Jak dotąd miałem taką sytuację raz (niska Budowa, rana Ciężka, niezdany test Oparywania Ran). Pozwoliłem graczowi żyć.
Jednak jeśli zdarzy się coś podobnego w najbliższej przyszłości, zapewne zrobię inaczej.
Dlaczego? Dlatego, że śmierć Bohatera definiuje go. Może moje podejście wynika z faktu, że grywałem w Deadlands (MG oszczędzał zwykle naszych postaci, ale powiedział, że jak wrócimy do grania, będzie nieco ostrzejszy
). Może z faktu, że przeczytałem sporo powieści płaszcza i szpady (do "płaszcza i szpady", dodam dla porządku, wliczam np. "Ogniem i Mieczem"). W "Wicehrabim de Bragelonne" znaczenie bohaterskiej śmierci pokazane jest czarno na białym.
Bohater Monastyru jest postacią niezwykłą. Zarówno historia, jak i literatura pokazują, że legenda pozostaje po człowieku zwykle wtedy, gdy zginie gwałtownie, zanim jego wielkość zacznie podupadać. Legendy o Heraklesie, Prometeuszu, Beowulfie, Rolandzie, Tristanie i Izoldzie (
), opowieści o bohaterach takich jak Portos, Geralt z Rivii, Hamlet, historie życia takich osobistości jak Juliusz Cezar, Abraham Lincoln, Martin Luther King wyglądałyby zupełnie inaczej, gdyby wyżej wymienieni zmarli śmiercią naturalną w wieku starczym, po przeminięciu swojej wyjątkowości.
Kiedy Bohater ginie, warto czasem (nie zawsze!) na to pozwolić. Trzeba pamiętać tylko o jednym. Bohater nie może zginąć na zasadzie "dostajesz ranę Śmiertelną, umierasz". Jeśli Bohater dostanie taką ranę i nie zda testu Wytrwałości, MG wie, że umrze on. Jednak należy pamiętać, że śmierć nie musi nastąpić natychmiast. MG może (i, moim zdaniem, powinien) tak poprowadzić narrację, by gracz mógł jeszcze wiele dokonać - a przynajmniej nie wyzionąć ducha bez wypowiedzenia ostatnich słów.
Wyobraźmy sobie, że bohater "Pieśni o Rolandzie" (wolałbym przytoczyć przykład Portosa, ale mało kto czytał "Wicehrabiego de Bragelonne") jest Bohaterem Monastyru. Otrzymuje ranę Śmiertelną. Jednak "MG" pozwala doprowadzić bitwę do końca, potem dopiero dogorywający Roland spotyka anioła i wreszcie umiera. To samo może stać się podczas sesji. Reguły można interpretować swobodnie, można sobie nawet na jakiś czas "darować" modyfikatory z ran i podobne pierduły.
Ważną kwestią, jeśli przyjmie się tę niekonwencjonalną metodę radzenia sobie z umierającymi postaciami, gra odpowiednie przedstawienie sytuacji. Nie łudźmy gracza przesadnie, że Bohater przeżyje. To byłoby nie fair, i gracz słusznie poczułby się oszukany. Jednak nie wspominajmy o tym, że Bohater zginie wprost. Co więcej, róbmy wszystko, by zachęcić gracza do dalszej, aktywnej gry. To niełatwe zadanie, z którym jak dotąd nie miałem okazji się zmierzyć, jednak myślę, że możliwe.
Kolejną ważną kwestią jest moment śmierci Bohatera, jak również to, jak na jego śmierć zareagują inni. Tu trzeba "przygotować grunt" odpowiednio wcześniej. Niech śmierć wrogów Bohaterów zostanie potraktowana jako zło konieczne, niech zmarłym oddany zostanie należyty szacunek. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, gdy przeciwnicy Bohaterów nie są zwykłymi łotrami, ale szlachetnymi ludźmi w tragicznym konflikcie nie do rozwiązania (jest to, nawiasem mówiąc, kolejna charakterystyczna cecha literatury płaszcza i szpady - nie każdy wróg Bohaterów jest złem wcielonym). Jeśli gracze nie są skłonni odpowiednio traktować przeciwników, można np. "podrzucić" im sprzymierzonego NPCa, który do tego szacunku zachęci i da przykład własnym zachowaniem.
Jeśli w ten sposób "urobimy" graczy do traktowania z powagą i szacunkiem śmierci niektórych NPCów, będą mieli - jak przypuszczam - podświadome przekonanie, że z ich postaciami stanie się tak samo. Wzmocnijmy to przekonanie, poświęcając śmierci Bohaterów wiele czasu - opisy śmierci, skupianie się przy śmierci Bohatera WYŁĄCZNIE na nim jednym i (chwilowe) ignorowanie reszty drużyny - a także zaznaczając poważanie dla ich przeszłości w inny sposób. Dla przykładu, cały epizod sesji można poświęcić pogrzebowi postaci jednego z graczy.
To tylko kilka luźnych i, niestety, na razie teoretycznych rozważań w temacie. Jak mówię, jak dotąd była tylko jedna sytuacja śmierci Bohatera, i nie była ona wystarczająco dramatyczna, by uzasadnić jego śmierć. Wszystko jest kwestią wyczucia sytuacji i tego, jak ściśle MG chce trzymać się reguł.