Witam.
Jest to moja pierwsza praca, którą gdziekolwiek zamieszczam. Chciałbym na początku podkreślić, że mam nieduże doświadczenie z papierowym RPG i możliwe, że to okaże się nieco infantylne dla graczy z dłuższym stażem. Poza tym chciałbym dodać, że jeśli jeszcze kiedykolwiek stworzę coś wartego zamieszczenia na tej stronie, będzie to napewno utrzymane w podobnym klimacie jak i formie, więc jeśli komuś mój styl nie przypadnie do gustu, nie polecam mu też moich kolejnych prac<) ...
Tyle tytułem wstępu, teraz zajmę się problemem. Otóż, często grając w gry fabularne, czy to cRPG, czy ulubione przez kolegów D&D, zastanawiałem się, jak to jest z postaciami graczy i ich moralnością ukazywaną w trakcie sesji. Wydaje mi się, że naprawdę niewielu z nich przejmuje się tą stroną swojej postaci jak jej, powiedzmy, strach przed dokonaniem morderstwa. Jestem pewien, że wielu z czytających teraz pomyśli "Jak chce się bawić w dylematy moralne postaci, to niech zmieni system/zmieni MG/skończy z takimi grami, bo na to tu nie ma miejsca." No i właściwie mieliby racje, gdyby nie mały istotny szczegół... Chodzi o to, że traktuję postać, którą odgrywam, jako odbicie samego siebie. W praktyce wygląda to tak, że granie psychopatą lub analfabetą raczej mi nie wychodzi<) NO więc, chyba powinienem przejść do sedna... Moje pytanie brzmi: Nawet jeśli na D&D mówi się siekanina, to jak to możliwe, że bohaterowie od 1 poziomu, to znaczy, będąc jeszcze "żółtodziobami" potrafią bez kłopotu i zachamowań zabić cokolwiek słabszego od nich, co stanie im na drodze, a potem przejść nad trupem bez mrugnięcia okiem?
Sam próbowałem odgrywać "bohatera" zupełnie innego, który miałby się wzdrygać przed rozlewem krwi i co najwyżej ogłuszać przeciwników. No ale cóż z tego, skoro mój MG nie był przygotowany na taką zmianę filozofii gry i już na początku byłem zmuszony toczyć bitwy na śmierć i życie zgodnie z zasadą "Jak nie wy ich, to w końcu oni was". Możliwe, że za dużo wymagam ale cóż... Gracze dzielą się na tych ambitnych i tych odrobinę mniej... <) Nie będę się już rozdrabniał nad przykładami ale wytoczę moje zarzuty co do takiego stanu rzeczy...
Po pierwsze, brak w tym realizmu (realizm w heroic fantasy, dobre sobie). Bo jeśli taki młody mag, który kilkanaście lat życia spędził przyswajając zaklęcia ma w końcu z niej wyjść i, jak by nie było, zacząć siać zniszczenie... To chyba powinien mieć choć niewielkie zachamowania, przynajmniej przy swojej pierwszej ofierze. Albo, jak napisałem w temacie, wyznacznikiem postaci graczy jest urodzenie się z morderczymi skłonnościami.
Kieruję się tu własnym doświadczeniem i obserwacjami dokonanymi na swoich kolegach, którzy nigdy nie zastanawiali się nad takimi sprawami i radośnie oddawali się masakrowaniu wrogów przy każdej okazji... Swoją drogą, na początku właśnie liczba zabitych stworzeń (w tym ludzi... :/) była niejako wyznacznikiem prestiżu wśród nich... Ot, idealni kandydaci na zabójców, którzy czerpią radość ze swojej pracy... <)
Po drugie, choć może jest to wywołane moim nadmiernym utożsamianiem się z postacią, naprawdę nie wyobrażam sobie wcielenia się w takiego "kosiarza żywotów" bez predyspozycji wewnętrznych (jeśli już jesteśmy przy graczach ambitnych) i czerpania z tego głębszej satysfakcji... Osobiście nie chciałbym spotkać takiej osoby... I póki co, nie zdarzyło mi się to (tak, wniosek z tego, że moi współgracze są z tych mniej ambitnych<).) Oczywiście ten zarzut nie dotyczy Mistrzów Gry, ponieważ gdyby oni wcielali się tak głęboko i z oddaniem w każdego psychopatę/mordercę/potwora o ludzkiej twarzy/człowieka o skłonnościach bestii, w końcu dostaliby pewnie lekkiej schizofrenii... Prawdopodobnie, bo któż zna Mistrzów Gry i ich sadystyczne, skomplikowane umysły<)...
Myślę, że to wystarczy jako punkt odniesienia do dalszej dyskusji. Jestem ciekaw waszego zdania lub waszych doświadczeń. Może takie dylematy moralne są na tyle indywidualną sprawą, że któś ma całkowicie inną opinię a mój tekst kłuje go w oczy<) Tak czy inaczej, pozdrawiam i zachęcam do polemiki:)