z ciepłą wodą, stosując mydło, produkt średnio luksusowy. W miastach ludzie chodzili do łaźni, z częstoliwością różną. Nie mniej jednak większość miast nakładała nakazy na swych obywateli odwiedzenia co jakiś czas tego przybytku... Powód był prosty: wizyta była płatna i miasto na tym zarabiało.
Jako, że nakładano ten obowiązek nawet na czeladników nie mogło to być drogie.
Zęby w brew temu, co Hagar mówi myto lub płukano. Stosowano do tego różne rzeczy: alkohol i zioła, którymi je płukano, sodę, sól i węgiel drzewny. Miało to znaczenie głównie estetyczne, bo ludzie nie kojarzyli podówczas brudu i choroby. Nie mniej jednak fakt pozostaje faktem.
Widziałem gdzieś zestawienie, ile dwór któregoś z naszych królów (bodajrze Batorego) wydawał na różne środki higieny. Nie mniej jednak nie znajde go, bo mam lepsze rzeczy do roboty, niż siedzieć w czytelni.
Odchody dość powszechnie wylewano za okno, gdzie powinny spływać do rynsztoków. Nie mniej jednak z tym procederem starano się (bezskutecznie) walczyć. Głównie poprzez kary pieniężne.
Najczęstrzy system oczyszczania miasta składał sie z yustawionych na rogach ulic beczek, gdzie mieszkańcy powinni wylewać nieczystości, a następnie odpowiednie służby wywoziły je za miasto.
Część osiedli miała - mniej lub bardziej skuteczne - systemy kanalizacyjne. Składały się one z rynsztoków, którymi nieczystości powinny wypływać za miasto oraz systemów kanalizacyjnych, głównie po rzymskich. Nie wiem, jak dokłaniej one wyglądały.
Wreszcie istniały odpowiednie służby, które zajmowały się oczyszczaniem miasta: poprzez zbieranie co większych gór wiadomo czego i wywożenie ich. Tak nagromadzone odchody częstokroć używano jako nawóz.
Mieszkań rzeczywiście nie
wietrzono, za to okadzano je dymem. Wietrzenie w miastach było zdecydowanie złym pomysłem. Nie było tam świerzego powietrza, a co do chorób, to rzeczywiście, było go w nich pełno.
Generalnie jeśli chodzi o życie w miastach, to zdecydowanie lepszym pomysłem było mieszkać na wsi. Wbrew powszechnemu mniemaniu, wedle którego to chłopi byli najniższą, biedującą, ciemną, nędzną masą ich życie w tej epoce było dość niezłe w porównaniu z mieszkańcami miast.
Owszem, stanowiące 20 do 30% całości ludności miast Mieszczaństwo żyło w większości lepiej od nich, nie mniej jednak reszta - czyli plebs - żyła w chłodzie, głodzie, brudzie i desperacji. Przyrost naturalny miast był w owych czasach ujemny, utrzymywał się tylko dzięki napływowi bezrolnych chłopów.
Nawiasem mówiąc temat jest całkiem nieźle omówionu w ksiązkach. Osobiscie polecam:
- "Podróże po Europie w XVI i XVII wieku" nie pamiętam autora.
- Życie codzienne w Warszawie za Wazów / Jerzy Lileyko.
- Życie codzienne we Florencji : czasy Medyceuszów / Jean-Marie Lucas Dubreton
- Był jeszcze dobry cykl o kobietach z różnych epok, niestety nie pamiętam ani tytułów ani nazwiska autorki, a dziś jest za ładny dzień, żebym siedział w notatkach. Jeśli kogoś bedzie to interesowało, to poszukam...