MacKotek pisze:W mojej opinii? No can do. Niestety, tylko najpotezniejsi magowie poradza sobie z calym miasteczkiem... Ewentualnie naprawde duze kabaly, podzielone na podgrupy. Wilkolaki maja o wiele mniej klopotow, szczegolnie, ze interesuje je to, co widza, a widza tylko materialna i duchowa czesc swego terytorium. Magowie widza je w pelnym spektrum, muszac jednoczesnie radzic sobie z wampirami i wilkolakami na dokladke. Uwierz mi, konflikty zdarzaja sie czesto - magowie wladajacy arkanum Ducha uwazaja Loci za cenne zasoby, wchodzac w konflikt z wilkolakami. Tak samo Krag macierzy i Zakon Smoka uwazaja Loci i Zrodla za cenne nabytki.
Nie tu będę polemizował. To czy można kontrolować duże terytorium czy nie, czy konflikty się zdążają czy nie itd. jest kwestią uznaniową. Nie ma sensu się nad tym rozwodzić.
Uważam natomiast, że nie ma sensu opracowywać terytorializmu magów, który jest tak bardzo zbliżony do wilkołaczego. Małe terytorium siłą rzeczy wywołuje takie podobieństwo.
Poza tym wizja magów - Przebudzonych którzy widzieli Wysokie Ziemie i dotykali absolut - pilnujących jakiegoś placu, czy kilku budyneczków, po prostu do mnie nie przemawia.
To są goście stworzeni do większych rzeczy. A czy sobie nie poradzą? Cóż - nie muszą. Wystarczy, że próbują
Zamiast jednej zalety i małego zwartego terenu prędzej postawiłbym na opisanie wielu "mistycznych miejsc". Każde mogło by mieć własną historię, specyfikę itd. Można by wtedy takie miejsca rzucić po dużym geograficznie terenie i mielibyśmy
jakiś kompromis.
Oczywiście trzeba by to zrobić tak, żeby nasze miejsca różniły się od tych z wilkołaczych "Terytoriów".
Do przedsięwzięcia spisania takich miejsc chętnie bym się dołączył - nawet gdyby nie weszły ostatecznie do pomysłu domeny, to mogłyby być pomocne jako materiały go gry.
Czekam na tekst Gruszczego. Chętnie porównam jego przemyślenia ze swoimi.
EDIT:
Żeby nie być gołosłownym pierwszy pomysł.
Opis Miejsca:
Rezydencja Beedingwood
Fotki
http://www.sub-urban.com/roffey.htm
Są miejsca, które sięgają zły los. Są marzenia, których spełnienie staje się niebezpieczną, przynoszącą nieszczęście obsesją. W przypadku pana D. taką obsesją był dom. Własna posiadłość, którą urodzony w biednej rodzinie emigrantów D. mógłby imponować w towarzystwie wszem i wobec ukazując rozmiary własnego życiowego sukcesu. D. miał się czym szczycić. Kariera od pucybuta do milionera. Piękna żona, koneksje, uznanie w środowisku, kolacje z gubernatorem. D. – posiadacz dwóch koni wyścigowych i złotej karty członkowskiej elitarnego klubu jachtowego – postanowił, że potrzebuje do pełni szczęścia wspaniałej, okazałej rezydencji.
Czy agent handlu nieruchomościami nie wspominał, że ziemia na której rozpoczęto budowę domu cieszy się złą sławą? Czy uwagi pana D. nie zwrócił fakt, że okolica – mimo tak dobrego poleżenia komunikacyjnego, jest tak odludna? Czy pierwszy z wynajętych do opracowania planów budowy architektów – człowiek głęboko wierzący i przezorny – nie odmówił podjęcia prac?
Nic nie mogło odwieźć pana D. od podjętego zamiaru. Pragnął zrealizować swoje marzenie. Nie należy posądzać pana D. o lekkomyślność – co to, to nie. Był on człowiekiem twardo stąpającym po ziemi, racjonalistą i pragmatykiem. Był także człowiekiem niezwykle upartym i ta właśnie cecha charteru stała się przyczyną jego zguby. Budowa bowiem szła źle. Od początku na całym przedsięwzięciu zawał się ciążyć zły los. Wypadki, błędy, choroby wśród pracowników. Prace posuwały się do przodu w iście ślimaczym tempie. Uparty pan D., w miarę jak narastały trudności, zaczął poświęcać realizacji swego marzenia coraz więcej czasu. Oskarżając zarządców budowy o nieudolność sam zamieszkał na placu budowy i zaczął zarządzać całym przedsięwzięciem. Marzenie stało się obsesją, robotnicy zaczęli szeptać miedzy sobą o „klątwie”, a rodzina i znajomi pana D. zaczęli martwić się o stan jego umysłu.
Jak to się stało, że pan D. strawił na budowie wymarzonego domu cały majątek? Jak to się stało, że porzuciła do żona, opuściła rodzina? Nikt z mieszkańców pobliskich okolic tego nie wie. Pozostały jedynie opowieści o starcu, który zmarł samotnie w niedokończonym ogromnym dworzyszczu.
Mechanika: Dom został wzniesiony na krzyżujących się potężnych mistycznych liniach. Budowa sprawiła, że linie te zaczepy oddziaływać na budynek i najbliższą okolicę. Rezydencja to miejsce związane z działaniem arkanum Fate. Z niewiadomych przyczyn wytworzył się wokół niej „wir” przeznaczenia. Miejsce to nie nadaje się absolutnie do zamieszkania w normalnych warunkach – losowe negatywne efekty Fate oddziaływają na każdego, kto przebywa tu dłużej niż 24h.
Dla magów jednak dodanie rezydencji do własnej domeny może być niezwykle korzystne. W domu jest bowiem jedno pomieszczenie – oranżeria – które stanowi jakby środek „wiru”. Każdy, kto używa tak arkanum Fate, dzięki zaczerpnięciu mocy łączących się mistycznych lini, otrzymuje dodatkowo dwie kostki do swej puli. Taką samą ilość kostek mag musi jednak dodać do swej puli paradoksu. Tylko mag, którego częścią domeny jest rezydencja, może wykorzystać tą zdolność.
Aby dodać to miejsce do swoje domeny mag musi ustanowić nad nim kontrolę. W warstwie mistycznej wymaga to, aby osoba uważająca się za podległą Czyniącemu, opiekowała się tym miejscem i mieszkała w nim. Dodatkowym problemem jest również sam budynek – wygląda to jakby ziemia chciała „zrzucić” z siebie jarzmo budynku i raz na jakiś czas przeznaczenie „zagina” wydarzenia w tą stronę. Jeśli więc w okolicy będzie budowana nowa droga, to „przypadkiem” zostaje wytyczona tak, aby trzeba było dokonać rozbiórki domu.